Reklama

Kręcidło: Sergio Ramos wrócił do Sevilli. Transfer z desperacji czy rozsądku?

Jakub Kręcidło

Autor:Jakub Kręcidło

06 września 2023, 13:19 • 6 min czytania 13 komentarzy

W Hiszpanii nie może być normalnie, więc jeden z najgłośniejszych i najważniejszych transferów został dokonany po zamknięciu okna. Sergio Ramos przez całe lato podkreślał, że marzy o powrocie do Sevilli, ale doszło do niego z desperacji. Klubowi działacze dopiero po katastrofalnym starcie rozgrywek zdali sobie sprawę, że jednak miło byłoby mieć w składzie jednego z najlepszych stoperów w historii futbolu.

Kręcidło: Sergio Ramos wrócił do Sevilli. Transfer z desperacji czy rozsądku?

Sergio nie jest dla nas opcją. W żadnym wypadku. To świetny chłopak, nasz wychowanek. Ale nie ma szans na jego sprowadzenie – deklarował 3 lipca Jose Maria del Nido Carrasco, wiceprezydent Sevilli.

Transfer Sergio Ramosa nie pasuje do naszej filozofii. Mamy sześciu stoperów i problemy z rejestracjami. Nie ma szans, aby w najbliższym sezonie grał w naszych barwach – powiedział 8 sierpnia Victor Orta, dyrektor sportowy Sevilli.

Powiedział to wiceprezes, powiedział to dyrektor sportowy, więc powiem to i ja. Sergio Ramos nigdy nie był dla nas opcją. Nie pasuje do naszej filozofii. Nie mamy w planach jego transferu – grzmiał prezes Jose Castro tuż przed rozegranym 15 sierpnia meczem o Superpuchar Europy. Dziennikarze mu jednak nie odpuszczali, więc szef klubu wypalił: – Że Sergio chce wrócić? Cóż, a ja chcę mieć swój samolot i latać prywatnie. Ale go nie mam.

Dziś, te wypowiedzi brzmią śmiesznie, ale pokazują też, że w piłce coś takiego jak pewnik nie istnieje. – Chcieliśmy wrócić do starego modelu działania. Szukać piłkarzy nieznanych, tanich, których moglibyśmy rozwinąć, by później sprzedać z dużym zyskiem. Ramos do tej filozofii nie pasował. Ale w międzyczasie sporo się zmieniło – opowiadał del Nido Carrasco. Sevilla ma za sobą kiepski presezon i najgorszy start w historii występów w LaLiga. Przegrała mecz o Superpuchar Europy. Ma przeciekającą defensywę. Ale i tak najważniejsza była warstwa emocjonalna.

Reklama

Dług do spłacenia

Gdyby Ramosowi zależało na kasie, nigdy nie wróciłby na Ramon Sanchez Pizjuan. Będzie zarabiać milion euro rocznie netto. To cztery razy mniej niż oferowało Paris Saint-Germain, dziesięciokrotnie mniej niż Galatasaray czy 25 razy mniej, niż proponowali Saudyjczycy. Kasa zeszła na dalszy plan. Ramos miał sporo powodów, by wrócić w rodzinne strony, na czele z ułatwieniem życia żonie, dziennikarce Pilar Rubio, czy interesami, jak np. ze stadniną Yeguada SR4, czy licznymi nieruchomościami.

Ale w tym transferze najważniejsze były emocje.

Czułem, że mam do spłacenia dług wobec siebie, rodziny, ojca czy dziadka – opowiadał 37-latek. – Moje ostatnie wspomnienie związane z dziadkiem jest smutne. Wychodził ze stadionu i widział, jak fani wygwizdują jego wnuka. Nie zasługiwaliśmy na to, zarówno jako rodzina, jak i jako fani Sevilli. Brałem to pod uwagę przy podejmowaniu decyzji. Zawsze kierowałem się sercem, nie rozumem. Długo czekałem na telefon z Sewilli, bo marzyłem, by wrócić i jestem przeszczęśliwy, że w trudnym momencie mogę pomóc klubowi – przekonywał Hiszpan.

Relacja (nie?) do naprawy

Powrót Ramosa do Sevilli otwiera rany, które – jak się wydawało – zamknęły się po odejściu stopera do Paris Saint-Germain. Pierwszy konflikt wybuchł w 2005 roku, gdy Ramos w ostatnim dniu okna transferowego odszedł do Realu Madryt za 27 milionów euro, choć wcześniej deklarował, iż zostanie w klubie. Jose Maria Del Nido, ówczesny prezes Sevilli, skłamał, że obrońca wykorzystał klauzulę odstępnego. Dopiero po latach okazało się, że był to transfer jak każdy inny, za porozumieniem stron, ale mało kogo to interesowało – zadra w sercach fanów Los Nervionenses była naprawdę głęboka.

