– Duńczycy nie pompują balonika, to nie w ich stylu, są na to zbyt mądrzy. Jesteśmy dumni z naszej drużyny i z naszego trenera. Chcemy wygrywać, ale nie wymagamy cudów, nie wariujemy jak inne państwa. W Danii mieszka tylko 5,5 miliona osób. To jakiś malutki procent populacji całego świata. To nie jest logicznie możliwe, żeby taki skrawek ziemi zrodził najlepszych piłkarzy na każdej pozycji. Dlatego też jesteśmy tak dumni z naszej reprezentacji, bo choć ma dużo mniejsze geograficzne i demograficzne możliwości od państw-gigantów, to ostro miesza w stawce wśród potęg – mówi piłkarz Cracovii, Mathias Hebo Rasmussen, który trenował u Kaspera Hjulmanda, kumpluje się z Joachimem Andersenem czy Mathiasem Jensenem i opowiada nam o nastrojach panujących w Danii przed występem tamtejszej reprezentacji na katarskich mistrzostwach świata.
Męczy cię już ciągłe łączenie skandynawskiej natury z pojęciem hygge?
Nie, bo to część naszej kultury i tożsamości narodowej. Słowo oznaczające równowagę i bezpieczeństwo, komfort i wygodę, taką przytulność, zdefiniowane szczęście. Dla mnie to też radość z grania w piłkę…
Reprezentacja Danii jest dla ciebie ucieleśnieniem idei hygge?
To fajna i zgrana paczka. Ekipa, do której chciałbyś należeć. Cieszą się na kolejne zgrupowania. Lubią się jako ludzie. Uwielbiają tworzyć zespół, klepać ze sobą w piłeczkę. Wspaniali piłkarze wspaniale grają pod wodzą wspaniałego trenera na oczach wspaniałych kibiców. No jest to chyba hygge, nie?
W Nordsjaelland obserwowałeś wzrastanie Kaspera Hjulmanda, który aktualnie jest uznawany za jednego z najlepszych europejskich trenerów reprezentacyjnych.
Czasami rozmawiamy przez telefon. Utrzymujemy kontakt, bo świetnie mi się z nim pracowało. Bardzo go lubiłem, a on mnie cenił. Wyróżnia go otwartość na świat. Nie jest przemądrzały, nie wywyższa się, choć ma olbrzymią wiedzę i mnóstwo osiągnął. Zawsze trzymał się blisko piłkarzy. Wiedział, że nie można tworzyć podziałów, bo kontakt z szatnią jest kluczowy do budowania relacji z drużyną.
Miesięcznik „Euroman” napisał kiedyś, że Kasper Hjulmand uosabia model współczesnego mężczyzny o cechach przywódczych. Chwalono go za zrywanie z ideałem męskiej nieomylności poprzez wyrażanie humanistycznej wrażliwości i wiarę w siłę wątpliwości. Jaki jest jako człowiek?
Hjulmand to niesamowity człowiek. Przede wszystkim chyba przyzwoity i dobry. Bardzo to ogólne i ulotne, ale to się czuje, kiedy się kogoś poznaje. Jest w nim taka życiowa radość, naturalny optymizm, ujmująca wyrozumiałość, choć, wiesz, jako trener jest wymagający i bywa surowy – jeśli odpuszczasz, pozorujesz, kopiesz się po czole, siądziesz na ławce, nawet jeśli jesteś największą gwiazdą. Ceni sobie uczciwość. Zarządza grupą bardzo liberalnie i nowocześnie, ale przy założeniu, że wszyscy doceniają jego podejście i nie próbują oszukiwać wszystkich dookoła.
Kasper Hjulmand ma szansę, żeby stać się najlepszym duńskim selekcjonerem w XXI wieku?
Legenda Mortena Olsena wydaje się nieśmiertelna. Zagrał w stu meczach reprezentacji jako piłkarz, a później prowadził ją przez całe piętnaście lat. Wciąż jest niezwykle popularny i kultywowany, ludzie go bardzo szanują. Hjulmand jest wspaniały, niemal równie uwielbiany, bo uosabia nową erę duńskiego futbolu, ale jest dopiero na początku tej drogi.
