Reklama

Prezes Ruchu: Stare demony wciąż żyją, ale dokonaliśmy niemożliwego

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

08 lipca 2022, 11:08 • 11 min czytania 10 komentarzy

Seweryn Siemianowski, prezes „Niebieskich”, to postać w chorzowskim środowisku wyjątkowa. Kiedyś zawodnik, później trener grup młodzieżowych, a od 2019 roku prezes klubu. Dziś, po trzech latach pod jego przewodnictwem, upadły Ruch wrócił na zaplecze Ekstraklasy, co można uznać za ogromny wyczyn. Skala problemów finansowych i generalnie liczba wyzwań do podjęcia była tak duża, że nawet największy optymista nie mógł zakładać tak szybkiej reanimacji. Ruchowi w trzy lata udało się zrobić dwa awanse: – W początkowej fazie, jakby na to spojrzeć z boku, normalnie nie byłoby na to szans. Tak wtedy podpowiadał rozum – mówi nam prezes Siemianowski, z którym porozmawialiśmy o odbudowie klubu, kulisach jego pracy, długach, nowym stadionie, byciu zakładnikiem historii, mocy klubowych gadżetów, filozofii zarządzania Ruchem i nadchodzącej przyszłości.

Prezes Ruchu: Stare demony wciąż żyją, ale dokonaliśmy niemożliwego

Jakie to uczucie wyciągnąć wielokrotnego mistrza Polski z historycznego kryzysu?

Człowiek jest dumny. Dzisiaj tylko sobie potwierdziliśmy, że warto było to zrobić. Ale to dopiero początek. Jeden z etapów, kilka kroków. Przed nami jeszcze wiele roboty, chcemy piąć się wyżej. Cieszymy się z tego, co już mamy, ale jednocześnie martwimy się kolejnymi wyzwaniami.

Powiedział pan kiedyś, że niebo nad Chorzowem, mimo braku czarnych chmur, nie jest jeszcze niebieskie.

Niestety swoje robi proces „czyszczenia przeszłości”. To nie jest proste. Troszkę nam jeszcze brakuje, żeby ogłosić zwycięstwo nad starymi demonami Ruchu. Wciąż z nimi walczymy, rozwijając się w tym samym momencie. Musimy robić jedno i drugie, żeby to miało rację bytu. Im jesteśmy wyżej jako klub, tym większe mamy możliwości. Tak trzeba to postrzegać.

Reklama

Czyli jednoczesne zasypywanie długów i wspinanie się po kolejnych szczeblach jest możliwe.

W początkowej fazie, jakby na to spojrzeć z boku, normalnie nie byłoby na to szans. Tak wtedy podpowiadał rozum, ale serce mówiło inaczej. Szanse były małe, ale udało się dzięki pomocy wielu ludzi, którzy kochają ten klub. Bez optymizmu, czasami nawet hurraoptymizmu, byłoby naprawdę trudno. Dlatego tym większą mamy satysfakcję, bo logiczne pobudki za nami wtedy nie przemawiały.

Tajemnica sukcesu Ruchu to najbliższe środowisko klubu?

Dokładnie, choć nie tylko serce i zaangażowanie ludzi było ważne, a również ich racjonalność i profesjonalizm. Za odbudowę klubu wzięli się ludzie, którzy dobrze potrafią prowadzić interesy. To się fajnie wszystko zazębiło. Stworzyliśmy maszynę, której nie będzie teraz tak łatwo wykoleić. Mamy silniejsze fundamenty.

Ile długów zostało spłaconych, a ile zostało?

Na pewno został jeszcze układ do rozbrojenia. Jego część chcemy jeszcze w tym roku rozwiązać. Jest też kilka mniejszych spraw bieżących, ale na tyle bezpiecznych, że nie ma co bić na alarm. Nie ma zagrożeń finansowych. Wcześniej były, człowiek mógł się kompletnie załamać na widok zaległych kwot. Dzisiaj jednak skrupulatnie zasypujemy każdą dziurę. No i okazało się, że z szafy wypadły też „trupy pozytywne”. Niespodzianki pokroju procentów za sprzedaż zawodnika czy pieniądze z „solidarity payment”. To bardzo nam pomogło. Mamy płynność finansową od ponad dwóch lat, a nasza wiarygodność na wtedy spalonej ziemi wzrosła. Na razie ta ziemia została dopiero spulchniona, zasiana i podlewana. Na plony będzie trzeba poczekać.

Reklama

Cieszę się, że nasze działania zostały zauważone. Widzę, że funkcjonuje poczta pantoflowa choćby między zawodnikami. Idzie wieść, że jesteśmy słowni i nikt nikogo tutaj nie oszuka. Odcinamy się od przeszłości, to fajna sprawa. Ruch jest postrzegany coraz lepiej, to dobry prognostyk na przyszłość.

