Reklama

Robert, oddaj opaskę. Nie nadajesz się na kapitana

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

21 czerwca 2023, 12:27 • 7 min czytania 351 komentarzy

Robert Lewandowski wypchnięciem przed kamery Telewizji Polskiej Jana Bednarka oraz Piotra Zielińskiego ostatecznie skompromitował się jako kapitan. Ostatecznie, bo od niecałych dwóch lat pokazuje, że w sumie to on drużynę ma w czterech literach i liderem pozostaje wyłącznie pod względem sportowym.

Robert, oddaj opaskę. Nie nadajesz się na kapitana

To, co wydarzyło się w Kiszyniowie, to kuriozum. Słownikowo – zjawisko osobliwe, budzące zdumienie swą niezwykłością lub dziwacznością. Trudne do logicznego wyjaśnienia, o ile w ogóle możliwe. Bo jak wytłumaczyć, że po jednym, w sumie pierwszym poważnym błędzie z zespołu zbudowanego z mistrzów Hiszpanii, Włoch, Grecji, Holandii, wicemistrzów Anglii oraz Francji czy finalisty Ligi Europy uchodzi cała wiara i pewność siebie, a po pierwszej udanej akcji w drużynę złożoną z piłkarzy Beitaru Jerozolima, Petrocubu Hincesti, Ołeksandrji, FC Balti czy UTA Arad wstępują nowe siły, jakby dostali solidnego łyka magicznego napoju z kociołka Panoramiksa?

Nie da się znaleźć na to całkowicie poprawnego wyjaśnienia.

Jakie wnioski wyciągnąć z tego spotkania? Przede wszystkim jeden – Robert Lewandowski nie powinien być kapitanem kadry narodowej.

Absolutnie rozumiem, że zaraz po zakończeniu meczu, sekundy po takiej kompromitacji, zawodnicy nie chcieli stanąć przed kamerami i woleli zejść do szatni. By ochłonąć. Jakoś się uspokoić. Pozbierać myśli. To nie maszyny. To ludzie, z takimi samymi emocjami jak większość z nas. Nie chcieli tam przegrać, a już na pewno nie w takich okolicznościach. Pewnie sami do końca nie rozumieli, co się właśnie – ujmując to wprost – odjebało, więc i nie mieliby nic do powiedzenia.

Reklama

Tak po ludzku – rozumiem to.

ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU

Ale po chwili do rozmowy z TVP stanął Jan Bednarek, a po nim Piotr Zieliński. Bednarek i Zieliński. Oni wzięli ten obowiązek na siebie. Nie kapitan reprezentacji. Nie teoretyczny lider grupy. Podręcznikowo przewodnik stada.

Kapitan nie zachował się jak kapitan.

Znowu.

Dlatego powinien stracić opaskę.

Reklama

Oczywiście. Nie tylko dlatego, że po takim blamażu schował się za plecami dwóch kolegów. Można by uznać, że to też żadna maszyna, coś w nim pękło. Zdarza się. Nie dlatego, że kiedy zrobiło się źle w drugiej połowie, schował się za plecami rywali i między 61. a 70. minutą – w trakcie największego naporu Mołdawii, podczas którego oddała pięć strzałów, 55% ogółu, a przecież do oficjalnych statystyk nie zaliczono gola Iona Nicolaescu z 62. minuty, nieuznanego po leciutkim faulu – zanotował całe dwa kontakty z piłką (w tym okresie mniej tylko Nicola Zalewski – jeden, tyle samo co Lewy – Przemysław Frankowski, aczkolwiek obaj… zostali zmienieni w 64. minucie).

Ale dlatego, że to zachowanie wpisuje się w trend trwający przynajmniej od ostatniego spotkania eliminacji mistrzostw świata z Węgrami.

Listopad 2021. Lewandowski pierwszy raz podczas trzynastu lat występów w reprezentacji zdecydował się odpuścić potyczkę o punkty. Ale nie byle jaką, z byle kim. Zagrał z teoretycznie słabszą (po wtorku w Kiszyniowie należy dodawać „teoretycznie”) Andorą, z którą przypieczętowano udział w barażach, a dał sobie spokój z graniem z mocniejszymi Węgrami, kiedy ważyły się losy rozstawienia. Na treningach żartowano, że kto przejmie dziewiątkę, w marcu będzie sobie wybierał mecze do zagrania. Zawodnicy zdziwili się, że na poniedziałkowym rozruchu Lewandowski pojawił się na murawie, by z boku wykonać kilka sprintów, bo się go zwyczajnie nie spodziewali. Jeszcze w niedzielę w Polskim Związku Piłki Nożnej nie wiedziano, czy nazajutrz kapitan – powtarzam, kapitan – w ogóle pojawi się na Narodowym, nie wspominając o zajęciu miejsca na ławce rezerwowych jako mentalne wsparcie.

Kapitan.

Ważniejsze dla niego było nagrywanie scen do dokumentu dla Amazon Prime oraz urodziny miliardera Rafała Brzoski. Ostatecznie usiadł w rezerwie, ale kto wie, czy nie wyłącznie po to, by fotoreporter France Football cyknął mu foteczkę.

To wszystko nie podobało się reszcie kadry narodowej i trudno się dziwić.

Kolejny zgrzyt to mistrzostwa świata i afera premiowa.

