Rozkochał w sobie publiczność. Wydobył klub z przeciętności i powiódł ku długo wyczekiwanym sukcesom. Natchnął zawodników, którzy rozkwitli w jego systemie taktycznym. Bywał nieznośny, miewał napady furii, ale znacznie częściej szczerzył zęby w uśmiechu, roztaczając wokół siebie aurę równego gościa i sympatycznego kumpla. Prosił zresztą nawet, by nazywać go “The Normal One”. Juergen Klopp ogłosił, że po sezonie pożegna się z posadą szkoleniowca Liverpoolu, by przez jakiś czas skupić się na życiu prywatnym. Pokusiliśmy się zatem o podsumowanie jego największych osiągnięć w roli trenera The Reds. Nie będzie to jednak po prostu lista wywalczonych trofeów czy otrzymanych nagród indywidualnych.
Klopp, jako się rzekło, poprowadził Liverpool do wielu triumfów, lecz na jego spuściznę składają się również osiągnięcia, których nie sposób zawrzeć w liczbach.
Rewolucja. Klopp wydostał drużynę z przeciętności
Przypomnijmy sobie najpierw, w jakim miejscu znajdowali się The Reds w momencie zatrudnienia Niemca. A było to miejsce, delikatnie rzecz ujmując, niezbyt ekskluzywne. No bo tak – na mistrzostwo Anglii ekipa z Anfield czekała od 1990 roku, w erze Premier League, mimo ogromnych ambicji, nie wywalczyła ani jednego tytułu. Mało tego, w XXI wieku tylko trzykrotnie udało się Liverpoolowi zakończyć ligowe zmagania na drugiej pozycji w tabeli. Jeśli zaś spojrzymy wyłącznie na lata 2010-2015, a więc okres bezpośrednio poprzedzający kadencję Niemca, to liverpoolczyków na ogół przerastały nawet próby uplasowania się w TOP4.
Trzeba powiedzieć wprost – The Reds popadli w przeciętność. Za czasów Rafy Beniteza potrafili wprawdzie błysnąć w Champions League, ale jeśli chodzi o krajowe podwórko, to w gruncie rzeczy pozostawało im wspominać czasy dawnej świetności, pokryte z roku na rok coraz grubszą warstwą kurzu.
Wicemistrzostwo w sezonie 2013/14 było tu raczej wyjątkiem, wyskokiem ponad stan. Pochodną fenomenalnej dyspozycji Luisa Suareza, który zainspirował drużynę do gry powyżej jej rzeczywistych możliwości. Tylko że Urugwajczyk zaraz potem odszedł do Barcelony, a Liverpool ponownie ugrzązł w marazmie. Gdy 8 października 2015 roku Klopp oficjalnie przejął stery na Anfield z rąk Brendana Rodgersa, zespół zajmował dopiero dziesiąte miejsce w tabeli Premier League i miał za sobą dwa rozczarowujące występy w fazie grupowej Ligi Europy, w tym remis przed własną publicznością ze szwajcarskim Sionem. Drużyna wymagała gruntownej przebudowy. Nie była w najmniejszym stopniu gotowa do rywalizacji o najwyższe cele w angielskiej ekstraklasie czy Lidze Mistrzów. Warto to podkreślić, ponieważ Klopp, biorąc pod uwagę jego dokonania w Borussii Dortmund, mógł się pewnie zaczaić na łatwiejszą fuchę w ekipie wymagającej paru korekt, a nie rewolucji.
Wybrał wyzwanie.
