Chcąc nie chcąc, hiszpańskie kluby przekonują się, że kryzys nie musi być destrukcyjną siłą, bo może być szansą. Nikt w LaLiga nie ma kasy na poważne wzmocnienia, dlatego coraz częściej stawia się tam na młodych, nieznanych zawodników, a ci odwdzięczają się naprawdę niezłą grą. Podpowiadamy, na kogo zwrócić uwagę.
Javier Tebas, prezes LaLiga, w swoich tweetach regularnie używa danych, by pokazać, że z hiszpańską ekstraklasą nie jest tak źle, jak się wszystkim wydaje. I ostatnio dostał do tego znakomity argument. Na moment mógł przestać mówić o złej Superlidze czy o przychodach Premier League, bo w półfinałach mistrzostw świata to właśnie jego rozgrywki były tymi najbardziej reprezentowanymi. W sumie, o medale grało 22 (23 z Karimem Benzemą) przedstawicieli LaLiga, a nowa grupa gwiazdek rośnie, korzystając z kryzysu ekonomicznego i czekając na odmieniającą losy piłkarza i klubu propozycję z Wysp. Zatem, na których relatywnie nieznanych graczach szczególnie warto będzie zawiesić oko w „pomundialowej” rundzie?
Aimar Oroz (CA Osasuna)
Ten chłopak ma cojones. W drugim występie w LaLiga, w meczu otwierającym obecny sezon, wziął na siebie odpowiedzialność i wykorzystał karnego na wagę zwycięstwa z Sevillą (2:1), choć na boisku był m.in. Chimy Avila. Wychowanek Osasuny miał w tym sezonie mnóstwo dobrych momentów. Trafił na celownik Luisa Enrique, któremu zaimponował na tyle, że ten wstawił go do swojego składu w fantasy LaLiga. Oroz to pomocnik mający ciąg na bramkę. Świetnie panuje nad piłką. Potrafi odnaleźć się w ostatniej, ofensywnej tercji boiska. Inteligentnie się porusza. Jest jednym z najlepszych w LaLiga, jeśli chodzi o posyłanie podań w pole karne czy o kreowanie okazji do zdobycia bramki. Braulio Vazquez, dyrektor sportowy klubu z Nawarry, określa go jako „pampeluńską wersję Pedriego” – a to naprawdę duży komplement.
Gabri Veiga (RC Celta)
Ostatnie lata były trudne dla kibiców Celty. Ich drużyna dołowała, w mediach pojawiała się wyłącznie w kontekście rozczarowań, a szkółka produkowała dla innych. Promykiem nadziei jest Gabri Veiga. Ten 20-latek to jeden z nielicznych pozytywów, które w Galicji pozostawił Chacho Coudet. Argentyński trener odważnie postawił na pomocnika, który odwdzięczył się golami z Atletico, Betisem czy Almerią i szybko stał się jednym z najlepszych partnerów Iago Aspasa. Hiszpan ma rewelacyjnie ułożoną nogę, a jego strzał z dystansu jest jednym z najlepszych w LaLiga. Dobrze czuje się w roli podwieszonego napastnika, mogąc cofać się po piłkę i prowadzić ją pod bramkę rywala. Imponuje dryblingiem, przebojowością i kreatywnością. Często był osaczany przez rywali, ale trudno odebrać mu futbolówkę, która sprawia wrażenie przyklejonej do jego butów. Był na szerokiej liście zawodników na mundial – a to najlepszy dowód jego talentu oraz wszechstronności, bo jednowymiarowy piłkarz nie przekonałby do siebie Luisa Enrqiue.
Arnau Martinez (Girona FC)
Trudno znaleźć jego słaby punkt. To prawy obrońca, ale zagra i na wahadle, i jako stoper. Dobrze broni. Jest piekielnie szybki. W ataku, potrafi wszystko, jak przystało na zawodnika, który niegdyś był napastnikiem. Ma dobry strzał. Umie znaleźć sobie miejsce w newralgicznej strefie między lewym obrońcą a pół-lewym stoperem. Jest jak pociąg kursujący od pola karnego do pola karnego. Jako dzieciak, grał w Barcelonie, która i dziś się nim interesuje w nadziei, że Arnau stworzył duet obrońców ze swoim dobrym kumplem, Alejandro Balde. Na Montilivi 19-latek długo nie zostanie. Cena – 20 milionów euro zapisanych w klauzuli odstępnego – jest promocyjna i przyciąga kluby z całej Europy.
