Reklama

„Pozostanie w moim sercu na zawsze”. Andrzej Iwan we wspomnieniach rodziny i przyjaciół

redakcja

Autor:redakcja

05 stycznia 2023, 02:47 • 13 min czytania 18 komentarzy

Wczoraj na antenie Kanału Sportowego przyjaciele i bliscy wspominali Andrzeja Iwana, który odszedł od nas 27 grudnia 2022 roku. Nie brakowało uroczych opowieści, zabawnych anegdot, a także tych gorzkich wspomnień na temat Ajwena. Spisaliśmy fragmenty wypowiedzi Adama Nawałki, Jana Urbana, Marka Motyki, Zdzisława Kapki oraz Bartosza i Katarzyny – dzieci Andrzeja.

„Pozostanie w moim sercu na zawsze”. Andrzej Iwan we wspomnieniach rodziny i przyjaciół

Cały materiał Kanału Sportowego znajdziecie tutaj:

Adam Nawałka

– Dla mnie są to sprawy tak intymne i tak emocjonalne, że trudno mi dobrać odpowiednie słowa i wyrazić swoje uczucia. Oczywiście szanuję to, jak przeżywają to różni ludzie, ten program na pewno jest bardzo trafny i Andrzejowi absolutnie należy się hołd, bo z pewnością będzie on w naszych sercach na zawsze. Natomiast z pewnością chciałem wyrazić głębokie wyrazy współczucia dla Barbary, Kasi, Bartka. Całej rodziny. Bardzo dobrze ich znam i są bardzo bliscy mojemu sercu, bo był taki okres, gdy z Andrzejem byliśmy bardzo blisko. Można powiedzieć – od samego początku naszych karier. Już w wieku juniora młodszego poznaliśmy się na zgrupowaniu kadry Krakowa i od tamtej pory nasza przyjaźń się rozwijała. Później wspólne występy w Wiśle Kraków. Mistrzostwo Polski, reprezentacja Polski, wspólne wyjazdy na mistrzostwa świata. Tych wspomnień naprawdę jest bardzo dużo.

– Niektórzy mówią, że Andrzej nie wykorzystał w pełni swojego talentu, ale ja zwracam uwagę na jego sukcesy. Cztery tytuły mistrza Polski, dwa wyjazd na mundial, srebrny medal wywalczony w Hiszpanii. Każdy piłkarz marzyłby o takich osiągnięciach. To wszystko na pewno nie przyszło tak łatwo. Andrzej kojarzony jest jako talent najwyższego lotu, ale ja doskonale wiem, ile pracy kosztowało go dojście do takiego poziomu. Wiele razy przychodziliśmy do klubu przed rozpoczęciem treningów i pracowaliśmy indywidualnie. Zostawaliśmy po treningach. To była fantastyczna przygoda, ale naznaczona ciężką pracą.

Reklama

– Mam ogromny szacunek dla Andrzeja za to, co osiągnął. Pozostanie w moim sercu na zawsze. Zawsze będę go wspominał.

Marek Motyka

– Miałem okazję pierwszy raz poznać na tym zgrupowaniu centralnym, o którym wspominał Adaś Nawałka. Andrzej pojawił się wtedy jeszcze jako zawodnik Wandy Kraków. Długowłosy chłopak, którego nie znałem. Jeszcze bez białej gwiazdy na piersi. Po dwóch treningach, jak zobaczyłem, co on wyprawia z piłką, to pomyślałem: „po co ja tu w ogóle siedzę? Przecież ja jestem przy nim takie drewno, że to koniec świata”. Andrzej był o rok młodszy ode mnie. Potrafił robić cuda i lewą, i prawą nogą. Grał świetnie głową, był bardzo dynamiczny. W tym wieku! Dobrze, że długo nie musiałem przeciwko nie mu grać, bo kręcił mną na lewo i prawo, kompletnie nie mogłem sobie z nim dać rady. A później zacząłem obserwować jego karierę. Bardzo mu zazdrościłem, że w tak młodym wieku trafił do Wisły, podczas gdy ja poszedłem do Hutnika. Byłem ciekaw, jak jego kariera się potoczy.

– Od tego okresu do dzisiejszego dnia – kiedy musimy go pożegnać – byłem z Andrzejem blisko. Występowałem z nim w Wiśle jako boczny obrońca. Zostawałem z nim często po treningach. Andrzej zawieszał w obu okienkach koszulki i mówił: „rzuć mi ze czterdzieści piłek”. Więc ja grałem te dośrodkowania, co mnie też było bardzo potrzebne do piłkarskiego rozwoju. Grałem tak mocno, że aż mi mięśnie prawie strzelały, a Andrzej mnie cały czas opieprzał, że gram mu za lekko. Tak potrafił głową uderzyć, że niejeden by nogą nie uderzył. A lewa, prawa – u niego były praktycznie równorzędne. Dla mnie to był zaszczyt, grać z takim piłkarzem jak Iwan w jednym zespole, a nie przeciwko niemu. Był piekielnie ciężki do wykrycia i obrońcy to najlepiej wiedzieli.

– Jedna rzecz była dla mnie zawsze zastanawiająca. Jak to możliwe, że my – mając taki potencjał, takie możliwości – zdobyliśmy tylko jedno mistrzostwo Polski. Dopiero parę lat temu, jak przeczytałem „Spalonego”, to zacząłem rozumieć. Tu mi się oczy otworzyły. Byliśmy młodzi. Niektórzy – przystojni. Pamiętam Adama Nawałkę – jak się w sobotę pojawiał na dyskotece, to wszystkie dziewczyny od razu były pąsowe. I Andrzej tam napisał parę takich zdań, zdań prawdy. Był czas, żeśmy grali, ale i był czas, żeśmy się bawili. I to chyba też spowodowało, że zamiast pięciu-sześciu mistrzostw Polski, mamy tylko jedno. To nasza porażka.

– Wstrząs i porażka. Nie mogłem się pogodzić z tym, że spadliśmy z ligi. Czterech zawodników zarząd po tym pożegnał z klubu, Andrzej poszedł do Zabrza. Nie wiem, co zarzucano tej czwórce. Większość starszyzny potem wyjechała. […] Myśmy się wcale nie cieszyli, że Andrzej odszedł. Straciliśmy najlepszego piłkarza. A on na tym wcale źle nie wyszedł, ponieważ zdobył – ile? – trzy kolejne tytuły mistrza Polski w Górniku. Znaleźć następcę dla takiego gracza – nie było szans.

Reklama

– Wielokrotnie z Andrzejem rozmawiałem na imprezach. Tak się zakładało, że ja zawsze jeździłem na imprezy samochodem – specjalnie żeby mieć alibi, ponieważ nie chciałem pić alkoholu. Nie lubiłem. To była tradycja – gdy tylko Andrzej mnie zobaczył, od razu zapowiadał, że będzie ze mną wracał. Ja wiedziałem, że mam go zawieźć do domu, a on czuł się swobodnie. Sprzedawał pełnię swojego żartu, sposobu bycia. Gdziekolwiek był. A później ja miałem zadanie go do domu doprowadzić – albo na plecach, albo na rękach. Ciężko mi było zawsze spojrzeć Basi w oczy. Jak ona widziała, że ja dzwonię, to już czuła, że Andrzej jest w cienkim stanie. Mówiłem mu: „Andrzej, nie możesz tak przeginać, bo to się źle skończy zdrowotnie”. I on szczerze powiedział mi: „Marcyś, ja to kocham. Kocham być nawalony”. Nie mogłem tego zrozumieć. Potem ciągle szukał okazji, żeby się napić. Koledzy odmawiali. Nie chcieli, żeby miał kompana do picia. To prosił, żeby stanąć gdzieś na stacji benzynowej i kupował jakąś małpkę tylko dla siebie. Nie był w stanie się z tego wyzwolić. I on to wiedział. On o tym mówił.

– Andrzej mi mówił: „Marcyś, ja przez to umrę. Umrę przez alkohol”. Ja argumentowałem, że ma rodzinę, jest młodym facetem. Cenionym komentatorem, który może też pracować jako skaut w Wiśle. Miał wszystko to, co kochał. Ale nie potrafił się wyzwolić z nałogu. Mówił: „nic mi nie pomoże”. Tylko nie mogę przeboleć tego, że odszedł tak szybko. Że nie zdążyliśmy się nim nacieszyć za bardzo. Strasznie to przeżywam.

