Reklama

Trela: Kluby wiecznie wielkie. Kto w Europie najdłużej trzyma się na szczycie?

Michał Trela

Autor:Michał Trela

26 stycznia 2024, 16:45 • 11 min czytania 14 komentarzy

Każdy kibic ma intuicyjne pojęcie, który klub jest wielki, a którego obecność na szczycie to chwilowa ciekawostka. Wielkość większości klubów to jednak kwestia pokoleniowa. W realiach niezwykle konkurencyjnych lig europejskich nielicznym udaje się utrzymywać w ścisłej czołówce, bez żadnych tąpnięć, naprawdę długo. Już nawet fani zbliżający się do trzydziestki, widzieli na własne oczy rzeczy, które z dzisiejszej perspektywy wydają się absolutnie nierealne.

Trela: Kluby wiecznie wielkie. Kto w Europie najdłużej trzyma się na szczycie?

Kto chce powiedzieć, że coś było dawno, dawno temu, może użyć frazy Sokoła: „pamiętasz stare czasy, jak Michael był Murzynem”. Ale kibic nie ma potrzeby sięgania do rapu, bo futbol tego typu odniesień do jakby nierealnej przeszłości dostarcza całe mnóstwo. Dzisiejsi 30-latkowie, czyli wciąż szczawiki, którym społeczeństwo pełnię praw wyborczych nada dopiero za pięć lat, mogą, opowiadając o piłce nożnej, brzmieć jak swoi dziadkowie.

Pamiętają Deportivo La Coruna i Leeds United w półfinale Ligi Mistrzów. Valencię w dwóch finałach z rzędu. Widzieli w drugiej lidze Atletico Madryt, Lecha Poznań, Juventus, Rangersów i Manchester City, wyrzucany potem z pucharów w Grodzisku Wielkopolskim. Oglądali Ipswich Town w pucharach i ligę hiszpańską, w której na dwóch pierwszych miejscach nie było ani Realu, ani Barcelony. Wiedzą, jak to było, gdy Paris Saint-Germain walczyło o utrzymanie w Ligue 1, mistrzostwo zdobywało FC Nantes, a GKS Katowice grał w europejskich pucharach. Zaznali trzecioligowego Napoli i Deportivo Alaves w finale europejskich pucharów. A wszystko to wydarzyło się ledwie w ciągu dwudziestu kilku lat.

ZMIANY BLISKO SZCZYTÓW

To mit, że w futbolu nic się nie zmienia, a w Lidze Mistrzów o wygraną wciąż rywalizują te same kluby. Tak, jak większość ludzi nie pamięta, jaka pogoda była rok temu i zawsze jest zdziwiona, gdy w grudniu śnieg spadnie albo nie, tak szybko przyzwyczajają się do piłkarskiej hierarchii. W rzeczywistości jednak podlega ona wielkim zmianom. I są w Europie tylko nieliczni, którzy naprawdę od dekad unikają wpadania w głębokie kryzysy. Widać to nie tylko po polskiej lidze, gdzie nagłe wzloty i upadki należą do lokalnego folkloru, ale nawet po rozgrywkach, które wydają się dziś zabetonowane na wieki wieków.

Oto dziesięć klubów z trzydziestu najlepszych europejskich lig, które faktycznie opanowały trudną sztukę utrzymywania się na szczycie przez pokolenia. Choć w innych sportach czwarty jest pierwszym przegranym, akurat w piłkarskich rozgrywkach ligowych można go często uznawać za ostatniego wygranego. W wielu silnych ligach już od lat czwarte miejsce oznacza prawo walki o Ligę Mistrzów, określa się je małym mistrzostwem kraju. W słabszych zazwyczaj i tak oznacza kwalifikację do europejskich pucharów. Dlatego w rankingu czwarte miejsce zostało uznane za graniczne, rozdzielające sezon w miarę udany od zmarnowanego.

