Reklama

Tymoteusz Puchacz znalazł swoje miejsce na zagranicznej ziemi?

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

25 września 2023, 15:37 • 5 min czytania 39 komentarzy

Tymoteusz Puchacz rozgrywa już trzeci sezon po transferze z Lecha Poznań do Unionu Berlin i chyba dopiero po raz pierwszy może poczuć, że naprawdę jest na fali wznoszącej. Lepszego okresu za granicą do tej pory nie przeżywał. Czy w najbliższym czasie przełoży się to na powołanie?

Tymoteusz Puchacz znalazł swoje miejsce na zagranicznej ziemi?

Kilka tygodni gry wystarczyło Puchaczowi, żeby stać się jednym z ulubieńców kibiców Kaiserslautern, ale to akurat nie jest aż taka nowina, bo już w Trabzonsporze potrafił kupić serca fanów żywiołowymi reakcjami względem trybun i wspólnym dopingiem. To właśnie początki w Turcji były dotychczas jego jedynymi udanymi momentami na obcej ziemi. Rozegrał siedem z rzędu meczów w wyjściowym składzie, lecz po zawieszeniu na dwie kolejki za mocno niecenzuralną wymianę zdań z Mertenem Hakanem z Fenerbahce, akcje naszego rodaka spadły i do końca sezonu już tylko dwukrotnie dostawał szansę. Mimo to mógł się czuć pełnoprawnym mistrzem Turcji.

Ani pobyt nad Bosforem, ani kolejne wypożyczenie do Panathinaikosu, gdzie był głównie elementem rotacji, nie przełożyły się na jego rozwój sportowy. Puchacz ciągle nie potrafił przebić się w Unionie. Za słaby taktycznie, za słaby w defensywie – tych ograniczeń nie udało się przeskoczyć. I tak dobrze, że wreszcie jesienią tamtego roku doczekał debiutu w Bundeslidze. 59 minut z Borussią M’gladbach nie okazało się przełomem. Wrażenia były przeciętne. Polak wrócił na ławkę lub trybuny, co zimą doprowadziło do przenosin do Grecji.

Tutaj dochodzimy do tego, jak ważne jest, żeby znaleźć się w zespole, do którego dany piłkarz po prostu pasuje. Puchacz do bardzo defensywnie reagującego Unionu się nie nadawał, natomiast w Kaiserslautern znacznie łatwiej może wyeksponować atuty, których przecież mu nie brakuje. Trener “Czerwonych Diabłów” Dirk Schuster chciał grać ofensywnymi wahadłami, a to wymarzone założenia pod szybkiego, odważnego i chwilami trochę nieokrzesanego Puchacza. Dotychczas w klubie brakowało zawodnika spełniającego te założenia. Jedynym lewonożnym wahadłowym/bocznym obrońcą był 33-letni Hendrick Zuck, który nie jest zbyt szybki i w większym stopniu skupia się na bronieniu. Sam Schuster nie ukrywał, że Puchacz “nie jest przypisany do ławki rezerwowych”, jasno dając do zrozumienia, że ma wobec niego poważne plany.

Szybko przekonaliśmy się o tym w praktyce. Puchacz debiut w 2. Bundeslidze zanotował jako zmiennik, wchodząc na pół godziny z St. Pauli (zmienił wspomnianego Zucka), by później już zawsze pojawiać się w wyjściowym składzie. Z Schalke w 2. kolejce miał trochę pecha, bo pod koniec pierwszej połowy czerwoną kartkę obejrzał bramkarz Andreas Luthe i ofiarą koniecznych zmian taktycznych stał się właśnie Polak – wszedł bardziej zachowawczo grający Zuck. Koniec końców nic to nie dało, z wyniku 0:1 zrobiło się 0:3 i “Die Roten Teufel” po dwóch meczach byli bez punktów. Falstart.

Reklama

Od tego momentu jednak wszystko zaczęło się zmieniać na lepsze – i dla Puchacza, i dla drużyny. W wygranym aż 5:0 spotkaniu Pucharu Niemiec z piątoligowym Koblenz potencjalny kadrowicz Michała Probierza rozegrał 75 minut i zanotował asystę. W lidze Kaiserslautern pokonało Elversberg i Paderborn, a polski obrońca nie opuścił nawet minuty. Co ważne, z Elversbergiem zagrał jako typowy lewy obrońca i też dał radę.

Aż wreszcie nadszedł 2 września i mecz 5. serii z FC Nuernberg. To już był popis Puchacza: efektowny gol, efektowna asysta, zwycięstwo 3:1, nota 1,5 od “Kickera” i miejsce w jedenastce kolejki.

Kibice mieli nowego ulubieńca. Po przyzwoitym występie z Karlsruher SC (1:1) wychowanek Pogoni Świebodzin w miniony weekend dorzucił asystę po rzucie rożnym z Hansą Rostock (3:1). Wszystko to na oczach Sebastiana Mili, asystenta nowego selekcjonera.

Reklama

Co ciekawe, kibicowski portal treffpunkt-betze.de stwierdził, że paradoksalnie Puchacz rozegrał jedno z gorszych spotkań w czerwonych barwach (w “Kickerze” solidna nota 3), ale i tak dał konkret z przodu. W tym samym tekście potwierdzono, że jest on już idolem trybun. “Rzadko się zdarza, żeby zawodnik tak szybko podbił serca fanów. Jego niestrudzone wślizgi sprawiają, że na stadionie jest głośno, a jego diabelskie wiwatowanie znajduje wielu naśladowców” – napisano.

Wszystko zaczyna się układać. Oby tylko nic się nie wysypało przez jakąś kontuzję czy głupią czerwoną kartkę. Nie apelujemy z całą bezwzględnością o powołanie Tymoteusza Puchacza już teraz, ale z pewnością warto znów uważnie mu się przyglądać. Podczas czerwcowego i wrześniowego zgrupowania reprezentacji zabrakło dla niego miejsca, teraz jednak daje argumenty, żeby wrócić nawet w październiku. Obserwatorzy 2. Bundesligi podkreślają, że poza wyróżnianiem się z przodu piłkarz ten wreszcie zaczyna też robić postępy taktyczne, co może nawet cieszyć w większym stopniu niż pojedynczy gol czy asysta.

Inna sprawa, jakim ustawieniem zamierza grać Probierz. Jeśli na wahadła, to mamy idealnego kandydata. Jeżeli klasyczną czwórką z tyłu, to akcje Puchacza spadają, choć przy obecnym niedoborze i wystawianiu tam Jakuba Kiwiora i tak warto mieć go na radarze.

Trochę gorzej niestety wygląda sytuacja z Michałem Karbownikiem. Sprawił bardzo dobre pierwsze wrażenie z Greuther Fuerth, gdy szalał z przodu, a on i koledzy załadowali rywalom pięć goli. Niestety, tydzień później Hertha przegrała 4:6 z Magdeburgiem, z czego pięć bramek straciła z Polakiem na boisku. Pal Dardai nie posadził go na ławce, ale zmienił mu pozycję, przesuwając z lewej obrony na prawą. Berlińczycy w takim układzie wygrali 3:0 z Eintrachtem Brunszwik i 3:2 z Holstein Kiel, lecz po Karbowniku widać, że nie czuje się zbyt pewnie w tej roli i staje się znacznie bardziej przewidywalny w swoich poczynaniach. Po ostatnim występie, mimo zwycięstwa, “Kicker” dał mu tylko czwórkę.

Mimo wszystko najważniejsze, że obaj tydzień w tydzień grają od początku. Przy takim układzie czas powinien działać na ich korzyść.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

39 komentarzy

Loading...