Liverpool przed przyjściem Kloppa:
- 2009/10 – 7. miejsce w Premier League
- 2010/11 – 6. miejsce
- 2011/12 – 8. miejsce
- 2012/13 – 7. miejsce
- 2013/14 – 2. miejsce
- 2014/15 – 6. miejsce
- 2015/16 – 10. miejsce po ośmiu kolejkach
Zabawnie z perspektywy czasu prezentuje się też skład wybrany przez Kloppa w jego ligowym debiucie po przejęciu Liverpoolu. The Reds zremisowali wówczas na wyjeździe 0:0 z Tottenhamem Hotspur, a niemiecki szkoleniowiec oddelegował na boisko taką jedenastkę (grafika: BBC):
Prawie wszyscy podstawowi zawodnicy Liverpoolu z pierwszej fazy sezonu 2015/16 musieli wkrótce albo pożegnać się z klubem, albo pogodzić się z rolą zmienników. Jasne, paru graczy przetrwało – choćby widoczny na grafice James Milner, a także Jordan Henderson czy Roberto Firmino – ale dla wielu innych, zwłaszcza defensorów, Klopp był zwyczajnie bezlitosny. Działacze z Anfield obdarzyli zresztą Niemca dużym zaufaniem, czyniąc go prawdziwym liderem swojego sportowego projektu, i przebudowali kadrę w taki sposób, by jak najbardziej pasowała ona do taktycznej filozofii Kloppa. – “Gegenpressing” tu, “gegenpressing tam”. Wszędzie mówiło się o gegenpressingu, wszyscy powtarzali hasło: “heavy metal football”. Byłem tym bardzo podekscytowany – wspominał Adam Lallana w książce “Klopp: Bring the Noise”. – Powiedział nam na początku: „pracujcie ciężko”. Tylko tego wymaga. Jest w stanie znieść błędy, jest w stanie znieść złe mecze. „Pracujcie ciężko dla mnie, dajcie z siebie wszystko”.
Nowe oblicze. Klopp nadał drużynie charakter
Rzeczywiście, prędko się okazało, że zamiarem Kloppa jest zaimplementowanie w Liverpoolu rozwiązań taktycznych, które przyniosły mu wcześniej sukces w Borussii Dortmund. Wprowadzenie zespołu na najwyższe obroty od razu po rozpoczęciu kadencji było jednak niewykonalne. Niemiec nie mógł przecież tak po prostu, już w trakcie sezonu, dokręcić piłkarzom śruby i zmusić ich do wysiłku, jakiego wielu z nich wcześniej nie doświadczyło w żadnym klubie. A grę osławionym gegenpressingiem można dopracować do perfekcji jedynie poprzez ciężką, wręcz katorżniczą pracę na treningach.
To bardzo wymagające, ale pomaga świadomość, że wszyscy doświadczacie tego samego. Ty cierpisz z bólu, ale twoi kumple też. Jesteśmy w tym razem, więc zaciskamy zęby i pracujemy dalej
Adam Lallana
Kolejnym warunkiem koniecznym dla skuteczności gegenpressingu jest jedność w zespole. I od tego aspektu sztab szkoleniowy zaczął pracę z ekipą The Reds, pogruchotaną i zdewastowaną mentalnie po kolejnych niepowodzeniach. Peter Krawietz, jeden ze współpracowników Kloppa, opowiadał o tym procesie we wspomnianej już książce “Klopp: Bring the Noise”:
– To rodzaj porozumienia, jakie drużyna musi zawrzeć sama ze sobą. Kontrakt społeczny. “Tak, chcemy to zrobić wspólnie”. Jeden zawodnik w gegenpressingu nic nie znaczy. Spróbuje raz, drugi, a za trzecim się odwróci i spyta: “gdzie reszta?”. “Dlaczego sam wypruwam z siebie flaki, a pozostali stoją z tyłu i obserwują przedstawienie?”. Dlatego potrzebowaliśmy wewnętrznego porozumienia, które by nas połączyło. Po stracie piłki w trzeciej tercji boiska, natychmiast próbujemy ją odzyskać – taka jest zasada. […] Jeśli gegenpressing jest odpowiednio zorganizowany, jeśli wszyscy pracują na właściwej intensywności, wcale nie wymaga on tak wielu dodatkowo przebiegniętych metrów. To raczej kwestia nastawienia – sekret tkwi w głowie, nie w nogach. Chodzi o ten krótki moment po stracie piłki, gdy musisz zapanować nad poczuciem zniechęcenia. Nie rezygnuj, nie odpuszczaj. Twój atak wcale się jeszcze nie zakończył. Proces wtłaczania tego sposobu myślenia do głów piłkarzy zajął trochę czasu i wymagał wielu dodatkowych sesji treningowych.
