Kamil Grabara na wrześniowe zgrupowanie reprezentacji Polski ostatecznie nie pojechał (zgłosił uraz), ale to i tak dobry moment, żeby na dłuższą chwilę zatrzymać się przy rozwoju jego kariery. Ameryki nie odkryjemy, mówiąc, że to postać budząca skrajne emocje, jednak obok posiadania talentu do prowokowania ludzi trzeba mu przyznać, że po latach zaczął prezentować zdecydowanie więcej, a na pewno o wiele więcej, niż pierwotnie zakładaliśmy. 24-latek przede wszystkim udowodnił, że pewność siebie momentami przeradzająca się w arogancję nie była na dłuższą metę jego kulą u nogi, a ważnym elementem drogi do ścisłego topu.
Kamil Grabara ma mocną mentalność. Już jako nastolatek wybrał specyficzną ścieżkę i do tej pory z niej nie schodził, nawet jeśli w przeszłości przyciągał hejt tak jak światło wabi ćmy. Wciskał guzik, włączał je i obserwował, jak inni na jego wypowiedziach wypalają swoje emocje. Ale teraz, wbrew antyfanom Grabary, to już mało istotne. Mamy bowiem do czynienia z bardzo dobrym, ukształtowanym bramkarzem, u którego umiejętności czysto piłkarskich od dłuższego czasu nie da się za bardzo podważyć.
Poprzez Danię do mocnego klubu w TOP 5. Kamil Grabara dał radę
Według dziennikarzy z Danii to czołówka golkiperów w historii ligi duńskiej. Idealny materiał na grę w topowych ligach europejskich, do której Polak zresztą trafi. FC Kopenhagę zamienił na Vfl Wolfsburg, czyli klub Bundesligi z dużymi aspiracjami, który śmiało może być ostatnim przyczółkiem przed dalszą częścią wycieczki w stronę większych wyzwań. Wilki będą mogły skorzystać z usług Grabary latem 2024 roku, choć istnieje klauzula pozwalająca sprowadzić go już zimą.
Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, że to absolutnie krok naprzód w rozwoju. Nie skok, tylko krok. Nazewnictwo jest tutaj kluczowe, ponieważ nie po to w ostatnich sezonach Grabara wyrabiał sobie markę na północy Europy, żeby potem wylądować na ławce rezerwowych w Bayernie czy Juventusie. Owszem, takie nazwy działają na wyobraźnię, natomiast Grabara wyszedł z założenia, że warto jeść małymi łyżeczkami. To opłaciło się w Danii i w domyśle ma przynieść efekty w Niemczech. Słuszne podejście. Nie ma do czego się przyczepić.
Generalnie patrząc na ostatnie dwa lata Grabary w Kopenhadze, wiele rzeczy jest słusznych, logicznych i pozytywnych. Nie da się nie docenić faktu, jak bardzo ten człowiek dojrzał. Nie tylko bramkarsko, ale najwyraźniej także życiowo. Z jego strony zobaczyliśmy bowiem nie tylko malejącą liczbę błędów na murawie, ale też choćby gasnącą częstotliwość kąśliwych zaczepek w mediach, rzecz jasna, z Twitterem na czele. Oczywiście Kamil nie byłby sobą, gdyby całkowicie wyparł oblicze prowokatora, dlatego jakiś zapalnik jego autorstwa raz na dłuższy czas musi się ukazać (patrz: konflikt z klubowym kolegą, Mathewem Ryanem).
Ale może to i dobrze? W przeszłości potrafiliśmy nie raz skrytykować polskiego bramkarza za jego postępowanie, ale wtedy w oparciu o dokonania sportowe, których na kontrakcie z rezerwami Liverpoolu było niewiele. Jakże obcy wydaje się teraz ten okres, gdy mówimy o przyszłej „jedynce” w drużynie regularnie walczącej o czołowe lokaty w lidze niemieckiej. Jeśli ktoś do tej pory nie darzył Grabary szacunkiem, to jest ten właściwy moment, kiedy warto go z siebie wycisnąć przynajmniej dla Grabary jako sportowca.
Żeby to utrudnić, przypomnimy niektóre fragmenty wypowiedzi 24-latka z przeszłości. Część z nich potrafiła wywołać naprawdę duże wzburzenie, choć z drugiej strony, z perspektywy czasu, trochę inaczej się na to wszystko patrzy. Raczej nie z tą samą niechęcią.
