Przez lata Polskę i Niemcy więcej dzieliło, niż łączyło. Prezentowały dwa różne piłkarskie poziomy bez względu, czy mowa była o aspekcie sportowym, szkoleniowym czy infrastrukturalnym. Z czasem te różnice się zacierały, a teraz obie reprezentacje wyglądają jak bracia. Są to jednak biedni bracia, których nie połączyły sukcesy, a niedola.
Granicę między Polską a Niemcami ustanowiono na Odrze. Ta długa na przeszło 850 km rzeka przez lata dzieliła piłkarski urodzaj od posuchy. Gdy na początku XXI wieku na zachód od niej budowano pierwsze profesjonalne akademie, na wschodzie środowisko taplało się po uszy w korupcyjnym bagnie. Gdy przed 2006 rokiem kolejne potężne, modernistyczne stadiony powstawały w Niemczech jak grzyby po deszczu, polska kadra rozgrywała swoje spotkania na starych, zdezelowanych obiektach w Płocku czy Szczecinie. W końcu, gdy reprezentanci Die Mannschaft zdobywali mistrzostwo świata w 2014 roku, mogliśmy na to patrzeć jedynie z migoczących ekranów telewizorów bowiem do Brazylii nawet nie pojechaliśmy.
Sukcesy, piłkarska sprawność i sprawczość Niemców mogła być dla nas obiektem zazdrości, dlatego mecze z nimi traktowaliśmy jak starcia z odwiecznym rywalem, tocząc je w derbowej atmosferze, na którą wpływały historia, geograficzna bliskość, ale również wspominana już zazdrość.
Teraz na rok przed kolejnym wielkim turniejem w Niemczech, nie mamy się już czego wstydzić. Powstały stadiony, korupcja nie trawi naszej piłki, polscy piłkarze zdobywają najważniejsze trofea na Starym Kontynencie. Mało tego, to Niemcy zazdrościli nam Roberta Lewandowskiego, który bił kolejne rekordy, grając w ich kraju. Obie reprezentacje zaczęło obecnie więcej łączyć niż dzielić, choć nie jest to powód do radości bowiem kadry połączyła słabość i problemy, a nie finały mistrzowskich turniejów.
Słabe wyniki
Gdyby ktoś na początku XXI wieku powiedział, że w latach 2018-22 będziemy na wielkich turniejach odnosili takie same wyniki jak Niemcy, pewnie nikt by w to nie uwierzył. Od 2002 do 2014 roku Die Mannschaft zawsze plasowali się na podium mistrzostw świata. Dołożyli do tego jeszcze srebrny medal podczas Euro 2008. Wszystko zaczęło się jednak wyrównywać od turnieju we Francji w 2016 roku.
Trafiliśmy do tej samej grupy. Bezpośredni mecz w drugiej kolejce zakończył się bezbramkowym remisem, dzięki któremu obie kadry były już pewne awansu. W fazie pucharowej dalej dotarli Niemcy, którzy zatrzymali się dopiero na półfinale. My również byliśmy niego blisko. O naszej przegranej z Portugalią zadecydował przestrzelony rzut karny przez Jakuba Błaszczykowskiego, który w piątek zakończy karierę reprezentacyjną. Po tym sukcesie dla obu drużyn było tylko gorzej.
Mundial w 2018 roku. Niemcy i Polska nie wyszły z grupy, zajmując ostatnie miejsca.
Euro 2020. Niemcy odpadli w 1/8 finału. Polska nie wyszła z grupy, zajmując ostatnie miejsce.
Mundial w 2022 roku. Polska odpadła w 1/8 finału. Niemcy nie wyszli z grupy, zajmując trzecie miejsce.
Bilans jest niemal identyczny i choć pewnie niejeden Polak uśmiechnął się podczas mundialu, gdy my wyszliśmy z grupy, a nasi sąsiedzi zza Odry nie, to nie ma powodów do dumy. Obie reprezentacje przeżywają poważny kryzys sportowy.
Ogromnym problemem trenerów są przede wszystkim linie defensywne. Brakuje automatyzmów, liderów, a obrońcy popełniają zbyt wiele indywidualnych błędów. W ostatnim półtoraroczu zarówno Polska, jak i Niemcy straciły 21 bramek w 15 meczach, co daje średnią 1,4 gola na spotkanie. Na papierze wszystko wygląda bardzo dobrze, bo piłkarze występują w czołowych europejskich klubach. Takie obrony w podziale na kluby mogą wystawić obaj selekcjonerzy.
ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH – ŚWIETNA PROMOCJA NA FUKSIARZ.PL!
Polska: Juventus – Napoli, Arsenal, Southampton, Roma
Niemcy: Barcelona – Lipsk, Lipsk, Freiburg, Real Madryt, West Ham United
Co z tego, jak w praktyce nic tam nie funkcjonuje.
