Reklama

PRASA. Glik: Kiedy odejdę z reprezentacji? Gdy nie będę czuł ognia

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

04 czerwca 2022, 08:25 • 12 min czytania 13 komentarzy

Weekendową prasę dominuje Iga Świątek (i słusznie), ale znajdziemy też trochę piłkarskich wieści. Sporo o meczach kadry, nie tylko polskiej, trochę wieści z ligowych boisk.

PRASA. Glik: Kiedy odejdę z reprezentacji? Gdy nie będę czuł ognia

Sport

Walia gotowa na mecz z Ukrainą. Kto pojedzie na mundial?

Walia, która zapewniła sobie awans do finału baraży już w marcu, pokonując Austrię 2:1, do tego, by poradzić sobie z Ukraińcami, potrzebuje swoich asów. Bale, we wspomnianym półfinale baraży, strzelił oba gole bez których decydującej rozgrywki nie byłoby. W fazie grupowej eliminacji, Walia grała w grupie pięciozespołowej. Piłkarz Reali Madryt i Ramsey strzelili 6 z 14 bramek. W sumie zatem uzyskali 8 z 16, czyli połowę wszystkich goli strzelonych przez Walijczyków w tych eliminacjach. Nic dziwnego, że teraz trener Page i cały kraj liczą na tych graczy. – Zostawiłem niektórych zawodników poza kadrą. Wynikało to z z przygotowań na mecz w niedzielę. Chcieliśmy uniknąć niepotrzebnego ryzyka i kontuzji – mówił po meczu z Polakami selekcjoner „Smoków”, który mimo to był zadowolony z postawy swoich podopiecznych we Wrocławiu. – Wiedzieliśmy, że czeka nas mecz z wymagającym rywalem i tak było. Ten mecz mi przypominał ten sprzed 12 miesięcy z Francją, kiedy też chcieliśmy dać minuty zawodnikom, którzy grali trochę mniej. Dzisiaj też tak było. Zebraliśmy bardzo cenne doświadczenie z wymagającym przeciwnikiem – podkreślił Rob Page. – Jak przegrywać, to właśnie w taki sposób – zaznaczył.

Tradycja doczekała się kontynuacji. W kadrze znów grają zawodnicy z Rudy Śląskiej.

Reklama

Po wojnie w kadrze byli inni znakomici zawodnicy pochodzący z Rudy Śląskiej. Grało ich w narodowych barwach nawet trzech na raz. Oczywiście reprezentowali, jak Cyganek wcześniej, inne kluby. Marceli Strzykalski i Lucjan Brychczy pochodzili z Nowego Bytomia. Grali w miejscowej Pogoni. Brychczy to oczywiście legenda Legii Warszawa, jeden z najlepszych ligowych napastników, ale nie tak dobry, jak Ernest Pohl. Ten były zawodnik Slavii Ruda Śląska jest najlepszym snajperem w dziejach ekstraklasy. Na koncie ma 186 trafień. W reprezentacji w 46 grach strzelił 39 bramek. Lepszą średnią od niego z polskich napastników ma tylko Ernest Wilimowski (Pohl – 0,85 gola na mecz, niesamowity „Ezi” – 0,96, Lewandowski – 0,55). Od jego imienia nazywa się stadion Górnika Zabrze. Były mecze, jak choćby Polska – Bułgaria w sierpniu 1956 roku na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu, czy spotkania w 1959 roku Polska – Rumunia i słynne starcie biało-czerwonych z Hiszpanią na Śląskim w eliminacjach Pucharu Narodów, gdzie Strzykalski, Brychczy i Pohl grali razem, a więc na boisku było aż 3 graczy pochodzących z Rudy Śląskiej. Teraz, po latach mieliśmy dwójkę, bramkarza Kamila Grabarę i najlepszego młodzieżowca ekstraklasy w poprzednim sezonie Jakuba Kamińskiego.

Niemcy celują w sukces w Lidze Narodów. Hansi Flick szykuje się do poważniejszych wyzwań.

