Reklama

Zero barier, sto procent piękna. „Piłka odarta z blichtru” [REPORTAŻ]

Piotr Rzepecki

Autor:Piotr Rzepecki

25 marca 2024, 18:03 • 7 min czytania 1 komentarz

Gościliśmy na wyjątkowej imprezie. Na zaproszeniu była informacja o turnieju dla dzieciaków z niepełnosprawnościami. Nikt nam nie powiedział, że wydarzenie w Krakowie to tak naprawdę terapia, nauka, masa refleksji i gwarancja spełnienia w jednym. O wychodzeniu ze swoich baniek. O przełamywaniu barier. O otwarciu serca, o tworzeniu wspólnoty. Zapraszamy na reportaż z turnieju „3..2..1!”.

Zero barier, sto procent piękna. „Piłka odarta z blichtru” [REPORTAŻ]

Wszyscy doskonale wiemy, co oznacza data 21 marca. To pierwszy dzień kalendarzowej wiosny, w większości domów zimowe buty idą w bok, puchowe kurtki są chowane w najdalsze rejony szafy, a nastolatkowie świętują dzień wagarowicza.

Dzień szczególny

21 marca to także jeszcze jedno święto. Mówi się o nim zdecydowanie mniej – chodzi o Światowy Dzień Zespołu Downa. To wyjątkowa data. Dzień, który na swój sposób świętują osoby z różnymi niepełnosprawnościami. Właśnie wtedy odbył się turniej piłkarski „3..2..1!”. Uczestnikami były dzieciaki. Ale po obejrzeniu całej imprezy, po rozmowach z opiekunami i trenerami, nie nazwalibyśmy ich chorymi czy niepełnosprawnymi. Są po prostu inni. Są… na swój sposób piękni. Prawdziwi. Doskonali.

W turnieju wzięło udział kilkudziesięciu piłkarzy i piłkarek z trzech ośrodków: KSPN Pogoni Kraków (organizatorzy), fundacji „Megamocni” z Kielc i Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego im. Jana Pawła II w Krakowie. Kilkunastu trenerów, wielu opiekunów, niezliczona liczba uśmiechów, radości, namacalnego wsparcia. Dzieciaki zarażały pozytywną energią i dawały z siebie sto procent podczas meczów.

Głównie chodziło nam o to, żeby dzieci z różnymi niepełnosprawnościami mogły się pobawić. Każda akcja, każde podanie, każdy strzał powoduje u nich ogromny uśmiech. I o to w tym chodzi – powiedział nam Michał Amarowicz, jeden z trenerów Pogoni Kraków. – Naszym planem jest dobra zabawa. Powiedziałem chłopcom przed turniejem, żeby dominowała radość z gry. Żeby ten uśmiech, który widziałem u nich przed turniejem, był po imprezie. 

Reklama

Przed spotkaniami obowiązkowa odprawa. Punkt pierwszy i najważniejszy – dobra zabawa!

„Jedziemy na turniej do Krakowa”

– Nasi podopieczni zawsze cieszą się, gdy jedziemy na turniej zorganizowany dla promocji sportu – mówi nam jedna z opiekunek fundacji „Megamocni”. – W naszej fundacji nie mamy tylko zawodników z zespołem Downa, ale też z różnego rodzaju innymi niepełnosprawnościami intelektualnymi czy ruchowymi. To dodatkowa forma poznania rówieśników. Przełamują też bariery społeczne, biorąc udział w takich turniejach.

– Możliwość wyjazdu w inne miejsce to zawsze dla nich duże wydarzenie. Wielu z nich nie ma zwyczajnie możliwości wyjazdów w zasadzie nigdzie. Z różnych przyczyn. Mieliśmy zajęcia z niektórymi podopiecznymi w poniedziałek czy we wtorek, to już wspominali, że oni w czwartek jadą na turniej do Krakowa. To olbrzymie emocje. Są bardzo zaangażowani – słyszymy.