W ten sposób The Reds stali się jedną z najbardziej spektakularnie grających drużyn Starego Kontynentu. Sezon 2015/16 zakończyli dopiero na ósmym miejscu w tabeli Premier League, dodatkowo przegrali finały Pucharu Ligi i Ligi Europy. W kolejnych dwóch kampaniach uplasowali się zaś na czwartym miejscu w ligowej stawce. Ale w 2018 roku podopieczni Kloppa dotarli także do finału Ligi Mistrzów, kładąc po drodze na łopatki między innymi Manchester City. Był to sygnał, że okres przemeblowania pomału dobiega końca i The Reds są wreszcie zdolni, by walczyć o najcenniejsze trofea.
Razem do 1060 zł
- Wpłać min. 50 zł i postaw swój pierwszy zakład w aplikacji Fuksiarz.pl
- Jeśli trafisz to wygrana jest twoja, w przeciwnym razie otrzymasz zwrot 50 zł w gotówce
- Oferta tylko dla użytkowników Weszło
18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.
Oddział wiernych żołnierzy.
- Roberto Firmino – 355 występów
- Mohamed Salah – 332 występy
- James Milner – 323 występy
- Jordan Henderson – 304 występy
- Trent Alexander-Arnold – 298 występów
- Andy Robertson – 275 występów
- Sadio Mane – 269 występów
- Alisson – 252 występy
- Virgil van Dijk – 245 występów
- Georginio Wijnaldum – 237 występów
- Fabinho – 219 występów
- Joel Matip – 201 występów
- Joe Gomez – 195 występów
- Divock Origi – 171 występów
Wielu spośród wyróżnionych na tej liście zawodników należy lub do niedawna należało do ścisłej światowej czołówki na swoich pozycjach, ale w większości przypadków dopiero Klopp otworzył przed nimi wrota do wielkości. Mo Salah trafiał na Anfield po udanych sezonach w Romie, lecz zapewne mało kto się spodziewał, że Egipcjanin w ekipie The Reds trzy razy wywalczy tytuł króla strzelców Premier League i będzie wymieniany jednym tchem z największymi legendami angielskiej ekstraklasy. Virgila van Dijka ceniono na wysypach, ale konia z rzędem temu, kto widział w nim kandydata do Złotej Piłki, a przecież w 2019 roku Holender otarł się o triumf w plebiscycie “France Football”. Jordan Henderson długo był w oczach fanów symbolem chudych lat Liverpoolu, jednak u Kloppa stał się fundamentalną postacią drugiej linii The Reds i kapitanem z prawdziwego zdarzenia. Z kolei James Milner zyskał drugą młodość jako cenny, uniwersalny zadaniowiec.
Jeden z kibiców Liverpoolu w taki sposób wypowiadał się o wspomnianej dwójce Anglików zimą 2016 roku:
– (…) 77 funtów za bilet, żeby oglądać coś takiego? Czy kogoś tu popierdoliło?! James Milner?! Co do chuja?! Jordan Henderson jako twój kapitan?! Spierdalaj! Szczerze: zapłaciłbyś 77 funtów, żeby zobaczyć, jak Jordan Henderson kopie piłką w ścianę?!
Dziś można się z tego śmiać, ale taka atmosfera towarzyszyła liverpoolczykom na starcie kadencji Kloppa. Po latach Niemiec postawę Hendersona podsumował w taki sposób: — Jeśli jest jeszcze ktokolwiek, kto wciąż nie dostrzega jakości Jordana Hendersona? Jeśli tak, to ja już nie jestem w stanie mu pomóc. Czy jest piłkarzem idealnym? Nie. Czy znam kogoś, kto jest? Nie. Czy jest niewyobrażalnie ważny dla nas? Tak.
Wyliczankę można kontynuować.
Mane rozkwitł u Kloppa. Matip rozkwitł u Kloppa. Robertson oraz Alexander-Arnold rozkwitli u Kloppa. – Dzięki temu, że tak we mnie wierzy, grałem tak wiele i mogłem się rozwinąć – przyznał Trent. – Sposób, w jaki traktuje mnie podczas treningów, w jaki buduje relację z młodymi zawodnikami, jest nieprawdopodobny. Dla nas wszystkich jest jak ojciec. Staram się robić to, co mi każe i mam nadzieję, że będzie ze mnie dumny.
