Reklama

Kręcidło: Miał być projekt na lata, po pół roku Gattuso powiedział „basta”. Dlaczego?

Jakub Kręcidło

Autor:Jakub Kręcidło

31 stycznia 2023, 11:07 • 5 min czytania 22 komentarzy

W niedzielę działacze Valencii wspierali Gennaro Gattuso. W poniedziałek się z nim rozstali. A we wtorek rozpoczną poszukiwania dwunastego trenera w niespełna dziewięcioletniej erze Petera Lima.

Kręcidło: Miał być projekt na lata, po pół roku Gattuso powiedział „basta”. Dlaczego?

W przeciwieństwie do José Bordalása, Gennaro Gattuso nie był niewolnikiem Petera Lima. Hiszpański trener męczył się w Walencji do końca sezonu, bo nie chciał rezygnować z należnych mu pieniędzy. Włochowi kasy nie brakuje, więc gdy kolejny raz został oszukany przez singapurskiego właściciela Nietoperzy, po prostu powiedział: „Basta”. „Rino” poszedł w ślady Cesare Prandellego. To symptomatyczne, że dwaj włoscy szkoleniowcy, którzy prowadzili Valencię w erze obecnego szefa, sami podali się do dymisji. I to z tego samego powodu: mieli dość kłamstw.

Gattuso powiedział „basta”

Relacja Gattuso z Limem zaczęła się psuć już w listopadzie. Podczas mundialu, trener poleciał na audiencję do Singapuru i usłyszał, że właściciel przedstawi utalentowanemu obrońcy, Toniemu Lato, ofertę solidnego, trzyletniego kontraktu. Ostatecznie, na stole wylądowała propozycja rocznej umowy, gwarantującej zawodnikowi połowę uzgodnionego wynagrodzenia. Już w tym momencie, po czterech miesiącach pracy, „Rino” poczuł się oszukany. Później nie było lepiej. Wbrew zapowiedziom, Lim nie przyjechał na Superpuchar Hiszpanii i nie zareagował na prośby trenera o transfer Saúla Ñígueza lub innego doświadczonego pomocnika, choć 9 stycznia zapowiedział, że zrobi wszystko, aby wzmocnić zespół. Efektem jest dymisja, której nikt się nie spodziewał.

Po porażce z Athletikiem w ćwierćfinale Copa del Rey (1:3), Gattuso podkreślał, że nie ma zamiaru rezygnować. W piątek spotkał się z piłkarzami i miał ich zapytać, czy dalej w niego wierzą. W sobotę, na konferencji prasowej, dał do zrozumienia, że jeśli nie będzie czuć wsparcia od drużyny, to zrezygnuje. W niedzielę, Valencia znów rozczarowała, przegrała 0:1 z Valladolidem, ale w poniedziałkowy poranek „Rino” normalnie poprowadził trening. Na popołudnie, zaplanowane było spotkanie ws. poszukiwania tańszych opcji transferowych, ale na nie szkoleniowiec przyjechał już z myślą o dymisji. Powiedział prezydent Layhoon Chan, dyrektorowi zarządzającemu Javierowi Solísowi i dyrektorowi sportowemu Miguelowi Ángelowi Coronie, że odchodzi. Tłumaczył, że czuje się zmęczony i że ma dość bycia wodzonym za nos, ale między liniami można odczytywać, iż nie podobało mu się zachowanie piłkarzy, którzy o jego decyzji dowiedzieli się z komunikatu klubu.

Valencia gasła wraz z Gattuso

Gattuso poszedł w ślady poprzedników. W zdobyciu zaufania singapurskiego właściciela nie pomogło ani bycie klientem Jorge Mendesa, ani bycie twarzą sypiącego się projektu, ani fakt, że Valencia przez kilka miesięcy walczyła o jego zatrudnienie. Włoch podpisał kontrakt do czerwca 2024 roku i miał zbudować młody, ekscytujący zespół, ale po sześciu miesiącach coś się w nim wypaliło. Widać to było na konferencjach prasowych. – Nie wiem, w jaką stronę mielibyśmy iść. Trudno będzie mi zmienić filozofię o 180 stopni w ciągu kilku dni. Dotknęliśmy dna – przyznawał trener po meczu z Athletikiem.

