Reklama

Z taką obroną Wiśle nie wypada myśleć o awansie…

Piotr Rzepecki

23 lutego 2024, 22:46 • 3 min czytania

Z przodu marazm, z tyłu błąd za błędem. Nerwowość. Elektryczność. Tu strata, tam pomyłka. Wisła Kraków pozwoliła dziś GKS-wi Tychy wygrać. Goście przyjechali z jasnym planem, grali swoją piłkę i dzięki uprzejmości „Białej Gwiazdy” przełamali wyjazdową niemoc. Wygrali pierwszy mecz w delegacji od października.

Z taką obroną Wiśle nie wypada myśleć o awansie…

Od początku było pewne, że Wisła ma kim postraszyć z przodu. Angel Rodado w końcu jest najskuteczniejszym strzelcem rozgrywek, Mikiemu Villarowi dryblingu może pozazdrościć większość ligowców, a Kacper Duda to diamencik, który może zrobić coś z niczego.

Reklama

Ataku się specjalnie nie czepiamy, choć sytuacja z 19. minuty, kiedy uderzał Miki Villar pozostawia wiele do życzenia. Hiszpan uderzył wprost w Kikolskiego. Brawa dla młodego bramkarza gości, ale to powinna być bramka.

Warto jednak powiedzieć o obronie, bo ta wyglądała dziś koszmarnie. Śmialiśmy się z wczorajszego występu Legii w meczu z Molde, wielokrotnie powtarzaliśmy, że defensywa ma być monolitem, że piłkarze muszą się komunikować, że musi być płynność, że w końcu myśląc o dobrych wynikach, które mają zaowocować awansem do Ekstraklasy, gra bloku obronnego musi być lepsza, szybsza i pewniejsza.

Dziś oglądaliśmy mozolnie ruszającego się Alana Urygę, któremu kilka minut zajmowało skalowanie przestrzeni. Colley nie czuł odległości, mylił się w najprostszych sytuacjach. Satrustegui potykał się na piłce (!). Na początku drugiej połowy prawie ustrzelił samobója (!!). Sapała podawał niemalże zawsze do najbliższego rywala. Raz czy dwa przyspieszył. Zdecydowanie za mało.

A Raton? Nic się nie zmieniło. Problemy z wybiciem piłki, niecelne podania do kolegów, Hiszpan był elektryczny jak… zawsze.

Jeśli chce się myśleć o awansie, tak grać po prostu nie przystoi.

Symboliczna też była bramka dla tyszan. Dogranie w pole karne Wojtuszka, wykończenie Ertlthalera i piłka w siatce. Nie było jednak paniki, bo sędzią pokazał spalonego. Kilkadziesiąt sekund później okazało się jednak, że bramka została strzelona prawidłowo. Wydawało się, że to Rumin przedłużył wrzutkę, ale powtórki rozjaśniły wątpliwości – napastnik nie dotknął piłki, Austriak mógł cieszyć się z debiutanckiego trafienia.

Wisła Kraków – GKS Tychy. Obrona „Białej Gwiazdy” to żart. Kikolski zamurował bramkę gości

Po straconej bramce „Biała Gwiazda” z przodu była bezzębna. Bardzo schematyczna, bez konkretnej koncepcji ataku. Dopiero w końcówce oglądaliśmy napór Wisły Kraków – dwukrotnie uderzał Rodado, wcześniej próbował Baena. Za każdym razem albo Kikolski wyczyniał cuda w bramce, albo do bólu skuteczni i ofiarni byli obrońcy gości. Nie ma co ukrywać, w końcówce zaparkowali autobus pod własną bramką. Ale i raz czy dwa zaatakowali – przed świetną okazją stanął Radecki (przestrzelił setkę) czy Śpiączka (wyrzucił się na skraj pola karnego).

Kibiców „Białej Gwiazdy” martwić może nie tylko forma wiślaków, ale też kalendarz: Odra, Arka, Miedź. Być może po przerwie na kadrę czołówka na tyle odskoczy, że Wiśle zostanie jedynie walka o strefę barażową.

Przed tygodniem po meczu ze Stalą Rzeszów (2:1) nie brakowało opinii, że styl się nie zgadzał, ale najważniejsze, że były punkty. Debiut trenera, drużyna musi się dotrzeć, na mecz z GKS-tem Tychy wyciągnie wnioski.

Dziś jest tylko rozczarowanie. Wisła oddala się od upragnionego awansu. Tyszanie przełamali wyjazdową niemoc. Z czterdziestoma punktami na koncie są liderem. Zasłużenie. Byli sprytniejsi, skuteczniejsi, drugi raz pokonali Wisłę w tym sezonie.

Wisła Kraków – GKS Tychy 0:1 (0:1)

Ertlthaler 20′.

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

Fot. Newspix

Urodził się dzień po Kylianie Mbappe. W futbolu zakochał się od czasów polskiego trio w Borussi Dortmund. Sezon 2012/13 to najlepsze rozgrywki ever, przynajmniej od kiedy świadomie śledzi piłkarskie wydarzenia. Zabawy z kotem Maurycym, Ekstraklasa, powieści Stephena Kinga.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Betclic 1 liga

Reklama
Reklama