Wielkimi krokami zbliża El Clasico, więc liderowi LaLigi nie wypada psuć sobie humoru i siać niepewność przed tak ważnym spotkaniem. A nie jest o to łatwo, gdy jedzie się na San Mames, którego murawa w ostatnich latach nie było przyjaznym gruntem dla FC Barcelony. Istniały przesłanki ku temu, że Duma Katalonii w Kraju Basków aktywuje kartę pułapkę i droga powrotna nie będzie należała do przyjemnych, ale nie tym razem. FC Barcelona nie tylko wypunktowała rywali. Postawiła kolejny ważny krok w kierunku mistrzostwa Hiszpanii.
Athletic – zwłaszcza na swoim stadionie – bywa niewygodny, uciążliwy, ale Barcelona dziś i tak była w stanie wyrwać trzy punkty. To właściwe określenie, bo znów nie obyło się bez cierpienia i zgrzytania zębami. Piłkarze Xaviego po raz kolejny trzymali się scenariusza, który zakładał wygranie jedną bramką i zafundowaniu swoim kibicom potężnej nerwówki.
Raphinha znów bohaterem
Dało się zauważyć, że zespół wyciągnął wnioski po porażce z Almerią, gdy Duma Katalonii zabrała nas do krainy tysiąca – nieudanych – wrzutek. Dziś dośrodkowań Barcy było mniej, ale piłkarze znaleźli obejście zaleceń trenera w taki sposób, by i tak wyrobić normę strat wynikających z niechlujstwa.
FC Barcelona znów na przestrzeni 90 minut była nierówna. Była takim odzwierciedleniem gry Roberta Lewandowskiego, który błyskotliwe zgrania przeplatał kompromitującymi kiksami i problemami z przyjęciem futbolówki. Nie da się przejść wobec jednej nieudanej próby Polaka. Dostał idealną piłkę na wolne pole od Frenkiego de Jonga. Wystarczyło lekko ją sobie wypuścić, zamknąć oczy i załadować pod ladę. A Lewandowski tak przyjął, że zamknął sobie drogę do strzału. Panie Robercie, tak nie przystoi.
Znów fatalny występ zaliczył Ferran Torres, środek FC Barcelony miewał chwile, gdy przechodził w tryb czuwania, Gavi robił za fałszywą dziewiątkę, a De Jong pchał się między środkowych obrońców. Frustracja w barcelońskim obozie momentami narastała do imponujących rozmiarów. Xavi wychodził z siebie, piłkarze wymieniali się pretensjami.
Ale był jeden przebłysk, który pozwolił na chwilę zapomnieć o chaosie.
Jest w tej katalońskiej drużynie jeden taki zawodnik, który w ostatnim czasie zdobywa furę ważnych bramek. Mowa o Raphinhi, który jest ciekawym przypadkiem. Może przez większość meczu prezentować się przeciętnie, znikać z radarów widza, nie rzucać się w oczy, gdy nagle przesądza o losach spotkania. Znów tak się stało, tuż przed zejściem na przerwę do szatni.
Tym razem skorzystał z genialnego podania Sergio Busquetsa, który korytarz do widowiskowego zagrania stworzył sobie balansem ciała. Hiszpan wypatrzył Raphinhę w polu karnym, a ten bez zastanowienia kopnął, ile tylko miał sił. Piłka zatrzepotała w siatce, ale radość po golu została na kilka chwil przerwana przez arbitra, który dopatrzył się spalonego – prawdopodobnie jako jedyna osoba na stadionie. Arbiter miał szczęście, że chłopaki z VAR-u zachowali czujność, naprawiły jego decyzję i gol został przywrócony.
Athletic mógł wycisnąć więcej
Gospodarze mieli dziś sporo okazji, by skorzystać z kruchości FC Barcelony. W kilku przypadkach zabrakło im szczypty szczęścia – poprzeczka Raula Garcii po strzale głową – ale też sami sobie nie pomagali w kluczowych sytuacjach. To dotyczyło zwłaszcza Aleksa Berenguera, który podejmował kiepskie decyzje.
Jeszcze w pierwszej połowie miał stuprocentową sytuację, gdy zawiodła komunikacja pomiędzy Ter Stegenem a Kounde. Innym razem będąc już pod bramką, powinien zgrywać do jednego z braci Williams, ale egoistycznie próbował sam kończyć akcję i wskórał tylko rzut rożny. A już w doliczonym czasie gry dał bramkarzowi gości szansę na skuteczną interwencję, gdy dobijał po kiksie Nico Williamsa.
Na marginesie, Ahtletic nawet raz w tym meczu świętował zdobycie bramki. W końcówce San Mames zawrzało po trafieniu Inakiego Williamsa, którego nie byli w stanie zatrzymać obrońcy FC Barcelony i potem jej bramkarz, ale okazało się, że wcześniej ręką zagrał Iker Muniain. Znów sędziego uratował VAR. Dwie kluczowe sytuacje w tym meczu uznany gol Raphinhi i anulowany gol Williamsa – w obu przypadkach arbiter w pojedynkę sobie nie poradził.
I tak nam minął kolejny wieczór z ligą hiszpańską. FC Barcelona znów się pomęczyła, dostarczyła powodów, by na nią popsioczyć, ale ostatecznie wykonała swój plan. Nadal ma tych dziewięć punktów przewagi nad Realem Madryt i to ona rozdaje karty. Pytanie tylko, czy po zbliżającym się El Clasico nadal będzie miała tak duży bufor bezpieczeństwa nad drugim zespołem. Z taką grą jak dziś może być ciężko.
Athletic Club – FC Barcelona 0:1 (0:1)
Raphinha 45’+1
WIĘCEJ O HISZPAŃSKIM FUTBOLU:
- Błędy, bałagan i afery. Jak wygląda świat hiszpańskich sędziów?
- Kręcidło: Zapiszcie sobie to nazwisko. O Gabriego Veigę już niedługo będzie walczyć twój klub
- Kręcidło: Transfery za dwa miliony, trzynasty budżet i walka o Europę. Cuda w Pampelunie
Fot. Newspix.pl