Po czterech latach w Hajduku Split założył sobie, że chce postawić kolejny krok w karierze, ale trochę się przeliczył, bo po tym jak nie przedłużył kontraktu z chorwackim potentatem, nie otrzymał satysfakcjonujących ofert. Czekał. Miesiąc, drugi. Aż w końcu niemalże pół roku. Powiedział sobie wtedy, że przyjmuje ofertę pierwszego klubu, który do niego zadzwoni.
Zadzwonił Raków. Przedstawił swoją ofertę. Wahadłowy na nią przystał, stając się pierwszą dużą gwiazdą częstochowskiego zespołu. Dzielił szatnię z takimi ananasami jak Azemović, Babenko, Luković czy Nouvier. Wiele można było wtedy powiedzieć o „Medalikach”, ale na pewno nie to, że trafiają z zagranicznymi transferami. Ten Tudora rozpoczął się jak historia z taniego filmu.
Odpalił jednak od razu. Nie było po nim widać, że przez ostatnie miesiące spędzał czas głównie na kanapie. I dzisiaj, po 3,5 roku od swojego debiutu, stawia kapitalną klamrę w Rakowie Częstochowa.
Powiedzieć, że mecz z Arisem Rakowowi nie szedł, to nic nie powiedzieć. Podopieczni Dawida Szwargi nie oddali w pierwszej odsłonie żadnego strzału. Ani razu nie byli nawet blisko. Słaniali się na nogach. Bezradnie patrzyli, gdy piłka po bombie Stępińskiego z woleja leciała na słupek. Obrali bardzo ryzykowną taktykę. No bo skoro pozwolili Cypryjczykom co chwilę atakować, skupiając się na głębokiej defensywie, to narażali się na zemstę zwykłego rachunku prawdopodobieństwa, który podpowiadał, że Arisowi w końcu coś wpadnie.
Wpadło Rakowowi, który potrzebował w tym meczu indywidualności. Tudor trafił z rzutu wolnego, a przecież nie jest przesadnie kojarzony z tym elementem gry. Wszedł w buty Iviego Lopeza, który do momentu kontuzji był w tej materii topowym fachowcem w lidze. Wyręczył z zadania Sonny’ego Kittela, który docelowo ma bić futbolówkę ze stałych fragmentów, ale wciąż czeka na swoją dyspozycję.
Są w naszej lidze większe gwiazdy niż Fran Tudor. Są transfery bardziej wizjonerskie niż pozyskanie chłopaka ogranego w Hajduku Split. Wreszcie są też większe klubowe legendy niż ten gość z Chorwacji, który za chwilę pewnie opuści Częstochowę na rzecz bardziej prestiżowych rozgrywek, dając przy tym swojemu klubowi zarobić. Ale my nie mamy przesadnie wygórowanych oczekiwań. I z pełną świadomością stwierdzamy…
Fran Tudor to wzór.
Wzór piłkarza. Świetnie radzi sobie na swojej stronie. Znakomity w grze do przodu. Umie asystować. Umie strzelić. Umie wygrać drybling. Umie popracować w defensywie. Nie ma większych mankamentów.
Wzór kozaka. Nie pęka w trudnych momentach. To dzięki niemu Raków wygrał na Cyprze. To on strzelił gola w wyjazdowym spotkaniu z Karabachem. Jak już trafiał w Rakowie, to zwykle w ważnych meczach. Trafił w finale Pucharu Polski w sezonie 21/22. Strzelił Lechowi. Strzelił Legii. Strzelił Astanie z karnego. Strzelił Slavii Praga. Do pełni szczęścia brakuje tylko gola na wagę mistrzostwa Polski (feralne pudło w Kielcach), ale to naprawdę delikatna ryska. Tyle ważnych trafień robi wrażenie tym bardziej, że ma ich na koncie ledwie… dwanaście.
Wzór wszechstronności. Gdy z boiska musiał zejść Svarnas, Dawid Szwarga nie posłał na boisko stopera, bo wiedział, że Tudor ogarnie. U Marka Papszuna wielokrotnie grał jako półprawy obrońca, a dziś zobaczyliśmy go po lewej stronie. Utarło się, że zazwyczaj grywa tam lewonożny piłkarz, a Chorwat nie dość, że woli kopać prawą, to jeszcze przecież nie jest nawet stoperem.
Wzór oddania dla klubu. Żadną tajemnicą jest to, że Tudor chciałby odejść z Rakowa. Raków nie chciał go oddawać przed pucharowymi eliminacjami, a piłkarz nie zamierzał z tego powodu stroić fochów. Jeszcze mocniej pracuje, by transfer był naprawdę okazały. Mógł odejść już wcześniej, ale zgodził się na przedłużenie kontraktu, by dać swojemu klubowi zarobić, co nie do końca leży w jego osobistym interesie.
Wzór regularności. Od kiedy trafił do Ekstraklasy, jest jej gwiazdą. W zasadzie nie ma dołków. Co sezon jest w najgorszym wypadku mocnym kandydatem do jedenastki sezonu. W najgorszym, bo zwykle to pewniak.
Wzór. Po prostu.
Cokolwiek stanie się w czwartej rundzie, jeśli Raków awansuje do Ligi Mistrzów, największym bohaterem awansu będzie właśnie chorwacki wahadłowy.
WIĘCEJ O RAKOWIE CZĘSTOCHOWA
- Hymn Ligi Mistrzów zabrzmi w Sosnowcu. RAKÓW GRA DALEJ!
- Trela: Unikanie autodestrukcji. Największym sukcesem Rakowa jest to, że nie zepsuł się sam
Fot. newspix.pl