Reklama

Strączek: – Na początku w Bordeaux odstawałem pod każdym względem

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

01 września 2023, 11:07 • 10 min czytania 51 komentarzy

Rafał Strączek przez rok był rezerwowym w Girondins Bordeaux po przyjściu ze Stali Mielec, ale wygląda na to, że nadeszły dla niego lepsze czasy i dziś jest numerem jeden w klubie, którego jasno określonym celem jest awans do francuskiej ekstraklasy. Rozmawiamy z nim o wydarzeniach z ostatnich kilkunastu miesięcy. Dlaczego Bordeaux to wielki klub? W czym Ligue 2 jest lepsza od Ekstraklasy? Czemu nie było szans, żeby od razu wskoczył od składu? Czy Francja jest dobrym miejscem do życia? Kiedy wrócił do domu i zaczął płakać? Czy faktycznie na początku w Stali Mielec trzeba było go naprostowywać? Zapraszamy.

Strączek: – Na początku w Bordeaux odstawałem pod każdym względem

Od początku sezonu jesteś numerem jeden w bramce Bordeaux. Pomyślałeś sobie: „wreszcie!”?

Trochę tak. Przyszedłem tutaj z małego klubu Ekstraklasy i musiałem mocno zapracować na tę szansę. Na początku w Bordeaux uświadomiłem sobie, że jeszcze nie jestem gotowy, żeby grać na takim poziomie. Mocno odstawałem. Tym bardziej się cieszę, że w tak krótkim czasie nadrobiłem wszystkie braki i udało mi się wywalczyć miejsce w składzie.

W jakim sensie mocno odstawałeś?

W każdym: fizycznym, technicznym i tak dalej. Byli i są tu zawodnicy niesamowicie dobrze wyszkoleni technicznie i rozwinięci fizycznie. Ja na początku nie mogłem się z nimi równać. Musiałem poprawić kondycję, nabrać masy mięśniowej, rozwinąć grę nogami, przewidywanie boiskowych wydarzeń i czas reakcji. We Francji ogólnie masz na boisku mniej czasu na wszystko, musisz szybciej myśleć.

Reklama

Miałeś wkalkulowane, że może nawet cały pierwszy rok to będzie okres przejściowy?

Wiedziałem, jakie klub ma plany wobec mnie. Po transferze dostałem krótkie wytyczne, że mam przywyknąć do tego poziomu i całej otoczki, nauczyć się języka i docelowo prędzej czy później zostać podstawowym bramkarzem Bordeaux.

Jak ci idzie z nauką francuskiego?

Przed kamerą trudno byłoby mi się składnie i mądrze wypowiedzieć. Strasznie ciężko mówi się w tym języku, natomiast bardzo dużo rozumiem, gdy otrzymuję wskazówki na treningu i poza nim. Prostymi zdaniami potrafię się dogadać, załatwię podstawowe sprawy w sklepie czy banku. Znacznie trudniej odpowiedzieć na niektóre pytania. Nie zrażam się jednak, ciągle staram się mówić. Chłopaki z szatni mnie poprawiają, gdy jest taka potrzeba. Najważniejsze, że od pewnego czasu nie trzeba mi tłumaczyć na angielski tego, co mówi trener.

Patrzę na kadrę Bordeaux i z całym szacunkiem dla twoich konkurentów, postawienie na ciebie było oczywiste po przejściu Gaetana Poussina do Saragossy. Chyba spodziewałeś się grania po jego odejściu? 

Nie ukrywam, że pojawiły się myśli, że to szansa dla mnie, ale niczego nie mogłem być pewny. Okienko pozostawało otwarte i gdybym wyglądał źle, w każdej chwili klub mógłby ściągnąć kogoś nowego. W okresie przygotowawczym pokazałem się jednak z bardzo dobrej strony, więc postanowiono mi zaufać.

Reklama

Czyli nie spodziewasz się, że na finiszu okienka jeszcze ktoś tu zawita?