Do końca. Klopp uczynił Liverpool zespołem niezłomnym
Wałkujemy kwestię atmosfery wewnątrz drużyny i wpływu Kloppa na rozwój poszczególnych zawodników, ponieważ nie sposób nie dostrzec, że olbrzymi wysiłek włożony przez Niemca w przygotowanie mentalne zespołu fenomenalnie zaprocentował.
Jego Liverpool miał, jako się rzekło, różne oblicza. Na początku był dość chaotyczny, z olbrzymi problemami w grze defensywnej, dziurawy. Ale już wtedy The Reds potrafili w sobie tylko znany sposób przetrwać boiskową nawałnicę, tak jak 14 kwietnia 2016 roku, gdy pokonali 4:3 Borussię Dortmund, zapewniając sobie tym samym awans do półfinału Ligi Europy.
Później The Reds stali się bliscy perfekcji, funkcjonowali niczym dobrze naoliwiona maszyna, demolowali kolejnych przeciwników. Jednak nawet najbardziej drobiazgowo zaprojektowanym urządzeniom zdarzają się niekiedy awarie. W przypadku Liverpoolu, taką awarią okazała się klęska poniesiona 1 maja 2019 roku z Barceloną. “Duma Katalonii” w pierwszym starciu półfinałowym Ligi Mistrzów rozbiła liverpoolczyków 3:0. Barca nie złamała jednak u oponentów woli przetrwania.
Triumf angielskiej ekipy w rewanżu pozostanie jednym z najczęściej wspominanych i zwyczajnie najpiękniejszych wieczorów w dziejach Champions League. – Nie potrafię znaleźć wyjaśnienia dla tego, co stało się tego wieczoru. Futbol jest trudny do opisania – komentował Klopp.
W sezonie 2018/19, mimo aż 97 zdobytych punktów, Liverpool nie zdołał sięgnąć po upragniony mistrzowski tytuł. Niejeden zespół po czymś takim po prostu by pękł, posypał się – wykręcasz jeden z najlepszych wyników w dziejach rozgrywek, a i tak kończysz pokonany, no można się wściec. Jak tymczasem odpowiedzieli na to The Reds? Ano tak, że kolejną kampanię zaczęli od 26 zwycięstw w 27 meczach ligowych. Upewnili się, by tym razem nikt im już nie pokrzyżował planów.
Podobnie było przecież z Ligą Mistrzów. W 2018 roku – finałowa porażka z Realem po niepojętych błędach Lorisa Kariusa. Mecz, jaki zdarza się raz na milion przypadków. Jak Liverpool zareagował na taki niefart? Triumfem w kolejnej edycji Champions League.
W późniejszych latach Liverpool nieco spuścił z tonu. Przeżywał wzloty i upadki, cierpiał z powodu kontuzji i wahań kluczowych zawodników, nie zawsze liczył się w grze o tytuł. Ale jeśli postawiło się The Reds pod ścianą, wciąż wiedzieli, jak zareagować. Nawet kiedy wymagało to gola autorstwa bramkarza. 16 maja 2021 roku Alisson zapewnił swojemu zespołowi zwycięstwo 2:1 z West Bromwich Albion, kluczowe w walce Liverpoolu o zakończenie ligowej kampanii w czołowej czwórce.
Nawet w bieżącym sezonie Liverpool zdążył już udowodnić, że doskonale pamięta, na czym polega walka do końca. Wystarczy przypomnieć comeback w starciu z Newcastle United czy szaloną konfrontację z Fulham. Mijają lata, zmieniają się piłkarze, lecz The Reds pozostają niezłomni.
Tego oczekuje Klopp. – On stawia swoim zawodnikom określone wymagania, jest w tym uczciwy. Mówimy o kwestiach taktycznych, motorycznych, mentalnych. Sprawa jest prosta – albo dajesz sobie radę, albo pozostaniesz w tyle – wspomina Adam Lallana.