Hansi Flick, nadal znajduje się na placu budowy. Jego zatrudnienie w roli selekcjonera przyjęto z dużym optymizmem, choć wszyscy wiedzieli, że czeka go długa i żmudna praca. Poza aspektem typowo sportowym ważny był element społeczny, bo Niemcy przeżywali wyraźny kryzys we wspieraniu swojej reprezentacji. Gra „Die Mannschaft” pod wodzą Flicka nie była jak na razie perfekcyjna, ale od ostatnich lat Loewa odróżniało ją jedno – wyniki. Z nowym selekcjonerem Niemcy wygrali pierwsze 8 meczów, dopiero ostatni sparing (z Holandią) remisując. Daje to średnią punktową 2,78 na spotkanie i bilans goli 34:3 w 9 meczach. Tyle tylko, że poza „Oranje” Niemcy nie mierzyli się z poważnymi rywalami. Dlatego nadchodzące spotkania Ligi Narodów będą pierwszym prawdziwym egzaminem dla Flicka. Wiadomo, że z pustego to i Salomon nie naleje, dlatego Niemcy jak= nie mieli, tak nadal nie mają napastnika z prawdziwego zdarzenia.

Martin Konczkowski miał kilka ofert. Wybrał najlepszą.

Reklama

Działacze Piasta już pewien czas temu rozpoczęli z „Konczim” rozmowy ws. nowej umowy. Z obu stron była wola przedłużenia, ale stanowiska nie zbliżyły się na tyle, aby osiągnąć kompromis. W pewnym momencie, czyli pod koniec sezonu, gdy na horyzoncie pojawiły się inne zainteresowane kluby, gliwiczanie jakby odpuścili. Śląsk nie był jedynym zainteresowanym. Możliwość sprowadzenia „Koncziego” sondować miały też Lechia i Pogoń, lecz to właśnie wrocławianie okazali się najbardziej konkretni i przekonujący. Oferta dla piłkarza była tak dobra, że ten nie chciał już dłużej czekać na reakcję z Okrzei. W tym tygodniu piłkarz pojawił się w stolicy Dolnego Śląska i przeszedł testy medyczne oraz dopiął szczegóły umowy. To dwuletni kontrakt z opcją prolongaty o 12 miesięcy, którego ogłoszenie nastąpiło wczoraj. W Śląsku, który w minionych rozgrywkach rozczarował, ma dojść do dużych zmian. Transfer Konczkowskiego i zatrudnienie trenera Ivana Djurdjevicia, to może być dopiero początek, bo być może klub zmieni właściciela. 

Maciej Gostomski to kolejny bramkarz przymierzany do Górnika Zabrze.

Pisaliśmy o tym, że na radarze „górników” jest nie kto inny, jak Tomasz Loska. Były bramkarz zabrzan w ostatnich dwóch latach występował w Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Z klubem z Małopolski zaliczył zarówno awans, jak i spadek z ekstraklasy. Teraz niewykluczone, że wróci do siebie. Jak faktycznie będzie, pokażą najbliższe tygodnie. Popularny „Gienek” to nie jedyne bramkarskie nazwisko, które pojawia się przy okazji Górnika z Zabrza. Na radarze ma też być inny z golkiperów, którzy zaliczyli w w tym sezonie spadek. W tym wypadku chodzi o doświadczonego Macieja Gostomskiego z Górnika Łęczna. Choć wpuścił w sumie 58 goli, czyli więcej niż stracili zabrzanie, to jednak i tak należał do mocnych punktów swojego zespołu, co było też widać w klasyfikacji „Złotych butów” naszej redakcji. W sumie w 6 z 32 ligowych meczów zachował czyste konto. Czy trafi na Górny Śląsk?

Leszek Bartnicki podsumowuje sezon GKS-u Tychy. Wystawia klubowi dwójkę.

Jaką notę, używając skali szkolnej, wystawiłby pan drużynie GKS-u Tychy za rundę wiosenną?

