W ostatnich latach fani FC Barcelony nie mogą dobrze wspominać meczów z Bayernem Monachium. Weryfikowały one jakość piłkarską, pomysły trenerów i nastawienie zawodników Dumy Katalonii. Wszystkiego po trochu. Dziś celem nadrzędnym FC Barcelony jest zmazanie wspomnianych plam i utwierdzenie wszystkich w przekonaniu, że klub z Camp Nou zmierza we właściwym kierunku.
Od meczu, w którym Barcelona Quique Setiena została upokorzona przez Die Roten minęło już 25 miesięcy. Po drodze te zespoły mierzyły się jeszcze dwukrotnie i za każdym razem efekt był ten sam. Nie odbieramy Bayernowi wielkości w tamtych spotkaniach, bo nie mamy wątpliwości, że był lepszy, ale z drugiej strony w Katalonii mogli śmiało mówić, że inni są wielcy, bo Barcelona klęczy. Skupmy się więc na ostatnich starciach tych drużyn. W ten sposób możemy wczuć się w rolę zespołu, który chce odkupić swoje winy i pokazać niemieckiemu kontrolerowi, że się poprawił.
Odarcie ze złudzeń (14/08/2020)
Niech słynne 2:8 za Setiena będzie dla nas punktem wyjścia. Drużyna z Katalonii przystępowała do tego spotkania w roli gospodarza, ale niech to was nie zmyli, bowiem było rozgrywane na Estadio dla Luz bez udziału publiczności. Wszystko za sprawą tego, że mowa o sezonie, w którym wybuchła pandemia i trzeba było kończyć rozgrywki później niż zwykle, przyspieszonym tempie i przy wdrożeniu wszystkich środków ostrożności. Formuła jednego meczu tylko podkręcała emocje, bo w takim przypadku każde potknięcie jest bardziej bolesne. Nie można sobie pozwolić na myślenie: hej, nadrobimy jakoś w rewanżu. Z tego też względu na boisku było bardzo ciekawe, choć rozumiemy sceptycyzm bardziej ortodoksyjnych kibiców, którzy woleli tradycyjne rozwiązania.
Jednak przejdźmy już do meritum. Na konferencji przedmeczowej pytano Setiena, czy obawia się starcia z Bayernem, na co odpowiedział w następujący sposób: – Bayern to kompletna drużyna. Potrafią naciskać, do tego grają dobrze w obronie i mają wiele opcji w ataku. Jeżeli jednak przedrzemy się przez ich pressing, to możemy wyrządzić im krzywdę. W tym spotkaniu nie widzę zdecydowanego faworyta.
Hansi Flick i jego ferajna mieli nieco inne zdanie i poparli je czynami. Jeszcze mecz się na dobre nie rozpoczął, a już Bayern prowadził 1:0. Szybko padł gol wyrównujący, ale było to trafienie samobójcze Davida Alaby. Samobój, który odbiera prowadzenie, jest potężny testem mentalności piłkarzy. Niemiecki zespół zdał go na szóstkę, bo zakończył mecz wygraną sześcioma golami (8:2). Błyskotliwą, intrygującą, historyczną, która stawiała w złym świetle przeciwników.
Dodatkowa mecz był wręcz napakowany motywami. Autorem dwóch goli i asysty był Philippe Coutinho, który wszedł na ostatni kwadrans. Niechciany w FC Barcelonie, uznany za piątek koło u wozu, pokazał, że w działającym systemie może się odnaleźć. Do pewnego stopnia było to też zagranie na nosie całej Barcelonie. Pokazanie, że coś jest nie tak z wykorzystaniem potencjału poszczególnych zawodników. A może po prostu atmosfera nie sprzyjała osiąganiu dobrych wyników?
PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ
Dziewięćdziesiąt minut z okładem pomogło wielu osobom w wyzbyciu się złudzeń. Nie da się ukryć, że Duma Katalonii miała chrapkę na tytuł, choć nie świeciła już dawnym blaskiem. Mecz z Bayernem pokazał, że pewna formuła budowania zespołu się wyczerpała i trupy przestały mieścić się w szafie. A przecież już wcześniej można było dostrzec niepokojące sygnały. Dość powiedzieć, że w połowie tamtego sezonu zwolniono Ernesto Valverde, a wówczas Barcelona przewodziła stawce Primera Division.
Już wtedy były widoczne pierwsze znamiona kryzysu, ale jak w takim razie nazwać to, co działo się pod wodzą Quique Setiena? Człowieka, który niewątpliwie kocha futbol, ale do momentu podania ręki J.M. Bartomeu nie miał styczności z prowadzeniem globalnej marki. Z jednej strony podjęcie pracy na Camp Nou było ukoronowaniem jego kariery trenerskiej, ale z pozoru złota korona, okazała się koroną cierniową, którą sam sobie uplótł.
Jego zespół nie potrafił reagować na wydarzenia boiskowe, brakowało elastyczności i tempa rozgrywania akcji. Dlatego tak łatwo został zdominowany i pożarty przez drapieżników z Monachium.
Bayern zerwał barcelońskie strupy i na odsłonięte rany nie szczędził soli. Udzielił katalońskiej drużynie cennej lekcji, z której należało wyciągnąć wnioski, by nie doprowadzić do katastrofy. Już wszyscy zdążyli się połapać, że kończy się pewna era, że nadchodzi nowe i Duma Katalonii nie rozdaje kart. Gerard Pique nawoływał do przeprowadzenia rewolucji, wtórował mu w tym Quique Setien. Apel ku konieczności przeprowadzenia zmian został wygłoszony i kolejne miesiące miały dać odpowiedź, czy ktoś na górze wziął dobre rady do serca.
Żałość (14/09/2021)
Minął ponad rok do następnego meczu Bayernu z Barceloną. W katalońskim klubie już dawno nie było Setiena, a pierwszą drużynę prowadził Ronald Koeman. Pierwszy sezon Holendra został okraszony zdobyciem Pucharu Króla, ale w drugim domek z kart zaczął się sypać. Złożyło się na to kilka czynników. Brak Messiego, sytuacja finansowa, problemy kadrowe i skrajna obojętność, którą Koeman zarażał innych. Barcelona w krótkim okresie stała się klubem wydmuszką, którą łatwo zgnieść.
Logika podpowiadała, że kryzys będzie się tylko pogłębiać, ale wydaje się, że jego skala przerosła oczekiwania. I znów Bayern pełnił rolę kontrolera jakości, ale tym razem z Julianem Nagelsmannem na pokładzie. I tenże klub znów spuścił lanie Barcelonie i to na jej stadionie. Strzelił trzy gole i nie pozwolił gospodarzom na oddanie choćby jednego strzału celnego. O ile słynne 2:8 Setiena było potężnym ciosem, o tyle to 0:3 zwykłym upokorzeniem, bo wynik w tym przypadku nie pokazał wszystkiego i przypomniał apele sprzed roku.
Z perspektywy widza wyglądało to tak, jakby niemiecka drużyna podejmowała zespół występujący na co dzień w lidze z trzeciej dziesiątki rankingu ligowego UEFA. Bayern spokojnie, bez większych szaleństw rozdawał karty, a Barca potulnie je przyjmowała, licząc, że tym razem nie dostanie ochłapów. A dostawała i bez szacunku do siebie prosiła o kolejne.
Dość powiedzieć, że po tym meczu padły słynne słowa Koemana, że jest, jak jest. Akceptował nieciekawą sytuację i brakowało mu kompletnie żaru do podniesienia poziomu zespołu. Nic się nie zgadzało, więc taka postawa mogła doprowadzić do szaleństwa sympatyków Barcelony. Co więcej, rudemu marudzie było na rękę, że z ławki mógł wprowadzić w zasadzie tylko nastolatków. Za sprawą tego, wymówki miał na wyciągnięcie ręki, a na dalszy plan schodził brak pomysłu i kiepskie przygotowanie do sezonu bardziej doświadczonych graczy. Obojętność tego człowieka raziła, a smutne sceny z boiska napawały niepokojem.
Wielopoziomowa katastrofa, kompromitacja miała wielu ojców, ale wszystko to i tak stanowiło ujmę na honorze całego klubu, który już nawet nie klęczał, a leżał na brzuchu pozbawiony jakichkolwiek atutów.
Oczyszczenie (08/12/2021)
W grudniowym rewanżu nie było już Ronalda Koemana, którego zastąpił Xavi. Hiszpan miał wpuścić trochę świeżego powietrza, oczyścić głowy, opracować nową koncepcję i sprawić, że znów wszyscy uwierzą, że Dumę Katalonii stać na osiąganie dobrych rezultatów. Zadanie to – zwłaszcza na wczesnym etapie – było bardzo trudne do zrealizowania. Chęci i zaangażowanie to jedno, sęk w tym, że sytuacja kadrowa niewiele się zmieniła od ostatniego lania z Die Roten. Nie można też ot, tak, nadrobić zaniechań z okresu przygotowawczego. Xavi celnie zauważył, że kiedyś Bayern chciał grać jak Barcelona, ale teraz role się odwróciły. Na każdej konferencji podkreślał znaczenie intensywności, nad którą musi pracować z zespołem i regularnie jako wzór podawał niemiecką drużynę.