Jaki jest najważniejszy wyróżnik jego filozofii gry w piłkę nożną?
W jego systemie każdy piłkarz na boisku musi być decyzyjny. Nie ma, że ktoś się chowa za plecami partnerów, że ktoś miga się od odpowiedzialności za konstruowanie ataku czy ustawianie w obronie, każdy element musi pasować do większej układanki. W konsekwencji jego zespoły grają bardzo agresywnie i bardzo ofensywnie. Atak, atak, atak i jeszcze raz atak. I tak przez cały mecz. Tak prowadził nas kiedyś w Nordsjaelland, i tak gra teraz reprezentacja Danii. Przyjemnie ogląda się to z perspektywy widza.
Nieprzyjemnie oglądało się za to pamiętny upadek Christiana Eriksena na Parken podczas Euro 2020. Ponoć każdy Duńczyk pamięta, co wtedy robił…
Zorganizowałem domowego grilla dla rodziny i przyjaciół. Urządziliśmy sobie imprezkę w ogródku. Następnego dnia podpisywałem kontrakt z Cracovią i przenosiłem się do Krakowa. Wszyscy byli, cieszyliśmy się tą chwilą, dużo się śmialiśmy i oglądaliśmy mecz reprezentacji, która zaczynała Euro. Kiedy Eriksen upadł na ziemię, nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom, przestaliśmy rozmawiać, zapanowała cisza. Wszyscy Duńczycy go kochają. Nie tylko dlatego, że jest świetnym piłkarzem, ale też, i przede wszystkim, dlatego że ma niezwykłą osobowość. Jest miły i przyjazny, zachował normalność i pokorę, nie zadziera nosa, nie gwiazdorzy. A wtedy? Leżał bez ruchu. Siedzieliśmy w tym ogrodzie i płakaliśmy.
Czasami wracam sobie pamięcią do tamtego dnia. Nigdy wcześniej w takim stopniu nie pomyślałem sobie: „pieprzyć piłkę nożną, ona nie ma żadnego znaczenia”.
Wszyscy tak pomyśleli. Wszyscy byli przerażeni. Wszyscy marzyli, żeby to był tylko zły sen. Początkowo byłem przekonany, że Eriksen nie żyje. To była okropna scena. Ulga po tym wszystkim była niesamowita, a to, że wrócił i wciąż gra w reprezentacji, to jakaś historia nie z tej ziemi.
Nadal może być liderem reprezentacji Danii w takim stopniu jak przed mistrzostwami Europy?
Tak, na sto procent, nie mam żadnych wątpliwości. Ten facet to talizman tej drużyny. Nasz Lewandowski. Bierze odpowiedzialność za cały projekt. Stanowi personifikację duńskiego stylu gry. Ma świetny przegląd pola, jest doskonale wyszkolony technicznie, cudownnie podaje, umie strzelić. Prawie kompletny środkowy pomocnik. No może tylko nie jest zbyt szybki, nawet wprost przeciwnie, ale też nie musi szaleńczo ganiać, bo panuje nad piłką, jak mało kto na świecie.
Tej drużynie nie brakuje też innych wieloletnich liderów.
Zawsze, kiedy patrzę na Kaspera Schmeichela, widzę w nim Petera Schmeichela, którego uważam za najlepszego bramkarza w historii piłki nożnej.
Oj, oj, trochę się galopujesz w tej pompce!
Kiedy grał w Manchesterze United, kiedy wygrywał Euro 1992, jaki on był wtedy najlepszy na świecie, serio najlepszy na świecie, taki fenomenalny… tak, że aż brak słów. Kasper Schmeichel nie lubi porównywania go do ojca. Nic dziwnego, jest gorszy, znacznie gorszy, ale to też klasowy bramkarz, gorzej szło mu ostatnio w Nicei, ale no kurczę, to jest dalej Kasper Schmeichel, który wymiatał na Euro 2020 i w Leicester.
O takim Andreasie Christensenie mówi się, że nie radzi sobie z presją dużych meczów.
Słyszałem te głosy, ale dla mnie to gówno prawda. Widziałeś, jak grał w Premier League i w Lidze Mistrzów, jak radził sobie w fazie pucharowej na Euro 2020? Nadaje się do występów na dużej scenie, nawet nie próbuj się kłócić. W dzisiejszych czasach ludzie zbyt często dyskutują o jakichś absolutnych marginaliach, a gość grał w Chelsea, gra w Barcelonie, co możesz więcej zrobić, żeby uznali cię za kozaka? Może powinien być szybszy czy silniejszy, ale to nie przypadek, że ma za sobą setki występów na najwyższym światowym poziomie.
Żadną tajemnicą nie jest fakt, że kumplujesz się z kilkoma reprezentantami Danii.
Z Joachimem Andersenem z Crystal Palace znam się jeszcze z czasów wspólnej gry w młodzieżowych reprezentacjach Danii. Mamy wspólnych znajomych. Często gadamy. Wyróżnia się w Premier League. Jest świetny z piłką przy nodze. Dla niektórych może być to zaskoczenie, bo w kadrze są bardziej doświadczeni Andreas Christensen i Simon Kjaer, ale to właśnie Andersen może być kluczowy dla gry naszej obrony podczas mundialu. Myślę, że już niedługo trafi do jeszcze większego klubu — zimą albo latem, ale to się stanie, bo naprawdę to kapitalny nowoczesny środkowy obrońca.
Trzymasz się też z Mathiasem Jensenem.
Pewnie będzie wchodził z ławki. Christian Eriksen i Pierre-Emile Höjbjerg, a nawet Thomas Delaney znaczą w tej kadrze więcej, ale to wartościowy rezerwowy. Dorastaliśmy razem w Nordsjaelland, dostawaliśmy powołania do młodzieżowych reprezentacji Danii, teraz oglądam go w Brentford. Jesteśmy przyjaciółmi. Trzymamy się blisko. Generalnie trochę tych relacji się nazbierało, z innymi kadrowiczami przecinaliśmy się w przeszłości z mniejszą lub większą regularnością na tych wszystkich zgrupowaniach młodzieżówek, takiego Mikkela Damsgaarda zastałem jeszcze w Nordsjaelland. Łatwo mi im wszystkim szczerze kibicować.
Hojbjerg – skryty lider drugiej linii
W jak wielu elementach gry lepsi są od ciebie reprezentacyjni pomocnicy – Eriksen, Höjbjerg, Delaney, Jensen czy
Pewnie we wszystkich, no może w podaniach jakoś zbliżam się do ich poziomu. Oni grają w Premier League czy La Lidze, a ja jednak w Ekstraklasie. Inny świat.
Którego z nich oglądasz z największą przyjemnością?
Höjbjerg jest bardzo dobry defensywnie, Jensen przyjmie każdą piłkę, ale Eriksen jest wyżej od nich wszystkich, tak uważam.
Największa bieda duńskiej kadry panuje na pozycji środkowego napastnika?
W Danii mieszka tylko 5,5 miliona osób. To jakiś malutki procent populacji całego świata. To nie jest logicznie możliwe, żeby taki skrawek ziemi zrodził najlepszych piłkarzy na każdej pozycji. Dlatego też jesteśmy tak dumni z naszej reprezentacji, bo choć ma dużo mniejsze geograficzne i demograficzne możliwości od państw-gigantów, to ostro miesza w stawce wśród potęg. Wyciskamy maksimum. Potrafimy szkolić technicznych piłkarzy. Wiemy, że chcemy grać ofensywnie i ładnie dla oka. I na tym wygrywamy.
Dania może powtórzyć sukces z Euro na mundialu w Katarze?
Jeśli to zrobi, będzie wspaniale. Ale jest Argentyna, jest Brazylia… trafiliśmy do takiej grupy, że pewnie z niej wyjdziemy. A potem – albo masz szczęście, albo nie ma szczęścia.
Ale oczekiwania są pewnie wielkie, bo apetyty rozbudzone.
Duńczycy nie pompują balonika, to nie w ich stylu, są na to zbyt mądrzy. Jesteśmy dumni z naszej drużyny i z naszego trenera. Chcemy wygrywać, ale nie wymagamy cudów, nie wariujemy jak inne państwa.
Czytaj więcej o reprezentacji Danii:
Fot. Newspix