Islandia dała z siebie wszystko. W starciu z Ukrainą, która dysponuje naprawdę silną kadrą, szanse reprezentantów 400-tysięcznej wyspy wyglądały mizernie. I choć ostatecznie przegrali, to nie można powiedzieć, by z Wrocławia wyjeżdżali dziś okryci wstydem.
Szkoda, naprawdę szkoda Islandczyków. Zrobili dziś wszystko, co było w ich mocy, parli od samego początku w ataku, grali rozsądnie w defensywie. Zwyczajnie grali jak równy z równym. I naprawdę trzeba to pochwalić.
Ostatecznie przygniotła ich indywidualna jakość. Zdajemy sobie sprawę, że Islandia to nie jest anonimowo piłkarski kraj, że wciąż niektórzy mogą tę kadrę postrzegać przez pryzmat udanych turniejów, na które prowadził ich Gylfi Sigurdsson. Tyle że to było dawniej, teraz ich największą gwiazdą jest Hakon Haraldsson, dwudziestolatek z Lille. Duży talent, ale wciąż jest pieśnią przyszłości.
Ukraińcy z kolei są naszpikowani potencjałem. Malinowski, Cygankow, Jaremczuk. W tyłach oglądaliśmy Mykolenkę, który przecież jest tylko zastępcą wracającego po kontuzji Zinczenki. Każdy z nich w kadrze Agi Hareide miałby status pewniaka. Mudryk i Łunin? Po prostu byliby gwiazdami.
Najlepszą miarą sukcesu ekipy “gości” – choć spotkanie było rozgrywane z wiadomych powodów na Stadionie Miejskim we Wrocławiu – niech będzie wysiłek, do jakiego nieustannie zmuszali Andrija Łunina. Ukrainiec w tym sezonie walczy z Kepą Arrizabalagą o status pierwszego bramkarza Realu Madryt i jeżeli do klubu wróci, będąc w takiej formie, jak w meczach reprezentacyjnych, to szanse Hiszpana na odzyskanie miejsca między słupkami, nie są zbyt duże. Choć nawet Łunin na samym początku rywalizacji musiał uznać wyższość Alberta Gudmundssona, na co dzień napastnika Genoi, drugiego najważniejszego kadrowicza swojego kraju.
Nasi wschodni sąsiedzi musieli naprawdę stawać na rzęsach, by wrócić do walki o zwycięstwo. Jeszcze w pierwszej połowie niezaliczona została bramka Jaremczuka, bo snajper Valencii znajdował się na pozycji spalonej. Ostatecznie dwa trafienia udało się wyszarpać w drugiej połowie, najpierw zrobił to Wiktor Cygankow po samodzielnym rajdzie, a później, pod koniec spotkania, niezłym strzałem popisał się Mychajło Mudryk.
Na odrobienie strat już nie było czasu. “Strakanir okkar” musieli ostatecznie zaakceptować wyższość przeciwników. Pokazali jednak, że w zbliżających się eliminacjach do mistrzostw świata mogą się okazać bardzo, ale to bardzo niewygodnym przeciwnikiem. Nie mają zamiaru grać z kompleksami i chwała im za to.
Ukraina – Islandia 2:1 (0:1)
Cyhankow 54′, Mudryk 84′ – Gudmundsson 30′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Giggs kontra Bale. Kto był lepszym piłkarzem?
- Niedoszły żużlowiec, kibic Chelsea, ministrant
- Czołówka Championship, niespełnione talenty i krótka kołdra
Fot. Newspix