Maroko po raz szósty gra w mistrzostwach świata i już wiadomo, że jednocześnie prezentuje się na szóstkę. Lwy Atlasu z pracującym 101 dni selekcjonerem Walidem Regraguim na czele zakończą turniej w Katarze z wyróżnieniem. Bez względu na to, co wydarzy się w ostatnich dwóch meczach.
Maroko to afrykański pionier w mundialach. Jako pierwsze zdobyło punkt – w 1970 roku. Jako pierwsze awansowało do 1/8 finału i jednocześnie wygrało grupę – w 1986 roku. Jako pierwsze awansowało do półfinału – właśnie dzisiaj, podczas trwających mistrzostw świata w Katarze.
Maroko w półfinale
31 sierpnia wypadł w środę. Tego dnia Hakim Ziyech miał prawo czuć się zwycięzcą. To jego było na górze, nie Vahida Halihodzicia. Może i skrzydłowy poniósł klęskę w kilku bitwach (nie pojechał ani na Puchar Narodów Afryki, ani na baraże o mundial), ale wojnę wygrał. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, a doświadczonemu szkoleniowcowi z pewnością nie było do śmiechu, kiedy szefowie federacji informowali go o zakończeniu współpracy.
– Biorąc pod uwagę różnice i rozbieżne wizje między związkiem i trenerem w sprawie najlepszego sposobu przygotowania reprezentacji do mistrzostw świata w Katarze 2022, obie strony postanowiły się rozdzielić – oto lakoniczne oświadczenie, ale i po co więcej słów, skoro wszystko i tak było wiadomo. Każdy zainteresowany doskonale wiedział, co tak naprawdę znaczyły rozbieżne wizje. Ta Halihodzicia zakładała zespół bez Ziyecha, a ta działaczy – z Ziyechem.
– Nie będę czegoś takiego tolerował dopóki będę selekcjonerem reprezentacji Maroka. Jemu nie zależy na walce z kadrą swojego kraju o finały mundialu – złorzeczył szkoleniowiec we wrześniu 2021 i słowa dotrzymał. W skrócie – Halihodzić grał w Bośni i Hercegowinie i Francji, jako trener również tam pracował, a ponadto w Turcji, Chorwacji, Algierii, Japonii, Wybrzeżu Kości Słoniowej i Arabii Saudyjskiej. Widział wielu piłkarzy, ale takiego lenia, jak Ziyech zobaczył dopiero jako 70-latek.
Do startu mistrzostw świata pozostawało 84 dni, kiedy jednak władze federacji wybrały stronę zawodnika, od czasów Ajaksu Amsterdam nazywanego w ojczyźnie „Czarodziejem”. Wydawało się to wariactwem. Zaprzeczeniem wszystkich zasad budowy drużyny, bo przecież nowy selekcjoner – Walid Regragui – musiał działać w biegu. Od razu. Do tego jaki przekaz poszedł w świat – piłkarz ważniejszy niż trener? Jak to? Ogon kręci psem?
Ale wyszło na ich. W tym szaleństwie była metoda. Regragui nie marudził na brak czasu. Nie narzekał na presję, która była i to duża, skoro miał prowadzić złote pokolenie z Ziyechem, Achrafem Hakimim czy Noussairem Mazraouim. Nie szukał wymówek, że w sumie to nie ma doświadczenia na takim poziomie. Jakimś cudem z miejsca zaczął układać klocki po swojemu.
Bronić jak Maroko
Przede wszystkim Regragui kapitalnie uszczelnił obronę. Maroko w ostatnim etapie kadencji Halihodzicia traciło bramki m. in. z RPA, Demokratyczną Republiką Konga, Malawi czy Gabonem. W trakcie 101 dni pracy jego następcy Lwy Atlasu w ośmiu występach dały sobie wbić jednego gola, a w zasadzie to samego go wbiły – zrobił to Nayef Aguerd w potyczce z Kanadą, ostatniej kolejce fazy grupowej mistrzostw świata. Poza tym ekipa z Afryki Północnej zachowała czyste konta z Paragwajem, Chile, Gruzją, Chorwacją, Belgią, Hiszpanią i Portugalią. Co więcej, szczególnie w trakcie turnieju w Katarze to nie był przypadek.
Maroko bez piłki ustawia się wyżej, bardzo kompaktowo i dzięki temu praktycznie nie dopuszcza do strzałów i nie wpuszcza we własne pole karne. W średnim bloku, w którym spędza najwięcej czasu bez posiadania, broni aktywnie i agresywnie. Lwy Atlasu zanotowały najwięcej udanych odbiorów na dryblujących i zablokowanych podań. A kiedy nawet ktoś się przedrze, na końcu stoi wyśmienicie dysponowany Bono.
W ofensywie widać nietuzinkową technikę każdego kadrowicza i odwagę. Nie ma długich podań, tylko spokojne wyjścia spod pressingu, co doskonale widać poniżej:
Ale grają. I pewnie, są tu ludzie z PSG i Chelsea, ale obok nich goście z Angers, Standardu Liege, Besiktasu, Valladolid, Fiorentiny czy Wydadu Casablanca. Żaden top. Imponujące. pic.twitter.com/PaMqicL0md
— Mateusz Janiak (@eMJot23) December 10, 2022
Tak, tam gra zawodnik z Paris Saint-Germain, Chelsea i Sevilli, ale obok nich biega dwóch z Angers (ostatnia ekipa Ligue 1) oraz po jednym z Valladolid (12. w LaLiga), Fiorentiny (10. w Serie A), Standardu Liege (7. w Jupiler Pro League), Besiktasu (8. w Süper Lig) i Wydadu Casablanca. Żaden top.
– Nigdy nie powiedziałem, że wygramy mistrzostwa świata, jednak musimy mieć odwagę marzyć. Jak inaczej mielibyśmy odnieść sukces? – to słowa Regraguiego.
Może w tym tkwi jakaś cząstka tajemnicy? Szkoleniowiec natchnął ich tą odwagą i pomógł uwierzyć w samych siebie? Bo przecież zdecydowana większość kadrowiczów w mistrzostwach świata spisuje się nieporównywalnie lepiej niż w klubach. Ziyech w Premier League ostatnie całe spotkanie rozegrał dzień przed zwolnieniem Halihodzicia. Boufal to wieczna obietnica, po odbiciu się od Southamptonu i Celty Vigo zmierza ku spadkowi z ligi z Angers. Romain Saiss został pożegnany bez żalu w Wolverhampton i wyprowadził się do Stambułu. Amrabat jeszcze w poprzednim sezonie ledwie ośmiokrotnie zmieścił się do podstawowego składu Fiorentiny w Serie A. I tak można by wyliczać, i wyliczać.
– Rozmawiałem ze wszystkimi i każdemu powiedziałem to samo. Że nie jedziemy zagrać tutaj trzech meczów. Kto chciałby tutaj zagrać trzy mecze i dobrze się bawić, nie może ze mną jechać – powiedział Regragui po triumfie nad Portugalią.
Zagrają przynajmniej siedem i wciąż mają szansę jeszcze raz wcielić się w rolę afrykańskich pionierów. W końcu żaden przedstawiciel Czarnego Lądu ani nie zagrał w finale, ani nie zdobył choćby brązu.
CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
- Chorwacja to stan umysłu. Chorwacja to dispet
- Schowani czy docenieni? Robotnicza strefa kibica [FOTOREPORTAŻ Z KATARU]
- Cristiano Ronaldo – największy problem reprezentacji Portugalii
foto. Newspix