Oihan Sancet (Athletic Club)
O talencie Baska mówi się od dawna, ale ten odpalił dopiero po odejściu Marcelino Garcii Torala. Były trener Athleticu nie widział miejsca dla Sanceta w swoim 4-4-2. Ernesto Valverde zobaczył w 22-latku rozwiązanie kłopotów Lwów z kreacją. Oihan wyszedł w podstawowej jedenastce w 13 z 14 meczów ekipy z Bilbao i rozgrywa przełomowy sezon. Znakomicie odnalazł się w systemie 4-2-3-1, w którym gra w roli „mediapunty”, dziesiątki, imponując prostopadłymi podaniami czy odnajdowaniem się między liniami. Świetnie panuje nad piłką. Umie wyczuć moment, by włączyć się do akcji ofensywnej. Jest wysoki (188 cm) i dobrze gra głową. Inteligentnie wspiera braci Williams atakujących skrzydłami, a do tego przydaje się w pressingu, choć brakuje mu wydolności – ani razu nie rozegrał jeszcze 90 minut. Znając standardy Athleticu, może pozostać na San Mames przez całą karierę.
Alex Baena (Villarreal CF)
Chelsea, Bayern, Arsenal, Barcelona, Manchester United – patrzysz na listę zespołów łączonych z Aleksem Baeną i wiesz, że to nie jest pierwszy lepszy zawodnik. 21-latek w poprzednim sezonie błysnął na wypożyczeniu do Girony i spodziewano się, że ponownie opuści Villarreal, ale przekonał do siebie Unaia Emery’ego w trakcie presezonu, a dziś przedstawiciele klubu, jak Marcos Senna, podkreślają: – „Alex zaskoczył nas wszystkich”. W 21 meczach w tym sezonie Hiszpan zdobył dziewięć bramek i miał cztery asysty – jest liderem drużyny w obu klasyfikacjach. Takich piłkarzy na Półwyspie Iberyjskich określają mianem „jugón”, grajek. Villarreal jest pod presją, by przedłużyć z nim kontrakt, bo obecna kwota odstępnego (35 milionów euro) wygląda po prostu śmiesznie.
Sergio Camello (Rayo Vallecano)
Jego rola w nowym roku jest trudna do przewidzenia, bo Rayo wzmocni Raul de Tomas, ale skoro 21-latkowi udało się wygryźć Radamela Falcao, to można się domyślić, iż ten rywalizacji się nie boi. Jego liczby nie imponują (2 gole, 2 asysty), jednak to dla Andoniego Iraoli piłkarz fundamentalny. Jest znakomitą, nowoczesną dziewiątką. Kapitalnie wykorzystuje wolne przestrzenie czy wywiera presję na obrońcach rywali. Ciężko pracuje nad rzecz drużyny. Brakuje mu, tylko lub aż, wykończenia i nieco więcej pozytywnej agresywności pod bramką rywala. Czasem sprawia wrażenie, jakby bał się podjąć ryzyko, jakby nie umiał wybrać odpowiedniego momentu na strzał. Gdy się tego nauczy, a to kwestia czasu, Atletico, z którego jest wypożyczony, będzie mieć z niego sporo pożytku, tak samo zresztą jak z imponującego w Gironie Rodrigo Riquelme.
Samuel Lino (Valencia CF)
Brazylijczyk miał w pewnym sensie sporo szczęścia, że Diego Simeone nie jest fanem klasycznych skrzydłowych. U Cholo, Samuel Lino nie miałby szans na regularną grę i niewykluczone, że przepadłby, tak samo jak wielu innych ofensywnych graczy. Po transferze z Gil Vicente Atletico wypożyczyło 23-latka do Valencii i był to znakomity ruch. Napastnik sprawił, że na Mestalla zapomnieli o Goncalo Guedesu. Gra rewelacyjnie. i, teoretycznie, jest wszystkim, czego brakowało Atleti – jest piekielnie szybki, dynamiczny i przebojowy. Potrafi odnaleźć się pod bramką rywala i wykreować pozycję koledze. Imponuje dryblingiem, ale i wizją gry. Jak mało kto potrafi wykorzystywać przestrzenie za plecami obrońców. Nigdy nie odpuszcza. Jest zawodnikiem, któremu można oddać piłkę i liczyć, że zrobi coś z niczego. Gattuso marzy o jego zatrzymaniu, ale to nie może dziwić, bo Valencia się od niego uzależniła. Więcej strzałów od Lino oddał tylko Robert Lewandowski. Brazylijczyk jest w czołówce klasyfikacji związanych z kreowaniem okazji dla kolegów, odnajdowaniem sobie przestrzeni na połowie rywala czy pracą w defensywie. To piłkarz kompletny.
WIĘCEJ O LA LIGA:
Fot. newspix.pl