Reklama

Transferowe okazje i potęga cyfryzacji. Droga Eintrachtu do Ligi Mistrzów

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

31 sierpnia 2022, 16:57 • 8 min czytania 3 komentarze

Frankfurt był dumny z ogromnego międzynarodowego lotniska, jednego z najważniejszych na kontynencie. Z bycia siedzibą Europejskiego Banku Centralnego. Z wypuszczenia w świat Johanna Wolfganga Goethego, najwybitniejszego niemieckiego poety. Z dzielnicy nazywanej „Menhattan” ze względu na szklane drapacze chmur. I wreszcie może być dumny z Eintrachtu, który najpierw triumfował w Lidze Europy, a teraz dzięki temu zadebiutuje w fazie grupowej Ligi Mistrzów.

Transferowe okazje i potęga cyfryzacji. Droga Eintrachtu do Ligi Mistrzów

Eintracht nigdy nie był wielki i trochę nie pasował do wielkości miasta, które reprezentował. Niby zdobył mistrzostwo kraju, ale tak dawno temu, że nawet jeszcze nie istniała Bundesliga (1959). Niby jako pierwszy niemiecki zespół wystąpił w finale europejskiego pucharu (Puchar Mistrzów, 1960), tyle że dostał od Realu Madryt takie lanie, jakiego nikt wcześniej i później nie zebrał w meczu decydującym o triumfie (3:7). Niby zdobył Puchar UEFA (1980), jednak później czterokrotnie spadał do II ligi i rozpaczliwie walczył, by nie zbankrutować.

PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ

A sześć lat temu był o 180 minut od piątego spadku i właśnie wtedy rozpoczęła się sportowa odbudowa klubu znad Menu.

Eintracht Frankfurt – droga do Ligi Mistrzów

Kto wie, gdzie byliby dzisiaj Die Adler, gdyby w maju 2016 to FC Nuernberg wygrało dwumecz barażowy o 1. Bundesligę? Ekipa z Frankfurtu skończyła 16. i musiała dodatkowo bić się o pozostanie w elicie. Dzięki remisowi 1:1 i zwycięstwu 1:0 uniknięto degradacji, ale widoków na przyszłość nie było. I nie dlatego, że przysłaniały je drapacze chmur z „Menhattanu”…

Reklama

Drużyna wymagała zmian i misję ratunkową powierzono Frediemu Bobiciowi, byłemu napastnikowi reprezentacji Niemiec po czterech latach dyrektorowania w VfB Stuttgart.

Bobić tak pasuje do Frankfurtu jak tradycja do Red Bulla – takim transparentem wywieszonym już w trakcie spotkania z zespołem z Norymbergi przywitano nowego prezesa do spraw sportowych.

Kibice nie dawali Bobiciowi zaufania, a szefowie pieniędzy na transfery. 2,5 miliona euro – tyle wynosił budżet na zakupy Eintrachtu tuż po wyszarpanym utrzymaniu. Może bieda nie piszczała, ale o sprawdzaniu pogody dla bogaczy też nie było mowy. Trzeba było szukać okazji, dlatego Niemiec zaczął od zatrudnienia szefa skautów, którego podebrał Hamburgerowi SV. To była najlepsza decyzja w trakcie jego pięcioletniej kadencji.

Ben Manga – w przeszłości piłkarz m.in. Fortuny Duesseldorf – był już zdecydowany na dołączenie do HSV, ale dawny znajomy z VfB jakimś cudem namówił go do zmiany zdania. Zamiast nad Łabą, zamieszkał nad Menem.

Jeżeli ktoś strzela trzy gole, jest dobry, tylko wszyscy to widzą. Moją robotą jest dostrzec niuanse niewidoczne dla innych – tak krótko opisał swoją robotę Manga na łamach Kickera.

Reklama

W dużym stopniu dzięki niemu udawało się za grosze sprowadzać zawodników, którzy najpierw gwarantowali wynik na boisku, a następnie w bilansie finansowym. Wyszukiwali piłkarzy do odbudowy albo młodych z wielkich klubów, w których musieliby na szansę czekać, czekać i czekać, a i tak nie wiadomo, czy by ją wreszcie dostali. Szczególnie na napastnikach ubijali złote interesy:

  • Sebastien Haller kupiony za 7 milionów i sprzedany za 50 milionów
  • Luka Jović kupiony za 23 miliony i sprzedany za 63 miliony, a następnie wypożyczony z powrotem za milion
  • Andre Silva wykupiony za 3 miliony i sprzedany za 23 miliony

Według raportu Deloitte, kiedy Bobić odchodził do Herthy Berlin w czerwcu 2021, wpływy z transferów stanowiły połowę rocznych przychodów Eintrachtu. A z pieniędzmi szły wyniki, bo od 2016 roku Die Adler zdobyły Puchar Niemiec (pierwsze trofeum klubu od 30 lat) i wygrały Ligę Europy (42 lata po triumfie w Pucharze UEFA), a ponadto wystąpiły w finale krajowego pucharu i półfinale LE. A przed nimi debiut w fazie grupowej Ligi Mistrzów.