Wychodzimy z grupy i zamiast się cieszyć, nagle zaczęliśmy kłócić się o tę premię. Ci mają mieć tyle, inni tyle. Ale to tak się kłóciliśmy, że nie gadaliśmy z pewnymi zawodnikami – powiedział Łukasz Skorupski w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego, wbrew wersjom Lewandowskiego i Grzegorza Krychowiaka. Bramkarz jako jedyny z piłkarzy miał odwagę zabrać głos i powiedzieć, jak było, a nie kombinować PR-owymi komunikatami.

Jeśli chodzi o samego Skorupskiego, no to wydaje mi się, że mógłby powiedzieć, z którymi piłkarzami niektórzy tak bardzo nie chcieli rozmawiać i powiedzieć, że chodziło o… Roberta Lewandowskiego. On chciał tę premię dzielić w ten sposób, żeby najwięcej pieniędzy przypadło zawodnikom, którzy grają w podstawowej jedenastce, a nie tym którzy nie grają – to z kolei Krzysztof Stanowski.

Drużyna nie chciała rozmawiać z kapitanem, bo kapitan podczas kłótni o publiczne miliony starał się zagarnąć jak najwięcej dla siebie. Wiadomo, że o miejsce w wyjściowym składzie martwić się nie musiał. W sumie o pieniądze też nie, ale najwyraźniej nigdy za dużo i niech tam taki Michał Skóraś czy Skorupski siedzą cicho i biorą, co dają (inna sprawa, że reprezentacja w ogóle nie powinna chcieć brać tej kasy, ale to już przerobione).

I na koniec pierwsza konferencja prasowa po mundialu, przed starciem z Czechami. Generalnie nikt się na nią nie garnął i puszczono absolutnego debiutanta Bena Ledermana, bo wiadomo, Bogu ducha winnego pomocnika Rakowa Częstochowa nikt nie będzie pytał o premie.

Znowu chowanie się za plecami – w tym wypadku Ledermana.

Ale w końcu musiał się z tym zmierzyć, na ostatniej konferencji przed rywalizacją w Pradze.

Spotykamy się przed ważnym meczem eliminacyjnym. To w tej chwili jest najważniejsze. Może jednak warto, żebym powiedział coś też w innym temacie. Chcę przeprosić kibiców, że jako kapitan nie powstrzymałem „tych wydarzeń”, które przeobraziły się w aferę premiową – stwierdził Lewandowski.

Wymuszone przeprosiny, trzy miesiące po wszystkim i bez wyjaśnienia, dlaczego jego wersja i wersja Skorupskiego się różniły.

Lewandowski to genialny zawodnik. Najlepszy w historii naszego futbolu, nawet jeśli nie zdobędzie z kadrą narodową medalu na żadnym turnieju (a nie zanosi się na t0). Ale nie nadaje się na kapitana reprezentacji. Zachowanie po Mołdawii to kolejny raz, kiedy w trudnym momencie spycha odpowiedzialność za niepowodzenie na innych. Tak było z Franciszkiem Smudą czy z Jerzym Brzęczkiem. Tym razem nikogo nie atakował (jak Smudę po mistrzostwach Europy) czy nie milczał wymownie (jak w przypadku Brzęczka), tylko po prostu świecić oczami przed milionami widzów musieli Bednarek z Zielińskim. To nie tak, że nie powinni. Powinni. Ale w pierwszej kolejności powinien to zrobić kapitan. Od tego jest. Teoretycznie, jak teoretycznie nie mieliśmy mieć – mimo wszystko – wielkich kłopotów w Kiszyniowie.

Nie wiem, czy niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy, ale gdy wygrywamy, to jest „brawo Robert”, a gdy przegrywamy, to zawsze drużyna i selekcjoner są nie tak. Myślę, że to dla pozostałej grupy nie jest zbyt zachęcające i pozytywne – to Brzęczek w rozmowie z Meczykami.

Lewandowski jako ten król w ten sposób podchodzi do piłkarzy, do relacji interpersonalnych ze swoimi kolegami. To wynika z jego manii wielkości, którą dała mu piłka. Ktoś mu wmawiał przez wiele lat, a późnej zostało to zebrane w formie strategii, że ma zachowywać się jak władca, król Polski – to Cezary Kucharski, kiedyś jego menedżer.

I z jednej strony można powątpiewać w ich szczerość, skoro powszechnie wiadomo, że Lewandowskiemu od pewnego momentu z nimi nie po drodze. Ale z drugiej – czy te niecałe dwa lata tego nie potwierdzają? Czy urodziny i kręcenie filmu postawione ponad ostatnie spotkanie kwalifikacji nie wpisuje się w tę narrację? Czy dzielenie publicznych pieniędzy pod siebie do tego obrazu nie pasuje? Czy wreszcie uniknięcie rozmowy z TVP to nie jest kolejny pokaz, że drużyna i pewnie selekcjoner są nie tak?

I nie chodzi o samą rozmowę – prawda jest taka, że poza przeprosinami niczego innego w takich okolicznościach nie da się usłyszeć. To żadne stawienie czoła konsekwencjom, bo i tak, i tak będzie „grill”. Wiem, że Lewandowski ostatecznie później stanął w strefie mieszanej, ale dla mnie liczy się, że na pierwszy ogień, kiedy emocje buzowały i w piłkarzach, i w 40-milionowym narodzie, poszli inni. Bednarek z Zielińskim.

Dla mnie tak się nie zachowuje prawdziwy kapitan, tylko papierowy. Niech sobie będzie królem, ale niech opaskę odda.

Może być grafiką przedstawiającą tekst

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

351 komentarzy

Loading...