Reklama

Trela: Egzamin po rundzie pełnej egzaminów. Czy Koronę Kielce stać na spokojny sezon?

Michał Trela

Autor:Michał Trela

01 lipca 2023, 08:54 • 11 min czytania 25 komentarzy

Wiosną ekipa Kamila Kuzery co tydzień rozgrywała mecz o wszystko. Kilka razy balansowała na krawędzi, lecz ostatecznie zasłużenie urwała się ze stryczka. Przekucie tak spektakularnej akcji ratunkowej w bezstresowy następny sezon to kolejne trudne wyzwanie młodego trenera, który przebojem wdarł się do Ekstraklasy.

Trela: Egzamin po rundzie pełnej egzaminów. Czy Koronę Kielce stać na spokojny sezon?

Gdy klub spada z ligi, wszyscy związani z nim emocjonalnie zwykle są bezbłędni w wyszukiwaniu w zakamarkach pamięci najdrobniejszych epizodów z całego sezonu, które, gdyby potoczyły się inaczej, zaowocowałyby utrzymaniem. To może być pudło na 3:0 w meczu sprzed miesięcy, który skończył się 2:2. Strzał życia rywali pozbawiający jednego punktu. Błąd sędziego. Poprzeczka w ostatniej minucie. Farfocel wpuszczony przez bramkarza. Tego rodzaju analizy potrafią trwać jeszcze tygodniami po degradacji.

GRUBA KRESKA OCALAŁYCH

Ci jednak, którzy się utrzymają, zwykle stosują metodę grubej kreski: najważniejsze, że się udało. Liczy się to, co w sieci. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Nie wywołuj wilka z lasu, bo licho nie śpi. Tak, jakby samo zwrócenie uwagi, że coś mogło się potoczyć mniej szczęśliwie, od razu przynosiło pecha. O ile kibice mają pełne prawo tak właśnie robić, o tyle od trenerów i działaczy należy oczekiwać, że zdobędą się na tyle trudu, by po szczęśliwej walce o utrzymanie przeanalizować ją jeszcze raz i krytycznym okiem zastanowić się, dlaczego się udało. Czasem okrutnie prawdziwym wnioskiem może być: bo inni byli jeszcze słabsi. Albo: bo mieli mniej szczęścia.

RUNDA TRUDNA DO POWTÓRZENIA

Tego typu analiza najciekawiej po poprzednim sezonie mogłaby wyglądać w Koronie Kielce. I mam poczucie, że od tego, jak została przeprowadzona, mogą w dużej mierze zależeć jej losy w kolejnych rozgrywkach. Nie chodzi bynajmniej o to, że drugi sezon po awansie automatycznie musi być najtrudniejszy. Ani, że euforia znienacka wyparuje. Kielczanie w poprzednich rozgrywkach urwali się ze stryczka, bo zdobycie 29 punktów w drugiej części sezonu tak właśnie należy traktować. Wyratowali się własną pracą i przede wszystkim mentalną siłą, która pozwoliła im utrzymać odpowiedni poziom koncentracji przez kilka miesięcy rozgrywania niemal wyłącznie meczów „o wszystko”. Zasłużyli na utrzymanie i byłoby w tym coś głęboko niesprawiedliwego, gdyby nie zwieńczyli świetnej wiosny utrzymaniem. Gdyby jednak przypomnieć sobie mecze z minionej rundy, można dojść do wniosku, że to było ciągłe balansowanie na krawędzi. I że druga tego typu runda może się nie zdarzyć.

Reklama

PUDŁA NA WAGĘ CZTERECH PUNKTÓW

Pudło Frana Tudora na pustą bramkę w ostatniej akcji majowego meczu w Kielcach zostało przeanalizowane na wszystkie sposoby głównie pod kątem tego, że Chorwat zmarnował piłkę meczową, którą miał na nodze i przez to Raków Częstochowa pierwszy tytuł w historii świętował w autokarze, a nie na boisku. Być może większe znaczenie tamto zadziwiająco nieudolne kopnięcie miało jednak wpływ dla losów na dole, a nie górze tabeli. Korona, mając za ten mecz remis, a nie trzy punkty, na samym finiszu sezonu postawiłaby się w arcytrudnej sytuacji. To nie było jednak jedyne spektakularne pudło przeciwników Korony w ostatniej minucie meczu z minionej wiosny. Michał Nalepa z Lechii kopnął równie niecelnie, dzięki czemu kielczanie wygrali, zamiast zremisować, bardzo ważny mecz w walce o utrzymanie. Cztery punkty zostały ekipie Kamila Kuzery ocalone tylko dlatego, że w ostatnich minutach meczów dwaj rywale nie trafili na pustą bramkę. Przewaga Korony nad strefą spadkową wyniosła na koniec sezonu… cztery punkty.

