Od sześciu sezonów żaden spadkowicz z Ekstraklasy nie wrócił do krajowej elity po ledwie roku na jej zapleczu, ale Miedź Legnica zaczęła rozgrywki tak, jakby chciała tę serię przerwać. Dwa mecze, sześć punktów, dzisiaj trzy zdobyte w Niecieczy na Bruk-Bet Termalice. Zdobyte efektownie, po zwycięstwie 4:1.
Wiemy, nikt nigdzie po dwóch kolejkach nie awansował, tak samo jak i nikt nie spadł. Za wcześnie na poważne wnioski i dalekosiężne prognozy, ale mimo wszystko można ocenić sam początek. Nawet jeśli to jeszcze nic nie znaczy, o niczym nie świadczy, to ktoś wystartował dobrze, ktoś średnio, ktoś źle i nic nie szkodzi to zauważyć.
Wiadomo, kto by z Ekstraklasy nie zleciał, automatycznie mówi o powrocie, bo i jak brzmiałyby zapowiedzi, że w sumie to wraca się na swoje miejsce i nie ma co nastawiać się na walkę o awans? No do tego się głośno nie przyznaje, nawet jeśli właśnie tak się myśli. Ale w ostatnich sezonach za tymi słowami coraz rzadziej szły czyny.
W sumie w XXI wieku jedenastokrotnie spadkowicz już po roku wracał na najwyższy szczebel rozgrywkowy:
- Wisła (Orlen) Płock – 01/02
- Pogoń Szczecin i Zagłębie Lubin – 03/04
- Arka Gdynia – 07/08
- Zagłębie Lubin i Korona Kielce – 08/09
- Górnik Zabrze – 09/10
- Cracovia – 12/13
- GKS Bełchatów – 13/14
- Zagłębie Lubin – 14/15
- Górnik Zabrze – 16/17
Mimo wprowadzenia barażów, które teoretycznie powinny ułatwić drogę powrotną, od sześciu sezonów nikomu nie udawało się posiedzieć wyłącznie rok w pierwszej lidze i wrócić. Dwa lata to minimum (np. Korona Kielce).
Rzecz jasna – jeszcze raz to podkreślimy – za wcześnie, by z całą pewnością stwierdzić, że Miedź to faktyczny kandydat do zakończenia trendu, natomiast na samiutkim starcie ekipa z Legnicy zdecydowanie wyróżniła się na tle innych zdegradowanych. Lechia Gdańsk zdobyła trzy na sześć możliwych punktów, a Wisła Płock – dwa. A przecież drużyna trenera Radosława Belli wcale nie mierzyła się z jakimiś leszczami – na powitanie pokonała GKS Katowice, które ma celować w baraże i awans z okazji 60-lecia, a następnie dzisiaj Bruk-Bet Termalikę, jednego z chętnych do promocji, który w minionym sezonie odpadł dopiero w finale barażów z Puszczą Niepołomice.
Słowem, łatwo nie było.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Latem Miedź przebudowano. Z klubu odeszło siedemnastu piłkarzy, niektórzy z bardzo szerokiej kadry (jak Igor Lewandowski), ale też podstawowi (jak Angelo Henriquez, Chuca czy Giannis Massouras). Dołączyło – dwunastu (razem z wracającymi z wypożyczeń), z czego przeciwko Bruk-Betowi w wyjściowej jedenastce wystąpiło sześciu, a z nich bezapelacyjnie najjaśniej świecili Kamil Antonik oraz Damian Michalik.
Antonik w 2019 roku wyrobił sobie opinię zdolnego skrzydłowego, przeszedł z Resovii do Arki Gdynia, a mocno o niego zabiegali m.in. szefowie Widzewa Łódź. Ostatecznie rozegrał osiemnaście meczów w Ekstraklasie, miewał pozytywne momenty, tyle że najbardziej dał się zapamiętać ze spartolonych okazji – z Pogonią Szczecin oraz Lechem Poznań, finalnie wrócił do ekipy z Rzeszowa (z przystankiem w Zagłębiu Sosnowiec) i ugrzązł w pierwszej lidze, a kilka tygodni temu przejęła go Miedź.
I ten Antonik w Niecieczy wyglądał jak człowiek z innego świata. Właśnie jak ktoś, kto przez przypadek wypadł poza Ekstraklasę i zaraz tam wróci, a nie siedzi poza nią już dobre cztery sezony. Dziś już 24-letni skrzydłowy bawił się i uczył przeciwników, jak powinien grać zawodnik na jego pozycji. Dynamika, odwaga, drybling, zuchwałość, skuteczność, kreatywność.
Tego wieczoru miał wszystko.
Strzelił gola po składnej akcji całego zespołu i kapitalnym podaniu Damiana Tronta. Spokojnie przyjął, wykorzystał sam na sam, 1:0. Później po średnim przyjęciu w trakcie kontrataku i tak zdołał opędzlować rywala, by dograć między kilku kolejnych do Michalika, a ten z bliska zdobył bramkę na 2:0. Poza tym Antonik dwukrotnie fenomenalnie „obsłużył” kolegów – Kamila Drygasa oraz Mehdiego Lehaire’a, tyle że pierwszy nie sięgnął podania, a drugi zmarnował świetną sytuację i ze środka pola karnego kopnął w bramkarza. A, jeszcze efektownie założył „siatkę”, by po chwili wymusić faul na żółtą kartkę Macieja Wolskiego.
Krótko – gdyby w Sevres istniał wzór dobrego występu skrzydłowego, spokojnie mogłoby to być dzisiejsze spotkanie Antonika.
Z kolei Michalik był mniej widoczny, za to diabelsko skuteczny – po wybiciu na oślep Słoników, bez przyjęcia strzelił swojego drugiego gola i szybko pokazał, że bardzo dobra dyspozycja ze Stali Rzeszów (dziesięć bramek, dziesięć asyst) przyjechała razem z nim do Legnicy. A ten drugi gol był cholernie ważny, jako że chwilę wcześniej z niczego kontaktowe trafienie zaliczył Tomas Poznar i gospodarze zdawali się wierzyć, że jednak tego wieczoru coś mogą zgarnąć poza wpierdzielem.
Była to wiara złudna i Michalik prędko uświadomił to miejscowym.
Miedź odniosła zasłużone zwycięstwo. Była lepiej zorganizowana w obronie, skuteczniejsza w ataku, bardziej wszechstronna (dawała radę i bez piłki w niskiej obronie, i w ataku pozycyjnym). Może nie z kategorii tych nieosiągalnych, ale na tyle dobra, że taki Bruk-Bet – z babolami z tyłu i brakiem finalizacji z przodu (bo Adam Radwański miał na nodze gola kontaktowego, a i Poznar sprawiał kłopoty) – nie miał podejścia.
Dzięki temu przynajmniej chwilowo (przed meczami Odry Opole i GKS-u Tychy) drużyna z Legnicy jest liderem pierwszej ligi za sprawą lepszego bilansu bramek niż Motor Lublin.
Tylko tyle i aż tyle.
Bruk-Bet Termalica Nieciecza – Miedź Legnica 1:4
Poznar (52) – Antonik (9), Michalik (32) i (57), Kostka (90+6)
WIĘCEJ O PIERWSZEJ LIDZE:
- Nowe władze, stary bałagan. Kiedy Lechia przestanie być memem?
- Don Kichot z Motoru Lublin. Goncalo Feio walczy ze spiskami, układami i kłamstwami
- Piłkarski marketing od kulis. „Ważne, żeby Podbeskidzie scalało miłość do gór, Bielska i futbolu”
foto. Newspix