Reklama

Zabójca, nie żaden leń. Karol, który może być królem

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

15 marca 2023, 13:30 • 12 min czytania 20 komentarzy

Od anonimowego chłopaczka z prowincji do jednego z najciekawszych młodych napastników w kraju. Od jednego z najciekawszych młodych napastników w kraju do lenia i pomyłki transferowej. Od lenia i pomyłki transferowej do jednego z najlepszych i najskuteczniejszych zawodników pierwszej ligi. Taką drogę w trzy i pół roku przeszedł Karol Czubak.

Zabójca, nie żaden leń. Karol, który może być królem

15 goli i pięć asyst w 22 występach na zapleczu Ekstraklasy w tym sezonie – Karol Czubak to bezapelacyjnie kluczowa postać Arki i jeden z głównych kandydatów do tytułu króla strzelców. A przecież kiedy jeszcze nie tak dawno sprowadzano go z Widzewa, w Gdyni odbierano telefony z Łodzi, że nic z tego nie będzie. Na pewno nie…

Bytovia – wreszcie szczebel centralny

Rozmawiali wieczorem przed każdym meczem. To był ich rytuał. Jeśli grali na wyjeździe, to na żywo, w hotelu. Jeżeli u siebie, to trener dzwonił do zawodnika. By zamienić kilka słów. Zapytać, jak się czuje. Okazać zaufanie.

„Czubi”, a kiedy ty trzy strzelisz? – zażartował Adrian Stawski przed spotkaniem z Legionovią.

Jutro – odpowiedział Czubak.

Reklama

Nazajutrz Bytovia pokonała na swoim stadionie ekipę z Legionowa 4:3, a 20-latek zdobył hat tricka.

Trenerze, mówisz i masz – podszedł z uśmiechem do szkoleniowca zaraz po zakończeniu rywalizacji.

Stawski to jedna z kluczowych postaci na drodze Czubaka. Pierwszy raz zobaczył go przypadkiem, kiedy akurat zjawił się na meczu juniorów Bytovii z Jantarem Ustka i z miejsca uwierzył, że to będzie kawał napastnika. Już jako trener pierwszoligowca potrafił pojechać na zwykłe zawody szkolne do Słupska, bo dowiedział się, że tam zagra Czubak.

Perełka. Postanowiłem, że muszę go mieć w zespole. Co prawda słyszałem różne rzeczy na temat Karola, niekoniecznie korzystne, ale zrobiłem swój wywiad środowiskowy i kierowałem się swoim rozumem – wspomina szkoleniowiec.

Czubak w Jantarze strzelał z częstotliwością karabinu maszynowego. W sezonie 2017/18 w słupskiej okręgówce jako junior zdobył 46 bramek, pomógł w awansie do czwartej ligi i w czerwcu 2018 przez kilka dni ćwiczył na obozie Śląska Wrocław, ale na tym koniec. Do żadnego transferu nie doszło. W trakcie kolejnych rozgrywek Stawski namawiał do przenosin do drużyny z Bytowa i nawet przekonał atakującego, tyle że ten najpierw chciał dokończyć szkołę średnią.

Dał mi słowo, że potem dołączy do nas – opowiada Stawski.

Reklama

W międzyczasie Bytovia spadła do drugiej ligi, ale Czubak dotrzymał przyrzeczenia. Zjawił się na pierwszym letnim treningu.

Oczarował mnie – wraca do przeszłości Stawski.

A co dalej? – pytamy.

A na drugi nie przyjechał. Bez słowa wyjaśnienia. Tak po prostu – odpowiada.

Arogancja? Lenistwo? Lekceważenie? Wszystko razem?

Nie, nie, nie, nic z tych rzeczy. Karol mieszkał pod Ustką, gdzieś z 70 kilometrów od Bytowa, ale nie miał jak dotrzeć do klubu i głupio mu było się przyznać. Potem agent Karola – Marcin Balcer – udostępnił mu swoje auto i na trzeci trening już dotarł. Od tego momentu był na wszystkich – tłumaczy Stawski.