– Z perspektywy myślę, że zgubiło go to, że został tak długo w Krakowie. Tutaj był tak uwielbiany, że to go w jakimś sensie zahamowało. Każdy chciał go posłuchać, każdy chciał z nim posiedzieć. Jeśli miałeś pieniądze, to bawić się w towarzystwie Andrzeja Iwana – to było marzenie. No ale Andrzej na sucho nie będzie siedział, nie? A była wcześniej propozycja z Lecha, była propozycja Widzewa. Może gdyby zmienił środowisko, gdyby go Boniek chwycił krótko za uzdę… To są gdybania, ale być może ten potencjał byłby w pełni odblokowany.

Zdzisław Kapka

– Jeśli chodzi o potencjał, Andrzej Iwan to jeden z pięciu największych talentów w historii polskiej piłki. W zasadzie – umiał wszystko. Gdyby nie kontuzje, które go tak wyhamowały, to osiągnąłby w piłce znacznie więcej i zaszedłby znacznie dalej. Andrzej był chętny do pracy, ale tylko na boisku. Kiedy jeździliśmy na zgrupowania gdzieś do Zakopanego i biegaliśmy po tych górach, to wtedy był z nim problem. Nie wytrzymywał tego. Pewnie nie fizycznie, tylko psychicznie – nudził się wtedy od razu. A kiedy tylko miał piłkę przy nodze, to znosił nawet najwyższe obciążenia. To był kawał zdrowego chama.

– Mistrzostwo Polski zdobyła w 1978 roku zdobyła grupa ludzi, która żyła ze sobą bardzo blisko. To były wspólne spotkania rodzinami, wspólne wczasy. Byliśmy tak zżyci, że może to było aż nie najlepsze rozwiązanie, by dalej robić dobre wyniki. W szatni czasem trzeba sobie skoczyć do gardła, a tutaj tego zaczęło brakować. My się aż za dobrze ze sobą czuliśmy.

– Andrzej był tak wielkim piłkarzem i do takiego stopnia pomagał drużynie, że na różne jego wybryki patrzyło się trochę inaczej. Trenerzy też przymykali oko. Nie było przyzwolenia, ale czasy były inne. Problemy z alkoholem dotyczą całej masy osób, nie tylko sportowców. I nikt nigdy nie wie, kiedy następuje ten konkretny moment, że dana osoba jest już do tego stopnia chora, że nie może sobie z tym poradzić.

Jan Urban

– To jest nie do uwierzenia. Wiadomość o śmierci Andrzeja zastała mnie w Hiszpanii. Gdy powiedziałem o tym żonie, długo nie wiedziała, co odpowiedzieć. […] Ajwen, jak był trening, to nie było odpuść. On naprawdę wierzył, że talent musi być poparty pracą. Nie było zmiłuj. Ten charakter piłkarza-zwycięzcy było widać na każdym treningu. Kiedy spotkaliśmy się w Górniku Zabrze, on cały czas grał bardzo dobrze w piłkę. To jeszcze nie był ten czas, gdy Andrzej miał jakiś zjazd w swojej karierze. Sam tak o sobie mówił, bo był skromny, ale zapracował w Górniku na transfer do Bochum. On się nie musiał chwalić, bo inni go chwalili. I dzisiaj też to będziemy na pewno robić, rozmawiając o piłce. Niesamowity talent. Wyprzedzał na boisku ruchy partnerów. Każdy grał z nim przyjemnością, bo z tak dobrymi piłkarzami po prostu wszystkim pozostałym gra się łatwiej.

– Rozmawiamy o człowieku, który miał mnóstwo problemów, a mimo wszystko – osiągnął tak wiele. Jako sportowiec prowadził się – mówiąc delikatnie – niehigienicznie, a odniósł gigantyczne sukcesy. Nie zapominajmy też o jednej rzeczy: kiedyś była zupełnie inna kultura zabawy. Często ludzie potrafili się bawić dopiero po tym, gdy spożyli jakąś ilość alkoholu. Impreza zaczynała się rozkręcać. I wielu chłopaków mieli i mają problemy z alkoholem. To nie było coś, co spotkało jednostki. Nie poradziło sobie z tym wielu byłych sportowców. I to jest przykre, że musimy takich ludzi żegnać.

– Na pewno jego problemy zaczęły się jeszcze wtedy, gdy grał w piłkę. Za czasów Górnika zdarzało się, że Ajwena na treningu brakowało. Ale też, znowu: były inne czasy, można było tego rodzaju wiadomości ukrywać przed dziennikarzami. Nie tylko Andrzej miał te problemy.