Niezbyt kolorowo jest również w ataku. Niemcy od zakończenia kariery reprezentacyjnej przez Miroslava Klosego nie są w stanie znaleźć skutecznej dziewiątki. Próbowano wielu rozwiązań, choćby z grą z fałszywym napastnikiem, dwoma szybkimi snajperami czy z dużą wymiennością pozycji kilku ofensywnych zawodników, ale na dłuższą metę nic nie działało tak, jak powinno. Z tego powodu z zazdrością zerkano za Odrę, gdzie Lewandowski, strzelając kolejne gole, zapewniał Polsce awanse na duże turnieje. Ostatnie miesiące są jednak katorgą dla samego napastnika Barcelony.
Od 2022 roku zdobył tylko cztery bramki w 12 meczach. Jest osamotniony w ataku, pozbawiony podań czy dośrodkowań. Dwa gole strzelił po rzutach karnych. Z Arabią Saudyjską trafił po błędzie obrońców rywali. Jedynie bramka z Belgią to dzieło składnej akcji. Polsce brakuje kreatywności, czyli tego, z czym Niemcy sobie radzą. Nasi sąsiedzi mają natomiast problem ze skutecznością, co szczególnie boleśnie odczuli podczas mundialu. Hansi Flick wiedział o tym mankamencie już przed mistrzostwami świata, ale w porę nie zdołał się z nim uporać. Tylko co czwarty celny strzał z dwudziestu czterech wpadał do siatki rywali. Jak się okazało, lekiem na problemy strzeleckiej indolencji był 30-letni Nicklas Fuelkrug, który wchodząc trzykrotnie z ławki, zdobył dwie bramki i zanotował asystę, ale za późno się o tym zorientowano. Teraz napastnik Werderu jest już podstawowym piłkarzem. W siedmiu występach strzelił siedem goli.
Słaba atmosfera
Jednak nawet kolejne trafienia nie odwracają uwagi od słabych wyników. To one są powodem zmniejszonego popytu na reprezentacje. W Niemczech kadra przeżywa prawdziwy dramat. Koszulki wyprodukowane na mundial zalegają w magazynach. Mecze ogląda tylko co dziesiąty obywatel i to te najważniejsze. Pozostałe śledzi mniej osób niż spotkania 2. Bundesligi. Dochodzi do absurdów, gdy mecze reprezentacji Turcji śledzi więcej ludzi niż niemieckiej kadry. Kolejny odpływ zainteresowanych nastąpił przed mistrzostwami świata w Katarze, które zdaniem wielu mieszkańców, Die Mannschaft powinni zbojkotować. To nie nastąpiło, dlatego zbojkotowana została reprezentacja.
– Po porażce z Japonią miałem wrażenie, że ludzie w Niemczech są zadowoleni, że zagraliśmy słabo. Życzyli nam popełniania błędów i powrotu do domu. Mimo to za każdym razem myślałem, że choć nie wszystko idzie dobrze, to wciąż mamy szansę. Dlaczego wszystko jest czarne? Rozumiem wszystkich, którzy mieli problem z mistrzostwami świata w Katarze i nie chcieli, by nasza kadra tam grała, ale nie w tym problem. Nie mogę znieść wrażenia, że ludzie cieszyli się z naszych porażek – napisał w swoim felietonie dla 11Freunde Robin Gosens, obrońca reprezentacji Niemiec, który z mundialu wypadł z powodu kontuzji.
W Polsce również nie jest wiele lepiej. Domowe mecze wzbudzają coraz mniejsze zainteresowanie. Podnoszenie cen biletów tylko potęguje skalę. Atmosfera wokół kadry zaczęła się psuć po nieudanych mistrzostwach świata w 2018 roku. Jechaliśmy do Rosji z dużymi nadziejami, które rozbudziło Euro 2016. Skończyło się tak jak zawsze: meczem otwarcia, o wszystko i honor. Kolejny duży turniej miał taki sam przebieg, więc nikogo nie zdziwiło, że do Kataru jechaliśmy w ponurych nastrojach. Tych nie poprawiała nasza gra, na którą nie dało się patrzeć. Nie osłodził tego nawet pierwszy od 36 lat awans do fazy pucharowej mundial. Nastąpił on w cieniu afery premiowej.
Na reprezentację zaczęto patrzeć ambiwalentnie. Słaby wizerunek był również pokłosiem zwolnienia Czesława Michniewicza. Jego następca – Fernando Santos – to wielkie nazwisko w trenerskim światku, mimo to jego przyjście nie spowodowało hurraoptymizmu. Wręcz przeciwnie, porażka z Czechami wprowadziła kibiców w stan dekadencji i smutku, że najlepsze czasy są już za tą kadrą.