Jak tak sobie zbierzemy do kupy te wszystkie dreszczowce (a przecież wspomnieliśmy tu tylko o niektórych) i podsumujemy wszystkie problemy, które wymagały przezwyciężenia, to summa summarum naprawdę trudno się dziwić, iż Klopp czuje się dziś wypalony, wyzuty z energii. Niemiec, jak na przywódcę przestało, jeszcze więcej niż od swoich podopiecznych, wymaga bowiem od siebie. – Najlepszy futbol gra się zawsze wtedy, gdy wyraża się nim własne emocje – uważa Klopp.
“The Normal One”. Klopp przesiąkł kulturą Liverpoolu
– Jeśli manager nie nawiąże od razu dobrej relacji z kibicami, jeśli nie zacznie z nimi nadawać na wspólnych falach, szybko każda jego decyzja będzie kwestionowana i trudno później ten trend odwrócić. Jednak Juergen nigdy nie miał tego problemu. On ma swoją wizję, swoje metody i wszyscy natychmiast to kupują, podoba im się jego sposób komunikacji – stwierdził w jednym z wywiadów Jamie Carragher, były obrońca Liverpoolu.
Wydaje się, że Anglik trafił w sedno. Sympatycy The Reds w zasadzie z miejsca zaczęli traktować Kloppa jak “swojego”. Jak członka rodziny. – Jestem zwyczajnym facetem. Możecie mnie nazywać: “The Normal One”. Byłem przeciętnym piłkarzem i nie porównuję się z genialnymi managerami z przeszłości – zapowiedział na wstępie Niemiec.
To podejście przypadło do gustu fanom The Reds. Po pierwsze dlatego, że Klopp nieustannie podkreślał znaczenie ciężkiej, żmudnej pracy na treningach, a tego rodzaju narracja jest bliska mieszkańcom Liverpoolu, zwłaszcza przedstawicielom “klasy robotniczej”, o ile tego określenia można jeszcze we współczesnych realiach używać. Po drugie, niemiecki szkoleniowiec w ten sposób zmniejszył presję ciążącą od dekad na drużynie. Przez lata zawodnicy i trenerzy Liverpoolu byli bowiem niejako zakładnikami bogatej historii klubu. Klopp przekłuł ten balonik oczekiwań, zyskując czas na spokojną przebudowę zespołu.
Osobną kwestią jest – tak po prostu – urok osobisty Niemca. Szeroki uśmiech, poczucie humoru, łatwość w nawiązywaniu relacji. Klopp to kumpel wszystkich wokół. – Zawsze jak mieliśmy jakąś imprezę, bawił się najlepiej – wspominał Łukasz Piszczek, który przez lata występował u Kloppa w Borussii Dortmund. – Brał mikrofon i sam śpiewał. To trener, który potrafi wycisnąć z ciebie maksa i oczekuje bardzo dużo, ale po treningu czułeś się z nim tak, jakbyś spotkał na ulicy kolegę.
W podobne tony uderza Rado Chmiel, wieloletni kibic Liverpoolu, w rozmowie z Janem Mazurkiem.
– Kiedy Klopp przychodził do klubu, byłem jeszcze odpowiedzialny za prowadzenie polskiego konta Liverpoolu na Twitterze. Chciał się zapoznać ze wszystkimi pracownikami. Zorganizowano spotkanie – wspomina Chmiel. – Podchodził do wszystkich i mówił: „Cześć, jestem Juergen Klopp, będę trenerem pierwszej drużyny, jak masz na imię i czym się zajmujesz?”. I tak do każdego. Od sprzątaczek, przez kucharki, po ludzi od sprzętu. Bardzo to było miłe. Klopp pokazywał, że jest normalny. Że można do niego przyjść, porozmawiać o problemach, zrozumie. Zbudował sobie tym zaufanie. Z łatwością stworzył więzi również w szatni. Piłkarze oddawali na boisku wszystko, co tylko mogli, nigdy za jego kadencji nie można było im zarzucić braku zaangażowania.
Oczywiście nie zawsze było aż tak sielankowo.
W okresach kryzysu Klopp bywał naprawdę nieznośny – szalał przy linii bocznej boiska, wściekał się na sędziów, rugał swoich zawodników, podważał klasę rywali, wylewał frustrację na konferencjach prasowych. Marudził, szukał wymówek, węszył spiski. Szeroki uśmiech zastępował na jego twarzy grymas wściekłości. Ale koniec końców więcej było tych momentów, gdy Niemiec szczerzył śnieżnobiałe zęby. A problemy z utrzymaniem panowania nad emocjami należy po prostu taktować jako skutek uboczny jego podejścia do zawodu. – Lubię totalną intensywność. Wokół mają być huki i eksplozje. I taka adrenalina, że aż nie da się oddychać.