Reklama

10. Real Madryt – 23 sezony z rzędu w TOP 4

Początek najgrubszego kalibru. Choć czołówka ligi hiszpańskiej wydaje się dość mocno ugruntowana, nikt nie okopał się w niej równie mocno, jak Królewscy. Gdy zaczynała się seria finiszów Realu w czołowej czwórce, Atletico było jeszcze klubem II-ligowym. Barcelona natomiast miała przed sobą głęboki kryzys początku XXI wieku. Ostatni naprawdę nieudany sezon ligowy stołecznego klubu miał miejsce na zakończenie poprzedniego stulecia. Drużyna, która zaczynała rozgrywki pod wodzą Johna Toshacka, w listopadzie była dopiero na ósmym miejscu. Vicente del Bosque, który go zastąpił, zdołał dźwignąć zespół tylko na piątą pozycję. Za Deportivo, Barceloną, Valencią i Realem Saragossa. Teoretycznie miało to oznaczać zaledwie grę w Pucharze UEFA. Równolegle jednak Real wygrał Ligę Mistrzów, pokonując w finale Valencię. Pozbawił tym samym Saragossę prawa wstępu do fazy grupowej elitarnych rozgrywek. Jak więc widać, nawet teoretycznie nieudany sezon Realu zakończył się triumfem. Od tego czasu już tylko raz Królewskim zdarzyło się zakończyć ligę poza podium.

10. Ajax Amsterdam – 23 sezony

Jesienią 2023 roku pół Europy przeżywało degrengoladę Ajaksu, który w pewnym momencie zajmował nawet ostatnie miejsce w Eredivisie. Spiralę nieszczęść udało się już odkręcić. Amsterdamczycy są obecnie na piątym miejscu. Gdyby jednak pozostali na tej pozycji do końca rozgrywek i tak oznaczałoby to najgorszy sezon w tym wieku. Ostatni raz poza pierwszą czwórką Ajax finiszował w sezonie 1999/2000, czyli ledwie pięć lat po triumfie w Lidze Mistrzów. Zespół prowadzony wówczas przez Jana Woutersa dał się wyprzedzić nie tylko PSV Eindhoven i Feyenoordowi, czyli tradycyjnym potęgom, ale też sc Heerenveen oraz Vitesse Arnhem. Rok wcześniej poszło mu jeszcze gorzej, bo ligę skończył na szóstym miejscu. W XXI wieku najgorsze, co przytrafiło się Ajaksowi, to czwarte miejsce w 2006 roku. Wciąż nie jest jednak powiedziane, że seria amsterdamczyków zostanie przerwana. Do czwartego AZ tracą już ledwie trzy punkty, a liga dopiero przekroczyła półmetek.

8. Szachtar Donieck – 27 sezonów

Choć w czasach radzieckich Szachtar nie należał zwykle do najbardziej znaczących klubów, rozgrywki toczone pod flagą ukraińską należą do niego. Nie dość, że zespół ze wschodniej Ukrainy, od 1996 roku, gdy finiszował na dziesiątym miejscu, nie wypadł poza czołową czwórkę, to jeszcze w tym okresie zawsze zajmował przynajmniej drugie miejsce. Imponującej serii nie przerwały nawet tragiczne losy tego klubu, który musiał opuścić swoje miasto. Już od dziesięciu lat z Donieckiem łączy go jedynie nazwa. Szachtar musi jednak uważać, by spektakularna passa nie skończyła się w bieżącym sezonie. Obecnie zespół jest dopiero na czwartym miejscu w lidze, choć ma do rozegrania jeszcze dwa zaległe mecze, którymi może wywindować się na pozycję lidera. Jak na wyśrubowane standardy tego klubu, obecne rozgrywki nie przebiegają jednak nadzwyczajnie.

7. Bayern Monachium – 28 sezonów

Zakładając, że pierwsze piłkarskie wspomnienia większość kibiców kolekcjonuje z okresu, gdy miała około sześciu lat, za chwilę wejdzie w dorosłość pokolenie, które nie zna innego mistrza Niemiec niż Bayern Monachium. Trochę starsi dorośli pamiętają oczywiście mistrzostwa dla Borussii Dortmund, Wolfsburga, Stuttgartu czy Werderu Brema, morderczą walkę Bawarczyków z Hannoverem 96 o miejsce na podium, czy szaloną walkę z Getafe w Pucharze UEFA. Ale żeby pamiętać Bayern poza czołową czwórką Bundesligi, trzeba cofnąć się znacznie dalej.