Ciekawe to określenie „trupy pozytywne”. Ale tych standardowych pewnie było więcej, kiedy wchodził pan do klubu.

Początkowo miałem pojęcie o 1/10 tego, jeśli nie mniej, co później wyszło na jaw. Może i dobrze, że nie wiedziałem o pełnej skali problemów, bo inaczej mógłbym nie zdecydować się na działanie! A tak człowiek wszedł z pozytywnym nastawieniem i zaczął z tym walczyć. Z tymi zombiakami, które tu były. Z tym, że powtarzam: zrobienie tego tylko rozumem to byłoby typowe mission impossible. Tu wiele trzeba zawdzięczać ludziom z pasją i dobrymi intencjami. To oni uratowali Ruch.

Traktuje to pan jako misję?

Oczywiście. Raz, że to nie jest zwykła robota. Dwa: lukratywne stanowisko to też nie jest. Chcę zostawić po sobie coś dobrego. To moja życiowa dewiza. Warto, naprawdę warto. Idziemy w dobrym kierunku, bo oprócz zmian strukturalnych zaskakująco szybko rozwijamy się sportowo. Czasem można urobić się po pachy, robiąc coś 24 godziny na dobę, a i tak nic mogłoby z tego nie wyjść. Na szczęście nasza praca przynosi efekty, choć trzeba czasami uśmiechu losu. My go mamy i pokonujemy kolejne przeszkody.

Tak, kokosów na tym pan nie zarobi.

Dokładnie! Na początku to było wręcz dopłacanie. Dalej nie jest kolorowo, ale nie liczę na nie wiadomo co. Jako zawodnik zawsze najmniej w Ruchu zarabiałem i jako prezes chyba też najmniej w historii klubu. Nie ma co o tym myśleć, liczy się dobro klubu. Chcę patrzeć w lustro czy ludziom w twarz z dumą, że dzięki odpowiedniemu poświęceniu Ruch Chorzów wrócił odmieniony na salony.

Ludzie darzą pana pełnym zaufaniem? Prezes ma raczej tę przewagę, że jest wyjątkowo związany z klubem, nie jest kimś z zewnątrz. Dlatego też wieści o przeciągającej się budowie stadionu chyba są traktowane z większym zrozumieniem. Nikt pana na taczkach nie wywiezie, bo ten projekt stoi, skoro są ważniejsze sprawy do załatwienia.

Od dziecka jestem związany z Ruchem. Mieszkam też obok stadionu. Nie wyobrażam sobie, żeby kogoś oszukać lub bajki opowiadać. Wstyd spojrzeć sąsiadom w oczy, tak samo jak po porażkach. Co do stadionu – to przede wszystkim rola miasta. Ja staram się na to wpływać, ale nic nie mogę obiecać. Nigdy dziecku nie obiecam lizaka, jeśli nie mam go w ręku czy nie mam szans go mieć. Deklaracje były wcześniej, lecz przez różne niesprzyjające sytuacje nie mogły wejść w życie. Kwestia stadionu utknęła w martwym punkcie przez sprawy niezależne od nas. Na pewno jest pozytywna aura do zmian, ale niestety nie wszystko zależy od klubu.

W każdym razie, z każdej strony próbuję drążyć skałę. Każdego staram się zarażać myśleniem, że się da i że jest to najważniejsza, społeczna potrzeba w mieście. Różne stoją za tym historie. Polityczne, stricte miasta z finansami… Miasta przeżywają najtrudniejszy okres teraz, więc to poniekąd rozumiem. To byłby wyczyn, gdyby w najbliższym czasie coś w kwestii nowego stadionu ruszyło. Trzeba tylko tego bardzo chcieć. Pokazaliśmy już, że rzeczy niemożliwe są  możliwe.

Bije od pana optymizm, tutaj nie ma wątpliwości.

Marudzić każdy potrafi, a pozytywnie myśleć nie każdy! Czasami ten optymizm przynosi efekty, czasami nie. Ale taki już jestem.

Nie boi się pan, że w tym nowym otwarciu Ruch będzie zakładnikiem swojej historii? Ona może ciążyć i niecierpliwić kibiców.

Tak, rozumiem takie obawy. Dbamy o naszą historię, o niej nasi historycy piszą książki, ale fakt – nie można się w niej zatracić. Historia to nasz największy skarb, dbamy o nasze legendy i wszystko co z tą historią związane. To nie było wcześniej robione. Jednocześnie staramy się uczyć wszystkich pokory i cierpliwości, swego rodzaju współodpowiedzialności za klub. Oczekujemy zaangażowania na poziomie 1920% od samych siebie, kibiców i piłkarzy, nawet wtedy jeśli jest gorzej. A bywają też gorsze momenty, jak to w sporcie bywa.