SZCZĘŚLIWE SPLOTY OKOLICZNOŚCI

A przecież to nie były odosobnione przypadki. Można wspominać mecz z Wisłą Płock wygrany 1:0 po fatalnej pomyłce Krzysztofa Kamińskiego przy pozornie niegroźnym rzucie rożnym. Zwycięstwo z Miedzią Legnica, mimo kolejnych pudeł rywali w drugiej połowie. Nieskuteczność graczy Górnika przy remisie w Zabrzu, czy Pogoni przy remisie w Szczecinie albo niewytłumaczalny błąd Jewhena Konoplianki we własnym polu karnym przy wygranej z Cracovią. Wystarczyło, aby jedno albo dwa z tych wydarzeń nie miały miejsca, a szalona pogoń Korony mogła nie zakończyć się powodzeniem. Nie chodzi jednak o to, by umniejszać sukces tej drużyny, lecz by na bazie wiosny nie wyprowadzać prognoz na kolejny sezon. Sploty okoliczności, tak korzystne, jak i nieprzyjemne, mają to do siebie, że nie trwają wiecznie. W skali całego sezonu, co wynika także z punktów oczekiwanych, Korona zasłużyła na utrzymanie. Ale akurat wiosną, praktycznie wszystko, co mogło, układało się na jej korzyść. Wierzyć, że zawsze tak będzie, byłoby naiwnością.

CZĘSTSZE PUDŁA RYWALI

Korona z minionej rundy wyspecjalizowała się w meczach granych na styku. Wynik nierzadko mógł się potoczyć w inną stronę, ale zwykle toczył się akurat w tę, którą życzyli sobie gracze z Kielc. W tabeli wiosny zakończyli więc na rewelacyjnym siódmym miejscu z aż dziewiętnastoma punktami więcej niż najgorsza w tym okresie Wisła Płock – skala jej zapaści też była wielkim szczęściem Korony. Przecież przy choćby przeciętnej, normalnej rundzie Nafciarzy, kielczanie nie byliby w stanie ich doścignąć, nawet stając na rzęsach. Gdy wydarzenia zaczynały przybierać niekorzystny obrót, trener Kamil Kuzera wyżej podciągał szczęśliwy komin, szedł na wymianę ciosów i liczył, że się uda. Według statystyk firmy StatsBomb gra obronna Korony wiosną się nie poprawiła w porównaniu do czasów Leszka Ojrzyńskiego. To rywale pudłowali częściej niż wcześniej.

RYZYKOWNA GRA W ATAKU

Ciekawie wygląda natomiast sytuacja z ofensywą. Wiosna zaczęła się dla Korony od utraty Bartosza Śpiączki, sprowadzanego jako napastnika numer jeden i jesienią grającego zwykle od deski do deski, nawet mimo tego, że od sierpnia przestał trafiać do siatki. Wejście w batalię o utrzymanie wyłącznie z Jewgienijem Szykawką, który przez rok gry w Polsce, strzelił trzy ligowe gole, wszystkie jeszcze przed awansem, wydawało się szaleństwem. Zwłaszcza że reakcją na wypożyczenie Śpiączki do Płocka było wyłącznie sięgnięcie po Kacpra Kostorza, który do tego momentu też miał w Ekstraklasie tylko jednego gola, strzelonego dwa lata wcześniej. Były bardzo solidne powody, by sądzić, że dla Korony nie będzie miał kto strzelać.

TRZY MECZE NAPASTNIKÓW

Duet napastników teoretycznie temu zaprzeczył. Kostorz z Szykawką strzelili wiosną łącznie osiem goli, co należy uznać za przyzwoity, a biorąc pod uwagę ich wcześniejsze osiągi, wręcz rewelacyjny wynik. Jeśli jednak spojrzy się na rozkład tych trafień, okaże się, że akurat one wcale nie były kluczowe: jeden z dwóch goli Kostorza to honorowy z Wartą Poznań przy wyniku 0:5. Szykawka natomiast po raz pierwszy dał o sobie znać, gdy skorygował wynik meczu w Warszawie z 0:3 na 2:3. Ich pozostałe pięć bramek przyniosło bezcenne punkty z Radomiakiem, Zagłębiem i Jagiellonią, ale to też raptem trzy mecze, w których Koronę ratowały gole napastników. Trzy z siedemnastu rozegranych wiosną. I z dwunastu, w których kielczanie zdobywali jakiekolwiek punkty.

