Reklama

Jagiellonia marzy o dublecie. Puchar Polski przestał sprawiać psikusy

Dominik Piechota

Autor:Dominik Piechota

28 lutego 2024, 20:34 • 5 min czytania 33 komentarzy

Lech za burtą, Raków pożegnany, Legia tak samo. Jagiellonii też to widmo mocno zaglądało w oczy, ale klub z Białegostoku wejdzie w marzec jako lider ekstraklasy oraz półfinalista Pucharu Polski. Korona Kielce była blisko załatwienia kolejnej topowej polskiej drużyny, lecz wejście Afimico Pululu i jego dwie bramki odmieniły spotkanie. Jaga nie chciała czekać do rzutów karnych, więc rozstrzygnęła dogrywkę w doliczonym czasie gry. Już tylko Pogoń oraz Jagiellonia pozostają w grze na dwóch frontach z marzeniami o podwójnej koronie.

Jagiellonia marzy o dublecie. Puchar Polski przestał sprawiać psikusy

Rola faworyta wygląda w tej edycji Pucharu Polski jak przekleństwo.

https://twitter.com/Jagiellonia1920/status/1762918885282521487

Wczoraj płakał Poznań, a kredyt zaufania mocno nadszarpnął Mariusz Rumak, gdy w końcówce dogrywki Pogoń Szczecin zapewniła sobie półfinał.

W Częstochowie doszło do spotkań dyscyplinarnych i dywagacji nad przyszłością Dawida Szwargi, bo mistrz Polski nie poradził sobie z Piastem Gliwice.

Reklama

To zwiastowało, że w Białymstoku nie będzie łatwo i przyjemnie. A zresztą jak mogło być, patrząc na stan pastwiska w Białymstoku. Na jednym ze skrzydeł murawa wyglądała, jakby naprawdę bardzo długo nie widziała zieleni.

A jednak Jaga chciała grać w piłkę i nawet pomimo kilku rotacji Adriana Siemieńca, proponowała styl, do jakiego przyzwyczaiła. Było granie od tyłu, były próby ataków kombinacyjnych, było szukanie prostopadłych podań. Tempo nie miało nic wspólnego z intensywnością, lecz jednak gospodarze biegali w prędkości 1,25x w porównaniu do przyjezdnych z Kielc. Przynajmniej do przerwy.

Próbował z daleka Taras Romanczuk. Jesus Imaz urywał się na wolne pole. Dominik Marczuk chciał prześlizgnąć się prawym skrzydłem. Ale w najlepszych sytuacjach, o dziwo, znajdował się przesunięty wyżej Jarosław Kubicki. To był ten występ, w którym powinniśmy go pochwalić za mądre ruchy, mobilność i znajdowanie się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Ale później widzieliśmy jego zachowania w decydującym momencie, więc jakiekolwiek pochwały byłyby tutaj na wyrost.

Najpierw odskoczyła mu piłka w sytuacji, gdy powinien się odwrócić i wyjść sam na sam. Szkolny błąd.

Później nie ma już czynnika wyjaśniającego, bo będąc twarzą do praktycznie pustej bramki, podczas dobitki, trafił w słupek. I to w sytuacji takiego oblężenia, gdy Jagiellonia powinna zdobyć przynajmniej dwie bramki.

Adrian Siemieniec mógł czuć się pokrzywdzony do przerwy, bo skuteczność mocno kulała. Korona ograniczała się do kontrataków oraz fantazji Mariusza Fornalczyka, który grał bardzo samolubnie, ale nic dziwnego, bo tworzył największe zagrożenie. Wchodził w pojedynki, szukał strzałów, urządzał wyścigi z przeciwnikami. Gdyby jeszcze czasem podnosił głowę do góry, mogłyby być z tego konkrety. Planem Kamila Kuzery było właśnie rzucanie piłek na wolne pole do Fornalczyka i to miało szanse powodzenia.

Reklama

https://twitter.com/polsatsport/status/1762900929072763297

Do przerwy bez bramek, ale tak jak trudno było uwierzyć w pudło Kubickiego, tak Kuzera do teraz pewnie szuka w głowie odpowiedzi, jak Danny Trejo nie dał prowadzenia jego drużynie z kilku metrów po przerwie. Te dobitki po obu stronach były przeklęte.

Ostatecznie jednak Korona zrobiła swoje i wyszła na prowadzenie. Tak jak w weekend zaskoczyła Legię (3:3), tak teraz rzuciła wyzwanie Jagiellonii. Wszystko zaczęło się od wybicia piłki na oślep przez Mateusza Skrzypczaka – gracze Korony przejęli „drugą” piłkę, wypuścili Martina Remacle i Belg wykończeniem pokazał, że ma sporą jakość jak na ekstraklasę.

Chwilę wcześniej do gry weszli Pululu, Wdowik i Nene, by dać Jadze upragnioną bramkę, a efekt był odwrotny.