Czubak – rocznik 2000 – w lipcu 2019 wreszcie trafił na szczebel centralny. Zaczynał w Sparcie Sycewice, z którą wiódł prym w dziecięcych turniejach i wspólnie z trzyma kolegami zasłużył na testy w Barcelonie. Następnie – z tymi samymi kumplami – przeniósł się do Bałtyku Koszalin, ale wytrzymał tam rok.

W moim przypadku mama nalegała, bym wrócił. Za młodzi byliśmy, by mieszkać samemu. A tam wszyscy żyliśmy na kupie z kilka lat starszymi chłopakami i działy się różne rzeczy, które wynikały z tego, że było dużo swobody – mówił na naszych łamach.

Kolejny przystanek to Jantar, w którym jeszcze przed 16. urodzinami dostał pierwsze minuty w seniorach, ale ekipa z Ustki balansowała między ligą czwartą a okręgówką. Nic wielkiego, dlatego drugoligowa Bytovia z piłkarzami z dziesiątkami występów w Ekstraklasie była wielkim krokiem do przodu.

 

Jednak szybko było widać, że ma to coś. Wszyscy to dostrzegali – przekonuje Stawski.

To prawda, przede wszystkim miał „gola”. Wiedział, gdzie się ustawić, żeby piłka do niego spadła. Nie miał doświadczenia na takim poziomie, a potrafił się znaleźć w polu karnym. Nie można mu było zostawić pół metra miejsca, bo pewna bramka – wtóruje Krzysztof Bąk, wówczas Bytovia, dzisiaj Gedania Gdańsk, a kiedyś Lechia czy Polonia Warszawa (166 meczów w Ekstraklasie).

Druga liga na kolanach

I Czubak znowu na ziemi. Niby chłop jak dąb, ponad 190 centymetrów wzrostu, a przewracał się od podmuchu wiatru. Raz, drugi, trzeci, czwarty… Odliczanie nie miało końca. W końcu Stawski zareagował. Najpierw wziął napastnika na rozmowę i zapowiedział, że trzeba coś z tym zrobić i od tamtego momentu miał za wszelką cenę starać się stać na nogach. Nawet jeśli będzie faulowany. Następnie poprosił na bok obrońców i dał im zielone światło na mocniejsze traktowanie młokosa. Bez przesady, rzecz jasna, ale na tyle, by zmusić go do wysiłku. Tu kuksaniec, tam szturchnięcie.

To było jedno z niedociągnięć Karola, dlatego próbowaliśmy mu pomóc. Dodatkowo pracował nad fizycznością, przyjeżdżał do nas profesor Zbigniew Jastrzębski. Poza tym często „Czubi” zostawał po głównych zajęciach i pracował z moim asystentami nad kwestiami piłkarskimi. Poświęcaliśmy mu sporo czasu, a pomagali mu również starsi piłkarze, jak Krzysiek Bąk, Deleu czy Paweł Zawistowski – mówi Stawski.

Podpowiadaliśmy mu zachowania meczowe. Np. radziłem, by robił dokładnie to, czego nie chcę, by robił mój przeciwnik, choćby uciekał z pola widzenia obrońcy lub „nie kleił się” do przeciwnika w szesnastce. Widzieliśmy, że może dać dużo zespołowi i szybko się rozwijał – uzupełnia Bąk.

Krótki zwód, przyjęcie, odejście. W ciągu sekundy potrafił się obrócić i strzelić, a prawą i lewą nogą uderzał tak samo. Silnie i celnie. Fantastycznie grał głową. Technicznie nie był super, tylko po prostu poprawny – wylicza Stawski.

Na rozwój Karola złożyły się głównie trzy aspekty. Jego podejście do pracy, wsparcie sztabu szkoleniowego oraz całego zespołu – podsumowuje trener.