Reklama

Dzieciaki zostały podzielone na kilka grup – rywalizowały ze sobą na dwóch boiskach. Była rozpiska, gospodarze turnieju pilnowali kolejności, sprawdziliśmy czy są wpisywane wyniki. – Tutaj nie ma przegranych. Wszyscy wygrywają – tylko rzucił jeden z sędziów, pilnujących czy przepisy gry w piłkę nie są zbyt często naginane. Ktoś wziął do rąk piłkę, ustawił przed bramką i uderzył ile sił. Innym razem ktoś wybiegł z nią za linię autu. Nie było problemu. Dominowała zabawa i dowolność, efektem były uśmiechy dzieciaków, celebra po pięknych golach.

Tak się cieszy jeden z napastników Pogoni Kraków po przedryblowaniu czwórki rywali i wpakowaniu bramki. Straciliśmy rachubę której, ale na jednej się nie skończyło!

– Są nerwy, jest adrenalina, w końcu to piłka nożna! Wzbudza bardzo dużo skrajnych emocji. My, jako sztab trenerski, cieszymy się bardzo z każdego ich uśmiechu. Nasi podopieczni czerpią wzory z największych piłkarzy. Wiedzą, że przez takie turnieje przełamią swoje bariery – dodaje trenerka „Megamocnych”.

– To jest prawdziwa piłka. Odarta z tego całego blichtru. Wystarczy się rozejrzeć po dzieciakach. Nie ma w nich bólu, żalu – powiedział nam Marek Dragosz, założyciel organizacji „Keepers Foundation”, w przeszłości selekcjoner ampfutbolowej reprezentacji Polski. Udziela szkoleń na całym świecie, dociera z dobrym słowem na przeróżne zakątki globu – od Dominikany, przez Kenię, aż do Tajlandii.

Nie zadajemy pytania, czy dostrzegalne są bariery. Czy widać u nich jakieś ograniczenia. Kwadrans spędzony na imprezie rozwiewa wszelkie wątpliwości.

Mecze trwały po piętnaście minut. W czasie gdy cztery zespoły rywalizowały, pozostałe kilka czekały na swoje występy. Uczestnicy mogli pokibicować i odwrotnie.

Dwójkowa akcja zakończona golem i nie mogło być inaczej – celebra również w duecie!

Dla najmłodszych uczestników wydzielono specjalną strefę. Każdy wziął udział w zabawie.

Wielkim wydarzeniem dla uczestników były wywiady przed kamerą. – Teraz będą czuli się jak gwiazdy! Śmialiśmy się, że zaraz będą musieli rozdawać i autografy – usłyszeliśmy od organizatorów.

„Zadaje sobie jedno pytanie…”

Wśród kilkunastu opiekunów żywo dopingujących dzieciaków, zagadujemy starszego pana. Na oko 75 lat, w ręku trzyma siatkę z mandarynkami i bananami. Ma przewieszoną kurtkę przez ramię, szeroki uśmiech, twarz pokrytą siatką zmarszczek. Początkowo się krępuje, widząc dyktafon pyta o nazwę gazety, ale po dwóch pytaniach otwiera się całkowicie.

– Przyjechałem z wnuczkami. Długo czekali na ten turniej, do tego doszło, że jeden z nich nabawił się kontuzji – wskazuje 10-letniego Tomka, który skręcił nadgarstek. – Grać nie może, ale przyjechał pokibicować.

– Był taki okres, że o dzieciach z niepełnosprawnościami się nie mówiło. Były schowane w szufladzie – wyznaje nasz rozmówca. – Rodzice się wstydzili, że akurat takie dziecko się urodziło. Przez brak kontaktu z rówieśnikami praktycznie nie ma zapewnionego rozwoju. Zatrzymało się na pewnym etapie. Do tego dochodzi brak rehabilitacji, brak logopedy, to się składa na to, że maluch się zamyka w sobie. Tutaj widać energię, zapał. Wielkie słowa uznania też dla trenerów, którzy poświęcają tym dzieciaczkom masę sił, angażują się w to bardzo mocno. 

