O niektórych trenerach mówi się, że fenomenalnie rozwijają młodych piłkarzy i ich drużyny grają kapitalny futbol. Niestety nikt tak nigdy nie powie o Michale Probierzu, gdyż ten specjalizuje się w ligowej rąbance rodem z minionej epoki. Sęk w tym, że teraz prowadzi polską młodzieżówkę i przerzuca wypracowany latami katorżniczej pracy styl na reprezentacyjny grunt. Jeszcze, żeby za siermiężną grą szły chociaż wyniki…
Ale nie idą. Zobaczcie tylko.
Debiut i w papę z Grekami.
Remis ze słabiutką Łotwą, która kończyła w dziesiątkę.
Porażka z Chorwacją po dziecinnych błędach w tyłach.
Wygrana z Turcją w dziwacznym meczu, który UEFA badała, czy aby nie został ustawiony przez sędziów.
Bezbramowy remis z Austrią – najlepszy występ w naszym zespole zaliczył bramkarz.
Wygrana 2:0 z Albanią.
Wczorajszy remis z Finami uratowany w doliczonym czasie.
Łączy nas wrzutka, czyli smutny obraz kadry Michała Probierza
Bywało lepiej. Cierpliwość się kończy. Nie wygląda to nawet obiecująco. Kilka lat temu Michał Probierz na konferencji przed meczem z Lechem Poznań podszedł do tematu cierpliwości bardzo obrazowo. Wszedł do sali konferencyjnej z doniczką, workiem ziemi, nasionami i po przygotowaniu sadzonki podlał wodą.
– Może za pięć minut coś wyrośnie? Nie rośnie. To jest przykład, jeden z wielu, cierpliwości do tego, co robimy.
Niewątpliwie ten performance umilił wielu osobom dzień, ale pozostając w jego klimacie: może i selekcjoner zasiał kilka ziarenek i regularnie je podlewa, ale przez ponad rok nic wartościowego z nich nie wyrosło. Ot, smutna prawda o trenerze, który na przestrzeni całej kariery wzbogacił słownik piłkarskiej polszczyzny o kilka kultowych zwrotów. Świat nie byłby taki sam bez probierzowego „Pierdolnąć sobie whisky”. Sęk w tym, że na ten moment przy oglądaniu jego reprezentacji być może nawet należy znieczulić się wspomnianym trunkiem (do czego nie zachęcamy), bo na trzeźwo ciężko się to ogląda.
A nie jest przecież tak, że Probierz ma strasznego pecha i otrzymał grupę wybitnie nieutalentowanych i drewnianych graczy. W jego kadrze nie brakuje ciekawych zawodników. Znajdziemy w niej ćwierćfinalistę Ligi Konferencji. Odkrycie EURO 2020. Skrzydłowego, który kręci obrońcami w Ekstraklasie aż miło, a to tylko kilka przykładów. Skracając: jest kim grać, ale my tylko kopiemy i wrzucamy.
ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH – ŚWIETNA PROMOCJA NA FUKSIARZ.PL
Futbol z minionej epoki
Probierzowi nie sprzyja ogólnopolska mania, która pojawiła się przy okazji występów reprezentacji U-17 na węgierskim Euro. Jego zespół do pewnego stopnia będzie porównywany do tamtej drużyny, która pokazała, że da się skruszyć betonowe podejście do piłki i porywać tłumy. Drużynę U-17 piłka nie męczyła, a cieszyła, podobnie jak oko kibica. Kadra trenera Marcina Włodarskiego stanowiła dla nas skuteczną odtrutkę od tradycyjnego obrazu polskiego futbolu, mimo wszystko smutnego i przesiąkniętego toksycznym niedasizmem.
Byłoby miło, gdyby każda nasza młodzieżówka miała w sobie coś z reprezentacji Włodarskiego, ale od Probierza trudno wymagać, żeby jego zespół nawiązywał stylem do zespołu młodszego kolegi po fachu. Probierz nigdy tak nie grał. Dlatego nie brakowało podśmiechujek z tego, że Cezary Kulesza, który zna przecież Probierza jak mało kto, postawił właśnie na tego trenera. Przy całej sympatii, przy całej historii, przy wszystkich swoich atutach i zwłaszcza wadach – nie był najlepszym kandydatem do objęcia tego stanowiska. I to tak delikatnie ujmując.
Każdy pamiętał jego ostatnie lata pracy w piłce klubowej. Polacy w jego Cracovii regularnie stanowili mniejszość. Co więcej, nie raz oglądaliśmy mecze, w których wystawiał w pierwszym składzie dziewięciu obcokrajowców, często zaawansowanych wiekowo, a pomysł na kreację w ofensywie sprowadzał się do panicznej wrzutki lub lagi do przodu. Innymi słowy – pod koniec jego kadencji Cracovia stała się średniakiem. Zespołem nudnym, bezpłciowym, wydrenowanym z osobowości średniakiem i z fatalnym pijarem.
Cezary Kulesz uparcie postawił na starego znajomego
Taki opis nie stanowił laurki dla Probierza i ma niewiele wspólnego z zarysem idealnego kandydata na selekcjonera bezpośredniego zaplecza reprezentacji, która powinna stanowić wizytówkę polskiej piłki, ale jednak prezes PZPN-u na niego postawił. Tym bardziej może zastanawiać decyzja Cezarego Kuleszy o powierzeniu młodzieżówki Michałowi Probierzowi, a zna go przecież jak mało kto. Chyba że taki był właśnie plan, żeby ta kadra nie grała pięknie dla oka i po prostu trwała w przeciętności. Gorzej jeśli prezes PZPN-u wierzył, że jego stary druh nagle zmieni podejście i stanie się współczesnym cruyffistą. Taki tok rozumowania można byłoby porównać do wiary, że monster truck sprawdzi się idealnie jako auto do kursowania po mieście.
A poważniej – ciężko zrozumieć decyzję Kuleszy. Być może sympatia względem Probierza pogrubiła w jego głowie wszystkie „za” i przekreśliła wszystkie „przeciw”.
Dekadę temu Michał Probierz przekonywał, że nie jest zainteresowany pracą selekcjonera, bo taki ruch stanowiłby dla niego „cofnięcie się w rozwoju”. A teraz sytuacja wygląda tak, że jego metody pozostały w tamtej epoce, a on sam przyjął propozycję pracy z kadrą, która być może daje mu poczucie satysfakcji, ale niekoniecznie kibicom i ludziom, którzy oglądają jego zespół. Przez prawie rok prowadzenia młodzieżówki niewiele zrobił, by polubiono jego filozofię futbolu i nie sprawił, że stała się bardziej przystępna dla widzów.
Zapewnił nam płynne przejście z „Męczy nas piłka” do „Łączy nas wrzutka”. Polski futbol chyba jednak stać na coś ciekawszego.
WIĘCEJ O FUTBOLU REPREZENTACYJNYM:
- 10 najważniejszych epizodów Błaszczykowskiego w reprezentacji Polski
- Najbardziej polski piłkarz na świecie
- Trela: Drużyna późnego Loewa. Na rok przed Euro Niemcy znów spodziewają się najgorszego
Fot. FotoPyk