No właśnie jest możliwe, że przyjdzie doświadczony bramkarz, który będzie pełnił rolę mojego zmiennika na wypadek jakichś absencji. Tak przedstawił mi to dyrektor sportowy [w czwartek przyszedł rezerwowy FC Kopenhaga, Karl-Johan Johnsson, red].

Obejrzałem skróty twoich występów z tego i poprzedniego sezonu. W lidze nie miałeś jeszcze meczu, w którym mógłbyś się mocniej wykazać.

Gra w Bordeaux to trochę jak granie dla Legii czy Lecha w Ekstraklasie. Przeważnie dominujesz przez cały mecz. To dla bramkarza spore wyzwanie, żeby utrzymać koncentrację i być gotowym na tę 1-2 ważne interwencje, które muszą być pewne i skuteczne. Trzeba też dobrze grać nogami. Staram się być skupiony od pierwszej do ostatniej minuty – po 0:3 na inaugurację z Pau FC w kolejnych trzech meczach zachowywałem czyste konto.

Znacznie więcej pracy miałeś w styczniowym spotkaniu Pucharu Francji z Rennes. Mimo porażki 1:2 zebrałeś dobre noty.

To był rywal z Ligue 1, z wyższej półki. Wtedy to Rennes prowadziło grę.

Druga liga francuska jest w Polsce znacznie mniej znana niż Serie B, Championship czy 2. Bundesliga. Jakbyś określił jej poziom i porównał z Ekstraklasą?

Dla mnie Ligue 2 całościowo jest trochę lepsza niż Ekstraklasa. Jest i szybsza, i bardziej fizyczna, i bardziej techniczna. Dużo w tej lidze silnych, mocnych zawodników, którzy świetnie czują się w starciach siłowych. Widać też różnicę w jakości wyprowadzenia piłki i konstruowania akcji.

W zeszłym sezonie długo znajdowaliście się w strefie awansu, ale na koniec spadliście na trzecie miejsce. Duże rozczarowanie czy sam fakt, że znaleźliście się w ścisłej czołówce mimo perturbacji na starcie sezonu już był czymś znaczącym?

Jedno i drugie. Miejsce na podium całościowo na pewno było dobrym wynikiem, jednak biorąc pod uwagę okoliczności na finiszu, czuliśmy olbrzymi zawód. Zepsuliśmy to sobie w przedostatniej kolejce. Przegraliśmy na wyjeździe z Annecy, które i tak spadło do trzeciej ligi. Na koniec mieliśmy domowe spotkanie z Rodez. Musieliśmy wygrać kilkoma golami. Na trybunach 45 tys. widzów. Źle zaczęliśmy i dość szybko straciliśmy gola, a zaraz potem na boisko wbiegł nasz kibic. Popchnął zawodnika cieszącego się z bramki. Mecz został wstrzymany, zeszliśmy do szatni, czekaliśmy na wznowienie gry. Tamtemu piłkarzowi nic się nie stało, mocno symulował. Niestety sędziowie uznali, że nie można grać dalej ze względów bezpieczeństwa. Spotkanie nigdy nie zostało dokończone, a wynik utrzymano. Cały rok ciężkiej pracy poszedł na marne. Bardzo wierzyliśmy w awans. Wyszło inaczej.

Czyli awans na początku ubiegłego sezonu nie był waszym celem?

Był. Jasno mówił o tym prezydent klubu, ale nasza gra na początku nie zapowiadała, że będziemy się bili o pierwszą dwójkę.

Nawet nie pytam, czy w tym sezonie cel jest taki sam. Kwoty transferowe mówią wszystko: 21 mln euro z transferów wychodzących, 11,5 mln euro wydane na nowych piłkarzy.

Teraz nie ma już innej opcji. Presja jest bardzo duża, sam prezydent wpłacił do klubowej kasy 40 mln euro. Nie ma żartów. Bordeaux jest wielką marką we Francji i musi wrócić do elity.

Odczuwasz tu presję na co dzień?

Mam świadomość, w jakim klubie się znajduję: bardzo dużym, z wielką historią, licznymi kibicami. To przywilej grać dla takiej marki, ale też wielkie wymagania i wielka odpowiedzialność. Kibiców zawsze interesuje jedynie zwycięstwo i to w dobrym stylu. Sądzę, że w Polsce porównywalną presję odczuwają tylko piłkarze Legii i Lecha.

