W ostatnich tygodniach w Realu Madryt do głosu zaczęli dochodzić piłkarze poniekąd z drugiego szeregu. Przez cały sezon dużo mówiło się o dobrej postawie Karima Benzemy, Viniciusa Juniora, Thibaut Courtois i Luki Modricia, ale w kluczowej fazie rozgrywek 21/22 nieoceniony jest wkład również innych piłkarzy. Błyszczy Eduardo Camavinga, dobrze spisuje się Fede Valverde, ale nie można zapomnieć o najlepszym okresie Rodrygo od momentu, w którym błysnął w meczu z Galatasaray w sezonie 2019/2020. Nadeszła chwila, w której trzeba lekko podpompować brazylijską nadzieję futbolu i zastanowić się, czy chwilowa zwyżka formy przełoży się na dłuższą perspektywę.
Przybył do Realu Madryt latem 2019 roku. Miał zaledwie 18 lat na karku i wielkie marzenia. W dorobku kilka obiecujących występów w Copa Libertadores, pełny sezon w brazylijskiej Serie A i regularne występy w kadrze U-20. Może nie posiadał jeszcze imponującego CV, ale w futbolu kupuje się też przyszłość i potencjał. Florentino Perez doskonale to rozumie, bo już nie raz sparzył się na doświadczonych graczach. Zarówno przed transferem Rodrygo jak i po. Karuzela transferowa to nie Eden.
Korzenie Rodrygo
Od najmłodszych lat wróżono Rodrygo wielką karierę. Zdobywał mnóstwo nagród dla najlepszego gracza rozgrywek juniorskich. Piłkarz z Osasco szturmem wbijał się do mainstreamu w kraju, w którym futbol traktuje się jako sens istnienia i dar od Boga. Już w 2018 roku Królewscy porozumieli się z Santosem w sprawie pozyskania wówczas siedemnastolatka. Miał jednak jeszcze przez rok ogrywać się w brazylijskim klubie, zanim przeniesie się do Europy.
Ofensywny piłkarz jeszcze w Brazylii rozpoczął naukę języka hiszpańskiego, by po przeprowadzce do Hiszpanii nie mieć problemów komunikacyjnych. Niejeden jego rodak po przenosinach do Europy boleśnie doświadczył adaptacji do nowych warunków. Szok kulturowy, kulinarny, kwestie komunikacyjne i tego typu rzeczy wielokrotnie gasiły zapędy młodych piłkarzy z Ameryki Południowej.
Z Rodrygo miało być i było inaczej. Zanim jeszcze przeprowadził się do Madrytu, z Brazylii dochodziły głosy, że powinien szybko odnaleźć się na Starym Kontynencie. Lokalni dziennikarze podkreślali, że jest już zeuropeizowany i w znacznym stopniu odbiega od rysu stereotypowego Brazylijczyka.
Wielu zawodników z Kraju Kawy wywodzi się z trudnych warunków, dziurawych ulic rozpostartych po fawelach, ale nie Rodrygo. On pochodzi z tzw. dobrego domu, gdzie miał zapewnione dostatnie życie i bez porównania lepszy start niż większość brazylijskiego społeczeństwa.
Złośliwi mogą powiedzieć, że był poniekąd trzymany pod kloszem i sztucznie chroniony przed problemami rówieśników. Rodzice sporządzili mu listę przykazań, których musiał się trzymać. Na niej znalazły się między innymi zakazy protestowania i przeklinania na boisku. Totalne podstawy, ale wielokrotnie powtarzane zakorzeniły się w głowie młodzieńca. Do pewnego stopnia przypomina to sytuację Martina Odegaarda, którego od najmłodszych lat programowano na sukces w profesjonalnej piłce.
Prawdopodobnie właśnie dzięki temu od Rodrygo biła wielka dojrzałości i umiejętność zarządzania karierą. Prosił trenera Santosu o regularną grę na prawej stronie z tego względu, że tam upatrywał swojej szansy na występy w madryckim klubie. To tylko pokazuje, że planował kilka kroków do przodu. Zapobiegliwość godna podziwu, która jest do bólu poprawna.