W sezonie 1994/95 pod wodzą Giovanniego Trapattoniego Bawarczycy zakończyli ligę dopiero na szóstym miejscu. Dali się wyprzedzić nie tylko Borussii Dortmund i Werderowi, ale też Freiburgowi, Kaiserslautern i Borussii Moenchengladbach. Jedna pozycja niżej i musieliby się splamić występem w Pucharze Intertoto. Ostatecznie ich czyśćcem było przebijanie się przez wstępne rundy Pucharu UEFA: mecze z Łokomotiwem Moskwa, Raith Rovers, Nottingham Forest aż do półfinału z Barceloną i wygranego finału z Girondins Bordeaux. Ale to już było w kolejnym sezonie, który Bayern skończył na drugim miejscu i zaczął cementować nietykalność w niemieckim futbolu.

6. Dynamo Kijów – 32 sezony

W czasach radzieckich zdecydowany numer jeden, jeśli chodzi o kluby ukraińskie, po odzyskaniu przez ten kraj niepodległości doczekał się w Szachtarze równorzędnego rywala. Mimo że w ostatnich latach to ekipa wywodząca się z Donbasu częściej sięgała po mistrzostwa kraju, stołeczny klub nigdy w historii odrębnych rozgrywek nie zakończył ligi poniżej czwartego miejsca. Ostatni raz zdarzyło się mu to w rozgrywkach kończących ligę ZSRR. W 1991 roku (ligę rozgrywano w systemie wiosna-jesień) Dynamo finiszowało za moskiewskimi CSKA, Spartakiem i Torpedo oraz Czernomorcem Odessa. Rok później zostało już wicemistrzem Ukrainy, a raz poza podium wypadło dopiero w 2014 roku. Pod tym względem obecny sezon może się okazać historyczny. Na razie Dynamo jest bowiem dopiero piąte. Tak nisko ligi ukraińskiej nie ukończyło jeszcze nigdy.

Reklama

5. Celtic FC – 33 sezony

Liga szkocka z Celtikiem poza czołową czwórką? Czy to w ogóle miało prawo kiedyś się wydarzyć? O ile w przypadku Rangersów, przez nie tak dawną degradację i wędrówkę od IV ligi, kibice zdążyli się już przekonać, że jest możliwa liga bez ich obecności w czołówce, o tyle jego lokalny rywal całkowicie zabetonował miejsce w okolicach szczytu. Od 1995 roku ta drużyna zawsze zdobywa albo mistrzostwo, albo wicemistrzostwo. Na przełomie lat 80. i 90. Miała jednak trudny okres, kiedy przez dekadę nie wygrała ligi. Aż siedem razy z rzędu nie była też wicemistrzem. Najgorszy w tym czasie był sezon 1989/90, kiedy Celtic w ogóle nie zakwalifikował się do europejskich pucharów – dał się wyprzedzić nie tylko Rangersom, ale też Aberdeen, Heart of Midlothian i Dundee United. Na powtórzenie takiej sytuacji kompletnie na razie się nie zanosi, bo Celtic pruje po kolejne mistrzostwo.

4. FK Partizan – 34 sezony

Intuicyjnie mogłoby się wydawać, że liga serbska jest podobnie stabilna jak szkocka. W rzeczywistości jest jeszcze bardziej. Partizanowi i Crvenej zveździe zdarzają się pomniejsze kryzysy. Nigdy nie wypychają ich jednak poza pierwszą czwórkę. Jak na standardy Partizana poprzedni sezon był absolutnie fatalny, lecz i tak zakończył się na czwartym miejscu, dającym prawo gry w pucharach. W historii ligi serbskiej stołeczny dawniej wojskowy klub nigdy nie finiszował niżej. Ostatni raz poza czwórką był pod koniec istnienia ligi jugosłowiańskiej. W sezonie 1988/89, gdy wojenna zawierucha wisiała już w powietrzu, ulubiony klub Aleksandara Vukovicia zajął szóste miejsce. Za Vojvodiną Nowy Sad, Crveną zvezdą, Hajdukiem Split, FK Rad i Dinamem Zagrzeb. I tak awansował jednak do europejskich pucharów dzięki zwycięstwu w krajowym pucharze. Po rozpadzie Jugosławii Partizan tylko raz skończył ligę poza podium – właśnie w zeszłym roku.