Czujemy presję przeszłości. Miejsce Ruchu zawsze było w Ekstraklasie, ale powrót na najwyższy szczyt będzie bardzo trudny. Dlatego ten nasz wózek wszyscy muszą pchać w jednym kierunku, mimo że ten cel jest jeszcze odległy. Piszemy nową historię, nawiązując do starej. Ani jednego, ani drugiego nie da się przeskoczyć. Ruch to klub z wielką przeszłością, ale też z przyszłością.

​Dobrze wykorzystujecie tę historię, np. w sprzedawaniu gadżetów. Jesteście jednym z najlepszych klubów w Polsce, jeśli chodzi o zarobki z tego segmentu.

Ostatnio mieliśmy pod tym względem czwarte miejsce w Polsce, będąc klubem drugoligowym. Odnotowaliśmy sześciokrotnie lepszy wynik względem najlepszego roku Ruchu w Ekstraklasie. To wielka rzecz. Jest też prawdopodobieństwo, że w 2022 roku będzie jeszcze lepszy wynik w porównaniu z 2021 rokiem. Zainwestowaliśmy w tę dziedzinę, mając w głowie plan, że to będzie ważny element naszego utrzymania. Cieszymy się, że kibice tego chcą. Dostają produkt dobrej jakości i zarazem wspierają klub, z czego wynika podwójna radość i satysfakcja.

Sprzedaż gadżetów wypada rewelacyjnie. Wiele zawdzięczamy świadomości kibiców. Wymyślamy nowe brandy, nowe produkty, zmieniliśmy dostawcę sprzętu na Nike. Generalnie ciągle pracujemy nad promowaniem marki Ruchu, która jest topowa w kraju. Głupio byłoby to zaniedbać. Tym bardziej, że rynek otwiera się nam na nowo na szerszą skalę, już w 1. lidze.

Założył sobie pan, po ilu latach Ruch wróci do Ekstraklasy?

Każdy racjonalnie myślący człowiek zakładał, że w momencie przejęcia przez nas to wydarzy się nie wcześniej niż za 10 lat. Okazuje się, że po kilku latach działania jesteśmy na zapleczu Ekstraklasy. Nie wiadomo jednak, kiedy się tam odbijemy. Ten ostatni krok jest najtrudniejszy, dlatego musieliśmy zrobić małą rewolucję w szatni. Różnica między 2. ligą a zapleczem i Ekstraklasą jest duża. Po dwóch awansach z rzędu mamy wielki szacunek do wszystkich chłopaków, którzy wypracowali na boisku te cele, którzy ciągnęli ten wózek. Ale teraz ten wózek jest coraz cięższy i szybszy. Myślimy do przodu, nie możemy stracić czujności.

W 1. lidze nie będzie życia ponad stan?

Absolutnie nie. Trzeba wiedzieć, jaki ma się budżet i – broń Boże – nie przekraczać go. Żyć ponad stan w tej branży jest bardzo łatwo, ale my do tego nie dopuścimy. Chcemy mieć jak najlepszy zespół, tyle że w granicach finansowego rozsądku. Nie ma mowy, że jednym czy dwoma sezonami zburzymy to, co do tej pory odbudowaliśmy. Byle w 1. lidze nie być chłopcem do bicia i będzie w porządku. Chcemy godnie w tej lidze wystartować, pokazać się z najlepszej strony. Nie wiem, co to przyniesie, ale trzeba zakładać różne scenariusze. 1. liga zawsze jest mocna, a teraz będzie być może najmocniejsza od lat. Nie ma faworytów do spadków i awansów, to wszystko jest bardzo wyrównane.

Chcemy być efektywni i efektowni. Zakładam, że telewizja chętnie będzie nas pokazywać, więc wstydu przynosić po prostu nie wypada. Nie chcę jednak składać żadnych deklaracji. Wchodzimy jako beniaminek i postaramy się namieszać na zapleczu Ekstraklasy. W szatni jakiś cel sobie postawimy, owszem, natomiast on będzie ulegał aktualizacji w zależności od wyników. Nie ma hurraoptymizmu, musi być zachowany rozsądek.

Takie podejście wydaje się najbardziej zasadne. Nie ma co porywać się z motyka na słońce.

Niedawno w Ruchu było totalne dno i trzeba o tym pamiętać. Sportowo powinniśmy wyglądać dobrze, ale najwięcej roboty będzie nadal w biurach. Sportowa ścieżka nam pomaga, ale nie wyprzedzi pewnych mankamentów. Dlatego powtarzam: chłodna głowa, praca, pokora, i determinacja. Lepiej mniej gadać i więcej robić. Kibic Ruchu nauczył się cierpieć, a teraz uczy się cierpliwości.

