Reklama

Miał być ligowy hit, dostaliśmy zapasy. Arsenal zremisował z Newcastle

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

03 stycznia 2023, 23:02 • 4 min czytania 3 komentarze

Z jednej strony Arsenal, który u siebie wygrał wszystkie siedem meczów w Premier League i ósmym zwycięstwem mógł odjechać Manchesterowi City na dziesięć punktów. Po drugiej strony Newcastle, które mogło wskoczyć choćby tymczasowo na fotel wicelidera i które ostatniego gola straciło jeszcze w listopadzie. Spodziewaliśmy się meczycha, półtorej godziny żywej reklamy Premier League. A dostaliśmy zapasy.

Miał być ligowy hit, dostaliśmy zapasy. Arsenal zremisował z Newcastle

Ostatnio mignęło nam gdzieś w internecie wideo z zawodów w szacho-boksie. Dziwne połączenie, ale niech będzie. Tymczasem na Emirates Stadium dostaliśmy połączenie szachów z zapasami. A nie takie były nasze (i pewnie nie tylko nasze) oczekiwania. Biorąc pod uwagę z jakim polotem gra w tym sezonie ekipa Mikela Artety, to myśleliśmy, że dostaniemy fajerwerki pierwszej klasy. Zwłaszcza po władowaniu czterech goli w starciu z Brighton i trzech sztuk władowanych West Hamowi. A i rywal Kanonierów przecież nie stał na straconej pozycji, wszak nawet po bezbramkowym remisie z Leeds zespół Newcastle był mocnym kandydatem do zajęcia miejsca w TOP3 na koniec sezonu.

I show było. Przez pierwsze dziesięć minut. Show dość jednostronne, bo Newcastle weszło w ten mecz nieco rozregulowane. Arsenal miał sporo miejsca między formacjami, szył podaniami defensywę przeciwnika. Dość powiedzieć, że w pierwszych dziesięciu minutach zespół Artety miał 85% (!) posiadania piłki i pięć strzałów na bramkę Nicka Pope’a. Najbliżej szczęścia był chyba Xhaka, który po świetnej akcji Nketiaha strzelał z ostrego kąta, ale trafił tylko w boczną siatkę. Generalnie nie był to mecz Szwajcara, który przecież gra pewnie najlepszy sezon w życiu.

Ale słabsza postawa zawodników odpowiadających za kreację po stronie Kanonierów wynikała z tego, jak grało Newcastle. A grało tak, że na swojej połowie nie zostawiali od pewnego momentu pół metra wolnej przestrzeni. To był autobus. Ale bardzo szybki, mobilny, sprawny autobus. Odegaard był pilnowany jak najcenniejsze dzieło sztuki w galerii – co tylko przyjmował piłkę stojąc plecami do bramki, to momentalnie na tych plecach miał dwóch rywali, którzy nie pozwalali mu na odwrócenie się. Bardzo dobrze z Martinellim radził sobie na swojej flance Trippier, skrzydeł nie mógł rozwinąć też Saka. Ostatecznie jakiegoś drobnego plusa moglibyśmy postawić przy Nketiahu, który próbował ataków z głębi pola. No i nieźle zagrał też Partey. Dobry to piłkarz, ale znając jego specyfikę – jeśli z takiej linii pomocy wyróżniamy Parteya, to domyślacie się jaki to był mecz.

Reklama

Brzydko zrobiło się w końcówce drugiej połowy. Nie powiemy, że Newcastle sprowadziło ten mecz do swojego poziomu, bo byłoby to nieco obraźliwe dla jakości tej drużyny. Bardziej adekwatne określenie brzmiałoby tak – Newcastle sprawiło, że mecz toczył się na warunkach „Srok”. Więcej było walki wręcz, posypały się żółte kartki (w krótkim czasie dwie dla Newcastle, trzy dla Arsenalu), mnóstwo było pretensji do sędziego Madleya, któremu wypadły z rąk lejce nad tym starciem. A to dał żółtą kartkę „dla równowagi”, a to za chwilę nie dał klarownego napomnienia, a to pozwolił machać sobie pod nosem rękoma… Bałagan wywołało Newcastle, Arsenal nie miał ochoty sprzątać, a Madley siedział w drzwiach i to wszystko obserwował.

Nieco więcej piłki w piłce oglądaliśmy po przerwie i to znów stroną przeważającą – co zrozumiałe – byli liderzy Premier League. Przenieśli nieco akcenty na skrzydła, bo w środku pola druga linia Howe’a ustawiła podwójne zasieki. Kilka wrzutek było groźnych, zakotłowało się przy paru stałych fragmentach gry, ale to było za mało. Pope musiał bronić czterokrotnie w całym meczu, ale żeby nazwać go dzisiaj bohaterem Newcastle po której interwencji…? Nie, Arsenal nie oddawał aż tylu groźnych strzałów, by wpychać go na piedestał.

Kocioł zrobił się w samej końcówce doliczonego czasu gry. Arsenal był już podgrzany na sędziego po pierwszej połowie, później doszedł do tego nieodgwizdany rzut karny na Gabrielu (prawie został rozebrany z koszulki przez rywala), aż wreszcie w 95. minucie Xhaka przy dośrodkowaniu piłki trafił w rękę Murphy’ego. Piłka była zagrana z bliskiej odległości, ale ręka obrońcy była odstawiona od tułowia, jej ruch nie wynikał z naturalnej mechaniki ciała w takiej sytuacji, nie ma też mowy o tym, by ta ręka była w obrysie ciała. Sędzia jednak posłuchał co tam mądrego mają mu do przekazania na VAR i na wapno nie wskazał. Arteta szalał przy linii, piłkarze Kanonierów łapali się za głowy, ale Madley już decyzji nie zmienił.

Arsenal wciąż jest w komfortowej sytuacji, wciąż idzie przez sezon jak burza, nadal ma osiem punktów przewagi nad Manchesterem City, ale jutro The Citizens grają z Chelsea i – jeśli wygrają – będą mieli już tylko pięć punktów straty. No i ponad połowę sezonu grania przed sobą. Nie rozpatrujemy tego rezultatu jako jakąś dramatyczną stratę punktów dla jednych i dla drugich, bo to przecież ekipy ze ścisłego czuba tabeli, natomiast trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Newcastle osiągnęło to, co chciało. A Arsenal jutro będzie bolało czoło od tego prawie dwugodzinnego walenia głową w mur.

Arsenal FC – Newcastle United 0:0 (0:0)

Reklama

WIĘCEJ O PREMIER LEAGUE:

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

3 komentarze

Loading...