Nie ma co ukrywać, dzisiaj ekscytuje nas przede wszystkim powrót rywalizacji w Ekstraklasie, ale – nieco w cieniu – wystartowało również zaplecze najwyższej klasy rozgrywkowej. Wystartowało w stylu, ujmijmy to, emocjonująco-komediowym. Starcie Arki Gdynia z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza obfitowało bowiem zarówno w seryjnie marnowane sytuacje strzeleckie, jak i kuriozalne błędy defensorów. W efekcie dane nam było obejrzeć spotkanie, przy którym nie sposób było się nudzić, ale – z drugiej strony – trudno się nim również przesadnie zachwycać. Tym bardziej że mierzyły się przecież ze sobą drużyny, jak to się szumnie mówi, „z ambicjami”.
Ot, to było takie wesołe, trochę podwórkowe granie od jednej bramki do drugiej, przeplatane kiksami i obcinkami.
Błyskawiczny gol Arki
Zaczęło się od potężnego ciosu, który wylądował na szczęce niecieczan.
Czy można sobie w ogóle wyobrazić lepsze wejście w sezon? Mniej niż 30 sekund potrzebowali zawodnicy Arki Gdynia, by wyjść na prowadzenie w dzisiejszym spotkaniu. Mimo opustoszałych trybun, gdynianie sprawiali wrażenie mocno nakręconych i nabuzowanych – natychmiastowo wykorzystali niepewność defensywy Bruk-Betu w wyprowadzeniu piłki z własnej strefy obronnej, odzyskali futbolówkę pod polem karnym rywala, a Kacper Skóra skierował ją do siatki, mimo delikatnego poślizgnięcia przy próbie opanowania dogrania od Karola Czubaka. Mecz się zatem nawet porządnie nie zaczął, a już Mariusz Lewandowski miał wszelkie powody, by wściec się na swoich podopiecznych, zwłaszcza na niechlujnego Arkadiusza Kasperkiewicza. Termalica podarowała Arce tego gola.
Co gorsza dla trenera gości – to nie była ostatnia tego rodzaju wpadka jego ekipy.
Mamy też za co zespół Bruk-Betu chwalić. Przede wszystkim mowa tutaj o świetnej reakcji na szybko straconego gola. Przyjezdni nie podłamali się, nie dali sobie podciąć skrzydeł. Szybko zaczęli szukać wyrównującego trafienia, próbowali odzyskać inicjatywę. Arka też nie odpuszczała w poszukiwaniach drugiej bramki, dzięki czemu dane nam było oglądać naprawdę niezłe widowisko, klasyczne starcie w stylu: cios za cios. Aczkolwiek jednak ze wskazaniem na drużynę z Niecieczy. Dwa razy się jeszcze arkowcom upiekło, ponieważ sędzia dwukrotnie nie uznał gola dla gości z powodu ofsajdu. No ale do trzech razy sztuka – już w dziesiątej minucie Termalica rozerwała defensywę Arki, a Maciej Ambrosiewicz spokojnym strzałem zza szesnastki pokonał Martina Chudego (chyba nie najlepiej ustawionego). Jednak to Bruk-Betowi nie wystarczyło i dwadzieścia minut później Bruno Wacławek wyprowadził zespół Lewandowskiego na prowadzenie.
Arka w ofensywie wyglądała nieźle, atakowała dynamicznie i z rozmachem, ale w obronie żółt0-niebiescy dawali się ogrywać zdecydowanie zbyt łatwo. Tylko że… dokładnie to samo możemy napisać o Termalice. Tuż przed końcem pierwszej połowy goście znowu pogubili się przy konstruowaniu ataku pozycyjnego w okolicach własnej szesnastki. Efekt? A jakże – fatalna strata piłki i natychmiastowa riposta gdynian. Nie pomógł rozpaczliwy wślizg Wiktora Biedrzyckiego. Sędzia najpierw pokazał defensorowi żółtą kartkę za zagranie ręką i wskazał na wapno, ale po konsultacji z VAR-em zmienił decyzję na rzut wolny i czerwony kartonik.
Dramatyczna końcówka
Gdynianie mieli zatem niezłą pozycję wyjściową do odrabiania strat po przerwie. Straszliwie brakowało im jednak skuteczności. W podbramkowych sytuacjach rozczarowywał przede wszystkim Czubak, który naprawdę powinien zakończyć dzisiejsze spotkanie z co najmniej jednym trafieniem na koncie. Niemoc strzelecką podopieczni Wojciecha Łobodzińskiego przełamali dopiero w 80. minucie gry, ale znów potrzebowali do tego wydatnej pomocy Bruk-Betu. Najpierw fatalnie wyjście na przedpole zaliczył bowiem Eric Topór, potem dwóch obrońców nie trafiło w toczącą się leniwie piłkę, no i koniec końców futbolówka po strzale Olafa Kobackiego jakimś cudem wturlała się do siatki. Można powiedzieć, że ten gol niejako podsumowuje postawę defensywy przyjezdnych w dzisiejszym meczu.
Futbolowe jaja.
Jako się rzekło, spotkanie generalnie oglądało się nieźle, na boisku sporo się działo, ale takie babole w wykonaniu zespołu, który celuje w awans do Ekstraklasy… No po prostu – nie wypada. Nawet w środku lipca. Kasperkiewicz myślami ewidentnie jest jeszcze na wakacjach.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Arka grała w przewadze, Arka wcisnęła wyrównującego gola. Tak na logikę mogło się zatem wydawać, że końcowe fragmenty spotkania będą należały do rozpędzonych gdynian. Ale goście raz jeszcze pokazali, że nie tak łatwo ich złamać. Nie tylko nie dali sobie wydrzeć punktu, lecz zbliżyli się nawet do zgarnięcia pełnej puli. Tym razem o kompromitację we własnym polu karnym pokusili się bowiem gracze Arki. Przemysław Stolc i Sebastian Milewski najpierw w kuriozalny sposób przeszkodzili sobie w wybiciu futbolówki na uwolnienie, a potem ten drugi sfaulował zastawiającego się oponenta, mimo że był on odwrócony tyłem do światła bramki. Sędzia Krzysztof Jakubik znów podyktował jedenastkę i tym razem zdania nie zmienił. Miękki karny, ale popchnięcie było.
Tak czy siak, Adam Radwański trafił w słupek. Stanęło więc na rezultacie 2:2.
***
Mieszane mamy po tym meczu odczucia. Z jednej strony, mnóstwo wrażeń – gole, kartki, mnóstwo sytuacji strzeleckich, zmarnowana jedenastka w końcówce. Trudno sobie wyobrazić otwarcie rozgrywek jeszcze mocniej obfitujące w emocje i zwroty akcji. Jednak ten medal ma również drugą stronę, bo sporą porcję tych emocji zawdzięczaliśmy dość żenującym błędom i nieporadności obu ekip. Łobodziński i Lewandowski mają jeszcze sporo do zrobienia.
ARKA GDYNIA 2:2 BRUK-BET TERMALICA NIECIECZA
(K. Skóra 1′, O. Kobacki 80′ – M. Ambrosiewicz 10′, B. Wacławek 33′)
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Zapowiedzi sezonu wszystkich klubów Ekstraklasy [zebrane w jednym miejscu]
- Ekstraklasowa piętnastka „ones to watch”. Na kogo zwrócić uwagę?
- LIGA MINUS 0 – EKSTRAKLASA 2023/2024, ZAPOWIEDŹ SEZONU. GŁÓWNIE O TRANSFERACH!
Fot. Newspix