Życiowo jak się odnalazłeś we Francji?

Szczerze mówiąc, Polska jako miejsce do życia bardziej mi się podoba. Wielu narzeka na nasz kraj, a tak naprawdę nie mają szerszego porównania z zagranicą. U nas poziom usług – fryzjer, różne sklepy, myjnia samochodowa – i jakości wielu rzeczy jest wyższy, podobnie jak czystości na ulicach. Co nie znaczy, że tu sytuacja wygląda fatalnie. Jest nieźle, można się przyzwyczaić, ale moim zdaniem komfort życia w Polsce jest większy.

A jak z bezpieczeństwem? W ostatnich miesiącach dwa razy wybito ci szybę w aucie.

Niestety doświadczyłem takich nieprzyjemności. Nie wiem, dlaczego, czym zawiniłem. Może komuś się nie spodobało, że ktoś jeździ fajnym autem na zagranicznej rejestracji. Czasami ludzi zżera zawiść. Tyle dobrze, że poza samą szybą nie miałem większych strat. Raz skradziono mi klubową koszulkę, a raz nic nie zginęło. Rozmawiałem z innymi zawodnikami i mówią, że takie incydenty są tutaj na porządku dziennym. Nie tylko mnie spotkało coś takiego.

We Francji jest niebezpiecznie? Czytając doniesienia z ostatnich miesięcy, takie można odnieść wrażenie.

Dochodziło do zamieszek, gdy zastrzelono tego 17-latka, ale nawet normalnie nie czuję się tu bezpiecznie. Nie wyszedłbym wieczorem na miasto ze spokojną głową. Na szczęście z dziewczyną jesteśmy raczej domatorami, preferujemy taki sposób bycia.

Na trybunach też zdarzają się niepokoje i nie chodzi tylko o ostatnią kolejkę tamtego sezonu.

Niedawna z Ajaccio na wyjeździe były przepychanki na trybunach. Nasi kibice nie mieli pozwolenia, żeby zorganizować wyjazd na ten mecz, a i tak się na niego wybrali. Normalnie kupili bilety, weszli na sektor i zaczęli nas wspierać, co nie spodobało się miejscowym. Zaczęła się bójka, leciały jakieś drabiny i krzesła, spotkanie musiało zostać przerwane.

Kontrakt we Francji podpisałeś z wyprzedzeniem na przełomie stycznia i lutego 2022 roku. Liczyłeś się z tym, że Bordeaux może spaść z Ligue 1?

W momencie podpisywania umowy byłem zapewniany, że okej, sytuacja jest trudna, znajdujemy się nisko w tabeli, ale nie ma się co martwić, bo wszystko jest pod kontrolą, to tylko chwilowy spadek formy, wyjdziemy z tego. Uwierzyłem, że tak będzie. Wyszło inaczej, Bordeaux spadło, ale nie rozpaczałem. Celem stał się powrót do elity, a moje szanse na grę wzrastały. Niestety na początku odstawałem w aspektach, o których mówiliśmy.

Czyli sam byłeś zaskoczony, że masz tyle braków względem miejscowych?

Tak, nie zakładałem takiej różnicy. Tutaj chłopaki od dziecka są szkoleni w topowej francuskiej akademii, pracują nad każdym aspektem, każdym detalem. Ja przyszedłem z małego klubu z Podkarpacia, miałem proste treningi, nie pracowaliśmy tak nad grą nogami. Musiałem mieć ciężko na początku, tego nie dało się przeskoczyć.

Zmroziło cię, gdy pojawiła się groźba degradacji Bordeaux do trzeciej ligi francuskiej? Taki poziom chyba by cię nie interesował.

