Fenomenalni, spektakularni, fantastyczni. W 1/8 finału Brazylijczycy pozwolili wielu osobom na nowo zakochać się futbolu, który w ostatnich latach był przesycony komercjalizmem. Uosabiali wszystko to, co najpiękniejsze w tym sporcie: dryblingi, swobodę, luz z piłką i piękne bramki. Koreańczycy walczyli dzielnie do końca, dlatego nie tylko nie zakończyli meczu z dwucyfrówką, ale też strzelili pięknego gola honorowego.
Gdyby przeprowadzić ankietę, jakiej reprezentacji kibicuje się w Polsce po odpadnięciu naszej kadry, często padałoby słowo Brazylia. Dzieci przełomu wieków zachwycały się popisami takich gwiazdorów jak Ronaldo, Rivaldo, Ronaldinho. Oglądały ich sztuczki techniczne, które starały się później powtarzać na trzepakach i nierównych boiskach. Co najważniejsze mogły również celebrować ich sukcesy bowiem wystąpili w każdym finale mundialu od 1994 do 2002 roku. Od ostatniego zwycięstwa Canarinhos w mistrzostwach świata minęło 20 lat. Na tej platonicznej miłości pojawiła się warstwa kurzu, bowiem w kolejnych turniejach reprezentacja z Kraju Kawy nie zachwycała. Nawet na turnieju na własnych boiskach nie zdobyła medalu. Niemniej w poniedziałek pozwoliła sympatykom Brazylijczyków na sentymentalny powrót do czasów dziecięcych, a tym, którzy nie byli jeszcze zakochani w futbolu, pomogli wpaść w niego po uszy.
Brazylia – Korea Południowa 4:1. Zabawa na całego
Swoją grą Canarinhos dawali ogromną radość kibicom. Oglądając kolejne składne akcje, sztuczki techniczne i zwody, po których Koreańczycy nie wiedzieli, w którą stronę biec, ręce składały się do oklasków a oczy otwierały się szerzej, by nie przegapić żadnego popisu. Brazylijczycy zabawę mają w naturze, ale czasem nie idzie to w parze z wynikami. W poniedziałek oba te elementy zafunkcjonowały w najlepszej możliwej wersji.
Sześciu Koreańczyków i bramkarz w świetle bramki? Vinicius Junior pakuje piłkę pod poprzeczkę, zdobywając efektowną bramkę. Spore zagęszczenie na pierwszym słupku, uniemożliwiające dośrodkowanie na przedpole? Skrzydłowy Realu Madryt lobem podaje do Lucasa Paquety, który z powietrza pakuję piłkę do siatki. Prostopadłe podanie w pole karne do napastnika? Nie ma problemu. Zajmują się tym dwaj środkowi obrońcy – Thiago Silva i Marquinhos. Joga bonito. Futbol totalny. Piłkarska samba. Epitetów na fantastyczną grę Brazylijczyków można by mnożyć, ale najlepszą definicją zabawy, jaką mieli zawodnicy Canarinhos pokazywały chwile po zdobytych bramkach.
Bez względu na to czy strzelał Richarlison, Vinicius, Paqueta czy Neymar, każdego gola celebrowano w taki sam sposób – efektownym układem tanecznym. Co ciekawe po kolejnych trafieniach prezentowano inne pląsy i można się było zacząć zastanawiać czy starczy im układów do świętowania bramek bowiem wjeżdżali w koreańską obronę jak w masło. W karnawałowym nastroju znajdowała się cała drużyna. Bez podziałów. Do tańca dołączył nawet selekcjoner Tite, który również ma ogromny luz. W drugiej połowie za Alissona Beckera wpuścił na murawę trzeciego bramkarza – Wevertona. Zabawa na całego.
Powrót Neymara
Brazylijczycy po spotkaniu z Koreańczykami mogą być zadowoleni nie tylko z efektownego zwycięstwa, ale również z powrotu do gry i zdrowia Neymara. W spotkaniu z Serbią gwiazdor PSG nabawił się kontuzji kostki. Z kraju dochodziły niepokojące informacje. Ojciec zawodnika powiedział nawet, że jego syn wróci na boisko dopiero w finale. Na szczęście dla reprezentacji Canarinhos Neymar wyleczył się już na starcie z Azjatami.
Był jednym z prowodyrów tanecznych pląsów po golach. Zdobył również bramkę z karnego, dzięki której znajduje się już tylko o jedno trafienie od strzeleckiego rekordu Pele, któremu oddano hołd po końcowym gwizdku. Legendarny napastnik zmaga się obecnie z chorobą nowotworową. U Neymara natomiast widać ogromny wpływ na zespół, a cała drużyna stara się chronić swoją największą gwiazdę. Pokazał to choćby Richarlison. Po podyktowanym rzucie karnym postanowił wziąć na siebie wszystkie próby prowokacji, obelgi i stres. W ostatniej chwili przed gwizdkiem sędziego oddał piłkę rozluźnionemu Neymarowi, który ustawił ją na jedenastym metrze i pokonał pajacującego między słupkami Kim Seung-Gyu.
W całej tej latynoskiej zabawie największą ofiarą byli Koreańczycy. Zdawali sobie sprawę z różnicy klas dzielących obie drużyny. Wiedzieli, że w poniedziałek nie są w stanie zatrzymać rywali. Swoje momenty przewagi starali się wykorzystać w pełni. Często strzelali z dystansu. Po jednym z takich uderzeń pięknym trafieniem popisał się Paik Seung-Ho. Była to honorowa bramka, ale o samym występie Koreańczyków można mówić jak o honorowym. Po kolejnych straconych golach nie spuścili głów. Cały czas próbowali atakować, a gdy znajdowali się w defensywie starali się nie wybijać piłek na oślep przed siebie ani bezmyślnie faulować rywali. Co prawda mogło im się kręcić w głowie po kolejnych fenomenalnych akcjach Canarinhos, ale nie na tyle, by dać sobie wbić większą liczbę goli.
Mimo wszystko Korea Południowa wyraźnie odstawała od Brazylii. Wręcz nie pasowała do fazy pucharowej mistrzostw świata, którą wywalczyła sobie golem strzelonym w doliczonym czasie spotkania z Portugalią. W drużynie było za mało jakości, by myśleć o ćwierćfinale mundialu. Natomiast wyobraźnia Brazylijczyków z każdym kolejnym meczem rozbudza się coraz mocniej. Oczekuje się zdobycia Pucharu Świata. Do postawienia pozostały trzy ostatnie kroki.
WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
- Toksyczna miłość. Wszystkie skandale matki Rabiota
- Taktyczne podsumowanie 3. kolejki mundialu
- Najlepsza jedenastka fazy grupowej mundialu w Katarze
Fot. Newspix