Nie dało się wystartować lepiej
Rodrygo szybko doprowadził do ekstazy fanów Realu Madryt. Rzadko się zdarza, że piłkarz podczas debiutu (mecz z Osasuną) w pierwszej akcji meczu skręca rywali jak amatorów i pakuje piłkę do sieci niczym stary wyjadacz. Nie da się lepiej wejść do świata dużych chłopców, w którym obraca się milionami euro i liczy się głównie wynik.
Kilka tygodni później rozegrał swój najlepszy mecz w karierze. Pokonał bramkarza Galatasaray lewą nogą, potem prawą nogą i dołożył trafienie głową. Nie powstało chyba jeszcze określenie, które opisuje takiego hat-tricka, więc może dla uproszczenia nazwijmy go “królewskim”?
Przy okazji pobił kilka rekordów. W meczu przeciwko Galatasaray zdobył najszybszy dublet w historii Ligi Mistrzów, stał się najmłodszym Brazylijczykiem z golem w tym rozgrywkach i co logiczne — z hat-trickiem. Wyszedł na murawę pozbawiony jakichkolwiek kompleksów. Wyglądał jak maszyna zaprogramowana na konkretne działania, czyli wszystko zgodnie z planem obmyślonym w rezydencji jego rodziców kilka ładnych lat wcześniej. Można było mówić, że może i Rodrygo jest o pół roku młodszy od Viniciusa, ale piłkarsko jest starszy o minimum kilka lat.
Proroctwa Edmilsona zyskały element podparcia. Były piłkarz Barcelony na początku 2019 roku sugerował, że Rodrygo jest dziesięć razy lepszy od Viniciusa i warto poczekać, aż zacznie grać w pierwszej drużynie Realu Madryt.
Od początku postawa dwóch młodych Brazylijczyków kontrastowała. Jeden bardziej nastawiony na działanie samo w sobie, drugi na wykonanie. Rodrygo w przeciwieństwie do Viniciusa sprawiał wrażenie uporządkowanego. Starszy z Brazylijczyków był od początku przygotowany atletycznie, Rodrygo wciąż do pewnego stopnia tego brakuje. Interesujące zderzenie żywiołów. Pewnie gdyby połączyć cechy obu Brazylijczyk powstałby zawodnik idealny.
Niektórzy żartowali, że na tym etapie największą widoczną wadą Rodrygo jest literówka w imieniu. Okazało się później, że mama piłkarza Realu Madryt chciała, by w imieniu jej syna znalazło się „y” zamiast „i”, bo jej zdaniem lepiej to wyglądało.
Przydługi okres przejściowy
Po mocnym starcie oczekiwania rosną, ale nie można powiedzieć, że ustawiono Rodrygo sztywną poprzeczkę, nad którą musiał cały czas przelatywać. Wykazywano się dużą cierpliwością względem tego piłkarza, pomimo licznych gorszych okresów. W lidze często brakowało mu błysku. Żartowano, że źle reaguje na brak hymnu Ligi Mistrzów przed pierwszym gwizdkiem, bo zwykle w europejskich pucharach spisywał się lepiej.
Po wyczynie z Galatasaray Rodrygo miał problemy, by choćby częściowo nawiązać do tego, co wówczas pokazał. Młodziutki piłkarz nie był w stanie pociągnąć wózka i ciężko mu się dziwić. Dziś ma 21 lat, a wydaje się, że gra w Realu od bardzo dawna. Wszystko musi przyjść z czasem. Niewielu jest zawodników, którzy od samego początku miewają długie serie udanych spotkań. Mimo to oczekiwano nieco szybszego rozwoju — albo inaczej — liniowego.