3. Crvena zvezda – 40 sezonów

Jeszcze większą stabilizacją w ścisłej czołówce może się pochwalić derbowy rywal Partizana. Crvena zvezda sześć razy z rzędu sięgała po tytuł mistrzowski. Od 2009 roku nie spadła poniżej drugiego miejsca. Ligi serbskiej nigdy nie skończyła poza podium. Ostatni raz bez medalu finiszowała jeszcze w czasach Jugosławii, w 1985 roku. A poza czwórką była poprzednio w 1983 roku. Wówczas oznaczało to zaledwie grę w Pucharze UEFA. Gdyby nie wykluczenie tamtejszych klubów z powodu trwającej wojny, Crvena zvezda grałaby w europejskich pucharach nieprzerwanie od 1968 roku! W najgorszym sezonie w ostatnich czterech dekadach belgradzki klub wyprzedziły dwie drużyny serbskie – Partizan i Radnicki Nis oraz dwie chorwackie – Dinamo Zagrzeb i Hajduk. Sezon, w którym znalazłyby się cztery serbskie drużyny silniejsze od Crvenej zvezdy, nie wydarzył się… nigdy.

2. PSV Eindhoven – 42 sezony

Liga holenderska nie bez przyczyny kojarzy się z bardzo powtarzalną czołówką. Ale żaden element nie jest w niej tak stały, jak PSV Eindhoven. Ajaksowi zdarzyły się gorsze momenty pod koniec lat 90. Feyenoord w XXI wieku aż pięć razy lądował poza czołową czwórką. Klubowi Philipsa taki sezon nie przytrafił się od początku lat 80. W rozgrywkach z lat 1980/81 PSV dało się wyprzedzić dwóm tradycyjnym rywalom, a także AZ i Utrechtowi. Piąte miejsce dało mu grę w Pucharze UEFA. Ostatni raz, kiedy PSV nie zakwalifikowało się do rozgrywek europejskich, zdarzył się… na początku lat 70. W XXI wieku klub z Eindhoven trzy razy kończył Eredivisie poza podium, lecz ani razu nie wypadł poza czwórkę. Stabilizacja, której mogą pozazdrościć nawet pozostali holenderscy hegemoni.

1. FC Porto – 51 sezonów

Absolutny europejski rekordzista, jeśli chodzi o utrzymywanie się na szczycie lub w jego okolicach bez większych tąpnięć. Portugalska czołówka tradycyjnie jest stabilna. Nawet największym lizbońskim klubom zdarzały się jednak momenty słabości. Sporting w 2013 roku był siódmy. Benfica w 2001 roku finiszowała szósta. Porto na takie wybryki sobie nie pozwala. Przynajmniej wicemistrzem zostawało zawsze od 2017 roku. Z ligowego podium nie zeszło od 1976 roku. W pucharach ostatni raz zabrakło go w sezonie 1973/74. A ostatni raz ligę poza czołową czwórką zakończyło jeszcze dawniej, bo w 1972 roku. Dało się wówczas wyprzedzić Sportingowi, Benfice, Vitorii Setubal i CUF Bareiro.

O tym, jak dawno to było, najbardziej obrazowo można opowiedzieć na przykładzie rodziny Afonso Sousy, pomocnika Lecha Poznań, którego ojciec i dziadek występowali w przeszłości w FC Porto. Nawet jednak Antonio Sousa, dziadek 23-latka, zadebiutował w tym klubie już siedem lat po jego feralnym sezonie 1971/1972. Ci, którzy mają prawo pamiętać FC Porto poza podium ligi piłkarskiej, zbliżają się dziś do sześćdziesiątki. Trwający sezon raczej nie przyniesie nagłego przełomu. Mimo że Porto, jak na swoje standardy, zawodzi, wciąż jest na trzecim miejscu.

STABILNOŚĆ W LIGACH TOP 5

Wiele z tych imponujących wyników można próbować zdyskredytować częstym argumentem o niskiej konkurencyjności rozgrywek w niektórych krajach. Gdyby więc odciąć rozgrywki w Holandii, Szkocji, Portugalii czy Ukrainie i pozostać wyłącznie w kręgu największych lig europejskich, okazałoby się, że utrzymywać się w bezpośrednich okolicach szczytu potrafią tylko zupełnie nieliczni. Taki ranking otwierałby Bayern z 28 sezonami w niemieckim TOP 4, przed Realem Madryt i Barceloną (20 sezonów). Kolejne miejsca zajęłyby Paris Saint-Germain i Manchester City (po 13 sezonów), Atletico Madryt (11), Borussia Dortmund (8) i Inter Mediolan (6 sezonów). Później następuje już totalna, właściwie coroczna wymiana. RB Lipsk, którego powstanie przecież wcale nie tak dawno można było obserwować, z pięcioma sezonami w niemieckim TOP 4 załapałby się do europejskiej czołowej dziesiątki pod względem stabilizacji. Czwarty uczestnik Ligi Mistrzów z Niemiec jest rotacyjny. W tym roku był to Union Berlin, wcześniej Bayer Leverkusen, Wolfsburg i Borussia Moenchengladbach.

Anglia, poza City, nie ma nikogo, kto miałby na koncie choćby dwa (!) z rzędu finisze w czołowej czwórce. W Hiszpanii czwarte miejsce obok Realu, Barcelony i Atletico zmienia się regularnie. Przez trzy sezony udawało się je zajmować Sevilli, która jednak później zaczęła walczyć o utrzymanie. Milan, który długo nie mógł wrócić do Ligi Mistrzów, kwalifikował się do niej trzy razy z rzędu, co już daje mu miejsce w czołowej dziesiątce europejskiej stabilizacji. We Francji z kolei za plecami PSG co roku zmienia się niemal wszystko. Dlatego to, że Olympique Marsylia i Stade Rennes dwa poprzednie sezony kończyły w czwórce, już jest warte odnotowania nawet w skali Europy. Ale i trudne do powtórzenia. W bieżących rozgrywkach oba kluby zajmują już miejsca w środku tabeli.

Konkurencja w pięciu najsilniejszych ligach Europy jest tak duża, że różnego rodzaju tąpnięcia są niemal dla wszystkich absolutnie nieuniknione. Tak naprawdę ominęły je w XXI wieku wyłącznie trzy kluby – Real, Barcelona i Bayern. Wielkość wszystkich pozostałych klubów to już tak naprawdę tylko kwestia pokoleniowa. Najmłodszym kibicom Manchester City i PSG mogą się wydawać wszechpotężne. Lecz odrobinę starsi pamiętają, że Paryż był w jednym szeregu z Berlinem, jeśli chodzi o europejskie metropolie bez dużej piłki. Odwrotnie: najmłodszym kibicom Manchester United wcale nie kojarzy się już z potęgą, za jaką mają prawo go mieć 30-latkowie. Być może więc jest trochę prawdy w tym, że największe ligi zwykle wygrywają te same kluby. Już ich główni konkurenci zmieniają się jednak właściwie co roku. Jak to szło? Wdrapać się na szczyt jest łatwiej niż się na nim utrzymać.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Karbownik to ma jednak pecha. Zaczął grać na środku pomocy i złapał uraz

Szymon Piórek
1
Karbownik to ma jednak pecha. Zaczął grać na środku pomocy i złapał uraz

Felietony i blogi

Niemcy

Karbownik to ma jednak pecha. Zaczął grać na środku pomocy i złapał uraz

Szymon Piórek
1
Karbownik to ma jednak pecha. Zaczął grać na środku pomocy i złapał uraz

Komentarze

14 komentarzy

Loading...