Może słyszeliście, może nie, ale wielkimi krokami nadchodzi specjalne wydanie “Kwartalnika Sportowego”, które w całości składa się z rankingu 100 najlepszych piłkarzy w historii. Życiorys każdego z nich został szerzej opisany, ale – jak wiadomo – tygryski najbardziej lubią dyskusje o topowej dziesiątce. Rzadko kiedy dwóm osobom udaje się ułożyć taką samą, natomiast chyba nie będziemy daleko od prawdy, mówiąc, że zdecydowana większość na samym szczycie chętnie umieszcza Lionela Messiego, Cristiano Ronaldo, Pele i Diego Maradonę. Rzecz jasna – w różnej kolejności.
Pytanie, kogo z tej czwórki należy nazwać największym GOAT’em w historii futbolu? Messiego lub Ronaldo, którzy rządzili na świecie w XXI wieku przez dobre kilkanaście lat? A może Pele lub Maradonę, którzy byli geniuszami przeszłych czasów? Postaramy się pomóc w rozstrzygnięciu tej kwestii, wymieniając po pięć argumentów.
Messi, Cristiano Ronaldo, Pele, Diego Maradona – kto jest najlepszym piłkarzem w historii futbolu?
Dlaczego Lionel Messi?
Argument nr 1: Grając w mundialach jako reprezentant kraju spoza Europy, wiesz, że masz tylko jedną szansę raz na cztery lata, żeby wygrać jedyne z dwóch najważniejszych trofeów w realiach kadr narodowych. Jest jeszcze Copa America ze swoim ogromnym prestiżem, ale mimo wszystko ustawilibyśmy taką kolejność pucharów: mistrzostwa świata, mistrzostwa Europy i za nimi właśnie Copa America. Lionel Messi ma wszystkie, które mógł zdobyć. Los chciał, że udało mu się to dopiero w ostatnich latach, ale za to Argentyńczyk zapisał się w historii w takim stylu, że trudno będzie powtórzyć tak fenomenalne występy indywidualne choćby jak ten w drodze po zwycięstwo na mundialu w Katarze.
Argument nr 2: Dopełniając, Lionel Messi wygrał w swojej karierze wszystko. Przeszedł grę. W barwach Barcelony dziesięć razy zdobył mistrzostwo Hiszpanii, siedem razy Copa del Rey, cztery razy Ligę Mistrzów. O innych trofeach nawet nie wspominamy, bo wystarczy powiedzieć, że w tym roku 35-latek został najbardziej utytułowanym piłkarzem w historii już jako zawodnik PSG. Dogonił Daniego Alvesa, który ma 43 puchary.
Argument nr 3: Liczby i powtarzalność przez prawie dwie dekady. Messi do tej pory rozegrał 874 mecze w klubowej karierze. W tym czasie strzelił 710 goli i zaliczył 339 asyst. W reprezentacji: 174 występy, 102 bramek i 56 asyst. Łącznie zatem więcej wpisów na listę strzelców i asystentów niż starć w dorosłej piłce. Kosmos.
Argument nr 4: Messi pod względem czysto piłkarskim to najlepszy zawodnik w historii futbolu. Rywalom w swoim prime time wykręcał kostki, bo nigdy nie wiedzieli, w jaką stronę ruszy balansem ciała. A piłkę do dzisiaj ma przyklejoną do lewej nogi tak, że istnieje podejrzenie o zastosowaniu specjalnego magnesu na bucie. Co prawda nie jest już tak szybki, ale jak był, to właśnie z piłką przy nodze był szybszy niż ci bez niej. A gdy dynamika zaczęła spadać, Messi zaczął bawić się w kreatora z głębi pola, co wychodzi mu tak, że nawet tacy specjaliści w tej dziedzinie jak Kevin de Bruyne mają problem z uchwyceniem podobnego pułapu.
Argument nr 5: Gigantyczny ślad, jaki zostawił Messi na kartach historii, zapewne jest i będzie niepowtarzalny. Wszystkie te pobite rekordy (na czele z 91 golami w jednym roku kalendarzowym), wpływ na sukcesy FC Barcelony i dzieci z różnych pokoleń na całym świecie, wyznaczenie u boku Ronaldo prawdopodobnie nieuchwytnych standardów i czysty geniusz, z którym trzeba się po prostu urodzić – to wszystko składa się na całokształt, który da się określić tylko jednym słowem. Messi.
Dlaczego Cristiano Ronaldo?