W Białymstoku musieli w nerwach gonić rezultat, ale zdążyli przed końcowym gwizdkiem. Może troszkę przypadkowo, bo również po błędzie i złym wybiciu Dominicka Zatora, lecz Afimico Pululu dał gospodarzom 1:1. A co za tym idzie dogrywkę.

https://twitter.com/polsatsport/status/1762905792083112000

Jak to w przypadku takich dogrywek: po prostu prosiło się bezpośrednio o rzuty karne albo rozstrzygnięcia znacznie wcześniej. O ile mecz nie miał wielkiego tempa jeszcze w 90 minutach, tak później gasł z każdą minutą. Mieliśmy kilka naprawdę dobrych interwencji Xaviera Dziekońskiego przeciwko byłej drużynie, mieliśmy próby Wdowika ze stałych fragmentów gry, ale mało konkretów.

Kiedy już Dziekoński zastanawiał się, w jaki róg tradycyjnie strzelają jedenastki jego byli koledzy, Afimico Pululu pozbawił nas tych emocji. W doliczonym czasie gry dogrywki – konkretnie w 122. minucie – napastnik z Angoli rozstrzygnął tę rywalizację. Na dwa razy, posiłkując się dobitką, ale wykorzystał fakt, że obrońcy zapomnieli o obecności najgroźniejszym zawodniku Jagi. Ile znaczy jego obecność oraz skuteczność w szesnastce pokazał właśnie ten ćwierćfinał, bo to Pululu przepchnął Jagiellonię do najlepszej czwórki.

Ekipa Kamila Kuzery była dzielna, rzuciła poważne wyzwanie faworytowi, otarła się wręcz o półfinał, ale ostatecznie awansowała drużyna lepsza i proponująca znacznie więcej gry w piłkę. Różne fragmenty miała Jaga, ale tym bardziej ceni się, gdy ktoś nie idzie na łatwiznę, tylko jednak próbuje być wierny swojej grze, mimo tak rozczarowującego stanu murawy.

Z Koroną półfinały miałyby naprawdę kolorowy, zaskakujący skład, jednak ostatecznie Jagiellonia daje nam trochę logiki w Pucharze Polski. Piłkarze Adriana Siemieńca cały czas mają szansę na dublet – w lidze są liderem, w pucharze finał mają na wyciągnięcie ręki, bo dostali się do najlepszej czwórki. Do spółki z Pogonią Szczecin pozostają jedynym klubem, który jeszcze może się rzucić na dwa najważniejsze trofea w tym sezonie.

https://twitter.com/polsatsport/status/1762919577338401262

Mimo że ten mecz kosztował Jagiellonię sporo sił i wysiłku, to drużyna Siemieńca odbija się i dostaje zastrzyk energii w bardzo ważnym momencie. Początek wiosny był dla nich trudny, tym bardziej po pierwszej porażce na własnym obiekcie z Lechem, sytuacji nie ułatwił podział punktów z Ruchem Chorzów. Potencjalnie taka porażka z Koroną pachniała kryzysem, lecz dublet Pululu i awans do półfinału powinien być bardzo odświeżający dla klubu z Białegostoku.

Na Podlasiu sen o wspaniałym sezonie z pucharami trwa w najlepsze. I chociaż przychodzą potknięcia oraz trudy rundy rewanżowej, to tylko nieliczni mogą na początku marca opowiadać jeszcze o grze na dwóch frontach.

JAGIELLONIA – KORONA 2:1 po dogrywce (1:1, 0:0)

Pululu 80′ i 120+2 – Remacle 59′.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Piotr Kucza

Kiedy tylko może, ucieka do Ameryki Południowej, żeby złapać trochę fantazji i przypomnieć sobie, w jak cywilizowanym, ułożonym świecie żyjemy. Zaczarowany futbolem z krajów Messiego i Neymara, ale ciągnie go wszędzie, gdzie mówią po hiszpańsku albo portugalsku. Mimo że w każdym tygodniu wysłuchuje na przemian o faworyzowaniu Barcelony albo Realu, od dziecka i niezmiennie jest sympatykiem wielkiej Valencii. Wierzy, że piłka to jedynie pretekst, aby porozmawiać o ważniejszych sprawach dla świata, wsiąknąć w nową kulturę i po prostu ruszyć na miejsce, aby namacalnie dotknąć tego klimatu. Przed ołtarzem liga hiszpańska, hobbystycznie romansuje z polskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Kolarstwo

„Murzyn z tarantulą na głowie i blondynka”, czyli jak się zbłaźnić i obrazić wybitnych sportowców [KOMENTARZ]

Sebastian Warzecha
3
„Murzyn z tarantulą na głowie i blondynka”, czyli jak się zbłaźnić i obrazić wybitnych sportowców [KOMENTARZ]

Piłka nożna

Kolarstwo

„Murzyn z tarantulą na głowie i blondynka”, czyli jak się zbłaźnić i obrazić wybitnych sportowców [KOMENTARZ]

Sebastian Warzecha
3
„Murzyn z tarantulą na głowie i blondynka”, czyli jak się zbłaźnić i obrazić wybitnych sportowców [KOMENTARZ]

Komentarze

33 komentarzy

Loading...