Reklama

MAŁE WSPARCIE Z DRUGIEJ LINII

Sytuacja wygląda tym dziwniej, gdy rozszerzy się ją na pozostałych piłkarzy ofensywnych. Nono, Hiszpan ściągnięty w zimie z myślą o rozruszaniu ofensywy, okazał się dość pożytecznym graczem, który jednak nie strzelił żadnego gola i zaliczył dwie asysty, z czego jedną w meczu przegranym, a jedną, która asystą jest tylko z nazwy, bo 90% zasług należało do strzelca, czyli Ronaldo Deaconu i jego lewej nogi w meczu z Lechią. Jakub Łukowski, który zakończył sezon jako najlepszy strzelec Korony, przez cały sezon zaliczył tylko jedną asystę, a wiosną strzelecko zwolnił. Strzelił tylko 3 gole z gry, pozostałe dwa dokładając z rzutów karnych. Pozostali skrzydłowi – Jacek Podgórski, Marcus Godinho i Dawid Błanik uzbierali wiosną łącznie dwa gole. Mimo to tej wiosny Korona tylko dwa razy kończyła mecz bez zdobytej bramki.

KLUCZOWA ROLA DEACONU

To prowadzi do wniosku, że Kuzera, chwalony często za poprawę stylu gry i unikanie wyłącznie najprostszych rozwiązań, zdecydowanie najbardziej poprawił stałe fragmenty gry. To nimi kielczanie utrzymali się ostatecznie w lidze. To one były ich najgroźniejszą bronią. I to one stanowiły największą różnicę względem pierwszej części sezonu. Kluczową postacią okazał się Deaconu, którego dwa strzały z dystansu dały wiosną bezcenne sześć punktów (przy uderzeniu z Miedzią bardzo pomogła mu niefortunna interwencja bramkarza). Oprócz tego jednak znakomicie egzekwował stałe fragmenty gry, co pozwalało Koronie być najgroźniejszym po Rakowie zespołem ze stojącej piłki.

Dużo o sezonie pomocnika mówi statystyka oczekiwanych asyst, sprawdzająca realną wartość dograń, a nie to, co zrobili z nimi partnerzy. Wynika z niej, że Rumun był piątym wśród najlepszych podających ligi, ustępując jedynie Kamilowi Grosickiemu, Josue, Erikowi Janży i Iviemu lopezowi. W przeciwieństwie do nich nie królował jednak na liście czołowych asystentów, bo wszystkie jego dobre podania przyniosły ledwie jedną asystę (według wyliczeń WyScouta jego dogrania zasługiwały na 6,5 asysty). To największa tego typu dysproporcja w lidze. Jeśli ktoś może się przez partnerów czuć okradany z asyst, to właśnie Deaconu (oficjalna strona Ekstraklasy przypisuje mu dwie, ale to niewiele zmienia).

UTRZYMANIE ZE STOJĄCEJ PIŁKI

Kielczan ratowało to, że przy dobrych dograniach z rzutów wolnych i rożnych, często udawało się stworzyć kocioł pod bramką, w którym ktoś potrafił odpowiednio się ustawić. Trzy gole w wygranych meczach strzelił stoper Piotr Malarczyk. Ważną bramkę przeciwko Jagiellonii zdobył prawy obrońca Dominick Zator. Cudownego gola, który akurat nic nie dał, strzelił z połowy boiska Kyryło Petrow. Ani w pierwszej, ani w drugiej linii, Kuzera nie za bardzo miał regularne strzelby, piłkarzy, którzy tydzień w tydzień dawaliby mu liczby. Każdy nosił jednak w plecaku pelerynę bohatera i zarzucał ją, gdy widział, że nikt inny danego dnia tego nie zrobi. To zwykle nie jest jednak sposób na strzelanie goli, na którym można bazować wiecznie. W Kielcach wiedzą to zresztą najlepiej: jesienią też stwarzali po stałych fragmentach gry sytuację za sytuacją. Deaconu i Adam Deja regularnie posyłali w pola karne rywali groźne wrzutki. Tyle że wówczas piłka za żadne skarby nie chciała wpaść do siatki. Wiosną kielczanie wpadli w pewien ciąg. Przesuwając się w pole karne, przy zagraniach ze stojącej piłki, ponownie zaczęli wierzyć, że idą po gola. Ale chcąc rozegrać cały w miarę spokojny sezon, kielczanie muszą mieć w ofensywie do zaoferowania coś więcej.