Argument nr 1: Zwykło mówić się, że to maszyna, która niedobory talentu nadrobiła ciężka pracą. I to w tak dużym stopniu, że dzisiaj mówimy o jednym z najlepszych zawodników w historii futbolu. Nawet jeśli Cristiano Ronaldo nie starzeje się tak, jakby zapewne sam tego oczekiwał, nie można zapominać, że przez prawie dwie dekady mógł być wzorem profesjonalisty dla wszystkich chłopców z marzeniem o zostaniu piłkarzem.
Argument nr 2: Wygrał pięć Złotych Piłek. Więcej ma tylko Messi, ale wiecie, jak jest – w przypadku Argentyńczyka nie wszystkie złote statuetki w kształcie balona do kopania były w pełni zasłużone. Mieć ich pięć to wielki wyczyn, szczególnie że poświadczony zdobyciem bardzo ważnych trofeów zespołowych.
Argument nr 3: No i właśnie te trofea są tutaj kluczowe. Ronaldo ma na koncie zwycięstwo w aż pięciu odsłonach Ligi Mistrzów – więcej od Messiego, do którego często jest porównywany. Do tego mistrzostwo Europy z reprezentacją Portugalii i wielokrotne mistrzostwo kraju w Anglii, Hiszpanii i we Włoszech. Co istotne, gdzie Ronaldo się nie pojawił, tam sięgał po jakieś puchary. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że podbił trzy topowe ligi. A chce podbić jeszcze arabską.
Argument nr 4: Gole i asysty, proszę państwa. W tej chwili Cristiano Ronaldo ma 715 bramek i 225 ostatnich podań na koncie w klubowej piłce. Brakuje mu 32 występów, żeby dobić do tysiąca. Tym nie da się nie zachwycać. A jak jeszcze dodamy reprezentację (122 trafienia i 43 asysty w 198 meczach), wyjdzie nam, że przez ponad 20 lat w dorosłym futbolu CR7 wykręcił kosmiczną średnią udziału przy golach drużyny na mecz.
Argument nr 5: Punkty za styl. Ronaldo w swoim prime time, który trwał bardzo długo i miał coraz to nowsze wersje, potrafił strzelać gole dosłownie w każdy sposób w fantastycznym stylu. Strzał z dystansu, rzut wolny, główka, przewrotka, wolej, solowa akcja, lewa i prawa noga – to wszystko miał na takim poziomie, że do tej pory w XXI wieku tylko jeden piłkarz mógł z nim rywalizować o miano najbardziej wszechstronnego i unikalnego wśród zawodników ofensywnych.
Dlaczego Diego Maradona?
Argument nr 1: Przede wszystkim Diego Maradona zdobył mistrzostwo świata w 1986 roku. Był najważniejszą postacią tamtej reprezentacji Argentyny i choć bramki w finale z Niemcami nie zdobył, w poprzednich fazach turnieju robił rzeczy spektakularne. Kto załapał się na tamten okres, mógł zobaczyć podobny obraz do tego na mundialu w Katarze w 2022 roku. Mocna drużyna, jedna epokowa gwiazda, historyczny sukces. Co prawda Messi doścignął swojego poprzednika mianowanego na boga futbolu, jednak nie należy lekceważyć siły sentymentu.
Argument nr 2: Nie chodzi tylko o futbol. Maradona był kimś więcej niż piłkarzem. Był legendą z własnym kościołem. Był wręcz uosobieniem osobnej religii czy pewnego kultu zwanego maradonizmem, który wyznawali wszyscy Argentyńczycy, ale nie tylko. Kiedy Maradona pojawił się w Neapolu, we Włoszech został pokochany tak samo jak w rodzimym kraju. Nawet jeśli miał wiele za uszami, na boisku rozkochiwał w sobie prawie każdego kibica. Budził tak silne emocje, że do dziś pozostaje w pamięci ludzi jako najlepszy zawodnik w historii.
Argument nr 3: Nawet po tym, jak Messi wszedł na szczyt, mówiło się, że Maradona i tak przewyższał go geniuszem piłkarskim. Argentyńczycy twierdzili, że właśnie ten drugi posiadał pierwiastek boski. Dlatego że z niesamowitą lekkością poruszał się po murawie. Dlatego że potrafił strzelać piękne gole. I dlatego że nikt nie mógł zabrać mu piłki, gdy włączał najwyższy bieg. Nikt nie grał w piłkę tak jak Maradona.
Argument nr 4: Charakter. To on sprawia, że wielu Argentyńczyków niezmiennie wyżej stawia Maradonę. Messi to przy nim cicha myszka, normalny chłopak ze zwykłego podwórka, który miał problem ze wzrostem, ale szybko został otoczony opieką w Barcelonie. Historia Maradony była natomiast inna. Bardziej pasjonująca. Krwawa. W kimś takim dało się zobaczyć człowieka, za którym poszedłby cały naród. Człowieka ze slumsów, który wyrósł na lidera.
