Był o krok od przegrania całego sezonu, ale jeszcze jest w grze i dalej rozkochuje tłumy na Metropolitano. Trzynaście lat w jednym klubie to wystarczający czas, by rozmawiać o wypaleniu zawodowym, lecz Cholo dalej kładzie się na murawę, rzuca do sędziów i wyprawia rytuały przy linii. Pewnie nie skończy tego sezonu z żadnym trofeum, ale pod pewnym względem jest przykładem dla innych – przywiązanie, tożsamość i miłość do klubu cementuje się nie tylko trofeami.
Spójrzmy ze spokojem na cały sezon Atletico:
– 4. miejsce w LaLiga i to raczej maksimum, bo perspektywy są większe na obronę tej pozycji przed Athletikiem niż atak wyżej;
– stracona szansa na Puchar Króla, odpadli w półfinale ze wspomnianym Athletikiem (0:4), mimo że byli faworytem;
– Superpuchar przegrany w półfinale po dogrywce z Realem Madryt;
– ćwierćfinał Champions League po tym, jak jego zawodnicy lepiej strzelali rzuty karne z Interem.
Wątpliwe, by Diego Simeone dołożył jakikolwiek puchar do gabloty, bo skład ćwierćfinalistów jest cholernie silny. Aby myśleć o półfinale, musieliby wylosować Borussię Dortmund. Nie skreślamy Atleti, ale staramy się na to spojrzeć ze spokojem. Ani nie mają takiego potencjału ofensywnego, jak potencjalni przeciwnicy, ani nie są tak stabilni w defensywie jak kiedyś. Ale cały czas są w transformacji, by odrywać stare łatki.
Pucharu pewnie nie będzie, chociaż ten awans z Interem jest potężnym zastrzykiem pewności siebie, ale to nie przeszkadzało nikomu, aby przedłużyć kontrakt z Argentyńczykiem do 2027 roku. Bez względu na wszystko, już w listopadzie. Atleti czasem jest oskarżane o minimalizm, lecz dokonuje przemiany pokoleniowej i zmiany tożsamości. Chce bardziej cieszyć oko i tańczyć z piłką jak Antoine Griezmann. Przede wszystkim ma przygotować się na nową erę, dlatego coraz większe role odgrywają 24-letni Samuel Lino, 23-letni Rodrigo Riquelme czy 20-letni Pablo Barrios. Zaraz z wypożyczenia wróci młody, rokujący snajper Samu Omorodion, a zimą wykosztowali się za potencjalnego następcę Koke, Arthura Vermeerena. Chociaż takimi meczami kapitan Atleti pokazuje, że nigdzie się nie wybiera.
https://twitter.com/FabrizioRomano/status/1768050242199388350
Inter w pierwszym spotkaniu wyglądał na drużynę, która taktyczną organizacją mogłaby powalczyć z każdym w stawce Champions League. I pewnie tak jest, ale akurat przy magii Metropolitano madrytczykom udało się odrobić dwubramkową stratę (0:1 z pierwszego meczu i 0:1 w rewanżu po trafieniu Federico Dimarco). Memphis Depay miał chyba wejście życia, Griezmann prowadził drużynę, Koke naprawdę był szefem operacji, Oblak utrzymywał ich w grze, a Witsel zostawiał resztę zdrowia, by było o co rywalizować.
Z perspektywy kibica LaLiga to zaskakujące obrazki, bo przed chwilą przegrywali z absolutnie beznadziejnym Cadizem (18. miejsce w lidze i strefa spadkowa). Rozdawali punkty ostatniej Almerii czy przyjmowali trójkę od Athletiku. A jednak w Lidze Mistrzów się podnieśli. I chyba cała historia Diego Simeone z Atletico jest właśnie o tym, że upadki ciągle się zdarzają, ale trzeba się podnosić, otrzepywać i walczyć po raz kolejny.
Nie ma współcześnie trenera, który tak długo pracowałby w elicie z jednym klubem. Przemiał jest potężny, Juergen Klopp potrzebuje odpoczynku, aby nabrać trochę dystansu i poświęcić się rodzinie, Xavi też nie wytrzymuje presji w Barcelonie, w zasadzie po dwóch przegranych meczach już polują na twoje stanowisko, a karuzela nazwisk kręci się w nieskończoność. A Cholo w Madrycie doszedł do takiego statusu, że odejdzie tylko wtedy, kiedy sam powie: hasta luego. Do zobaczenia, bo przy jego szalonej, argentyńskiej pasji trudno uwierzyć, że jeszcze kiedyś nie wróciłby do Atletico.
Video espectacular. La emoción del Cholo Simeone al escuchar la celebración de la gente tras clasificar a cuartos de final de Champions.
