Kłopoty, kłopoty. Tym razem nie Najmana, ale innego przedstawiciela Częstochowy – Rakowa. Tydzień po porażce w Warszawie przewaga Medalików nad Legią Warszawa może stopnieć jeszcze bardziej. Wszystko w rękach klubu ze stolicy, bo ich kumple z Radomia zrobili już swoje, remisując z liderem tabeli.
Piąty mecz Radomiaka bez wygranej. Skoro mówimy o drużynie, która wciąż może się wplątać w grę o utrzymanie, byłby to pewnie moment bicia na alarm. Moment sprawdzania, czy krzesełko pod Mariuszem Lewandowskim nadal jest stabilne.
Ale trener drużyny z Radomia może spać spokojnie, bo pierwszy raz w trakcie tej serii jego zespół po pierwsze zaskoczył na plus, po drugie zaprezentował się tak, że można pokusić się o stwierdzenie, że zasługiwał na zwycięstwo.
Radomiak – Raków 0:0. Lider znów traci punkty
Przez chwilę zresztą atmosfera sukcesu opanowała obiekt. Urocza była sytuacja, w której trybuny wyskoczyły w górę, gdy Jarosław Przybył wrócił od monitora. Kibice nie zorientowali się jeszcze, że sędzia tak naprawdę anulował bramkę, którą zdobył Radomiak, a nie ją potwierdził.
Zorientowali się chwilę później. Arbiter się nasłuchał, ale miał rację. Luis Machado ambitnie walczył o piłkę ze Stratosem Svarnasem, jednak na koniec poczęstował go stemplem na stopę. W związku z tym fakt, że później ładnie uruchomił Dawida Abramowicza, a ten posłał równie dobre podanie w pole karne, nie miał już znaczenia.
Radomiak musiał zadowolić się bezbramkowym remisem.
Raphael Rossi wyczyścił wszystko
Remisem, który ucieszy Zielonych, gdy będą oglądać urywki swoich defensywnych popisów podczas analizy spotkania. To był Radomiak, który na starcie rundy zachował serię czystych kont, który bronił wówczas najlepiej w lidze. Raphael Rossi wrócił do składu i spisał się wyśmienicie. Jego występ można podsumować krótko:
Czyścił, czyścił, czyścił, czyścił.
W końcu dostrzec można było środkowych pomocników Radomiaka, szczególnie jednego, który do tej pory bywał nijaki i niewidoczny. Chico Ramos był drugą piranią, która robiła wszystko, żeby Raków nie mógł przedrzeć się z piłką. No i się nie przedarł. Ivi Lopez, Vladislavs Gutkovskis, Bartosz Nowak – ofensywny tercet był niemrawy, brakowało mu konkretów.
Jedynie Nowak może mówić o dobrej sytuacji, której nie wykorzystał. Christos Donis raz zaspał i zostawił go niekrytego w polu karnym, ale pomocnik z Radomia źle przyjął piłkę.
Lisandro Semedo, szkodnik numer jeden
Mniej szczęśliwi radomianie będą, gdy Mariusz Lewandowski wyświetli na rzutniku akcje ofensywne. Radomiak – poza anulowaną bramką – nie oddał w zasadzie żadnego strzału, który zagroziłby Vladanowi Kovaceviciowi. Partaczem numer jeden, tradycyjnie już zresztą, był Lisandro Semedo.
Co akcja, to zła decyzja. Co akcja, to strata. Przynajmniej dwukrotnie skrzydłowy mógł się wykazać, błysnąć, odwrócić złą kartę, jednak to już przypadek nie do odratowania. Mocny kandydat do najgorszego zawodnika sezonu na swojej pozycji.
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Spadki, długi i obietnica poprawy. Pacific Media Group – w co wpakował się GKS Tychy?
- Co z przepisem o młodzieżowcu w Ekstraklasie? „Decyzja przed zakończeniem sezonu”
fot. Newspix