Jak rozmawiacie z potencjalnymi piłkarzami Ruchu, to czujecie, że siła marki na poziomie 1. ligi działa mocniej? Zwłaszcza po osiągnięciu wiarygodności, której wcześniej brakowało?

Czujemy to, zdecydowanie. Nie wiem, czy są tacy piłkarze, którzy chcieliby grać przy pustych trybunach. Ruch oferuje atmosferę, wspaniałych kibiców, pełny stadion, emocje. Myślę, że każdy zawodnik chciałby przeżywać to wszystko co tydzień. To dobry argument. Jeśli chodzi o pieniądze w kontraktach – cóż, może jest ich mało, ale wszystko jest wypłacane. W projektowaniu listy płac jesteśmy racjonalni. Widzę, że to działa, bo nawet jeśli ktoś ma lepszą ofertę pod względem finansowym, to i tak przychodzi do nas. Mamy dzięki temu zawodników głodnych sukcesu, którzy chcą coś udowodnić. Każdy wie, że przyjście tutaj wiąże się ze wsparciem kibiców.

Trzy lata temu nie było takiej przychylności, był bojkot. Dzisiaj fani są pobudzeni i każdą wieścią o nowym zawodniku niesamowicie żyją. Co ważne, kibicować przychodzą też młodsi, nowi fani. To pokazuje, że ta tradycja kibicowska w Ruchu, choć była trochę zakurzona, nadal istnieje. To ma przyszłość. Piłkarzy to przekonuje.

Chcecie pójść wzorem ściągania zawodników, którzy mają Ruch w CV?

Każdy piłkarz, jaki tutaj był, świetnie wspomina Ruch z punktu widzenia atmosfery. Ma większe czy mniejsze przywiązane do tego klubu, do tych kibiców. Teraz przyszedł do nas Maciej Sadlok czy Łukasz Moneta, Mateusz Winciersz a może będą kiedyś kolejni. W poprzednim sezonie 25 zawodników, wcześniej związanych z Ruchem, znajdowało się w kadrach zespołów Ekstraklasy. Mamy konkretną tożsamość. Oczywiście nie każdy w przeszłości opuszczał klub w zgodzie, działy się w klubie różne rzeczy. Ale to już przeszłość. Odcięliśmy się od tego grubą linią.

Niestety są tacy zawodnicy, którzy zrazili się do Ruchu, ale i tak mają od nas zielone światło na powrót. Poza tym korzystamy z naszych grup młodzieżowych i szukamy głodnych, ambitnych zawodników, mniej doświadczonych, dla których Ruch może być ważnym krokiem w rozwoju. Z takim założeniem braliśmy najlepszych zawodników z naszej 3. ligi, z której wyszliśmy rok temu. Podobnie postępujemy teraz z 2. ligą. Uważam, że to fajna droga. Bez ambitnych piłkarzy staniemy w miejscu. Z trawy jest zawsze dużo do podniesienia. To ich motywuje.

Czego nauczył się pan do tej pory w roli prezesa?

Oj, wielu rzeczy. Na pewno lepszej organizacji, planowania czasu, pracowania na wyższych obrotach. To zawsze miałem dobrze prowadzone, ale musiałem wejść na jeszcze wyższy poziom. Działamy wspólnie z Markiem Godzińskim i Marcinem Stokłosą, uczymy się nowych rzeczy od siebie. Każdy z nas coraz więcej wie o sprawach sportowych, zarządzaniu i potrzebach kibiców. Działamy wielotorowo. Nauczyłem się też wielu rzeczy prawnych, bardzo zagmatwanych. Na początku się zastanawiałem, czy mówią do mnie po polsku, a teraz człowiek wszystko łapie, bo musi. Nauczyłem się szerzej patrzeć na sprawy sportowe oraz związane z zarządzaniem klubu. Na razie zmierza to w dobrym kierunku, ciągle staram się wyciągać wnioski.

Zgadza się pan z tezą, że na tym etapie lepiej biednie, ale pewnie?

Raczej tak. Nie ma co ukrywać – w 1. lidze będziemy może biedakami, ale takimi, którzy mają plan na siebie, niewygodnymi dla rywali i wiarygodnymi w tym środowisku. Będziemy chodzić z podniesionym czołem, ale bez sodówki. Na kolejnym szczeblu chcemy dać piłkarskiej Polsce sygnał, że po latach mamy znów coś ciekawego do zaoferowania.

 

WIĘCEJ O RUCHU CHORZÓW:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Patryk Stec
6
Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Betclic 1 liga

Komentarze

10 komentarzy

Loading...