Puro sentimiento, pura alegría. Cholismo.
— Juez Central (@Juezcentral) March 13, 2024
Przyjemne były te obrazki całego Metropolitano skandującego jego nazwisko, na stojąco, z włączonymi latarkami w telefonie. Jedna, wielka, wszechobecna celebracja. I ten wreszcie uśmiechnięty Simeone, z którego schodzi całe ciśnienie. Podczas meczów rzadko widzimy go w takich ujęciach, bo nawet jak wygra, to zaraz po ostatnim gwizdku zbiega na sprincie do szatni. Dzieli się z nami emocjami, ale przede wszystkim tymi, gdy wymachuje rękami do publiczności, by poprosić o większy doping albo gdy chce wbiec na boisko jako dwunasty zawodnik, bo roznosi go w środku z emocji.
Chyba wszyscy z czasem stają się nieco bardziej stonowani, ale w 53-letnim Cholo żar nie gaśnie. Nie ma co dorabiać ideologii, że był lepszy od Simeone Inzaghiego albo rozbroił Inter Mediolan, bo to kwestia lepiej wykonywanych rzutów karnych w bardzo emocjonującym, niezwykle wyrównanym dwumeczu. Równie dobrze mediolańczycy mogli grać w ćwierćfinale. Lecz rozgrywając takie 210 minut z Interem, Cholo pokazał, że nie odstaje i cały czas znajduje pomysł na tę drużynę. Ciągle domena jest jedna – ma jej nie brakować charakteru, ale też z czasem ma dostawać coraz więcej polotu i odwagi z piłką.
https://twitter.com/elchiringuitotv/status/1768061715235631324
– Mam potężny szacunek i uznanie dla naszych kibiców. Dzisiaj kiedy przyjechaliśmy na stadion, to po prostu bardzo emocjonujące zobaczyć ich zaangażowanie i poświęcenie. Zagraliśmy brzydki mecz z Cadizem. Zostaliśmy wyeliminowani po słabym meczu w Bilbao. Szczerze mówiąc, mówiłem piłkarzom, że jesteśmy w takim momencie, że nie możemy ich prosić o więcej, prosić o wsparcie, tylko sami musimy im oddać za to naszą postawą. Nie chciałem prosić fanów o zaangażowanie, tylko naszych zawodników. To się udało, ale kibice ciągle byli z nami i pchali nas do przodu. Nie musieliśmy ich o nic prosić. Nasi gracze rosną w takich warunkach. Mierzyliśmy się z niesamowitym przeciwnikiem, oni mają wszystko, ale zagraliśmy cudownie. Koke zostawił życie na boisku, Griezmann biegał do ostatniego tchu, aż sam poprosił o zmianę, nasi zmiennicy dali nam wszystko, czego potrzebowaliśmy. Powrót do najlepszej ósemki Ligi Mistrzów wydaje się łatwy, ale uwierzcie mi… to były męczarnie i wyszarpaliśmy to, dzięki wam – powiedział w bardzo emocjonującej przemowie Diego Simeone na konferencji prasowej.
Jego pomnik już stoi pod Metropolitano. Jeszcze nie fizycznie, ale to kwestia czasu. Po prostu nie stawia się takich monumentów w trakcie pracy. I pewnie jeszcze nie raz, nie dwa będzie słuchał narzekania na swój temat, również od samych kibiców Atletico. Jeszcze nie raz upadnie. Ale otrzepie kurz, podniesie się, będzie zarażał pasją i znów opowiadał, że tylko pasja, ciężka praca i poświęcenie mogą zaprowadzić do sukcesu. Ojciec wszystkich sukcesów nowoczesnego Atleti wraca do najlepszej ósemki Europy. I trzeba to traktować jako dużą rzecz, nawet jeśli jeszcze kibice naczekają się na odkurzenie gabloty. Ich relacja z Simeone jest czymś niespotykanym we współczesnej piłce.
Dlatego doceniajmy takie wieczory Cholo, bo po trzynastu latach w Atleti widzieć tyle pasji w oczach, to naprawdę wyjątkowa sprawa.
Czytaj więcej na Weszło:
- Oszustwo na Mchitarjana. Agwan Papikjan, hazard i naciąganie na pożyczki [REPORTAŻ]
- Będzie nowy sponsor tytularny I i II ligi. „Trzy razy wyższa oferta”
- Pau Cubarsi – kolejne cudowne objawienie w Barcelonie
- Czy Al-Hilal naprawdę pobiło rekord świata? Najdłuższe serie zwycięstw w historii
- Nie taki słaby Generał. Xavi dał Barcelonie oddech
Fot. Newspix