Ramos miał do siebie pretensje, że szybciej nie przedstawił swojej wersji wydarzeń, szczególnie, że przyjazdy na Sanchez Pizjuan nie były dla niego miłe. Kibice regularnie go wygwizdywali. Mieli pretensje, że gdy Real ogrywał Sevillę 7:3, to ich wychowanek oddawał strzał z rzutu wolnego, by podwyższyć prowadzenie Królewskich. Albo że w finale Superpucharu w 2016 roku w 93. minucie zdobył bramkę doprowadzającą do dogrywki, którą miał czelność celebrować. To wzbudziło kontrowersje, ale eksplozję nienawiści dostaliśmy dopiero w 2017 roku.

Stoper był niemiłosiernie obrażany przez ultrasów z grupy Biris Norte. Gdy strzelił gola z rzutu karnego tzw. panenką, podbiegł pod ich trybunę, wskazał swoje nazwisko i celebrował gola tak ekspresywnie, jak nigdy wcześniej, by później prosić o wybaczenie pozostałych kibiców na Sanchez Pizjuan. To nie pomogło. Sevilla wytoczyła wychowankowi sprawę, kierując do komisji przeciwko przemocy zapytanie, czy zachowanie Ramosa nie łamie zasad regulaminu federacji. Piłkarz odpowiedział, że „część kibiców Sevilli nie zasługuje na jego szacunek” i że „Ivan Rakitić czy Dani Alves są traktowani jak bogowie, a obraża się nawet moją matkę”, mówiąc przy tym: – Pragnę, by moja trumna była przykryta dwiema flagami: Realu i Sevilli.

Reklama

Odkąd odszedłem, minęło aż osiemnaście lat. Popełniłem wiele błędów. Chcę przeprosić wszystkich kibiców, którzy mogli poczuć się urażeni – kajał się Ramos, dodając: – Płyniemy tą samą łodzią!

Biris Norte są innego zdania. Ultrasi nie mają zamiaru wygwizdywać wychowanka („Nie obrazimy żadnego piłkarza Sevilli”), ale krytykują działania zarządu, twierdząc, że „sama oferta oznaczała brak szacunku dla klubowych wartości” czy że „z każdą decyzją widać, iż szefowie Sevilli kierują się swoimi interesami, a nie dobrem drużyny i jej fanów”.

Powrót po osiemnastu latach

Choć niektórzy mają emocjonalne wątpliwości, to sportowo transfer Ramosa to duży sukces Sevilli. Mówimy o piłkarzu, który w poprzednim sezonie rozegrał 45 meczów w barwach Paris Saint-Germain, jednej z najlepszych ekip Europy. Ostatni raz tyle występów miał dziewięć lat temu, w sezonie 2013/14, gdy sięgał z Realem po Ligę Mistrzów. Mimo 37 lat, Hiszpan pozostaje w znakomitej formie, a przez całe lato pozostawał w treningu i po przerwie reprezentacyjnej powinien szybko wskoczyć do jedenastki Los Nervionenses, szczególnie, że konkurencja nie powala – Marcão nieustannie leczy kontuzje, Tanguy Nianzou też ma problemy zdrowotne, Kike Salas jest młodziutki, a Federico Gattoni nie przekonuje trenera Jose Luisa Mendilibara.

Do trenera dotarł za to Ramos, i to jeszcze przed spotkaniem o Superpuchar Europy. Od tego czasu, Mendilibar zaczął lobbować za transferem obrońcy, któr też prowadził szeroko zakrojoną kampanię przekonywania do siebie osób związanych z klubem. Rozmawiał z kolegami z szatni, Ivanem Rakiticiem i Jesusem Navasem. Zaprosił znajomych dziennikarzy na kolację, by opowiedzieć im o marzeniu o ponownej grze w białej koszulce. W mediach społecznościowych regularnie publikował wpisy-sugestie, mające wywrzeć presję na klub, jak np. rozmowę z Joaquinem Caparrosem, byłym trenerem Los Nervionenses. W końcu dopiął swego.

To, co początkowo wyglądało na transfer z desperacji, z czasem wydaje się związkiem z rozsądku. Sevilla pilnie potrzebowała lidera obrony, stopera z charakterem i go dostała. Ramos chciał dalej grać na najwyższym poziomie, pragnął wrócić do domu i też swego dopiął. Osiemnaście lat to w futbolu wieczność, ale powrót po takim czasie pozwala napisać inny, lepszy epilog tego związku pełnego napięć, emocji, wiary. Od czasu transferu do Realu wydawało się, że relacje Ramosa z Sevillą tylko się pogarszają. Teraz, nadszedł czas, by je naprawić i by historia bodaj najlepszego wychowanka andaluzyjskiego klubu mogła być zapisywana wyłącznie złotymi zgłoskami.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

foto. Newspix

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Michał Kołkowski
0
Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Hiszpania

Anglia

Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Michał Kołkowski
0
Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Komentarze

13 komentarzy

Loading...