Oczekiwania w katalońskim obozie przed kolejnym spotkaniem z Bayernem nie mogły być wysokie. Każdy zdawał sobie sprawę, że ostatnie miesiące były beznadziejne. Wybuchła bomba, a pozostały po niej krater jeszcze nie został zasypany i długo nie będzie. Teraz przyszło grać o honor i o pokazanie, że są czynione próby skorygowania tego, co od dawna nie funkcjonowało. Taka naprawa samochodu podczas podróży po górskich serpentynach.
Tym razem Barca odważnie ruszyła na Bayern, próbując realizować nowe założenia. Prezentowała wysoki pressing, liczne próby doskoku do rywali, ale z każdą minutą puchła, co było do przewidzenia. Na plus względem poprzedniego meczu było to, że w końcu rysowała się jakaś koncepcja, ale wciąż brakowało wykonawców, odpowiedniego przygotowania fizycznego i uogólniając czasu na implementację zmian.
Bayern był natomiast kimś w rodzaju wampira energetycznego. Grał z przekonaniem, że nawet nie musi nikomu grozić palcem, wywoływać strachu, bo wiedział, że wynik zaraz sam się otworzy. I tak w istocie było. Konsekwencja Die Roten sprawiła, że Barcelona zaczęła się sypać. Dużą cegiełkę do tego dołożył Oscar Mingueza, który po wejściu z ławki zawinił już przy pierwszym golu. Później Bayern dołożył jeszcze dwa trafienia. Barcelona zapłaciła za cenną, ale bolesną lekcję. Zabrakło wszystkiego po trochu i było już jasne, że nie udało się wywalczyć awansu do ⅛ finału Ligi Mistrzów. Jedna z ostatnich klatek jakie pokazał realizator był widok Gaviego zalanego łzami. Taki był w zasadzie punkt wyjścia, do momentu który jest teraz. Ostatnie miesiące są więc drogą od bezradności do podjęcia rękawicy.
Nowa armia, nowy generał (13/09/2022)
Dziś Barcelona jest bez porównania lepszy zespołem. Zwłaszcza letnie okienko transferowe odmieniło oblicze tej drużyny. Kołderka nie jest już tak krótka, a do tego jest kim straszyć — przede wszystkim Lewandowskim, którego podebrano z Monachium. W lidze Xavi wyrównał rekord liczby meczów wyjazdowych bez porażki (17). Od początku swojej kadencji przegrał tylko dwa spotkania obcych stadionach. Z Athletikiem w Pucharze Króla i wspomniany wcześniej mecz z Bayernem.
Jak będzie tym razem? Czy Duma Katalonii poradzi sobie z Bayernem, wobec którego mogła mieć przez jakiś czas kompleksy? Jeszcze rok temu dzieliła te drużyny przepaść, ale teraz ciężko wskazać faworyta. Można się lekko sugerować ostatnimi tygodniami, ale to głównie odniesienie do rozgrywek krajowych, które nie zawsze ma przełożenie na europejskie puchary.
Die Roten na ligowym podwórku złapali zadyszkę i zremisowali trzy ostatnie spotkania w Bundeslidze. Jasne, za każdym razem przeważali, ale brakowało zimnej krwi, by w tych przypadkach dopisać sobie komplety punktów. Z drugiej jednak strony w Lidze Mistrzów ograli 2:0 Inter, więc to pokazuje, że potrafią się zmobilizować na arenie międzynarodowej.
A jak jest w przypadku nowej drużyny Roberta Lewandowskiego? Barcelonie w lidze po prostu żre. Po falstarcie z Rayo nastąpiła seria czterech ligowych zwycięstw i każde z nich było zasłużone. Mimo to dopiero teraz nastąpi prawdziwa weryfikacja. Niemiecki kontroler już czeka i chętnie przeprowadzi audyt. Drużynie Xaviego nie powinno zabraknąć motywacji. Doskonale pamięta lania, które zbierała od Die Roten i za punkt honoru stawia sobie ogranie Bayernu. Tyle mówiło się i wciąż mówi o dźwigniach Barcelony, więc przekonamy się, kto dziś je będzie zakładał, a kto odklepie.
WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:
Fot. Newspix.pl