I tak w zasadzie nieznany 19-latek z miejsca wywalczył podstawowy skład i równie błyskawicznie posłał na kolana drugą ligę. Pierwszych siedem kolejek to sześć zdobytych bramek, w tym z Widzewem Łódź, GKS Katowice czy Resovią.

Zapracował na to, nie dostał nic za darmo – wyjaśnia trener.

Wiedzieliśmy, że długo go w Bytowie nie utrzymamy. Mieliśmy jeden z najniższych budżetów w lidze, czasem trzy miesiące wypłaty nie przychodziły – dodaje.

I nie utrzymali. 17 goli młodzieżowca w debiutanckim sezonie na szczeblu centralnym – po tym ustawiła się kolejka chętnych.

„Czubi”, ty zaraz będziesz w Ekstraklasie! – przepowiadał Deleu (178 występów dla Lechii oraz Cracovii), ale ostatecznie najbardziej zdeterminowani byli w Widzewie i w sierpniu 2020 Czubak przeprowadził się właśnie do Łodzi, do beniaminka pierwszej ligi.

Mieliśmy więź, ufał mi, a o to niełatwo, bo „Czubi” sam musi się przekonać do pewnych rzeczy, nie łyknie taniej „bajerki” – uważa Stawski.

Trener Stawski był takim piłkarskim tatą Karola – dodaje Bąk.

Kiedy odchodził, napisał mi potężnego SMS-a, po którym aż mi się łezka w oku zakręciła. Nie chcę za dużo przytaczać, ale napisał m.in. że byłem dla niego jak ojciec, co w jednej trzymał serce, a w drugiej bata – stwierdza szkoleniowiec.

Jednak to nie ziemia obiecana

Niecały rok, trzy kontuzje, cztery występy w wyjściowej jedenastce, dwa gole, jedna asysta – to bilans Czubaka w Widzewie. A miało być tak pięknie… Co poszło nie tak w RTS-ie? Bo z perspektywy czasu jaskrawo widać, że tamten sezon to anomalia, nie norma.

Po pierwsze, zdrowie. Czubak odniósł przynajmniej trzy urazy, które nie pozwalały złapać rytmu i dojść do naprawdę dobrej dyspozycji.

Po drugie, Marcin Robak. Kapitan zespołu. Pewnie dla niektórych legenda. Najstarszy zawodnik w drużynie. Najbardziej doświadczony. Piekielnia mocna pozycja w klubie, bo poza wszystkim dokonaniami – czy to z bliższej, czy z dalszej przeszłości – dobry znajomy prezes Martyny Pajączek, która sprowadzała napastnika po wielu, wielu latach z powrotem na Aleję Piłsudskiego.

Kiedy nie grał, chodził wściekły i marudził – mówią nam piłkarze tamtego Widzewa.

To nie tak, że Robak występował za darmo. Harował na boisku, w sumie siedem bramek zdobył. Bez wątpliwości lepiej od młokosa sprawdzał się w rozegraniu. Umiał cofnąć się po futbolówkę, zastawić się, zagrać „na ścianę”. Ale gdy przychodził dla niego gorszy czas i serie spotkań bez trafienia, dostawał kolejne szanse, choć podczas treningów Czubak walił gole bez opamiętania.

„Czubi” i zejście po piłkę? Średnio. Jednak w polu karnym to był zabójca. Tak, zabójca. Kończył wszystko, co miał – słyszymy.

A i tak siedział w rezerwie.

Dla przykładu podam mecz z Koroną Kielce, w którym strzeliłem gola. Mówiono mi, że zagrałem bardzo dobre spotkanie, a tydzień później i tak usiadłem na ławce – wyjaśniał w rozmowie z nami napastnik.

Tak, Czubak pod względem technicznym i taktycznym odstawał od Robaka, tyle że jednocześnie mimo wszystko zasłużył na szansę za sprawą nietuzinkowej skuteczności. A tak naprawdę nigdy jej nie dostał.

Z tym wiąże się trzecie – ówczesny sztab szkoleniowy na czele z Enkeleidem Dobim oraz Marcinem Broniszewskim.