– Gdybym miał wziąć od Ajwena jedną boiskową cechę, byłaby to wszechstronność. Lewa, prawa noga, świetna gra w powietrzu. Pamiętacie na pewno Jeana-Pierre’a Papina z Olympique’u Marsylia. Jacy to podobni do siebie piłkarze! Andrzej z piłką miał to charakterystyczne odejście, dynamikę. Jak urwał się z piłką, to już go nie doganiałeś. I na tej dużej szybkości potrafił dostrzegać najkorzystniejsze opcje rozegrania akcji.

Katarzyna (córka Andrzeja)

– Dla mnie był wspaniałym człowiekiem. Dobrym. Ojcem był wspaniałym. Wiadomo, mieliśmy wzloty i upadki, natomiast zawsze mogłam na nim polegać, bo rozumieliśmy się po prostu bez słów. Uwielbiałam z nim spędzać czas. Był naprawdę człowiekiem bardzo mądrym, inteligentnym.

– Bardzo często rozmawialiśmy o tym, że tata czuł się dla nas obciążeniem. Czułam gniew, że nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Pomagaliśmy mu cały czas, ale zrozumiałam ten problem, który on ma, dopiero po przeczytaniu książki „Spalony”. Wówczas zaczęłam na to wszystko inaczej patrzeć – jak na ciężką chorobę. Depresja, alkoholizm, hazard. Dzięki tej książce zaczęłam zupełnie inaczej go traktować. Brałam go takim, jakim jest, nie próbując zmieniać go na siłę. Oczywiście rozmawiałam z nim, próbowałam na niego wpłynąć, ale w końcu powiedziałam – na siłę i tak nic nie zrobię. Słuchałam go, przyjeżdżał do mnie. Rozmawialiśmy. Czułam, że przy mnie on jest sobą. Prawda jest taka, że on cały czas myślał o sobie źle. Twierdził, że jest złym ojcem. Bardzo często nas przepraszał. Taki był. W ogóle nie wierzył w to, że jest coś wart.

– Miałam mnóstwo wspaniałych chwil z ojcem. Jeździłam z nim na mecze, odkąd skończyłam sześć lat. Na stadionach on trenował, ja skakałam po trybunach. Jeździłam z nim na koncerty Lady Pank. Muzyka nas też bardzo łączyła. Dużo mam takich pięknych wspólnych chwil. Tata był bardzo wesołym człowiekiem. Świetny był sylwestrowy wieczór w zeszłym roku. Spędziliśmy go w domu – ja, rodzice, brat z żoną, trójka dzieci. Wspaniale było.

– Nie ma błędu w stwierdzeniu, że Andrzej był lepszym dziadkiem niż tatą. To najwspanialszy dziadek, jakiego mogłabym sobie wyobrazić dla mojej córki. Wnuczka była zakochana w dziadku. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu, on bardzo często nas odwiedzał. Dzwonili do siebie notorycznie, wspólnie wyjeżdżali.

– Przez ostatnie lata miałam bardzo bliskie relacje z tatą. Mimo że mieszka daleko, on za każdym razem był w stanie wsiąść w pociąg i przyjechać. Za każdym razem, jak miał jakieś problemy. Za każdym razem, jak coś wywinął – dzwonił do mnie. Przyjeżdżał i czuł się tu dobrze. Ja mieszkam na wsi, która ma stu mieszkańców. Obok jest las i jezioro. On tam odpoczywał. Spędzał czas z Zuzią, chodził na spacery z psami. Myślę, że czuł się swobodnie i mógł być sobą. Zapamiętam te czasy szczególnie. Byliśmy wtedy sami, zasiadaliśmy po kolacji w salonie i do piątej rano rozmawialiśmy. Oglądaliśmy koncerty, mecze. Fantastyczny czas.

– Chciałabym zapamiętać dobre momenty i tylko te. Wyprzeć już złe chwile, których było bardzo dużo. Bardzo dużo. Bardzo często nie odzywaliśmy się do siebie. Po prostu nie odbierałam od niego telefonu. Po prostu nie wytrzymywałam tego emocjonalnie, gdy widziałam, że dzwoni i ja już wyczuwała, że albo jest wypity, albo w złym nastroju. Strasznie to brałam do siebie i później się z tym bardzo męczyłam. Tak – przeżyliśmy dużo ciężkich chwil, ale chcę pamiętać to najlepsze.

