Ależ teraz ŁKS z Ruchem będą grać w piłkę, ulala. Jedni i drudzy ruszyli na rynek transferowy, nikt i nic już ich nie zatrzyma. Na walkę o puchary już za późno, ale środek tabeli… Kto wie, kto wie.
A poważnie: obaj beniaminkowie idą utartą ścieżką nowych w Ekstraklasie. Po pierwsze – grać fatalnie. Po drugie – zmienić trenera. Po trzecie – zimą ściągnąć nowych piłkarzy. Dalej jest już tylko po czwarte, to znaczy „nic to nie dało”, a potem już po piąte i spadek.
Najcieplej w tym temacie wspominam Zagłębie Sosnowiec, które grało katastrofalnie, ale zimą chciało się jeszcze odegrać i zaprosiło do balangi niezwykłą bandę z Martinem Tothem na czele. Franek Smuda nie potrzebowałby schodów, by stwierdzić, że facet się nie nadaje, a w Zagłębiu jednak uznali – nie no, kawał grajka.
Jak było, pamiętamy.
Zastanawiam się: skoro ŁKS i Ruch zakładają teraz, że to dobre ruchy, dlaczego nie mogły ich wykonać wcześniej, latem? Pewnie jeden czy drugi piłkarz nie byłby wtedy dostępny, ale kierunek byłby ten sam – mamy za słabą kadrę, trzeba ją wzmocnić. Tyle że w ŁKS-ie uznali na przykład, że opieranie drużyny o Marciniaka to dobry pomysł, a w Ruchu, że Starzyński odmłodnieje magicznie o 10 lat.
A na końcu winni jak zwykle trenerzy.
Rzecz w tym, że jeśli spytalibyście o to wtedy działaczy tych klubów, to powiedzieliby: jesteśmy biedni, bez szaleństw, trzeba walczyć na tyle, na ile nas stać. Natomiast po pół roku w Ekstraklasie dochodzi do tak zwanej głupawki – widzi się, że do towarzystwa się nie pasuje, ale większa kasa nie śmierdzi. I robi się wszystko, by w elicie zostać, nawet jeśli wiąże się to z ryzykiem (niezależnie od długości kontraktów nowych piłkarzy).
Szansa na utrzymanie jest minimalna. Szansa na spadek i utrzymanie lepszych zawodników jest minimalna (bo za co, a zresztą jacy oni tam lepsi, skoro spadli). Ale już szansa na spadek i budowę składu od nowa jest bardzo duża. Będzie więc prawdopodobnie tak, że ŁKS z Ruchem się teraz niby wzmocnią, polecą z ligi, a tam będzie trzeba budować w dużej mierze od nowa. Przypłaci się to kolejnym sezonem spędzonym na zapleczu, zamiast wrócić od razu, kto wie – to też wysoce prawdopodobne – jedni i drudzy mogą zostać tam na dłużej, zanim wrócić piętro wyżej.
Tyle jeśli chodzi o długofalowe planowanie. Można sobie gderać, że coś takiego w ŁKS-ie i Ruchu coś takiego istnieje, ale w praktyce widać, że absolutnie nie istnieje.
Są to ruchy po pierwsze sterowane chciwością, chęcią pozostania w Ekstraklasie za wszelką cenę, a po drugie przypodobania się kibicom. Bo ci by nie wybaczyli, gdyby działacze nie zrobili żadnych większych ruchów przed wiosną. Może tak, może nie – według mnie prędzej nie wybaczą, jak się zasiedzicie w pierwszej lidze.
Albo jeszcze niżej.
PS
Jutro zapraszam na vloga. Oszołom po lewej odwiedził mnie na Bródnie.
CZYTAJ WIĘCEJ: