Grand Prix Abu Zabi było kolejnym (i ostatnim) w tym sezonie, do którego Max Verstappen przystępował jako dwukrotny mistrz świata. Mimo tego emocji miało dziś nie zabraknąć – bo Charles Leclerc i Sergio Perez liczyli się w walce o drugie miejsce w klasyfikacji kierowców. Ostatecznie z tej rywalizacji górą wyszedł Monakijczyk. Warto odnotować też fakt, że z motorsportem oficjalnie pożegnał się Sebastian Vettel.
Czterokrotny mistrz świata z Niemiec decyzję o zakończeniu kariery podjął już kilka miesięcy temu, ale w niedzielę mieliśmy zobaczyć go na torze po raz ostatni. Vettel miał zresztą solidną końcówkę tegorocznej rywalizacji, jak na możliwości swojego bolidu – punktował w trzech z ostatnich pięciu Grand Prix. Liczyliśmy, że dzisiaj znowu tego dokona. Tak, aby pożegnał się z kibicami godnie.
Nie “żegnajcie”, a “do zobaczenia” mówił natomiast Daniel Ricciardo. Popularny kierowca McLarena nie będzie dłużej prezentował się w barwach tego zespołu. Ale ma plan, żeby wrócić do świata Formuły 1 w 2024 roku. Z racji, że mówimy o 33-latku, który w ostatnich sezonach nie zachwycał, trudno powiedzieć, czy uda mu się dopiąć swego. Grand Prix Abu Zabi w każdym razie miało być jego ostatnim na jakiś czas.
Dla kogo “srebro”?
Przejdźmy jednak do tych, którzy dzisiaj walczyli o ważne laury. Na dobrą sprawę poza Leclerkiem i Perezem szansę na wicemistrzostwo miał jeszcze George Russell. Choć szansa to dużo powiedziane. Musiał liczyć, że jego rywale się rozbiją i nie zdobędą ani punktu, a on sam musiałby nie tylko wygrać wyścig, ale także wywalczyć oczko za najszybsze okrążenie. Cóż, już przed startem można było zakładać, że to chyba zbyt dużo zmiennych, by miało się udać.
Szczególnie że Leclerc i Perez nie zamierzali składać broni. Obaj pojechali bardzo dobrze w kwalifikacjach. Monakijczyk był trzeci, a Meksykanin przegrał tylko ze swoim kolegą z zespołu, z którym ma ostatnio napięte relacje. A jak wyglądał ich dorobek przed GP Abu Zabi? Obaj mieli na koncie dokładnie 290 punktów. Sprawa była zatem dość prosta – kto dzisiaj zajmie lepsze miejsce, ten zostanie wicemistrzem świata.
Start niedzielnego wyścigu nie przyniósł żadnej sensacji. Max, Sergio i Charles utrzymali swoje pozycje. Gorzej poradził sobie natomiast George Russell, który spadł na siódmą pozycję, a warty odnotowania był też incydent z udziałem Lewisa Hamiltona i Carlosa Sainza, któremu winny okazał się ostatecznie Brytyjczyk (i przepuścił rywala na torze). Na kolejnych okrążeniach ta dwójka kontynuowała zresztą rywalizację między sobą, a z powodu problemów z bolidem siedmiokrotny mistrz świata dwukrotnie wypadał poza tor.
Co natomiast działo się w ścisłej czołówce? Verstappen budował swoją przewagę. Szybko stawało się jasne, że Holender nie odda dzisiaj zwycięstwa. I faktycznie odniósł absolutnie bezproblemową wygraną.
Trochę radości dla Ferrari
Więcej emocji przyniosła nam natomiast wspomniana walka między Leclerkiem a Perezem, która trwała do ostatnich okrążeń. Co okazało się w niej decydujące? O dziwo – dobra strategia Ferrari. Włoski team zdecydował, że Monakijczyk zjedzie na tylko jeden pit stop, co było strzałem w dziesiątkę. Choć istniało ryzyko, że jeśli nie wymieni opon, Meksykanin prędzej czy później go wyprzedzi. Tak się jednak nie stało. Przed ostatnim okrążeniem 25-latek miał ponad dwie sekundy przewagi nad rywalem. I dowiózł do mety wicemistrzostwo świata.
Trzecie miejsce w klasyfikacji kierowców trafiło zatem do Pereza, a tuż za podium znalazł się George Russell. Piąte miejsce przypadło Carlosowi Sainzowi – przez to, że Hamilton nie ukończył dzisiejszej rywalizacji z powodu wadliwego bolidu.
O czym możemy jeszcze wspomnieć? Żegnający się Vettel faktycznie dzisiaj zapunktował (dziesiąte miejsce), a dzisiejsza wygrana Maxa Verstappena była jego piętnastą w roku kalendarzowym. To absolutny rekord wszech czasów. Czy nastała era Holendra w F1? Bardzo możliwe, ale rywale Red Bulla na pewno dołożą w nadchodzących miesiącach wszelkich sił, żeby go zdetronizować. Już w sezonie 2023.
Fot. Newspix.pl