– Oceniając wyniki, wystawiłbym dwójkę z plusem, używając skali od jedynki do szóstki. Co tu dużo mówić. W tabeli rundy wiosennej zajęliśmy czwarte miejsce od końca, bo tylko Podbeskidzie, GKS Jastrzębie i Skra punktowały gorzej. Rozczarowanie jest tym większe, że po pierwszych meczach rundy wiosennej nic tego nie zapowiadało. Spadliśmy z miejsca w strefie barażowej na 12. pozycję. Wygraliśmy tylko trzy razy. Były wprawdzie mecze, w których z gry zanosiło się na lepsze rezultaty i gdybyśmy sięgnęli po zwycięstwa, to pewnie ocena byłaby inna, ale w tej sytuacji musimy przyjąć to co się stało z pokorą. Można tylko przeprosić wszystkich, że tak to wyglądało, bo na pewno dla nas wszystkich ten sezon skończył się dużo poniżej oczekiwań. Mimo wszystko do meczu ze Skrą – powiem szczerze – realnie wierzyłem, że będziemy w barażach.

Co pana szczególnie rozczarowało?

– To, jak zagraliśmy z zespołami z dołu tabeli. Bolały porażki ze Stomilem Olsztyn, z GKSem Jastrzębie, ze Skrą Częstochowa. Drużyna, która ma ambitne cele, nie może stracić aż tylu punktów ze spadkowiczami, a my z zespołami, które spadły wiosną, zdobyliśmy tylko jeden punkt. Dla mnie wielkim minusem jest też to, że w całej rundzie wiosennej zagraliśmy tylko jeden mecz, w którym nie straciliśmy gola, a przecież fundamentem dobrego wyniku jest to, żeby rywal nie zdobył bramki. Natomiast my po pierwszym wiosennym bezbramkowym meczu z Podbeskidziem nie potrafiliśmy już ani razu zachować czystego konta strat, a często mecze zaczynaliśmy od 0:1.

Stadion Odry Opole jednym z najpiękniejszych w kraju? Tak uważa prezydent miasta.

Nowy obiekt to już dla przyszłości piłki w Opolu potrzeba chwili i konsekwencją pewnych działań. Pierwszoligowa Odra od przełomu 2019 i 2020 roku działa jako miejska spółka, a nie ma infrastruktury umożliwiającej zdobycie bezproblemowej licencji nawet na grę w pierwszej lidze, która nie jest szczytem marzeń opolan, skoro przed laty spędzili ponad 20 sezonów na najwyższym szczeblu. Wysłużony obiekt przy ul. Oleskiej, w którego miejscu docelowo stanie aquapark, nie ma m.in. systemu podgrzewanej murawy, dlatego na okres późnojesienny i wczesnowiosenny musi mieć w zanadrzu stadion zastępczy (jest nim Lubin). Mówimy tylko o pierwszej lidze, a gdzie tam ekstraklasa, o którą Odra w tym sezonie się otarła, przegrywając walkę o awans dopiero w barażach… – Odra błyszczy, wyniki są świetne. Byłem osobiście świadkiem niedawnych zwycięstw z Widzewem, GKS-em Katowice. W ostatnim czasie wydarzyło się wiele dobrego i musimy zadbać o to, by klub mógł się rozwijać, mógł zagrać w najwyższej lidze, gdyby sportowo udało mu się taki awans wywalczyć. Do tego potrzebne jest zaplecze – przyznał Wiśniewski. Nowy stadion pomieścić ma ponad 11,5 tysiąca widzów. Na wizualizacjach prezentuje się bardzo efektownie. – Myślę, że będzie jednym z najpiękniejszych w Polsce. Bardzo nam na tym zależało, stąd zorganizowaliśmy ogólnokrajowy konkurs na koncepcję stadionu; by mógł się wyróżniać. Mamy doświadczonego wykonawcę takich obiektów. Bardzo się cieszę, że znaleźliśmy się w tym punkcie. Oby nasze marzenia się spełniły. I oby za kilka lat na tym stadionie dane nam było oglądać występy Odry w ekstraklasie – uśmiechnął się prezydent Wiśniewski.

Super Express

Kamil Glik w rozmówce o reprezentacji. A także o tym, kiedy z niej odejdzie.

– Jak się czułeś fizycznie w starciu z Walią?

– W klubie zagrałem trzy spotkania w ostatnim czasie. Na moje szczęście jeszcze w ogóle nie byłem na wakacjach. Do ubiegłej soboty cała moja drużyna była w treningu. Dosłownie miałem jeden dzień wolnego. W poniedziałek byłem na treningu, więc nie miałem w ogóle żadnego, nawet krótkiego odpoczynku. Byłem w rytmie treningowym.

– Pojawia się już myśl o Meksyku, naszym pierwszym rywalu na mistrzostwach świata?

– Myślę o tym, co jest tu i teraz. Mamy przed sobą mundial. Ale nigdy do tego tak nie podchodziłem. Wiem, że praktycznie od pięciu lat pytacie mnie, kiedy kończę grę w reprezentacji. Odpowiem tak: kiedy przyjdzie na to czas i nie będę czuł takiego ognia, żeby przyjeżdżać na reprezentację. Jeśli nie będę czuł, że nie mogę tej drużynie pomagać, to wtedy będzie czas, aby się nad tym zastanowić. Dopóki mam ochotę tutaj przyjeżdżać, nawet w czerwcu, gdy mógłbym być na wakacjach, to dlaczego miałbym rezygnować z czegoś, co mi sprawia przyjemność?

Przegląd Sportowy

Kadra ma nowy atak. Nastąpiła zmiana warty, stery przejęła młodzież.

Klasa piłkarska jest w tej historii tematem pobocznym. Nikt nie wątpi, że obecnie akcje Milika czy Piątka na piłkarskiej giełdzie stoją wyżej niż Buksy czy Świderskiego. Nie bez kozery pierwsi dwaj od paru lat grają w klubach z pięciu najlepszych lig Europy, podczas gdy Buksa dopiero do jednej z nich trafi a (transfer do RC Lens powinien zostać ogłoszony lada moment), a „Świderek” o takowej marzy. I nie jest to nawet kwestia wieku, wszak każdy z kolejno wymienionych napastników jest starszy jedynie o rok od następnego. Tyle że to właśnie dwaj ostatni są obecnie bardziej przydatni drużynie narodowej. Od początku EURO 2016 Milik strzelił sześć goli w 36 meczach Biało-Czerwonych. Jedną bramkę więcej uzbierał Świderski, tyle że w 15 meczach. W narodowych barwach zadebiutował przecież nieco ponad rok temu. W tym okresie Piątek trafi ł dwa razy w sześciu meczach, a Buksa pięć w ośmiu. Ostatni z nich aż cztery razy znalazł co prawda drogę do siatki w meczach z San Marino, ale nie można odmawiać mu tego, że góruje nad kolegami walorami, które ceni Czesław Michniewicz. W meczu z Walią (2:1) większość długich piłek była kierowana właśnie na Buksę. Ten miał wykorzystać swoje 193 cm wzrostu w walce z obrońcami. Tyle że wygrał jedynie trzy z ośmiu takich starć, i to pomimo faktu, że nie ustępował żadnemu rywalowi wzrostem. Ten aspekt wymaga zatem jeszcze poprawy, ale można stwierdzić, że właśnie takiego typu napastnika Michniewicz szuka do pary z Lewandowskim. – Adam Buksa potwierdził, że możemy na niego liczyć. Rywalizować z Robertem nie będzie, ale może być dla niego wsparciem, jeśli chodzi o grę dwójką napastników – powiedział selekcjoner na konferencji prasowej po meczu z Walią. Wsparcie ma polegać właśnie na bezpośredniej walce z obrońcami. Dzięki temu Lewy ma więcej swobody w rozgrywaniu akcji ofensywnych, do czego też ma przecież smykałkę. 

Jacek Gmoch ocenia reprezentację Polski.

Co może być naszym zmartwieniem, a co powodem do optymizmu?

Ważne, że wygraliśmy. Natomiast w tym, co zaprezentował zespół w pierwszej połowie, trudno doszukiwać się elementów pozytywnych. Przeciwnik górował – powtórzę – prostym sposobem gry: pressingiem i kontratakiem. Był przy tym odpowiedni poziom techniczny i zrozumienie drużyny. U nas tego nie brakowało. Szczególnie w linii pomocy mieliśmy za dużo „defensorów” a za mało „ofensorów”. W tej strefi e odbierano nam dużo piłek, wysoki pressing rywali uziemiał naszą drużynę. W grze jeden na jednego w zasadzie był tylko
jeden wyróżniający się zawodnik, czyli Piotr Zieliński.

Celem nadrzędnym przygotowań są fi nały mistrzostw świata w Katarze.

Dlatego trenerzy teraz nie muszą stawiać tylko na wynik, ale mogą sprawdzać drużynę w meczach. Oczywiście nie zapominając o tym, że obowiązkiem jest walczyć w nich o zwycięstwo. Dlatego tak długie zgrupowanie i spotkania Ligi Narodów, mając w perspektywie mistrzostwa świata, są bardzo pożyteczne. I analizowanie pierwszej połowy meczu z Walią, że to, tamto i owamto nie funkcjonowało, że był chaos, nie ma sensu. Liczy się to, że wynik uspokaja atmosferę wokół drużyny i że mamy materiał, który napawa optymizmem. 

Po raz kolejny okazało się, że nie da się grać nowocześnie bez wahadeł.

Inaczej… Po raz kolejny okazało się, że nam nie wychodzi gra przy wysokim pressingu rywala. Nie jesteśmy w stanie przeprowadzić, o czym mówił Lewandowski, wielopodaniowej akcji. Do sposobów gry trzeba znaleźć odpowiednich wykonawców i liczę, że w tej powołanej grupie piłkarzy Czesław Michniewicz ich znajdzie. Polska zawsze ze względów klimatycznych, wolicjonalnych, charakterologicznych, bazowała na bardzo dobrej defensywie, umiejętności gry pressingiem i kontrataku. Czy mamy potencjał techniczny, by dołożyć do tego atak pozycyjny, czyli grę przez trzy linie? Zobaczymy, przekonamy się w kolejnych meczach. Na razie cieszy gra po zmianach piłkarzy, ale nie zapominajmy, że przeciwnik nam na to pozwolił i my to wykorzystaliśmy. Widać, że trener potrafi z ławki robić odpowiednie korekty, a przy tym dopisuje mu szczęście.

Argentyna błyszczy, ale Meksyk ma problemy. Nasz grupowy rywal zagrał słabe spotkanie.

Pytań nie brakowało zarówno przed, jak i po meczu. Martino zaskoczył składem, wystawiając w wyjściowej jedenastce niemal 40-letniego golkipera Alfredo Tavalerę, nie biorąc do szerokiej kadry Diego Laineza i Marcelo Floresa oraz wręczając opaskę kapitańską Cesarowi Montesowi. Również ustawienie trójką obrońców mogło zastanawiać, bo po raz ostatni Meksyk zagrał tak niemal rok temu, w przegranym 2:3 meczu z USA w fi nale Ligi Narodów. Roszady w składzie (tylko Montes grał we wcześniejszym meczu z Nigerią od pierwszej minuty) i zmiana taktyki nie pomogły, bo od początku meczu widać było problemy w komunikacji w obronie oraz braki we współpracy w ataku. Urugwaj zagrał uważnie i konsekwentnie w defensywie, twardo i zdecydowanie w środku pola oraz zabójczo skutecznie w ataku (trzy z czterech strzałów znalazły drogę do bramki). Z dobrej strony pokazał się młody Facundo Pellistri, z którym spore kłopoty na prawej stronie miał Jesus Angulo. To właśnie 20-latek z Alaves wywalczył rzut rożny, po którym padł pierwszy gol dla La Celeste, oraz wypracował bramkę Edinsonowi Cavaniemu. Co ciekawe to trafi enie napastnika Manchesteru United padło po zaledwie 21 sekundach drugiej połowy. W 54. minucie 35-latek skompletował dublet, po tym jak wykończył akcję po dośrodkowaniu Damiana Suareza. Wskazówka dla Michniewicza jest więc jasna: atakować prawą stroną.

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Polki miały wielką szansę. Nie skorzystały. Nie wygramy Billie Jean King Cup

Sebastian Warzecha
6
Polki miały wielką szansę. Nie skorzystały. Nie wygramy Billie Jean King Cup
Piłka nożna

POLSKA PRZEGRYWA ZE SZKOCJĄ 1:2 – KOWAL, TWAROWSKI, RUDZKI, PEŁKA

redakcja
0
POLSKA PRZEGRYWA ZE SZKOCJĄ 1:2 – KOWAL, TWAROWSKI, RUDZKI, PEŁKA

Felietony i blogi

Komentarze

13 komentarzy

Loading...