Wymiana pokoleniowa
Tym bardziej że piłkarze, którzy stanowili o sile reprezentacji, zaczęli być od niej odsuwani. Nie ma już “Turbo Grosika”, “Krychy” czy Glika. Dwóch ostatnich nie broniło się w ostatnich miesiącach formą. Kamila Grosickiego uznano za najlepszego piłkarza Ekstraklasy, ale to i tak było za mało, by zdobyć uznanie Santosa, który dość drastycznie rozpoczął wymianę pokoleniową. Nie wszyscy w nią wierzą. Z jednej strony selekcjoner mówi, że najważniejsza jest forma tu i teraz, co potwierdza jego okres pracy w Portugalii, do której kadry na mundial powołał 40-letniego Pepe. Z drugiej z pewnym uprzedzeniem patrzy na kandydatury skrzydłowego Pogoni czy Dawida Kownackiego.
Słuchając wypowiedzi Lewandowskiego ciężko odnieść wrażenie, by podobało się to wszystkim reprezentantom. Jacek Bąk postawił nawet tezę, że to celowe zagranie Santosa w celu rozbicia grupy liderów i przejęcia pełnego władania nad kadrą. Kapitan kadry wprost powiedział, że mu smutno z powodu braku takich piłkarzy jak Glik czy Krychowiak.
– Trener patrzy na formę w danym momencie, a nie na to, co będzie za miesiąc, dwa, ani na to, co było. Mówimy o piłkarzach, którzy wiele robili i robią dla tej reprezentacji. Nie myślę o tym, że to ich koniec. To oczywiście decyzja trenera i muszę się z nią pogodzić, ale z drugiej strony – to może nawet i smutne. Wiele lat z nimi grałem i dzieliłem szatnię, sporo razem przeżyliśmy i widzieliśmy. Moja wizja w kadrze też jest coraz krótsza, więc na pewno i dla nich jest to ciężki moment. Pytanie, kiedy jest idealny moment na zmianę pokoleniową. To dzieje się od zawsze. Wiadomo, im mniejszą łyżką, tym lepiej, dlatego wymiana piłkarzy na dwóch-trzech pozycjach jest lepsza od pięciu-sześciu jednocześnie. Mówimy o zawodnikach, którzy grali wiele lat w kadrze. Czy stać nas na taką zmianę? Jeśli trener podejmuje takie decyzje, to widocznie tak. Może to jest ten moment – stwierdził Lewandowski podczas konferencji prasowej.
Wymiana pokoleniowa trwa również w reprezentacji Niemiec. Jej twarzą jest Joshua Kimmich, ale jak na razie to twarz ostatnich wielkich porażek kadry, o czym sam mówił, powołując się na ciążące nad nim fatum. Swoim zachowaniem na boisku i poza nim sprawia wrażenie człowieka oschłego, któremu nie sposób kibicować, co też fani czynią. Wizerunku nie ociepliło przyjście uwielbianego za sukcesy w Niemczech człowieka, który wyszedł z cienia, czyli Hansiego Flicka. Selekcjoner, widząc problemy kadry, postanowił jednak wstrzymać wymianę i powrócić do starych nazwisk.
Ponownie powołania doczekał się Thomas Muellerem, choć wydawało się, że drzwi do reprezentacji po nieudanym Euro 2020 są dla niego zamknięte. Nagle do kręgu potencjalnych kandydatów do wyjazdu na mundial dostał się Mats Hummels. Do powrotu Flick próbował również namówić Jonasa Hectora, ale obrońca Kolonii świadomie zrezygnował z wyjazdu do Kataru. Wobec tego selekcjoner odkurzył dla drużyny blisko 31-letniego Jonasa Hofmanna, wystawiając go na boku obrony. Dał też szansę debiutu rok młodszemu Fuellkrugowi. Faktem jest, że w niemieckiej kadrze pojawiają się tacy młodzi zawodnicy jak Malick Thiaw czy Youssoufa Moukoko, ale wymiana pokoleniowa na pewno nie następuje tak płynnie, jak można było przypuszczać, biorąc pod uwagę zasobność i jakość akademii.
Dawniej mecze Polski z Niemcami były wielkim świętem. Nawet starcia towarzyskie cieszyły się dużym zainteresowaniem. A teraz jeszcze w tym tygodniu można było swobodnie kupić bilety na Stadion Narodowy, a trzeba podkreślić, że spotkaniu nie będą towarzyszyły jedynie sportowe emocje, ale również pożegnanie legendy polskiego futbolu – Jakuba Błaszczykowskiego. To pokazuje problemy, z jakimi zmagają się obie reprezentacje. Nie wywołują pozytywnych emocji, ich ostatnie wyniki są dość przeciętne, brakuje w nich gwiazd światowego formatu w wysokiej formie, a młodzi nie garną się, by się nimi stać. I choć kiedyś dzieliło nas wiele, dziś jesteśmy podobnymi sobie bratankami w niedoli.
WIĘCEJ PRZED MECZEM POLSKA – NIEMCY:
- Joshua Kimmich. Więzień złotej klatki czy małostkowy atencjusz?
- Nawałka: – Santosa interesuje tu i teraz. A Grosicki był najlepszy w Ekstraklasie
- Lewandowski o sparingu z Niemcami: – Nawet, jeżeli podejdą do tego meczu z większym luzem, to i tak mają umiejętności i jakość
Fot. Newspix