Kiedy po raz ostatni polski zespół grał rewanż w decydującej rundzie el. do Ligi Mistrzów Grzegorza Krychowiaka wymieniano w gronie najlepszych defensywnych pomocników w Europie. Kadra Polski była świeżo po kapitalnym EURO we Francji. A Raków Częstochowa rozgrywał swój ostatni sezon w II lidze. Musicie przyznać, że trochę już minęło od tamtego momentu. Jednak tamte czasy już zostawmy i skupmy się na tym, co świeże. Pierwszy mecz Raków przegrał u siebie z Kopenhagą 0:1, a już dziś Medaliki będą wiedziały, na czym stoją. Zostaną z fazą grupową Ligi Europy, a może jednak skończą z awansem do Ligi Mistrzów?
Raków czeka piekielnie trudne wyzwanie w najważniejszym meczu w historii klubu. Po pierwsze dlatego, że pierwsze starcie wygrała skromnie Kopenhaga. Ten wynik można jednak uznać za nokdaun na polskim zespole. Tragedii nie ma, bo wciąż Raków może oddać przeciwnikowi i posłać go na deski, ale swoje szkody już przyjął.
Po drugie na Parken goście zwykle mają pod górkę. Zwłaszcza w europejskich pucharach. I nie jest to wyświechtana regułka podrzędnych komentatorów a fakt, który trudno podważyć. Zresztą przekonajcie się sami. W poprzednim sezonie na swoim obiekcie duński zespół zremisował z Sevillą, Borussią Dortmund i Manchesterem City. Co by nie mówić, klasa tych drużyn w połączeniu z wynikami daje do myślenia i nie napawa optymizmem polskiego kibica.
FC Kopenhaga – Raków Częstochowa. Zapowiedź meczu
Ale każda drużyna potrafi się potknąć nawet na swojej twierdzy. Doskonałym tego przykładem była sobotnia porażka Kopenhagi z Silkeborgiem. Ciężko ocenić, ile było w tym oszczędzania się przed rewanżem, a ile braku sił po pierwszym meczu z Medalikami. Natomiast nie da się ukryć, że Kopenhaga musiała się sporo nabiegać na stadionie w Sosnowcu, żeby wyciągnąć dobry wynik i to mogło odbić się na formie Duńczyków na krajowym podwórku.
W tej kwestii wymowna jest wypowiedź trenera Kopenhagi. Raków przełożył swoje ligowe spotkanie, a to nie spodobało się Jacobowi Neestrupowi. Spłakał się dziennikarzom „Ekstrabladet” i wygłosił tyradę, że to nie fair, że jego drużyna musi grać w lidze, a polski zespół może sobie przekładać spotkania i tego typu praktyki powinny być zakazane. Zatem widać, że duńska ekipa boi się rozstrzygnięcia dwumeczu i wcale nie przystąpi do rewanżu na pewniaka.
Wpadka Kopenhagi i nerwowość Neestrupa powinny tylko podsycić nadzieje w ekipie Dawida Szwargi. Trener Rakowa zresztą mądrze nadmienił podczas wczorajszej konferencji: – To oni rok temu grali w Lidze Mistrzów, a w europejskich pucharach mają znacznie bogatszą historię. Nie wiem, jak będzie z ich strony wyglądać początek, ale jestem przekonany, że to oni muszą sobie poradzić z dużo większym napięciem niż my.
Bo przecież nie jest też tak, że pierwszy mecz Kopenhaga wygrała pewnie. Spotkanie było wyrównane i o korzystnym wyniku dla drużyny Jacoba Neestrupa zdecydowała mieszanka pecha i gapiostwa Rakowa w kluczowym momencie. Ale no, zdarza się każdemu.
Niektórzy mówili, że Raków przegrał ze słabą Kopenhagą, ale to zbyt daleko idący wniosek. Raczej mowa o starciu godnych siebie rywali, w którym obie strony potrafiły zneutralizować przeciwnika. Skończyło się, jak się skończyło. Dobrze dla Kopenhagi i słabo dla Rakowa. Ale nie ma co gdybać i rozczulać się nad tamtym meczem. Teraz po prostu Medaliki muszą odrabiać straty.
Jest jeden spory problem – kontuzje.
Iviego Lopeza nie ma już od jakiegoś czasu, ale przypadki Stratosa Svarnasa i Jeana Carlosa są świeże. Po prostu dobrze byłoby tych piłkarzy mieć w najważniejszym meczu. Ich nieobecność może niepokoić i komplikuje sprawę trenerowi. Natomiast Raków stara się w tej sytuacji nie panikować. Dziś w Kanale Sportowym Piotr Obidziński, prezes częstochowskiego klubu, uspokajał: – Kontuzje Svarnasa i Carlosa? Po to robiliśmy transfery, by zmiennicy dali jakość. Za Jeana Carlosa może zagrać trzech piłkarzy. Nie załamujemy się, bo patrzymy na naszą kadrę i wiemy, że to mocna drużyna.
I tak, i nie. Raków ma szeroką kadrę, ale brak tych zawodników może być widoczny, a tu jeszcze trzeba odrabiać straty. Tydzień temu Raków musiał po raz pierwszy w eliminacjach gonić wynik — choć nie raz miał przecież gorsze momenty — i nie podołał. Dlatego jeśli dziś Raków odwróci losy dwumeczu i pośle Kopenhagę na deski będzie co wspominać przez kilka następnych lat. Wieczorny mecz będzie jak finał i margines błędu częstochowian jest niewielki.
Jeśli Raków odpadnie, to nadal będzie pisał piękną historię, ale piętro niżej niż by chciał. Liga Europy jest oczywiście atrakcyjna, ale jak miałeś już przed nosem Ligę Mistrzów, to wylądowanie w Lidze Europy będzie wiązało się z poczuciem lekkiego niedosytu — nie mylić z rozczarowaniem. Wiecie, to tak jakby w finale loterii nagrodą główną był samochód, a Raków zgarnąłby skuter. Miło, ale było tak blisko…
Zatem pozostaje życzyć polskiej drużynie zgarnięcia pełnej puli.
Medaliki, zagrajcie tak, żeby potem nie żałować.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- „Pan piłkarz na tle Karlstroema”. Fredrik Ulvestad, nowy pomocnik Pogoni
- Jak bardzo zabolą Raków kolejne kontuzje?
- To nie był dobry weekend sędziego Marciniaka
Fot. Newspix.pl