Na ławce siedzi leń?

Karol cały czas musi ciężko pracować, żeby dostać szansę w większym wymiarze czasowym. Jesteśmy dalecy od tego, żeby nagradzać grą tylko dlatego, że ktoś jest w kadrze albo ma status młodzieżowca. To kryterium schodzi na dalszy plan. W pierwszej kolejności najważniejsza są ciężka praca oraz zaangażowanie – w ten sposób na antenie widzewskiego radia brak zaufania do Czubaka tłumaczył Broniszewski.

Prosty przekaz – napastnik to leń, który chciałby miejsce w składzie za status młodzieżowca. Czyli wszystko jasne, w tym problem. Tyle że… wyłącznie według kilku osób, w tym szkoleniowców.

Niczego takiego nie widziałem. Normalnie zostawał z nami po głównych zajęciach, sam pracował w siłowni, bo ciągle potrzebował wzmocnić się fizycznie – opowiada jeden z zawodników.

Tez nie zauważyłem, by „Czubi” cokolwiek olewał. Trenerzy w tamtym czasie widzieli wszędzie problem, tylko nie w sobie – mówi kolejny.

Dochodziły do mnie takie opinie, ale absolutnie w nie wierzę. Szczerze? Śmiałem się z nich. Z tego, co wiem – a rozmawiałem z kilkoma chłopakami z tamtej ekipy, których wcześniej prowadziłem – to po prostu nieprawda – dodaje Stawski.

Ale wiele osób w klubie święcie w to wierzyło i stąd brak zaufania do młodego. Generalnie piłkarzom trudniej o dobrą grę bez wsparcia, a Czubakowi już szczególnie.

Często rozmawialiśmy z ówczesnym prezesem Widzewa Piotrkiem Szorem, co tu zrobić, żeby było lepiej z Karolem i powtarzałem jedno: musi grać. Trzeba dać mu szansę, a nie jeden mecz słabiej i sadza się go na ławkę. Musi czuć zaufanie, mieć swobodę, że jak nie wyjdzie, to momentalnie nie stanie się skreślony – opowiada Stawski.

Można by w to wątpić, bo przecież to słowa „piłkarskiego taty” Czubaka, ale gdy pytamy w Arce, jakim cudem ten sam gość, który nawet do wyjściowej jedenastki się nie łapał, przez kolejne półtora roku w Gdyni zdobywa bramkę średnio co dwa spotkania (54 występy i 27 goli w pierwszej lidze), słyszymy to samo – zaufanie.

Wierzyliśmy w niego i to wykorzystał. Zwietrzył krew i nie odpuścił – przyznaje Dariusz Marzec, trener żółto-niebieskich w czasie, gdy do zespołu dołączył Czubak.

To piłkarz, który potrzebuje, by poświęcić mu więcej czasu i takiego odbioru, że druga osoba w niego wierzy – wtóruje Ryszard Tarasiewicz, następca Marca.

W Łodzi nie mógł na to liczyć i to nawet po zmianie szkoleniowca. Jakoś między nim a Januszem Niedźwiedziem też nie było chemii. Czubak na początku okresu przygotowawczego złapał uraz i nie przypasował nowemu szefowi pod względem… zaangażowania. Być może pokutowała opinia, która ugruntowała się na przestrzeni poprzednich miesięcy, ale nie wytworzyła się żadna nić porozumienia. Czasem tak bywa. Ludzie nie są nieomylni, a i nie każdy musi chcieć współpracować z każdym. A że atakujący bardzo dobrze zarabiał, bo czymś go Widzew musiał rok wcześniej skusić (kosmiczna pensja jak na wiek zawodnika – słyszymy), bez żalu rozwiązano umowę i patrzono jak wraca w rodzinne strony, nad Bałtyk. Wydawało się, że żadna strata.