Argument nr 5: Maradona niemalże w pojedynkę wniósł Napoli na wyższy poziom w latach 80. W dużej mierze właśnie dzięki niemu włoski klub sięgnął po scudetto, a także po Puchar UEFA. To nie było takie oczywiste, ponieważ nigdy wcześniej Neapol nie triumfował we Włoszech, a z Maradoną w składzie najlepszy w kraju był dwa razy aż do trzeciego w 2023 roku. Sam Argentyńczyk w tamtym okresie ustrzelił 115 bramek w 259 meczach. Jego wkład był nieoceniony, choć oczywiście nie o statystykach mówi się w pierwszej kolejności we wspomnieniach o najlepszym zawodniku XX wieku obok Pele.
Dlaczego Pele?
Argument nr 1: Bo wygrał trzy mistrzostwa świata, wyraźnie przyczyniając się do wielkich triumfów reprezentacji Brazylii. Wygrać mundial raz – bajka, marzenie, legendarna laurka na całe życie a także po nim. Ale trzy? Nawet jeśli mówimy o zupełnie innej epoce w piłce nożnej? To i tak historyczny wyczyn. 1958, 1962 oraz 1970 rok to momenty, w których nazwisko Pele pojawiało się na ustach wszystkich. I będzie pojawiało się w nieskończoność wśród fanów futbolu, bo mówimy przecież o rekordziście. Nikt, nawet z tak niezwykle utytułowanej kadry jak brazylijska, nie podniósł Pucharu Świata więcej niż dwa razy.
Argument nr 2: Jeśli sugerować się zapisem w Księdze Rekordów Guinessa, Pele wciąż jest strzelcem największej liczby bramek w historii futbolu. Ma ich na koncie 1281 w 1363 meczach, z czego 1091 w barwach Santosu. Inne źródła podają, że było to 757 goli w 812 spotkaniach, co i tak byłoby kapitalnym wynikiem. Niestety dziesiątki lat temu weryfikowalność statystyk była trudniejsza, stąd do żadnej wersji nie ma stuprocentowej pewności. Tak czy siak, Brazylijczyk nasiekał tyle goli, że niewielu piłkarzy do dziś może poszczycić się podobnym dorobkiem.
Argument nr 3: Pele był piłkarzem, który wyznaczył trendy dla przyszłych pokoleń piłkarzy. Drybling w miejscu, pierwszy kontakt z piłką tuż przed strzałem, przyjęcie klatką piersiową i wolej, tzw. ruletka, zakładanie kanałów czy przekładanka nad futbolówką. To wszystko Pele robił na takiej szybkości w swoich czasach, że obrońcy wyglądali przy nim jak dzieci zagubione w piaskownicy. Potem inni ofensywni zawodnicy zaczęli go naśladować, uczyć się od niego i wprowadzać jego techniki na wyższy poziom. Można więc powiedzieć, że Pele przeprowadził jednoosobową rewolucję, która z każdym dziesięcioleciem miała kolejnych, coraz lepszych wykonawców.
Argument nr 4: W 2000 roku FIFA mianowała go piłkarzem wszech czasów. To samo zrobiło “France Football” rok wcześniej. Taki sposób docenienia wiele znaczy, bo przecież w XX wieku było mnóstwo znakomitych piłkarzy, także ofensywnych. To jednak Pele obok Maradony w pełni zasługiwał na jedyny w swoim rodzaju tytuł. A jeśli kogoś nazwać GOAT’em, to z pewnością trzeba szukać wśród zawodników, którzy byli najlepsi w ubiegłym wieku.
Argument nr 5: Historia wejścia na szczyt. Pele już jako 17-latek brylował nie tylko w lidze brazylijskiej w barwach Santosu, ale także w reprezentacji Brazylii. Bił rekordy jako najmłodszy strzelec hattricka czy gola w finale na mistrzostwach świata. Zanim jednak świat o nim usłyszał, Brazylijczyk dorabiał jako pucybut oraz pracownik herbaciarni. Zrobił nawet piłkę ze skarpetek, żeby mieć co kopać. No i już w wieku 15 lat kopnął piłkę w pierwszym meczu w seniorskiej piłce. Kilka lat później odbył służbę wojskową, ale to nie miało już tak wielkiego znaczenia, ponieważ był już mistrzem świata. Nie przegrał z losem. Nie został zwykłym chłopcem ze zwykłą pracą. Został legendą futbolu.
Fot. Newspix