Co prawda 11. pozycja w minionym sezonie 1. Bundesligi nie powala na kolana, ale to cena za rewolucję ostatniego lata i zwycięstwo w LE. Poza Bobiciem z Eintrachtu odszedł trener Adi Huetter (do Borussii Moenchengladbach), którego zastąpił Oliver Glasner i potrzebował czasu do ogarnięcia wszystkiego. Ekipa z Frankfurtu prędziutko odpadła z Pucharu Niemiec (wyeliminowana przez III-ligowy Waldhof Mannheim), a w lidze premierowo wygrała dopiero w 7. kolejce. Z kolei wiosną, kiedy tylko na horyzoncie zamajaczyła okazja do sukcesu w LE, zupełnie odpuszczono sobie krajowe podwórko. W 2022 roku Die Adler zdobyli ledwie 15 punktów, dwa więcej od Greuther Fuerth, spadkowicza.

Trzeba szukać gdzie indziej

Pewnie bez ryzyka można rozgrywki 2021/22 określić jako przejściowe, ale tylko sportowo. Finansowo Eintracht harmonijnie rośnie w siłę, o co dba rządzący od 22 lat prezes Peter Fischer. W 2021 roku osiągnięto 60-procentowy wzrost przychodów komercyjnych na przestrzeni poprzednich pięciu lat. Na korzystnych warunkach przedłużono umowę z firmą Indeed, sprzedano miejsca na rękawach DPD i prawa do nazwy stadionu Deutsche Bankowi, zainicjowano partnerstwo z Uberem.

Władze Eintrachtu doskonale zdawały sobie sprawę, że do rywalizacji z najlepszymi trzeba pieniędzy, a że nie mogły liczyć na rodzinną fortunę właściciela, zaczęły szukać alternatywnych źródeł dochodu. W 2019 roku powołano do życia EintrachtTech, spółkę technologiczną zależną od klubu, której kierowanie powierzono Timmowi Jaegerowi, w przeszłości konsultantowi strategicznemu w Boston Consulting Group i liderowi zespołu planowania w BMW Group.

Ponieważ nie mamy inwestorów zewnętrznych i nie występujemy w Lidze Mistrzów każdego roku, jesteśmy w mniej korzystnej sytuacji finansowej. Chcielibyśmy rywalizować z tymi najmocniejszymi na boisku i aby móc pozyskać najlepszych piłkarzy, musisz być konkurencyjny również ekonomicznie. To był powód, dla którego powiedzieliśmy: „OK, musimy być bardziej innowacyjni niż inni, bardziej cyfrowi niż reszta” – wyjaśniał Jaeger portalowi SportsPro.

Ale co to znaczy konkretnie? Przede wszystkim stworzono aplikację Mainaqila, która łączy w sobie treści na temat Eintrachtu, sprzedaż biletów, e-commerce i narzędzia do angażowania kibiców. To kluczowy projekt. Dzięki niemu Die Adler nie tylko nawiązują kontakt z fanami, lecz także gromadzą dane, które pomagają coraz lepiej zaspokajać ich potrzeby. W większości klubów sprzedaż biletów czy gadżetów odbywa się za pośrednictwem zewnętrznych platform i to one zbierają informacje o nabywcach, nie kluby.

A my mamy własnych analityków danych w EintrachtTech. Jesteśmy właścicielami każdego cyfrowego punktu kontaktu z kibicem, generujemy wiele informacji i możemy naprawdę stworzyć kompleksowy obraz każdego fana. Pod względem jego preferencji zakupowych, dotyczących treści itp. – tłumaczył Jaeger.

Ponadto poprzez Mainaqilę użytkownicy mogą kupować bilety komunikacji publicznej, ubezpieczenia czy taryfy energetyczne.

