Reklama

Wielkie piłkarskie święto w Niedzielę Wielkanocną! Arsenal remisuje z Liverpoolem

Arek Dobruchowski

Autor:Arek Dobruchowski

09 kwietnia 2023, 20:01 • 4 min czytania 9 komentarzy

Cóż to było za kapitalne piłkarskie widowisko w Niedzielę Wielkanocną! W pewnym momencie wydawało się, że Arsenal rozgromi Liverpool na Anfield Road, a po końcowym gwizdku musi być usatysfakcjonowany z remisu. The Reds zagrali świetną drugą połowę, ale cuda w bramce wyprawiał Aaron Ramsdale i tylko dlatego nie wygrali tego meczu.

Wielkie piłkarskie święto w Niedzielę Wielkanocną! Arsenal remisuje z Liverpoolem

Po 30. kolejkach podopieczni Mikela Artety mają na swoim koncie 73 punkty. Do końca sezonu zostało jeszcze osiem spotkań, a Arsenal ma w tym momencie sześć oczek przewagi nad drugim Manchesterem City. Aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że The Citizens mają do rozegrania jeszcze jeden mecz zaległy. Liga będzie jeszcze ciekawsza.

Liverpool – Arsenal 2:2. Od pierwszych minut zapowiadało się na łatwe i przyjemne zwycięstwo “Kanonierów”.

W rundzie jesiennej Arsenal na Emirates Stadium pokonał 3:2 Liverpool po niezwykle emocjonującym meczu. W tamtym spotkaniu “Kanonierzy” wyszli na prowadzenie już w 1. minucie za sprawą Gabriela Martinellego. W Niedzielę Wielkanocną zaczęło się podobnie, choć na pierwszego gola drużyny Mikela Artety musieliśmy poczekać kilka minut dłużej, ale autor ten sam – Martinelli.

Gospodarze fatalnie weszli w mecz. Obrona popełniała karygodne błędy. Na szczególne wyróżnienie zasługują Andy Robertson i Virgil van Dijk, którzy byli jak dzieci we mgle – zagubieni. A do tego spóźnieni i niedokładni. Obaj panowie maczali swoje palce przy obu trafieniach Arsenalu. Akcja na 1:0 zaczęła się od poślizgnięcia Szkota, który nie zdołał zatrzymać ataku rywala w zarodku. Kilka sekund później Van Dijk przeciął podanie Odegaarda do Saki, ale zrobił to w tak nieudolny sposób, że piłka trafiła do Gabriela Martinellego, który zdążył oddać strzał przed wracającym w pełnym biegu Robertsonem.

Reklama

Drugi gol padł po strzale głową Gabriela Jesusa. Za Brazylijczyka w polu karnym odpowiadali… Van Dijk i Robertson. Ten drugi był bliżej napastnika Arsenalu i przegrał bezpośredni pojedynek główkowy. A futbolówka nie trafiłaby w ogóle do Jesusa, gdyby Ibrahima Konate chwilę wcześniej zablokował dośrodkowanie Martinellego.

Liverpool był cieniem Arsenalu w pierwszej połowy. Nie stwarzał za wielu akcji ofensywnych, a w obronie odwalał manianę za manianą. Wszystkie znaki na niebie i ziemi sugerowały nam, że “Kanonierzy” rozwalą dziś rywala na Anfield Road, psując świąteczne, radosne nastroje kibicom The Reds. Tlenu gospodarzom jeszcze przed przerwą dostarczył – chciałoby się rzecz niezawodny, ale później spartolił karnego – Mohamed Salah. Gol z niczego, ale dał wiarę w to, że można jeszcze odwrócić losy tego spotkania. Trybuny odżyły i zaczęły nieść piłkarzy.