Ta historia mocno się na mnie odbiła, przeżywałem ją. Dopiero co cieszyłem się, że spełniłem swoje marzenie, podpisałem kontrakt z wielkim zagranicznym klubem, a przyjeżdżam i klub się sypie. Wróciłem do domu i zacząłem płakać. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Poprzedni właściciel zmniejszył swój dług bodajże o 80 procent, kibice organizowali zbiórki i jakoś udało się ugasić pożar. Mój agent cały czas trzymał rękę na pulsie.

Prezes Stali Mielec, Jacek Klimak ubolewał w „Przeglądzie Sportowym”, że nie zdecydowałeś się na transfer do „czołowego polskiego klubu”, który dawał za ciebie ponad milion złotych. Miałeś duży dylemat?

Od początku myślałem tylko o zagranicy. Wiedziałem, że prezes Klimek będzie nalegał na Raków, bo kasa klubowa wzbogaciłaby się o ten milion, ale nie patrzył na moje dobro i mój rozwój. Drugiej takiej szansy mógłbym już nie dostać.

Czyli nie przeżywałeś rozterek, że może warto najpierw wykonać krok do przodu w Ekstraklasie i dopiero potem wyjechać?

Jeśli dzwonią do ciebie z Girondins Bordeaux, to trudno takiemu klubowi odmówić. A przynajmniej mi w tamtym momencie bardzo trudno byłoby odmówić. Jesteś młodym chłopakiem i dostajesz szansę bycia częścią od środka takiego projektu – od razu byłem na „tak”.

Ostatnia runda w Stali była słabsza w twoim wykonaniu. Złośliwi powiedzieliby, że myślami znajdowałeś się już we Francji, ale zapewne to nie takie proste.

Nie wiem, co dokładnie sprawiło, że moja forma spadła. Po prostu: jak ci idzie, to idzie, a czasami jest trochę gorzej. Zawsze starałem się zagrać jak najlepiej. Na pewno nie miałem wywalone na to, jak będę się prezentował. Bordeaux przecież też mnie przez tych kilka miesięcy obserwowało, słabą grą mógłbym osłabić swoje notowania na starcie. Nie pomagały mi też sprawy zdrowotne, opuściłem kilka meczów przez kontuzję, trochę wybiłem się z rytmu. Ale wiadomo, że niektórzy i tak swoje wiedzieli, czyli facet już nic nie musi, więc mu nie zależy.

Miałeś kiedykolwiek wątpliwości czy dobrze wybrałeś?

Nie. Czułem się zagubiony, gdy ważyły się losy Bordeaux przed tamtym sezonem, ale to nie było poczucie, że wybrałem niewłaściwy klub.

Na koniec chciałbym, żebyś odniósł się do wypowiedzi z naszego wywiadu z Rafałem Grodzickim, którego poznałeś w Stali. „Trzeba było go nastawić na funkcjonowanie po piłkarsku, wcześniej żył beztrosko jak dzieciak. Na zasadzie: fajnie, że jestem w pierwszej drużynie, ale przede wszystkim liczy się otoczka. Mieliśmy jednak szatnię doświadczonych zawodników, więc wyszedł na ludzi”. Tak było czy widzisz to inaczej?

Tak było, potwierdzam. Byłem młody, popełniałem dużo błędów, miałem głupie myślenie. Udało się je zmienić, w dużej mierze dzięki Rafałowi, który do teraz bardzo mi pomaga i wspiera. Możliwe, że bez niego nie byłbym w tym miejscu, w którym teraz jestem.

Z tej wypowiedzi wynika, że miałeś sodówkę zanim pojawiły się okoliczności uzasadniające jej wystąpienie. 

Nie o to chodziło. Po czym miałbym mieć sodówkę? Jeszcze nic wtedy nie osiągnąłem. Ba, nadal sądzę, że jeszcze nic nie osiągnąłem. To było niedojrzałe, lekkomyślne podejście do rzeczywistości. Cieszyłem się chwilą, tym, że jest fajnie i nie mobilizowałem się do wytężonej pracy, ale nie podpinałbym tego pod gwiazdorzenie czy coś takiego. Z czasem zacząłem coraz więcej rozumieć, moja świadomość rosła i Rafał miał w tym znaczący udział, za co mu dziękuję.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK 

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

51 komentarzy

Loading...