Gdy podpisaliśmy z Karolem kontrakt, pewni ludzie z Widzewa się śmiali, że go wzięliśmy. Zarzekali się, że nic z tego nie będzie – wspomina Marzec.

Finalnie w RTS-ie zrozumieli pomyłkę, o czym mówią nieoficjalnie i oficjalnie.

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że był to błąd, co już wielokrotnie podkreślałem – powiedział ostatnio prezes Mateusz Dróżdż w rozmowie z Przeglądem Sportowym.

Wotum zaufania

Arka była w potrzebie, bo szukała napastnika. Czubak był w potrzebie, bo szukał nowego klubu. W ten sposób to się zaczęło.

Chcieliśmy „dziewiątki” właśnie o takim profilu. Przypominał mi przypadek Michała Żyry. Podobne warunki fizyczne, też „zakopany”, nie grał wiele, rzucany po pozycjach, a wzięliśmy go do Stali Mielec, odrodził się, zdobył kilka bramek i podpisał umowę w Piaście Gliwice. Pomyśleliśmy, że z Karolem będzie tak samo. Jeśli się na niego postawi, to wystrzeli – mówi Marzec.

Zaangażowanie? Nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń. Widać było, że bardzo chce. Wiedział, że nic tu nie przyjdzie łatwo, musi sobie sam wywalczyć. Będzie lepszy od konkurencji, będzie grał. I był, od początku – uzupełnia obecny trener Wieczystej Kraków.

To bardzo wdzięczny chłopak do prowadzenia, bo słucha i reaguje na wskazówki. Bardzo, bardzo wrażliwy. Dlatego tak ważne jest zarządzanie grupą od strony pedagogicznej. Na kogo częściej bata, a na kogo żonglowanie kijem i marchewką. To nie działa tak, że skoro płacisz, to nic cię nie obchodzi, mają być efekty i już, koniec. Trzeba poznać psychikę, mentalność, charakter piłkarza. Należy się zainteresować, jak się zachowuje w grupie – wylicza Tarasiewicz.

W Gdyni jest bardzo dobrze traktowany, świetnie się tam czuje i ma misję: awansować do Ekstraklasy – stwierdza Stawski.

Obecnie Arkę prowadzi Hermes, ale podejście do Czubaka się nie zmieniło.

Ma wsparcie. Z Wisłą Kraków nie wykorzystał sytuacji, ale nie usiadł w rezerwie, tylko wystąpił w podstawowym składzie i co? Najpierw zdobył trzy bramki, a potem dwie – mówi Stawski.

Oczywiście to nie tak, że Czubak to już diament bez skazy. Wciąż ma mnóstwo wad, tyle że w Arce – jak wcześniej w Bytovii – bardziej skupili się na ich eliminacji.

Zwracaliśmy uwagę na różne sprawy. Pracowaliśmy nad tym, by uderzał wewnętrzną częścią stopy, nie prostym podbiciem. By biegał w odpowiednich strefach. By poprawił przyjęcie piłki, bo to połowa sukcesu. By utrzymywał koncentrację, a nie rozmyślał, że mecz trwa tyle i tyle, a on jeszcze bez gola. By ruszał do pressingu w odpowiednim momencie – wylicza Tarasiewicz.

Po 23 kolejkach 23-letni Czubak to drugi strzelec pierwszej ligi po Luisie Fernandezie z Wisły Kraków. Znowu stał się jednym z najciekawszych napastników młodego pokolenia w kraju.

Zbudował się od nowa w Gdyni. To już dojrzały zawodnik. Myślę, że gdzie by się nie znalazł, to już dałby sobie radę – uważa Marzec.

Gołym okiem widać, że się rozwija – uzupełnia Bąk.

Karol pójdzie bardzo wysoko – zarzeka się Stawski.

Jak wysoko? Cóż, jak słyszymy, już poczynania Czubaka uważnie śledzą przedstawiciele Viborga, obecnie trzeciej ekipy ligi duńskiej.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Betclic 1 liga

Komentarze

20 komentarzy

Loading...