Subiektywne kalendarium wypowiedzi Kamila Grabary
Listopad 2018 roku, 19-letni Kamil Grabara dla Weszło: – To nigdy nie było na pokaz. Nie podoba mi się, że przez pryzmat tego, że ktoś robi coś, nie może się wypowiadać na jakieś tematy. Gdybym był prezydentem i się w taki sposób wypowiadał, okej, ale ja jestem tylko piłkarzem. Mam prawo mieć własne zdanie, tak jak każdy ma prawo je skrytykować. Na konstruktywną krytykę mogę odpowiedzieć, na zwyczajnie chamską już nie, bo średnio mnie ona obchodzi.
Listopad 2019 roku, Grabara dla TVP Sport: – Najbardziej mnie bawi jak ktoś popełni błąd i nagle znika z social media na trzy tygodnie. Co to zmienia, że popełniłeś błąd? To się zdarza. Mnie również. Sam wstawiam swoje bramki jak coś „zawalę”. I ktoś mi pisze: „Zajmij się graniem w piłkę, a nie siedzeniem na Twitterze”. Jeśli jesteś perfekcyjnym hydraulikiem i nigdy nie popełniłeś błędów, to możesz mi tak pisać. Ale jeśli jak człowiek popełniasz w życiu błędy, to nie rozumiem tego…
Kwiecień 2020 roku, Grabara w Foot Trucku: – Jeśli ktoś zagrał jeden sezon na Zachodzie czy chociaż kilkanaście meczów, wie, że polska liga to jest zadupie. Łapię się czasami na tym, dlaczego ja to oglądam? Nawet jakiś znakomity uczony nie byłby w stanie rozłożyć na czynniki pierwsze tego, dlaczego w polskiej lidze jest chujowo.
Podobny czas po wybuchu pandemii koronawirusa, Grabara w Kanale Sportowym: – Wcale nie trzeba mieć jaj, by napisać jakieś głupoty czy obelgi. To najprostsze, co może być. Jaja trzeba mieć, gdy jesteś osobą rozpoznawalną i jak twoje zdanie trafia do Internetu, a później w nim zostaje i są tego konsekwencje. Ja piszę tego tweeta, a za trzy lata wracam do Ekstraklasy i co wtedy? Ale to się nie wydarzy.
I z tego samego materiału: – Miałem kilkanaście razy przemyślenie, czy może przestać pisać na Twitterze, może olać to przez ilość fałszywych kont, jadu wylewanego przez ludzi, takiego najniższego poziomu „chujów i kurew”, przepraszam, że mówię takie słowa, ale tak to wygląda. Żyjemy w czasach kontrolowanego przekazu medialnego, szczególnie w sporcie, u znanych osób, czy – modne słowo – u influencerów. To mnie wkurzało, że każda wypowiedź jest robiona na tę samą nutę, tylko słowa są pozamieniane. Multum takich sytuacji. Kontrolowany przekaz medialny mnie po prostu wkurza.
Wrzesień 2021 roku, Grabara dla meczyki.pl: – Dużo ludzi mnie nie lubi, bo nie. Tak to sobie wymyślili. Nigdy mi nie zależało na tym, by mnie ktoś lubił. Ja mam w to wyjebane. Każdy rozumuje na swój sposób, ale osoby, które poznały mnie prywatnie, raczej nie twierdzą, że jestem pojebany. Fakty są takie – trochę tweetów na tym Twitterze przeczytałem, trochę na swój temat się „dowiedziałem” i myślę, że ludzie mają kompleksy. Fajnie jest komuś dopierdolić.
Listopad 2022 roku, Grabara w duńskich mediach: – Jestem Polakiem i zawsze będę kibicował reprezentacji. Ale jest też inna kadra, która występuje w biało-czerwonych barwach. Na pewno będę ją wspierał. Uważam, że jeden z tych zespołów ma nieco większe szanse w mistrzostwach świata niż druga. Zastanawiam się, czy po drodze zmienię koszulkę i nauczę się nowego hymnu [dowołany Grabara tłumaczył na mundialu w Katarze, że to był sarkazm – przyp. red.].
Styczeń 2023 roku, Grabara po odebraniu statuetki za najlepszego bramkarza w Danii: – Jestem chyba jedynym zawodnikiem w Superlidze, którego wygwizdują na wszystkich stadionach, ale działa to na mnie w pozytywny sposób. Być może ciąży przez to na mnie większa presja, lecz wolę być zawodnikiem, który wywołuje emocje. Większość wywiadów z piłkarzami jest nudna. Mówią rzeczy, których nie ma po co cytować. To jest nudne, dlatego to wstyd, jeśli jesteś obwiniany za szczerość. Może być tak, że czasami mówię rzeczy, które wywołują trochę zamieszania, ale, będąc szczerym, po prostu mówię prawdę. A może to czytelnicy powinni zadać sobie pytanie, czy może jest to prawda, której nie potrafią znieść?