SZUKANIE NOWYCH ROZWIĄZAŃ

Kuzera, wciąż jeszcze uczestniczący w kursie UEFA Pro, zasłużenie został okrzyknięty trenerskim objawieniem poprzedniego sezonu, był powszechnie chwalony i chyba zasłużył, by znaleźć się w piątce nominowanych w kategorii Trenera Roku – Dawid Szulczek skromnie sugerował, że w jego miejsce. Ale, jak to w życiu trenera, po sukcesie przychodzą kolejne wyzwania. W nowych rozgrywkach wychowanek Korony będzie musiał pokazać, że potrafi pracować nie tylko w kryzysowych warunkach, nie tylko pod prądem. Prawdopodobnie będzie musiał przetrwać fazy, w których jego zespół przestanie mieć szczęście. Gdy zatnie się przy stałych fragmentach gry. Korona wiosną miała twarz odważniejszą niż wcześniej. Potrafiła grać agresywnie w pressingu, dobrze przechodzić z obrony do ataku. Ale wszystko to prowadziło głównie do zdobywania sporej liczby stałych fragmentów gry na połowie rywala i prób ich wykorzystywania. Teraz to umiejętność zbudowania czegoś samego z akcji powinna być najważniejsza. Jeśli ten zespół ma zrobić krok do przodu i nie balansować znów na skraju przepaści, musi mieć więcej rozwiązań w ofensywie. I strzelać z lepszych pozycji.

PROBLEM Z KREOWANIEM

W wyliczeniach firmy StatsBomb widać, jaki Korona miała problem z dochodzeniem do dogodnych sytuacji. Średnie xg strzału tego zespołu wynosiło 0,07 i było najniższe w lidze. Oznacza to, że przeciętne uderzenie kielczan miało tylko 7% prawdopodobieństwa wylądowania w sieci. Jeśli chodzi o sytuacje kreowane z akcji, gorsze w całej stawce były tylko Stal Mielec i Śląsk Wrocław. I żaden zespół w lidze nie oddawał strzałów z większej średniej odległości niż gracze Kuzery. Wszystko to świadczy o problemach z forsowaniem linii defensywnych rywali. Korona znajdowała sposoby, by je przewalczyć, ale przy odrobinie mniejszej determinacji albo obniżonej dozie szczęścia, mogą one przestać działać.

SPOKOJNY POCZĄTEK LATA

Na razie w Koronie jest transferowo spokojnie. Wypożyczenie Xaviera Dziekońskiego to próba jednoczesnego rozwiązania dwóch problemów z zeszłego sezonu – gry młodzieżowca oraz spokoju w bramce. Marcel Zapytowski, który w poprzednich rozgrywkach najbardziej przyczynił się do wypełnienia limitu, zbyt często popełniał błędy. 19-latek z Rakowa ma odgrywać przy Konradzie Forencu podobną rolę. Z kolei Mateusz Czyżycki z GKS-u Tychy to próba załatania pozycji środkowego pomocnika, z którą dość długo był problem. Kuzera wybrnął z niego, przesuwając tam stopera Petrowa, ale rozwiązanie nastawione nie tylko na rozbijanie ataków rywali, lecz także na rozpoczynanie własnych, może się przyczynić do lepszej kreacji całego zespołu.

POTRZEBA WZMOCNIEŃ OFENSYWY

Na typowo ofensywnych pozycjach nowych ludzi jednak nie ma, a ubyli Kostorz oraz poszerzający kadrę skrzydłowy Jacek Kiełb. Z zespołem w Opalenicy trenuje też Jakub Iskra, czyli prawy obrońca. Im bliżej startu sezonu, tym bardziej trzeba oczekiwać wzmocnień w ataku oraz na ofensywnych pozycjach w drugiej linii. Po to, by Korona nie musiała zbyt szybko ponownie włączać trybu kryzysowego. Zwykle po tak dobrej, ale wycieńczającej psychicznie rundzie, pojawia się lekkie odprężenie. Warto chociaż spróbować je zrównoważyć przestawieniem akcentów w drużynie: dołożeniem nowych piłkarzy, wzmocnieniem pozycji, z którymi był problem, korektą stylu gry na mniej bazujący na walce do upadłego. Jeśli Kuzera zda jesienią i ten egzamin, Korona będzie miała trenera pełną gębą. Nie tylko na trudne, ale i na spokojne czasy.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyk

 

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Bartosz Lodko
0
Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Ekstraklasa

Niemcy

Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Bartosz Lodko
0
Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Komentarze

25 komentarzy

Loading...