Reklama

Nawet śnieg nie zatrzymał Arki. Pierwsza derbowa wygrana gdynian od 16 lat

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

24 listopada 2023, 22:52 • 3 min czytania 17 komentarzy

Czołowe miejsca w tabeli. Szumne zapowiedzi powrotu do Ekstraklasy. Długie serie meczów bez porażki. Derby Trójmiasta zapowiadały się na jedne z najlepszych od lat. Wszystko popsuł śnieg, który rozpadał się nad Gdynią na kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem i nie ustąpił do końca spotkania, które zakończyło się zwycięstwem Arki – pierwszym nad Lechią Gdańsk od 16 lat!

Nawet śnieg nie zatrzymał Arki. Pierwsza derbowa wygrana gdynian od 16 lat

Ze śniegiem w Polsce jest jak z piciem wódki. Wszyscy wiedzą, że butelka kiedyś się skończy, ale zawsze to zaskoczenie. Niby każdy wie, że biały puch spadnie, zapowiadają to nawet prognozy, a i tak potrafi zdziwić. Tak stało się w Gdyni. Ani klub, odśnieżając murawę, ani arbiter, przygotowując pomarańczową piłkę, nie byli na to gotowi. Bardziej jaskrawa futbolówka pojawiła się po pięciu minutach, natomiast fragmenty zielonej murawy kibice ujrzeli dopiero po przerwie.

Znowu żywe trybuny w Gdyni

Właśnie wtedy rozpoczęły się poważne emocje. Wcześniej oglądaliśmy kopaninę, bardzo brutalne wślizgi i mnóstwo niedokładności. Każda piłka rozgrywana w obronie wyglądała jak mina. Każdy strzał w światło bramki śmierdział trafieniem, bo golkiperzy obawiali się łapać futbolówkę. Mimo to gole w pierwszej połowie nie padły. Niewiele konstruowano również składnych akcji. Na jedno i drugie trzeba było poczekać do drugiej część gry.

W przerwie spotkania służby porządkowe odśnieżyły obie szesnastki. Piłkarzom Arki tak spodobał się zielony kolor murawy, że nie zamierzali z niej schodzić. I nie mowa o wymienianiu podań na własnej połowie, a o intensywnym pressingu na zawodnikach Lechii, niepozwalającym im wyjść z pola karnego. Gdynianie nie dawali rywalom chwili wytchnienia. Krótką przerwę, jaką mogli zagwarantować sobie obrońcy, dawały jedynie dalekie wybicia, ale nawet to nie zatrzymało żółto-niebieskich. Jako pierwszy pod naporem pękł Andrei Chindris. Rumun fatalnie obciął się przy wybiciu, nie trafił w piłkę i ratując się przed stratą gola, rzucił się na Karola Czubaka. Sędzia Marciniak podyktował rzut karny, który pewnie na gola zamienił Michał Marcjanik.

Obrońca Arki od razu po trafieniu w geście triumfu wprawił w ekstazę trybunę za bramką. Po raz pierwszy w tym sezonie zasiedli na niej najbardziej zagorzali kibice gdynian. Specjalnie na derbowe starcie z Lechią zakończyli protest, który ma zmusić aktualnego właściciela Michała Kołakowskiego do sprzedaży klubu. Ich oczekiwania zostały jednak wynagrodzone, na razie nie te w kontekście sportu, ale w związku z derbową rywalizacją. Po raz ostatni Arka pokonała gdańszczan 16 lat temu. W piątek ta niechlubna seria została przerwana.

Reklama

Dziewiąta wygrana z rzędu

Emocje w tym spotkaniu trzymały jednak do końca. Marcjanik chwilę po strzelonym golu mógł stać się antybohaterem. Otrzymał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę po faulu na Rifecie Kapiciu. Bośniak mógł zostać bohaterem Lechii, ale jego strzały fantastycznie bronił Paweł Lenarcik. Obrona Arki nie pękła pod naporem kolejnych ataków, a z gdańszczan uleciało powietrze po czerwonej kartce, jaką obejrzał Maksym Chłań za faul na bramkarzu miejscowych.

I tak Arka zwyciężyła w swoim dziewiątym spotkaniu z rzędu. Ta fantastyczna seria trwa od 26 września. Jednocześnie gdynianie przerwali passę ośmiu ligowych meczów bez porażki Lechii i umocnili się na pozycji lidera I ligi. Nawet śnieg nie zatrzymał rozpędzonej drużyny Wojciecha Łobodzińskiego, który coraz poważniej może myśleć o drugim wywalczonym awansie do Ekstraklasy w karierze. Zdobył już bowiem niemal połowę punktów, które w poprzednim sezonie zapewniły pierwsze miejsce ŁKS-owi.

Arka Gdynia – Lechia Gdańsk 1:0 (0:0)

Bramka: Marcjanik 54′ z karnego

WIĘCEJ O I LIDZE:

Fot. Newspix

Reklama

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Betclic 1 liga

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
2
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Komentarze

17 komentarzy

Loading...