Z wyszczekanego prowokatora do bramkarza, którego docenia Europa
Przez pięć ostatnich lat rozwijania kariery m.in. twitterowe przepychanki z Sewerynem Kiełpinem, Radosławem Majeckim czy Tomaszem Hajtą. Otwarty konflikt z klubowym kolegą, Mathew Ryanem. Prowokowanie Rafała Gikiewicza słowami „Ja mogę być wkurwiający, ale on jest pięć razy bardziej, to psychopata”. Mocne wypunktowanie duńskiego dziennikarza za pytanie, czy FC Kopenhaga powinna wygrać mecz. Wymiana wyzwisk z polskim kibicem Liverpoolu. Stwierdzenie, że uśmiech Juergena potrafi być wkurwiający. Oskarżenie piłkarza, który połamał mu nos, o głupotę. I tak dalej, i tak dalej.
Było tego sporo. Grabara właściwie nigdy, aż do 2023 roku, nie hamował się w wydawaniu opinii. I nawet gdyby przestał, łatki kolorowego ptaka oraz mistrza shit talku i tak by nie zdjął. Ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że ten barwny gaduła z niewyparzonym językiem szedł przed siebie, dopóki nie dotarł do miejsca, w którym na gruncie sportowym niewiele możemy mu zarzucić. Został gwiazdą ligi duńskiej i to w wielkim klubie, które regularnie występuje w europejskich pucharach. Do tego zdobył szacunek Pepa Guardioli w Lidze Mistrzów. Wszedł na salony okrężną ścieżką. Potwierdził aspiracje sprzed wielu lat i dziś jeszcze raz może pokazać środkowy palec wszystkim ludziom, którym nie podoba się każde jego słowo.
„To są anonimy, dlaczego mają mnie obchodzić opinie takich ludzi?” dawał zawsze do zrozumienia Grabara i w tej kwestii trudno nie przyznać mu racji. Tak samo chyba nikt nie postawiłby weta, słysząc argument, że to nie jest do końca normalny bramkarz. Ale na tej swojej nienormalności dojechał już na tyle wysoko, że bylibyśmy idiotami, gdybyśmy nie poświęcili mu kilku dobrych słów.
Prędzej czy później Kamil Grabara zaatakuje bluzę nr 1 w kadrze
Wojciech Szczęsny mógł być bliski prawdy: ten gość jest w stanie zamknąć innym drogę do bramki w polskiej kadrze. Nie wydaje się toksyczny w tym samym sensie, co Rafał Gikiewicz. Ma też wyższy sufit i kawał grania przed sobą. Poza tym na bycie protegowanym przez Szczęsnego nie każdy może zasłużyć, a najwyraźniej bramkarz Juventusu dostrzegł w nim podobieństwa do siebie, w których z kolei widzi narzędzia potrzebnego do odniesienie sukcesu.
Grabarę albo się lubi, albo nie. Trudno o kibica, który ma do niego neutralny stosunek. Pod tym względem przyszły golkiper Wolfsburga odniósł sukces – nie jest nudny. Ale w tych swoich wycieczkach personalnych od dawna nie daje już tak samo do pieca, co można uznać za efekt dojrzewania. W jednym z wywiadów po debiucie w kadrze przyznał, że przestał być buńczuczny na potęgę i chciałby, że przewagę nad słowami miały czyny. Jeszcze kilka lat temu niełatwo było sobie coś takiego wyobrazić, ale…
Cholera, to chyba ten moment, kiedy czyny rzeczywiście zajęły prawie cały pierwszy plan. Grabara na dobre przeobraził się w piłkarza, któremu już nikt nie napisze „Wyłącz Twittera, zajmij się trenowaniem”. Zajął się. Wytrenował do poziomu klubów grających w Lidze Europy/Lidze Mistrzów. Wytrącił masę argumentów z rąk swoich dotychczasowych hejterów. Kwestia czasu, zanim zacznie to robić w skali, o jakiej na pewno marzy, a więc skali reprezentacyjnej. Tu będą kolejne miliony krytyków do pokonania.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI: