Reklama

Mokry: Widzę w Miedzi optymizm i poczucie odpowiedzialności za obecną sytuację

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

18 października 2022, 11:41 • 5 min czytania 2 komentarze

– Kadrę trzeba wzmocnić, tutaj nie ma co do tego wątpliwości. Nie chciałbym tych transferów robić bardzo dużo, chodzi o jakościowe ruchy na kilku pozycjach. Więcej informacji będę miał po tym, gdy zespół zagra te ostatnie cztery mecze. Póki co nikogo nie skreślam. Te mecze są po to, by zapunktować, ale i by przyjrzeć się kadrze, którą dysponujemy – mówi Grzegorz Mokry, nowy trener Miedzi Legnica.

Mokry: Widzę w Miedzi optymizm i poczucie odpowiedzialności za obecną sytuację

Mało ma pan czasu na usprawnienie gry Miedzi. Jest pan po pierwszy dniu w klubie, po pierwszych analizach – zatem co trzeba poprawić w pierwszej kolejności?

Faktycznie, czasu jest mało. Musimy zacząć po kolei. Najpierw musimy poprawić grę w obronie. Miedź jeszcze nie zagrała żadnego meczu na zero z tyłu. Żeby wywieźć jakiekolwiek punkty z Łodzi – to jest priorytet. Musimy pracować kompleksowo. Wskaźnik goli oczekiwanych też nie jest zbyt wysoki. Miedź miała dobre momenty – chociażby pierwsza połowa w Warszawie, gdzie mogła strzelić 3-4 gole. W starciach ze Stalą czy Rakowem jednak już tak wielu szans nie było. Pracować musimy zatem nad całokształtem, a czasu – tak jak mówiliśmy – dużo nie ma.

Nie ma pan obaw, że w szatni Miedzi jest reprezentant każdej narodowości świata? Nie przesadzono z tym w letnim oknie transferowym?

Będę przyglądał się zawodnikom. Problemem nie są narodowości. Piłkarzy dzielę na dobrych i słabych, a nie na ich kraj pochodzenia. Każdy w zespole mówi po angielsku, więc nie widzę problemu w komunikacji.

Reklama

Ten mecz z Cracovią zasiał u pana ziarno optymizmu? Bo to był taki mecz, gdzie Miedź zachowała balans miedzy obroną i atakiem.

Po serii porażek każdy punkt jest krokiem do przodu. Szczególnie pozytywna była reakcja po zdobytej bramce, bo to była taka Miedź, którą chciałbym oglądać, czyli bardziej odważna, kreująca okazje, przebywająca częściej na połowie przeciwnika. Na pewno ten mecz to krok do przodu.

Często pana nazwisko jest stawiane obok nazwiska Dawida Szulczka, bo pracował pan u tego samego trenera w roli asystenta i dlatego, że tak jak i on pracował pan w Wigrach Suwałki. Te porównania mają sens czy jest pan zupełnie innym trenerem?

Historia Dawida Szulczka jest świetnym przykładem dla wszystkich młodych trenerów. Pokazał, że młody szkoleniowiec może poradzić sobie w tak głębokiej wodzie, jaką jest Ekstraklasa. Między nami jest sporo punktów wspólnych, bo to nie tylko te fakty, o których pan wspomniał, bo pochodzimy też z tego samego regionu, znamy się od dawien dawna. Ja co prawda jestem nieco starszy, ale historia nas łączy. Jako trenerzy jesteśmy inni – nie chciałbym się porównywać, ale nieco innej patrzymy na piłkę. Nawet nasze Wigry grały w inny sposób. Dawid Szulczek to jednak świetny przykład na to, jak przejść z niższej ligi i radzić sobie w Ekstraklasie.

W jakiej kondycji mentalnej zastał pan zespół? Jakie było to pierwsze wrażenie po wejściu do szatni?

To pierwsze wrażenie nie jest złe. Myślę, że taki największy problem i taki cios dla zespołu, to była ta seria porażek. Do tego zmiana trenera, z którym drużyna zrobiła awans. Te wszystkie negatywne rzeczy miały miejsce w zeszłym tygodniu, lecz trener Bella wykonał świetną pracę, przejął zespół, on musiał tę drużynę podnieść po porażce w Częstochowie. Minął od tego czasu tydzień i widzę w zespole optymizm, chęć odwrócenia sytuacji, zawodnicy czują się odpowiedzialni za ten obecny stan.

Reklama

A pan na co dzień też tak rzadko się uśmiecha jak podczas tej rozmowy?

Nie, ja wbrew pozorom jestem żartownisiem, ale z poważną twarzą. Taki poker-face, cichy zabójca. Ale sytuacja jest poważna, nie ma co ukrywać.

Długo pan się zastanawiał nad tą propozycją? Czy przy wyborze między byciem asystentem w 1. lidze a zostaniem głównym trenerem w Ekstraklasie sprawa była prosta?

Nie, nie biłem się z myślami. W mojej sytuacji nie było nad czym się zastanawiać. Dobrze wspominam ten krótki czas w Podbeskidziu, bo to ciekawy klub, z dużymi aspiracjami, dobra współpraca w sztabie trenera Żurawia. Ale samodzielna praca w Ekstraklasie to zupełnie coś innego. Nie było nad czym się zastanawiać.

Był pan zaskoczony tą ofertą?

I tak, i nie. Gdyby dzwonił jakiś klub, w którym nie pracowałem i z którym nie mam relacji, to zaskoczenie byłoby większe. Pracowałem trzy i pół roku w Legnicy, poznałem władze drużyny, zawodników. Myślę, że większość mnie tu zna – nawet po Miedzi miałem kontakt z dyrektorem sportowym czy trenerami, mieliśmy nawet takie przyjacielskie relacje. Wiedziałem, że mam Miedzi dobre notowanie i który był ceniony za swoją pracę.

Po cichu liczył pan na telefon z Miedzi, gdy trener Łobodziński stracił pracę?

Nie, w ogóle się tego nie spodziewałem – z uwagi na to, że miałem ważny kontrakt w innym klubie. Myślałem, że jeśli Miedź zwolni trenera Łobodzińskiego, to ktoś inny będzie kandydatem do jego zastąpienia.

W Podbeskidziu ze zrozumieniem przyjęli pańską decyzję?

Na pewno kluby musiały się dogadać. O to już musicie pytać prezesów Miedzi i Podbeskidzia. Ale ja spotkałem się z dużą serdecznością ze strony prezesa Kłysa czy trenera Żurawia. Trzymają za mnie kciuki.

Rozmawialiście z Miedzią już o tym zimowym oknie transferowym?

Kadrę trzeba wzmocnić, tutaj nie ma co do tego wątpliwości. Nie chciałbym tych transferów robić bardzo dużo, chodzi o jakościowe ruchy na kilku pozycjach. Więcej informacji będę miał po tym, gdy zespół zagra te ostatnie cztery mecze. Póki co nikogo nie skreślam. Te mecze są po to, by zapunktować, ale i by przyjrzeć się kadrze, którą dysponujemy.

WIĘCEJ O MIEDZI LEGNICA:

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa