Reklama

Rudzki: Kto nie śpiewa, ten nie z nami. Czy Klopp i inni menedżerowie mogą mówić kibicom, co powinni robić?

Przemysław Rudzki

Autor:Przemysław Rudzki

22 grudnia 2023, 18:27 • 6 min czytania 4 komentarze

Jeśli trenera interesuje tylko wynik meczu, Juergen Klopp powinien być zadowolony po tym, jak jego piłkarze roznieśli West Ham United w ćwierćfinale Pucharu Ligi. Spotkanie zakończyło się rezultatem 5:1, ale Niemiec zwrócił uwagę na zachowanie trybun w momencie, gdy było 1:0. I wypalił, że jeśli tak ma wyglądać doping w ligowym hicie z Arsenalem, lepiej zostać w domu. Mind games z innymi menedżerami to jedno, ale taka gra z żywym organizmem Anfield bez wątpienia obarczona jest sporym ryzykiem. Rodzi też pytanie, czy Klopp, ale i inni szkoleniowcy, narzekający w bliższej i dalszej przeszłości na fanów, mają do tego prawo? Albo inaczej. Czy ktoś, kto idzie na mecz, musi śpiewać i krzyczeć, bo inaczej nie jest mile widziany?

Rudzki: Kto nie śpiewa, ten nie z nami. Czy Klopp i inni menedżerowie mogą mówić kibicom, co powinni robić?

Nikt z nas nie jest na tyle naiwny, by nie dostrzec w tyradzie Kloppa drugiego dna. To oczywiste, że świadomość batalii z Kanonierami, której stawką może być nawet tytuł mistrzowski, zwłaszcza w sezonie tak marginalnych różnic punktowych, potęguje napięcie. I doświadczony menedżer wygłasza przemowy na różnych frontach – w szatni motywuje piłkarzy, na konferencjach uprawia szermierkę z dziennikarzami, ale kibice też są mu potrzebni.

Klopp jest na Anfield wystarczająco długo, by wiedzieć, że fani prędzej się zmobilizują niż obrażą i nie zostaną w domach. I pewnie jest przekonany, że ma u nich tak olbrzymi kredyt zaufania, iż mógł sobie pozwolić na tego typu prowokację. Nie jest ona, rzecz jasna, oderwana od rzeczywistości. Bo tak naprawdę trybuny wielu stadionów w Anglii milczą, czy jak kto woli – śpiewają rzadko. To zupełnie inny rodzaj dopingu niż ten, do którego przywykliśmy choćby w Polsce. Po meczu Legii przez tydzień człowiek ma w głowie przyśpiewki. Wyspiarze pokazują fajny banter, czyli potrafią na szybko wymyślić coś ironicznego, prześmiewczego i rzucić w kierunku sektora rywali. Ale nie reagują żywiołowo i nie śpiewają bez przerwy na cały głos. Do takich uniesień potrzebują szczególnych bodźców.

Przykładem jest sam Liverpool. Niedawno gościem podcastu Gary’ego Linekera był Andrij Szewczenko. Ukrainiec opowiadał po raz tysięczny o finale w Stambule, który Milan przegrał z The Reds. I powiedział, że kluczowi byli fani. Ich doping przy stanie 0:3 był tak abstrakcyjny i ogłuszający, że zupełnie zdezorientował włoską drużynę. Klopp nie jest pierwszym trenerem, który w tym sezonie narzeka na doping. Wcześniej robił to Pep Guardiola. Trudno się dziwić. Najlepsza rzecz jaka zdarzyła się Manchesterowi City od strony kibicowskiej w ostatnich latach, to „do the Poznań”, czyli podprowadzenie charakterystycznego ruchu na trybunach, który Anglicy zobaczyli na Bułgarskiej, kiedy ich zespół walczył w pucharach z Kolejorzem.

Angielski kibic jest wybredny. Mruknie z podziwem, gdy obrońca zrobi wślizg, ryknie po golu, co normalne, zaśpiewa ze trzy razy i to tyle. Większość meczu wypełniają jednak długie pauzy i cisza. Nie potępiam ich za to, jako że interesuje mnie piłka a nie śpiewy, zupełnie nie zwracam uwagi na takie aspekty. Jasne, że to idealna opcja, kiedy widowisko w naturalny sposób porywa trybuny i wprawia w trans obie strony bitwy. Sektory się przekrzykują, piłkarze zapieprzają w tę i z powrotem, bramki padają. Ale to się naprawdę rzadko zdarza. W Anglii najlepsza atmosfera panuje dzisiaj nie na Old Trafford czy Anfield, ale na Brentford (tak, właśnie tam – mega zaanagażowani fani) czy na St. James’ Park, które po cienkich latach wreszcie wróciło na salony i chce im się znów pokazać. Daje radę Villa Park, nieźle bywa na Selhurst Park. W ważnych meczach powagę sytuacji dźwiga The Emirates.

Reklama

Nigdzie zresztą nie jest napisane, że kibic musi się wydzierać. Kloppowi z pewnością trudno to pojąć, wszak przez parę lat miał za sobą słynną „żółtą ścianę” w Dortmundzie. Fanatyków ze strzykawkami adrenaliny, gotowych zainfekować piłkarzy w dowolnym momencie meczu. Być może dlatego cisza, szczególnie w dobrych momentach zespołu, boli go podwójnie? – Jeśli nie jesteś w dobrej formie, oddaj bilet komuś innemu – prowokował Klopp po starciu z WHU. – W pierwszej połowie chłopcy grali wyjątkowo dobrze, ale nie byłem zadowolony z atmosfery. Zapytałem ludzi, czego właściwie chcą? – wyznał menedżer Liverpoolu. To dobre pytanie, bo otwiera pole do szerszej dyskusji. Może po prostu obejrzeć mecz?

Byłem w życiu na różnych stadionach – na takich, na których spodziewałem się wielkiego dopingu i go tam wcale nie było (Maracana, Flamengo – Fluminense), ale i w miejscach, gdzie nie obiecywałem sobie niczego, a dostałem huczne show (Feyenoord – Groningen). Widziałem, jak kibice Chelsea świętowali wygranie Ligi Mistrzów w Monachium i, szczerze, głośniej śpiewali na płycie piłkarze. Widziałem skrajnie różne zachowania kibiców. Od dziczy w Gruzji, rzucającej butelkami z górnych kondygnacji, po pomruk uznania dla prawego obrońcy, który widząc, że nie da się popchnąć akcji do przodu, zagrał do bramkarza – to akurat w spotkaniu ligowym w Las Palmas. Zmienia się struktura trybun. Na meczach reprezentacji jest coraz więcej ciszy. A w klubach fanatyków z ulicy wyparli turyści i majętni obywatele. Ale to nie jest nic nowego.

Bonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze NarodówBonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze Narodów

Bonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze Narodów

  • Postaw kupon singiel za min. 2 zł zawierający zakład na zwycięstwo Biało-Czerwonych w starciu z Portugalczykami
  • Jeśli kupon okaże się wygrany, to na twoje konto bonusowe wpłyną dodatkowe środki w wysokości 600 zł
  • Tylko dla nowych użytkowników. Rejestracja zajmuje 30 sekund!

Kod promocyjny

SUPERWESZŁO

18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.

Już w końcówce lat 90. mówił o tym Martin O’Neill, wówczas menedżer Leicester City. Roy Keane na początku stulecia wygłosił słynną frazę uderzającą w Old Trafford: – Niektórzy przychodzą wypić parę drinków i zjeść kanapki z krewetkami, nie wiedząc nawet, co dzieje się na murawie. Nie sądzę, by mówili językiem futbolu, a nawet go rozumieli. Futbol klubowy wywodzi się z najprostszych emocji. Szczególnie widać to było przez dekady w miastach portowych czy robotniczych. Piłkarze mieli dostarczać rozrywki ludziom zmęczonym ciężkim tygodniem harówki. Dziś nie ma sensu przykładać do całego zjawiska tamtych mierników, to zupełnie inny świat.

Pięknie zresztą podsumował sprawę przed laty Sean Bean, znany aktor, prywatnie zagorzały kibic Sheffield United. W 1996 roku poczuł poirytowanie związane ze zmianami zachodzącymi na trybunach, a przecież mowa o okresie, w którym Premier League dopiero raczkowała. – Futbol stał się zbyt grzeczny, wygładzony, miły i trendy. Mieszkańcy Londynu mówią, że piłka nożna to teraz nowy rock n’ roll. Dla nas, ludzi klasy pracującej, to jest sens życia, nasza droga i tak było od zawsze – wyznał. Klopp nie mówi więc niczego nowego. Sir Alex Ferguson wściekał się jeszcze zanim zdążył to zrobić Keane. – Siedzą i podziwiają stadion, czekając, by ktoś ich zabawił, jakby to był musical. Weekendowi goście, którzy są akurat na wakacjach. Ani ja, ani piłkarze, nie mamy z nich pożytku – wzruszył ramionami.

Kto nie śpiewa, ten nie z nami? Nie podoba mi się to, bo skoro futbol zaczął traktować kibiców jak klientów, a klient nasz pan, wiadomo nie od dziś, to może on traktuje występy piłkarzy na równi ze spektaklem na West Endzie i wizytą w Tate Modern? Na trybunach w Liverpoolu, Manchesterze i Londynie siedzą obok siebie Japończyk, Polak i Norweg, którzy zapłacili za to fortunę i nie znają pewnie ani jednej przyśpiewki, trudno więc, by wszyscy w takim samym stopniu zaangażowali się w doping.

Reklama

Ferguson miał rację, ale tylko częściowo. Może kluby nie mają z takich fanów pożytku, ale z ich kieszeni już na pewno. Trzeba więc uważać na słowa, bo jeśli pewnego dnia kibice, których zaangażowanie nie spodoba się trenerom, naprawdę zostaną w domach, główni aktorzy również będą się tam mogli udać.

PRZEMYSŁAW RUDZKI

Fot. Newspix

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
0
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Anglia

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
0
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

4 komentarze

Loading...