Niesamowita jest ta kolejka Ekstraklasy, nic tylko siąść i oglądać. Dziś dwa razy 0:0, wczoraj na otwarcie też bezbramkowy remis, chyba tylko piłkarzom Pogoni i ŁKS-u nikt nie przekazał, że całe rozgrywki obchodzą wcześniej Wielkanoc i serwują kibicom jaja na tablicach wyników. A Raków i Stal – profeska. Właściwie przez cały czas wiadomo było, że nic się tutaj nie wydarzy.
Okej, może jeszcze tylko początek wskazywał, że Dawid Szwarga wziął notatki od pilniejszego ucznia ze szkoły trenerów i sprawdził, że w pierwszych połowach można grać w piłkę. Goście biegali z werwą, stworzyli jedną dobrą, jedną niezłą okazję, ale świetnie bronił Kochalski. Niestety dla jakości widowiska: to byłoby właściwie na tyle.
Co gorsza – Raków jak już zaskoczył i łaskawie przez pierwszy kwadrans grał w piłkę, to odbił sobie ten wysiłek po przerwie i wówczas strajkował.
Ktoś powie, że Kochalski po zmianie stron nie był bezrobotny, ale dajcie spokój… Takie taś-tasie, jak ten Nowaka, to broni nawet Tobiasz. A wszystko, co trudniejsze, było ładowane z ostrego kąta i prosto w bramkarza. Po prostu więc trzeba było tam stać, a gdzie ma stać bramkarz, jak nie w bramce.
Raków – mimo ewidentnych zabiegów trenera – wciąż był nudny. Szwarga posłał do boju w pierwszym składzie i Crnaca, i Zwolińskiego, dał szansę debiutu Barathowi, odkopał Drachala (ale to raczej ze względu na pauzę Tudora). Wszystko na nic. No, poza tym wspomnianym kwadransem, ale jeśli za to mielibyśmy chwalić mistrza Polski, to standardy siedziałyby zamknięte w piwnicy.
Częstochowianie zatracili szybkość i błyskotliwość, co odbija się przede wszystkim na ich wyjazdowych wynikach. Jeszcze w domu przy pomocy publiczności coś przepchną, ale w delegacjach… Ojejku. Ostatnia wygrana w lidze – ósmego października. Od tego czasu wyjazdy wiążą się z koszmarami, nawet jeśli rywalem jest Warta Poznań. Stal też okazała się za mocna, żeby jakkolwiek sensownie ją przycisnąć.
Kochalski bronił dobrze, ale dzisiaj naprawdę nie musiał stać w klatce fachowiec jego pokroju. Ktoś słabszy też mógłby sobie poradzić i zagrać na zero z tyłu.
Wychodzi na to, że siłą Rakowa na wiosnę jest głównie słabość liderów. Śląsk jeszcze nie strzelił bramki, Jagiellonia w dwóch meczach u siebie zapunktowała ledwie za jedno oczko. Zatem dystans nie miał jak się zwiększyć. Gorsza wiadomość jest taka, że Pogoń czy Lech punktują i raczej nie mają zamiaru czekać, aż mistrz łaskawie wyjdzie poza drugi bieg swojej skrzyni biegów.
Oglądanie Rakowa obecnie powinno być zapisywane jako środek na bezsenność. To nudne klepanie po obwodzie może położyć do łóżka natychmiast.
A dla Stali brawa – trzy mecze, siedem punktów, idealny start wiosny. Dzisiaj musiała sobie radzić bez Matrasa, czyli lidera defensywy i zrobiła to bardzo przyzwoicie. Raz czy drugi pomóc musiał Kochalski, ale Raków nie przeprowadzał żadnej kanonady. Był dość swobodnie blokowany przez inteligentnie ustawiające się tyły, które mimo braku wspomnianego Matrasa, wzięły na ten mecz mapę.
Aczkolwiek istnieje prawdopodobieństwo, że za Rakowem nadążyłyby też kontuzjowane ślimaki i zmęczone żółwie. Pozostaje wierzyć, że chociaż autokar mistrzów jeździ szybciej, bo gdyby jechał ich w tempie, nie dojadą do Częstochowy przed środą.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: