Reklama

Po odejściu Kloppa czuję się, jakbym stracił kogoś z najbliższej rodziny

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

26 stycznia 2024, 15:11 • 6 min czytania 28 komentarzy

– Jestem rozbity. Jakbym stracił kogoś bardzo bliskiego z rodziny. Płakać mi się chce. Kiedy Klopp przychodził do klubu, byłem jeszcze odpowiedzialny za prowadzenie polskiego konta Liverpoolu na Twitterze. Chciał się zapoznać ze wszystkimi pracownikami. Zorganizowano spotkanie. Podchodził do wszystkich i mówił: „Cześć, jestem Jurgen Klopp, będę trenerem pierwszej drużyny, jak masz na imię i czym się zajmujesz?”. I tak do każdego. Od sprzątaczek, przez kucharki, po ludzi od sprzętu. Ludzie tu szanują etos tzw. „working-class people”, a Kloppa nie trzeba było tego uczyć. Pokazywał, że jest normalny – mówi nam Rado Chmiel, wielki fan Liverpoolu, Kibic Roku 2014, tłumacz książek o The Reds. Rozmawiamy na krótko po informacji, że Jurgen Klopp po końcu sezonu opuści Anfield. 

Po odejściu Kloppa czuję się, jakbym stracił kogoś z najbliższej rodziny

Co poczułeś, kiedy Jurgen Klopp wygłosił: „I will leave the club at the end of the season”?

Serce złamało mi się na milion kawałków. Niesamowity facet. Miałem okazję poznać go osobiście podczas pracy dla Liverpoolu i przy tłumaczeniu na język polski jego biografii „Jurgen Klopp. Robimy hałas”. Kiedy padło to „I will leave the club at the end of the season”, wróciły wszystkie emocje, którymi przez lata karmił wszystkich kibiców The Reds. Nie tylko zwycięstwa i wzloty, ale też upadki i porażki. Bez tego nie byłoby piękna tych długich lat. Znów przeszło przeze mnie, jak budował drużynę, która wygrała mistrzostwo Anglii, Puchar Anglii, Puchar Ligi Angielskiej, Tarczę Wspólnoty, Superpuchar Europy, Klubowe Mistrzostwo Świata, Ligę Mistrzów…

Słychać emocje. 

Jestem rozbity. Jakbym stracił kogoś bardzo bliskiego z rodziny. Płakać mi się chce.

Reklama

Jak się poznaliście?

Kiedy Klopp przychodził do klubu, byłem jeszcze odpowiedzialny za prowadzenie polskiego konta Liverpoolu na Twitterze. Chciał się zapoznać ze wszystkimi pracownikami. Zorganizowano spotkanie. Podchodził do wszystkich i mówił: „Cześć, jestem Jurgen Klopp, będę trenerem pierwszej drużyny, jak masz na imię i czym się zajmujesz?”. I tak do każdego. Od sprzątaczek, przez kucharki, po ludzi od sprzętu. Bardzo to było miłe. Klopp pokazywał, że jest normalny. Że można do niego przyjść, porozmawiać o problemach, zrozumie. Zbudował sobie tym zaufanie. Z łatwością stworzył więzi również w szatni. Piłkarze oddawali na boisku wszystko, co tylko mogli, nigdy za jego kadencji nie można było im zarzucić braku zaangażowania.

Od razu kupił środowisko Liverpoolu czy potrzebował czasu?

Z miejsca, od razu i pierwszych słów. Pamiętam jego pierwszą konferencję prasową. Zaczęto go porównywać do Jose Mourinho. Mówili, że Portugalczyk jest „The Special One”, na co Klopp rzucił, że „Okej, to ja jestem The Normal One”. Tak, normalnym gościem ze Szwarcwaldu, z Niemiec. Przyszedł robić swoją robotę, a nie wydziwiać. Otwartością, kultem ciężkiej pracy zjednywał cały Liverpool. Myślę, że to był casus Jamiego Carraghera, który wybitnym obrońcą nie był, ale wyróżniał się wojowniczością, oddaniem, zostawianiem serducha. Ludzie tu szanują etos tzw. „working-class people”, a Kloppa nie trzeba było tego uczyć. Szokująca, szokująca wiadomość, że odchodzi.

Liverpool przed jego przyjściem słabował. 

Reklama

Brendan Rodgers został pogoniony po zremisowanych derbach z Evertonem. W październiku przyszedł Klopp. I nie miał za bardzo, na czym budować, o transferach nie było mowy, powierzono mu skład, który zostawił mu Rodgers. A mimo to poprowadził tę drużynę do finału EFL Cup i finału Ligi Europy, w którym niestety wygrała Sevilla. Tamten Liverpool to był trochę skład węgla i papy, a i tak Klopp wyciągał niezłe wyniki. Następnie powoli sprzedawał zawodników, których nie potrzebował i sprowadzał piłkarzy, na których chciał budować coś wielkiego. I przy tym nie przepłacał. Nie wydawał kolosalnych pieniędzy na transfery. Gwiazdy lepił sam.

Prawie wszystkie transfery spośród listy piętnastu najdroższych w historii Liverpoolu to jego robota, ale uczciwie trzeba przyznać, że większość albo została gwiazdami, jak Virgil van Dijk, Mohamed Salah czy Alisson, albo kluczowymi postaciami, jak Fabinho, Roberto Firmino, Sadio Mane czy nawet taki Diogo Jota.

Liverpool zapłacił 84 miliony euro za Van Dijka i 62 miliony euro za Alissona, czyli dużo jak na rzeczywistość 2017 czy 2018 roku, ale to były bardzo przemyślane transfery, na które składały się pieniądze z transferów odchodzących zawodników. Klopp długo miał zresztą dość ograniczone pole do popisu, bo właściciele Liverpoolu nie są specjalnie skorzy do wydawania wielkich kwot. Może to i dobrze, szastanie kasą potrafi deprawować, biorąc pod uwagę choćby sytuację Evertonu i całe to zamieszanie wokół złamania zasad Finansowego Fair Play. W Liverpoolu, szczególnie tego z sezonów 2019/20 i 2020/21, grali zaś głównie piłkarze, do których można było się przywiązać. Patrzyło się na nich i mówiło: „To są zawodnicy Kloppa”.

Ostatni raz rozmawialiśmy po mistrzostwie Anglii z 2020 roku. Mówiłeś, że ten triumf po trzydziestu latach jest dla kibiców Liverpoolu jak Święty Graal. To chyba największe osiągnięcie Kloppa w postrzeganiu fanów The Reds. 

Teraz te wspomnienia wracają. Rozpłakałem się. Głos drży mi nadal. Nie mogę się z tym ogarnąć. Wiesz, jak jesteś kibicem od lat, choćby trzydziestu, zgrywasz z klubem swoje życie i staje się to dla ciebie niezwykle ważne, najważniejsze z rzeczy najmniej ważnych. Wyznałem niedawno w „Przeglądzie Sportowym”, że od dziesięciu lat zmagam się z depresją, mam problemy ze zdrowiem, przekonałem się, że wszystko trzeba ważyć, ale Liverpool jest niezmiennie bardzo, ale to bardzo bliski mojemu sercu. Jestem wdzięczny Kloppowi za te wszystkie trofea, dobre chwile, które razem przeżyliśmy na stadionach, podczas różnych finałów. Mam nadzieję, że do końca sezonu kibice Liverpoolu będą się wspierać, żeby zakończyć ten okres piękną klamrą, czyli wygrać wszystko, co jest możliwe do wygrania.

Najważniejsze jest mistrzostwo Anglii?

Zdecydowanie, na razie wygląda to dosyć dobrze, aczkolwiek Liverpool wchodzi w intensywny czas, mecze w terminarzu się na siebie nakładają, wypadają co dwa czy trzy dni, może być ciężko, biorąc pod uwagę konstrukcję tego składu i liczbę kontuzji. Czeka nas bardzo emocjonalne pół roku, ale jeśli uda się zdobyć mistrzostwo…

To?

Historia zakończy się idealnie.

W grudniu Klopp krytykował kibiców, że na Anfield siedzą cicho. – Jeśli nie jesteś w dobrej formie, oddaj bilet komuś innemu – mówił. Jak to odebrałeś?

Trochę ta wypowiedź była nietrafiona, dobór słów za ostry. Rozumiem jednak, co miał na myśli i co próbował przekazać. Clou całego problemu jest takie, że na Anfield czy na innych obiektach Premier League są sektory przeznaczone dla tzw. kibiców-turystów, którzy niewiele wiedzą o stadionowych zwyczajach, nie znają przyśpiewek. Słychać to. Albo właśnie: nie słychać. Nie ma stałego, głośnego dopingu. Klopp pewnie miał rację, ale mógł ująć to inaczej w kwestii semantycznej. Nie sądzę jednak, żeby ktokolwiek na Anfield odbierał go przez pryzmat tej wypowiedzi.

Klopp przyznał, że potrzebuje odpoczynku, brakuje mu energii, czuje się nieco wypalony i zmęczony. W jakikolwiek sposób było to wyczuwalne czy dostrzegalne? 

Nie do końca, nie odczułem zmiany w jego zachowaniu czy wypowiedziach. Cały czas energetyczny, nabuzowany przy linii bocznej, żywiołowo reagujący. Nie wiemy za to, co działo się za kurtyną. Może coś zaczęło szwankować ze zdrowiem, o czym nie wiemy? W czterominutowym wywiadzie na kanale Liverpoolu między słowami sugeruje właśnie, że brakuje tej energii, że do końca sezonu da radę, ale na dłuższą metę może być gorzej. Klopp już taki jest, że nigdy nie zaakceptuje sytuacji, w której projektowi poświęcać będzie się tylko w 80% czy 90%. Dla niego ta pasja jest na 100%.

To najlepszy trener w historii Liverpoolu?

Na równi z Bobem Paisleym i Billem Shanklym. Imponujące, jak Klopp kupił sobie kibiców, jak zjednał środowisko, ile z tym klubem osiągnął, bo wygrał przecież prawie wszystkie trofea klubowe, do pełnego pakietu brakuje mu tylko Ligę Europy. Należy mu się pomnik. Jeżeli nie obok Shankly’a, to gdzieś w okolicach Anfield. Czuję, że Klopp dużo zrobił dla mnie samego, choć pewnie nawet o tym nie wie. Będzie mi go brakować.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Czytaj więcej o Liverpoolu:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
6
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Anglia

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
6
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

28 komentarzy

Loading...