Reklama

„Los Che” gaśli tak jak gasł ich szkoleniowiec. Na początku sezonu i „Rino”, i jego zawodników roznosiła energia. Drużyna z Mestalla grała porywający futbol, najlepszy od lat. W związku z brakiem doświadczenia nie punktowała na miarę „testu oka”, ale wreszcie budziła optymizm, dzięki czemu kibice znowu uwierzyli w zespół. Przed mundialem coś zaczęło się jednak psuć. A po powrocie do gry nie dało się znaleźć pozytywów. W meczach z relatywnie słabymi rywalami, Nietoperze zdobyły ledwie jeden na dwanaście punktów (2:2 Almeríą, 1:2 z Villarrealem, 0:1 z Cádizem i Realem Valladolid). Efekt? Zamiast myśleć o grze w pucharach, trzeba oglądać się za siebie, bo nad strefą spadkową Nietoperze mają tylko punkt przewagi.

By ratować sytuację, Gattuso porzucił nawet fundamenty swojej filozofii. Próbował zmieniać system z 4-3-3 na 4-4-2, starał się wprowadzić bardziej bezpośredni styl, jednak to nie przyniosło oczekiwanych efektów. Jego drużyna dalej rozlatywała się po przerwie, dalej głupio traciła gola i dalej nie umiała wrócić do formy z początku rozgrywek. Włoch nie umiał dotrzeć do zawodników, którzy kończą pierwszą rundę z zaledwie dwudziestoma punktami – to najgorszy wynik Valencii w ostatnich dwudziestu pięciu latach. Na ratunek „Los Che” ruszyć ma Voro, wieloletni asystent, który już ósmy raz (!) wcieli się w rolę strażaka i który na tyle kocha klub, że niestraszne mu nawet katusze przeżywane w erze Lima.

Ofiary Petera Lima

Łatwo jest dziś krytykować Gattuso za nieumiejętność wyciągnięcia Nietoperzy z kryzysu, jednak to nie on ponosi większość winy. Kibice z Mestalla dobrze wiedzą, że problemem ich klubu nie był ani Gattuso, ani Bordalás, Javi Gracia, Celades, Marcelino czy którykolwiek ze trenerów. Aby odnaleźć źródło kłopotów, należy patrzeć w stronę Singapuru. Valencia Club de Fútbol to doskonały dowód na to, że ryba rzeczywiście psuje się od głowy. Jedna z najpopularniejszych drużyn w Hiszpanii od 2014 roku, z nielicznymi wyjątkami, jest na równi pochyłej. Ostatnie lata to ciągła degrengolada ekipy z miasta pomarańczy. Zapobiec jej próbowali liczni dobrzy szkoleniowcy, na czele z Marcelino Garcíą Toralem czy Jose Bordalásem, ale efekt zawsze był ten sam. Niezależnie od tego, jak dobrą pracę by wykonywali, i tak przegrywali z Limem.

Finisz związku Gattuso z Valencią był zaskoczeniem, ale niespodzianką było też to, że specjalista o tej renomie zdecydował się wejść do bagna, jakim w ostatnich latach stał się hiszpański klub. Lim okłamywał wszystkich trenerów, których zatrudnił. W ciągu dziewięciu lat, było ich aż jedenastu. Tylko trzech (Nuno Espirito Santo, Marcelino García Toral i José Bordalás) dokończyło sezon. I właściwie każdy miał te same problemy. Z jednej strony, brakowało środków na wzmocnienia. Z drugiej, regularnie za bezcen sprzedawani byli najlepsi, najbardziej utalentowani gracze Nietoperzy (Carlos Soler, Ferran Torres, Gonçalo Guedes, João Cancelo, Rodrigo Moreno…). Lista „ofiar” Lima na nich się nie kończy, bo równie dobrze można do niej dopisać obecnego dyrektora generalnego Barcelony Mateu Alemany’ego, czterech dyrektorów sportowych, trzech szefów pionu sportowego czy ogromną liczbę pracowników, którzy rozstali się z Valencią.

W ostatnich latach w Hiszpanii nie było zespołu, który pod względem poziomu sportowego zjechałby tak bardzo jak „Los Che”. A najgorsze jest w tym to, że mimo dramatycznej utraty jakości, klubowa kasa dalej świeci pustkami. I nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się poprawić. Do Singapuru nie docierają ani informacje o wściekłości kibiców, ani propozycje od biznesmenów z Walencji deklarujących chęć odkupienia drużyny od Lima. Ten nigdy nie był zainteresowany rozpoczęciem negocjacji. – Dopóki Peter będzie rządzić, dopóty na Mestalla nie wydarzy się absolutnie nic dobrego – przekonuje Marcelino. I choć kibice Valencii przyzwyczaili się już do stanu permanentnego zaniepokojenia, to teraz zamiast obaw powinni czuć strach. Scenariusz, w którym Nietoperze spadają do Segunda División bynajmniej nie jest science-fiction.

Fot. newspix.pl

Reklama

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Bartosz Lodko
0
Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Hiszpania

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
7
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

22 komentarzy

Loading...