Bartosz (były piłkarz, syn Andrzeja)

– Tata był tak pomocny, że nie było sprawy, z którą bym się do niego zwrócił, a on odmówiłby pomocy. Robił wszystko, żebym tę pomoc otrzymał. Człowiek o złotym sercu. Miał swoje za uszami – to każdy wie. Wszyscy tu zgromadzeni, wszyscy widzowie wiedzą, że zmagał się ze swoimi problemami. Ale jako ojciec, jako dziadek, jako mąż – nie przez cały czas, lecz był cudownym człowiekiem.

– Wiele razy próbowałem z nim rozmawiać, ale były to takie rozmowy, że tata jednym uchem słuchał, a drugim wypuszczał. Na początku czułem złość, że on myśli w ten sposób. Że jest jaki jest, że ma te problemy, które odbijają się na nas. Ale później tych argumentów, by przemówić mu do rozsądku już brakowało. I człowiek godził się z tym, że to pociągnie dalsze konsekwencje. Myślę, że ten ostatni okres jego życia wcale nie był najgorszy. To nie był moment, w którym mogliśmy się spodziewać tego, co się wydarzyło. Bywały momenty gorsze, wręcz fatalne. Ostatni okres nie zwiastował tej tragedii.

– Miał świetny kontakt z moimi dziećmi. Zwłaszcza syn uwielbiał zostawać u rodziców – siedział z dziadkiem do drugiej, trzeciej w nocy. Oglądali mecze, skróty, analizowali, dyskutowali. Tata miał swoich „ulubieńców” – graczy, których nie lubił oglądać. To syn zawsze podłapywał temat i dziadka prowokował, chwaląc tych piłkarzy. A abstrahując od piłki – w dobie Internetu, telefonów, komputerów… dzieci u taty podłapały bardziej tradycyjne gry. Państwa-miasta, szachy, warcaby, wspólne rozwiązywanie krzyżówek. Tego rodzaju zabawy im wymyślał. Taki analogowy dziadek. Jestem mu za to bardzo wdzięczny.

Andrzejek. Ajwen. Iwan. Kolorowy ptak w klatce nałogów

– Dla mnie każda wizyta u taty – jeśli miał czystą głowę – to szczęśliwe wspomnienie. Uwielbiałem jego poczucie humoru, które nas łączy… Powiedziałem w czasie teraźniejszym, bo jeszcze to wszystko do mnie nie dociera. Tak, że – to poczucie humoru. Uwielbiałem go słuchać, uwielbiałem jego opowieści, uwielbiałem jego żarty. Nawet wczoraj rozmawiałem z żoną, że nigdy się z tatą nie pokłóciłem. Nigdy nie mieliśmy takiego momentu w życiu. A okazji nie brakowało. Zwłaszcza, że komentował moje występy, a na tym punkcie byłem uczulony. Nie lubiłem tego, a tata był bardzo krytyczny. No ale nawet gdy była okazja, to nie potrafiliśmy się na siebie gniewać. […] Tata zawsze mnie motywował. Mówił, że mam talent, mam jakieś umiejętności, ale przypominał, że trzeba poprzeć to pracą. Zwłaszcza w tym młodzieńczym wieku jeździł na praktycznie wszystkie moje mecze. Analizowaliśmy moje występy i słyszałem na swój temat jednak więcej dobrego, niż złego. Z biegiem czasu te proporcje się odwróciły. […] W gronie rodzinny tata mnie nie beształ, ale na wizji… Oj, zdarzało się.

– Tata miał to do siebie, że często zamykał się w sobie. Nie chciał mówić, co naprawdę czuje. Ile razy chciałem go nakierować na dobrą drogę, pozostawało to bez reakcji. Kiedy ja coś w życiu źle robiłem, tata mi nigdy nie zwrócił uwagi. Bo zawsze powtarzał, że nie jest dla mnie żadnym przykładem, żadnym autorytetem. Choć tak naprawdę nim był, w stu procentach, mimo wszystkich swoich problemów. On się z tym nie zgadzał. Nie chciał, bym brał z niego przykład.

CZYTAJ WIĘCEJ O ANDRZEJU IWANIE:

fot. FotoPyk / NewsPix.pl / „Spalony”

Najnowsze

Komentarze

18 komentarzy

Loading...