– Otwartością, kultem ciężkiej pracy Klopp zjednywał cały Liverpool – mówi Chmiel. – Myślę, że to był casus Jamiego Carraghera, który wybitnym obrońcą nie był, ale wyróżniał się wojowniczością, oddaniem, zostawianiem serducha. Ludzie tu szanują etos tzw. „working-class people”, a Kloppa nie trzeba było tego uczyć.
Prędzej czy później przed Anfield stanie pomnik Kloppa, to niemal pewne. Pozycja Niemca w lokalnym środowisku stała się tak mocna, że pozwalał on sobie nawet na skrytykowanie kibiców, gdy ci – jego zdaniem – udzielili drużynie zbyt niemrawego wsparcia w newralgicznym momencie meczu.
Do gabloty. Klopp przywrócił Liverpoolowi chwałę
Rzecz jasna Niemiec nie stałby się dla Liverpoolu postacią pomnikową, gdyby nie wywalczone trofea. Podsumowaliśmy przeprowadzoną przez Kloppa rewolucję kadrową w Liverpoolu, opisaliśmy rewolucję taktyczną, pochyliliśmy się nad rewolucją mentalną. Najistotniejsze jest jednak to, że wszystkie te rewolucje zaowocowały powrotem The Reds na szczyt – zarówno w kraju, jak i w Europie. Niezależnie od tego, jak zakończy się obecny sezon, Klopp opuści Anglię nasycony. Wygrał Ligę Mistrzów, Premier League, Puchar Anglii, Puchar Ligi Angielskiej, Klubowe Mistrzostwo Świata, Superpuchar Europy, Tarczę Dobroczynności…
Zabrakło tylko sukcesu w Lidze Europy, ale dziś już raczej nikt z tego powodu na Anfield nie rozpacza.
Oczywiście sukcesów mogło być jeszcze więcej. Dość powiedzieć, że liverpoolczycy za kadencji Kloppa dwukrotnie polegli w finale Champions League. Że dwa razy nie udało im się sięgnąć po mistrzostwo kraju, mimo iż zgromadzili na swoim koncie przeszło 90 punktów. Trzeba wszakże pamiętać, z kim The Reds bili się o laury na krajowym podwórku. Manchester City był na przestrzeni ostatnich lat nieosiągalny dla wszystkich konkurentów w Premier League poza Liverpoolem, który raz ekipę Pepa Guardioli zdetronizował, a dwukrotnie przegrał z nią wyścig o tytuł – dosłownie i w przenośni – o milimetry. W 2019 i 2022 roku o wygranej “Obywateli” decydował bowiem punkt. Jeden genialny strzał z dystansu, jedna rozpaczliwa interwencja obrońcy. Trudno o bardziej wyrównaną rywalizację.
Taktyczne potyczki Kloppa z Guardiolą spokojnie można zestawiać z tymi, jakie przed lata toczyli ze sobą sir Alex Ferguson i Arsene Wenger. Między Niemcem a Hiszpanem nie było wprawdzie złej krwi, ich konferencje prasowe nie zamieniały się nigdy w festiwal przytyków i wzajemnych złośliwości, ale w powietrzu i tak wyczuwało się napięcie. – Juergen to zdecydowanie największy rywal, jakiego spotkałem w mojej trenerskiej karierze – stwierdził niedawno Pep.