To nie wszystko, bo we współpracy z Deutsche Bankiem oraz Mastercard stworzono systemem płatności przeznaczony dla kibiców Eintrachtu – Mainpay. Co fundamentalne, to cyfrowy portfel działający poza stadionem, na zasadzie Apple Pay czy Google Pay, więc można dzięki niemu płacić w zwykłym sklepie, zupełnie nie związanym z Die Adler.

Działacze z Frankfurtu zarabiają również na stadionie – Deutsche Bank Park. Jak podawał Bild, od maja do września na stadionie było lub będzie 18 imprez, najwięcej w Europie. Dla porównania w tym czasie: 

  • na Stade de France w Paryżu – 15
  • na Wembley w Londynie – 13
  • na RheinEnergieStadion w Kolonii – 6
  • na Allianz Arena w Monachium – 6

Zgodnie z wyliczeniami niemieckiego dziennika, wynajmowanie obiektu na wydarzenia muzyczne generuje pięć milionów euro dochodu dla Eintrachtu, a po odliczeniu kosztów zostaje trzy milionów zysku.

Według raportu Deloitte za ostatni przedpandemiczny sezon Die Adler pierwszy raz w historii znaleźli się wśród 20 najbogatszych klubów Starego Kontynentu. Pandemia uderzyła w finanse, zamknięte trybuny oznaczały stratę mniej więcej 70 milionów, ale na ostatniej edycji LE zarobiono 30 milionów, a kolejne 30 milionów pojawi się na koncie z okazji występu w fazie grupowej LM.

Słowem – można się spodziewać, że Eintracht niedługo znów znajdzie się wśród najbogatszych.

To wszystko rzecz jasna wpływa na popularność Die Adler. Gdy w 2000 roku Fischer obejmował stanowisko, klub z Frankfurtu miał pięć tysięcy członków. W trakcie minionego sezonu osiągnięto 100 tysięcy. Wcześniej tylko czterem drużynom w Niemczech udało się dobić to tego poziomu – Bayernowi Monachium (293k), Borussii Dortmund (157k), Schalke 04 Gelsenkirchen (160k) i FC Koeln (115k).

Wyjście z grupy – standard

W gabinecie prezesa do spraw sportowych nie ma Bobicia, za to jest wyciągnięty z Lipska Markus Kroesche, który ze wsparciem Mangi idzie już wytyczoną ścieżką. Na samym starcie swojej kadencji ściągnął za darmo Rafaela Borre (strzelca gola w finale z Rangersami), wypożyczył na półtora roku Ansgara Knauffa z Borussii Dortmund czy zapłacił 7 milionów euro Broendby za Jespera Lindstroema. Natomiast tego lata wyłożono 6 milionów za Lucasa Alario, 4 miliony za Maria Goetzego czy 2,5 miliona za Hrvoje Smolcicia oraz za 10 milionów wykupiono Jensa Pettera Hauge i za 3,5 miliona Kristijana Jakicia. Ewidentny progres w zestawieniu z debiutanckim oknem transferowym Bobicia i Mangi, co nie znaczy, że zrezygnowano z wypożyczeń. Ot, wyszperano z Juventusu Lukę Pellegriniego czy z Paris Saint-Germain Juniora Dinę Ebimbe.

W fazie grupowej LM Eintracht zmierzy się z Tottenhamem, Sportingiem Lizbona i Olympique Marsylia – poważni przeciwnicy, ale przecież w drodze po LE Die Adler musieli uporać się z Betisem, Barceloną czy West Hamem. Solidne przetarcie.

Od rozgrywek 2014/15 zwycięzca LE występuje w następnym sezonie w LM i fani zespołu z Frankfurtu mogą czuć optymizm, biorąc pod uwagę historię. Oto bilans triumfatorów LE w LM:

  • 15/16: Sevilla – 3. miejsce w grupie 
  • 16/17: Sevilla – 1/8 finału
  • 17/18: Manchester United – 1/8 finału
  • 18/19: Atletico Madryt – 1/8 finału
  • 19/20: Chelsea – 1/8 finału
  • 20/21: Sevilla – 1/8 finału
  • 21/22: Villarreal – półfinał

Jak widać, tylko raz nie udało się zakwalifikować do fazy play-off, więc nad Menem mogą oczekiwać, że w najbliższych miesiącach udane mecze w LM jeszcze podkręcą tempo rozwoju Eintrachtu.

CZYTAJ WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
3
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
15
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Liga Mistrzów

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

3 komentarze

Loading...