Dalej to nie jest ten sam Salah

Licząc wszystkie rozgrywki Mohamed Salah w tym sezonie strzelił już 24 gole i zaliczył 11 asyst w 42 meczach. To nie są złe liczby. Tylko na podstawie tych statystyk łatwo wysnuć wniosek, że Egipcjanin ma dobry czas i jest kluczową postacią zespołu. Nic bardziej mylnego, co też pokazał ten mecz. Salah ma momenty. Potrafi zachwycić jak w starciu z Manchesterem United (7:0), gdzie strzelił dwa gole i zaliczył dwie asysty. W niedzielę dał impuls, dzięki niemu Liverpool złapał kontakt, ale gdy gwiazdor LFC miał piłkę ustawioną na jedenastym metrze, to nie trafił nawet w światło bramki.

Zabawna była reakcja Juergena Kloppa, który w momencie wykonywania tego karnego był tyłem odwrócony do bramki. Niemiecki szkoleniowiec był tak przekonany o tym, że Salah trafi do siatki, że cieszył się w ciemno ze zdobytego gola.

The Reds przeważali w drugiej odsłonie meczu. I trzeba przyznać uczciwie, że gdyby nie Aaron Ramsdale i jego kilka kapitalnych interwencji to Arsenal z Anfield Road nie wywiózłby nawet punktu. Wyprawiał cuda w bramce. Gospodarze w końcówce spotkania przeprowadzili nawałnicę ataków. “Kanonierzy” gubili się w defensywie, ale mieli szczęście, że zawsze na końcu był w tej bramce czujny Anglik. Salah, który chciał za wszelką cenę odkupić winy za zmarnowanie “jedenastki”, nie był w stanie ponownie pokonać Ramsdale’a.

Reklama

Przy główce Firmino z kilku metrów na 2:2 golkiper gości był bez szans. Ben White nie przypilnował Brazylijczyka w polu karnym, a moment wcześniej Zinchenko został ograny jak dziecko przez Alexandra-Arnolda, który asystował przy tym golu.

Jakub Kiwior pojawił się na boisku w 81. minucie. Zmienił Odegaarda. Miał wnieść spokój. Bo Arsenal był pogubiony w defensywie, ale niestety Polak wprowadził jeszcze więcej chaosu. Zdążył wejść i od razu na dzień dobry popełnił błąd. Wyszedł w środku boiska do Firmino, nie trafił w piłkę i sprowadził rywala do parteru w myśl zasady, że futbolówka może przejść a zawodnik nie. Zrobiło się więcej miejsca, poszła kontra, którą finalnie zmarnował Darwin Nunez. Kiwior nie zawalił gola w tym meczu, ale z pewnością nie dał też dobrej zmiany. Wyglądał na gościa, który nie wie, co ma robić na boisku.

Arsenal zagrał katastrofalną drugą połowę. Prawdopodobnie najgorszą w tym sezonie. Tak nie może grać zespół, który poważnie myśli o mistrzostwie Anglii. “Kanonierom” musi zapalić się żółta lampka ostrzegawcza po takim spotkaniu. Bo City tylko czyha na takie potknięcia londyńczyków.

Liverpool – Arsenal 2:2 (1:2)

G. Martinelli 8′, Gabriel Jesus 28′ – M. Salah 42′, R. Firmino 87′

WIĘCEJ O PREMIER LEAGUE:

Fot. Newspix

Entuzjasta młodzieżowego futbolu. Jest na tym punkcie tak walnięty, że woli oglądać Centralną Ligę Juniorów niż Ekstraklasę. Większą frajdę sprawia mu odkrywanie nowych talentów niż obserwowanie cały czas tych samych twarzy, o których mówi się, że są „solidnymi ligowcami”. Twierdzi, że szkolenie dzieci i młodzieży w Polsce z roku na rok się prężnie rozwija, ale niestety w Ekstraklasie dalej są trenerzy, którzy boją się stawiać na zdolnych młodych chłopaków. Aczkolwiek nie samą juniorską piłką człowiek żyje - masowo pochłania również mecze Premier League, a w jego żyłach płynie niebieska krew sympatyka londyńskiej Chelsea.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
3
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Anglia

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
3
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

9 komentarzy

Loading...