Juergen Klopp vs. Pep Guardiola – wszystkie dotychczasowe starcia:
- 29 meczów
- 12 zwycięstw Kloppa
- 6 remisów
- 11 zwycięstw Guardioli
Liverpool w Premier League za kadencji Kloppa:
- 2015/16 (niepełny sezon) – 8. miejsce + finał Pucharu Ligi i finał Ligi Europy
- 2016/17 – 4. miejsce
- 2017/18 – 4. miejsce + finał Ligi Mistrzów
- 2018/19 – 2. miejsce + Liga Mistrzów
- 2019/20 – 1. miejsce
- 2020/21 – 3. miejsce
- 2021/22 – 2. miejsce + Puchar Anglii i Puchar Ligi
- 2022/23 – 5. miejsce
- 2023/24 – 1. miejsce po 21 kolejkach
Nie ma wątpliwości, że dla Liverpoolu kadencja Niemca to najpiękniejszy okres po złotych latach 80. – Klopp na pozór nie miał szans rywalizować z Manchesterem City, klubem dużo bogatszym, mogącym pozwolić sobie na wszelkie zachcianki. A jednak Liverpool szedł z The Citizens łeb w łeb, kreując przy tym symbole – zauważa w swoim felietonie Przemysław Rudzki. – To wszystko zostanie po Kloppie i będzie wieczne. Można się oczywiście zastanawiać nad momentem rozstania. Czy aby na pewno wybrał najlepszy na takie ogłoszenie? W pierwszej chwili pomyślałem, że absolutnie nie. Ale po chwili dotarło do mnie, jak ta informacja podziała na kibiców i piłkarzy – oni zrobią wszystko, by Niemiec pożegnał się mistrzostwem, które jest realne, przecież to lider Premier League. Znając zamiłowanie Kloppa do taktyki, nie wykluczam, że to jeden z tricków, które mają mu dać ostatni wielki triumf na Anfield.
Ostatni taniec. Klopp przeprowadził zespół przez kolejny kryzys
Ano właśnie – pożegnanie.
– Nie chcę być za stary na normalne życie – ogłosił niemiecki szkoleniowiec, tłumacząc powody swej szokującej decyzji. – Dawałem z siebie tysiąc procent, właściwie tylko wtedy możesz – moim zdaniem – osiągnąć sukces. Całe swoje życie oddawałem pracy tutaj. Przyszedłem jako normalny gość. Cały czas nim jestem. Ale od dłuższego czasu nie żyję normalnym życiem. Nie chcę czekać, by być za starym na normalne życie.
Cóż, trudno mieć do Kloppa żal czy pretensje. Jak już wspominaliśmy, człowiek pracujący na tak wysokich obrotach jak najbardziej może w pewnym momencie poczuć wypalenie. Stwierdzić, że coś mu ucieka w życiu osobistym. No i należy zaznaczyć, że Niemiec ogłosił swoje postanowienie w momencie, gdy przed ekipą The Reds naprawdę ciekawe perspektywy. Trochę niepostrzeżenie, ale szkoleniowiec przeprowadził niedawno zespół przez kolejny okres przejściowy. Nie aż tak burzliwy, jak ten sprzed paru lat, ale jednak. Nie ma już przecież na Anfield Mane, Hendersona, Milnera, Fabinho czy Firmino. Są za to Dominik Szoboszlai, Alexis Mac Allister, Luis Diaz, Darwin Nunez, Wataru Endō czy Ibrahima Konate. Krótko mówiąc – to już inny Liverpool od tego, który sięgał po mistrzostwo przed czterema laty.
Inny, lecz ponownie bardzo mocny i mający apetyt na kilka trofeów.
W tym momencie podopieczni Kloppa prowadzą w Premier League. Awansowali do 4. rundy Pucharu Anglii, wdarli się do finału Pucharu Ligi i wyszli z grupy w Lidze Europy. “Ostatni taniec” Niemca na Anfield może się zatem okazać nader efektowny. Ale nawet jeśli The Reds zanotują kiepską wiosnę i nie uświetnią jej żadnym sukcesem, to następca Kloppa trafi latem do znacznie potężniejszego klubu od tego, w którym sam Klopp wylądował w październiku 2015 roku. I stanie przed z jednej strony prostym, a z drugiej – piekielnie niewdzięcznym zadaniem, by przypadkiem nie schrzanić tego, co Niemiec tak długo i tak udanie budował.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Wiara zamiast zwątpienia. Jak Juergen Klopp zbudował kościół na Anfield
- “Po odejściu Kloppa czuję się, jakbym stracił kogoś z najbliższej rodziny”
- Liczby Kloppa w Anglii – drugi po Guardioli?
fot. NewsPix.pl