– Ja wiem, że gdyby nie było tego typu imprez, to mój szesnastoletni wnuk zamknąłby się w sobie – pokazuje na chłopca, biegnącego po murawie. – Żyłby w swojej bańce. Nic by go nie interesowało.

Pytamy o opiekę i zajmowanie się takimi dziećmi. Mało się o tym mówi, ale to wymagająca harówka. Praca bez płatnego urlopu, bez chwili odpoczynku. Na całą dobę, przez 365 dni w roku. – Nie każdy nadaje się do takiej pracy. Są różne przypadki. Czasami cierpią od narodzin. Jak patrzę na niektóre maluchy, to aż się serce kraje. Zadaję sobie pytanie: Co takie dziecko jest winne?.

– Rodzice niepełnosprawnych dzieci bardzo blisko żyją ze sobą. Tworzą wspólnotę. Jeśli komuś się coś dzieje albo nie ma kogoś na treningu, to od razu jest telefon i pytanie „czy wszystko jest w porządku?”. Podobnie było z moim wnuczkiem. Koledzy się pytali, „gdzie jest Tomek?”, „co się stało?”. Taka opieka wymaga bardzo wielu wyrzeczeń. I codziennej pracy. Dzieci potrzebują ciągłej pomocy, przypilnowania. Różne pomysły pojawiają się w główkach tych dzieciaczków.

Pytamy o pomoc. Jak działają odpowiedzialne za tę przestrzeń instytucje. Jak wygląda wsparcie opiekunów.

– Chciałoby się powiedzieć, że nie do końca wszystko jest spełnione. Chodzi o pieniądze. Potrzebne są większe fundusze. Tego na co dzień nie widać, ale dzieci z niepełnosprawnościami jest coraz więcej. Gdyby pan poszedł do takiej szkoły, do której chodzi mój wnuk, i zobaczyłby pan te dzieci, gdzie są naprawdę różne przypadki, bardzo różne przypadłości, to tam się po prostu serce otwiera… Chciałbym, ale nie mogę. Współczuję, ale cóż ja mogę…

Dziadek chłopców przeprosił, bo skończył się mecz i ten starszy już szedł w jego stronę. W nagrodę dostał mandarynki. Chłopiec sapał ze zmęczenia, ustrzelił co najmniej hat-tricka, ale uśmiech nie schodził z jego ust.

Impreza, jak każdy poważny turniej, zakończyła się rozdaniem nagród. Liczba pucharów i pamiątek była równa liczbie uczestników. – Nie ma przegranych, wszyscy są wygrani – coś, co usłyszeliśmy od jednego z sędziów na początku zawodów, było jak najbardziej aktualne.

 

Z głośników wybrzmiewało słynne „We Are the Champions”. Każdy zespół był zapraszany na środek, gdzie zebrał zasłużone brawa, uczestnicy otrzymywali medale, puchary i pamiątki od sponsorów, wspierających przedsięwzięcie.

Wielkie słowa uznania dla patronów i organizatorów, że każdy z uczestników mógł się poczuć wyjątkowo. W mediach, czy generalnie w życiu brakuje dyskusji o niepełnosprawnych dzieciach. Są spychane na margines. Boczny tor. O ich dramatach słyszymy od święta, o troskach dnia codziennego praktycznie w ogóle.

Integracja, poczucie wspólnoty, wzajemne odziaływanie – z tymi wartościami wyszliśmy po kilkugodzinnej imprezie. Wydarzeniu szczególnym, wyjątkowym.

Parafrazując słowa legendarnego bramkarza, Gianluigiego Buffona – „kogo nie wzruszyły obrazki z tego turnieju, musi mieć śmietnik zamiast serca”.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Bruno Opoka/własne

Urodził się dzień po Kylianie Mbappe. W futbolu zakochał się od czasów polskiego trio w Borussi Dortmund. Sezon 2012/13 to najlepsze rozgrywki ever, przynajmniej od kiedy świadomie śledzi piłkarskie wydarzenia. Zabawy z kotem Maurycym, Ekstraklasa, powieści Stephena Kinga.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

1 komentarz

Loading...