W telegraficznym skrócie kilkanaście miesięcy kolejnych miesięcy w wykonaniu Rodrygo nie rzuciło na kolana. Okiem kibica Realu Madryt po przełożeniu tego na język Twittera mogło wyglądać tak:
- Niech on ściągnie tego Marco Asensio i wprowadzi Rodrygo
- Rodrygo dziś nic nie gra. Od 50. minuty powinien grać już Asensio
- Dziś Rodrygo dobrze się pokazuje. W kolejnym meczu powinien zagrać w pierwszym składzie. Chyba zgoda?
- A może jednak warto wrócić do Asensio?
- Dobra. Jest jeszcze młody. Trzeba wykazać się większą cierpliwością
Różnie tłumaczono utrzymywanie się takiego stanu rzeczy przez dłuższy czas. Urazy dołożyły swoje trzy grosze, ale część winy zrzucano na fakt, że nie wystawiano go na lewej stronie, gdzie teoretycznie powinien mieć łatwiej. Mimo wszystko z zewnątrz wyglądało to trochę tak, że Brazylijczyk niekiedy sprawiał wrażenie zadowolonego już z samego faktu bycia piłkarzem Realu Madryt. Trochę brakowało konkretów i wręcz chamskiej pewności siebie. To, co robił na murawie Rodrygo często było eleganckie, ale nie było brutalnie skuteczne. A tego trzeba wymagać od ofensywnych piłkarzy Królewskich.
Co więcej, rywalizacja na prawej stronie Realu występuje, ale mimo wszystko Rodrygo jest w stanie i powinien ją wygrywać. Marco Asensio to gracz momentów, niekiedy awaryjnie gra tam Fede Valverde, więc Rodrygo na dobrą sprawę ma wszystko w swoich rękach, by na stałe wywalczyć plac. Tym bardziej że nie jest jednowymiarowym graczem, który odnajdzie się tylko w konkretnym miejscu na boisku.
Najlepsze tygodnie w wykonaniu Rodrygo
Bez dwóch zdań na początku sezonu najlepszym młodym graczem Realu Madryt był Vinicius. Miał największe przełożenie na liczbę goli i asyst. Kilka lat temu, kiedy porównywano Rodrygo i Viniciusa wyżej stawiano talent tego pierwszego. Jednak futbol ma to do siebie, że logika i subiektywne podejście niekiedy zawodzą, bo rozwój piłkarza nie musi być pionową kreską skierowaną ku górze. To nie Excel, Statistica, ani SPSS. Tu dochodzą inne ważne czynniki. Niekiedy irracjonalne z perspektywy jajogłowych.
Teraz do pewnego stopnia pałeczkę od zmęczonego trudami sezonu Viniciusa przejął Rodrygo. Duża rola w tym Carlo Ancelottiego. Tak jak na początku pomógł Vinicusiowi, tak teraz pozwala w swoim tempie dojrzewać drugiemu skrzydłowemu z Brazylii. Teraz Real zbiera tego owoce. I to w bardzo ważnym momencie. Końcówki sezonu zawsze są zapamiętywane i zazwyczaj wtedy ważą się losy tytułów.
Szybki rzut oka na ostatnie występy Brazylijczyka:
- Getafe – 90 minut i asysta,
- Chelsea – od 78. minuty i gol,
- Sevilla – od 46. minuty, gol i asysta,
- Osasuna – 90 minut,
- Manchester City – 70 minut,
- Espanyol – 75 minut i dwa gole,
- Manchester City – od 68. minuty i dwa gole,
- Atletico – 90 minut.
Kluczowe w tym zestawieniu są: rewanż z Chelsea, mecz z Sevillą i drugie spotkanie z Manchesterem City. To te mecze diametralnie zmieniły ocenę sezonu w wykonaniu Brazylijczyka. Nie można ślepo patrzeć wyłącznie na liczbę goli lub asyst, ale tych po prostu mu brakowało. Przecież do meczu z Sevillą czekał na pierwsze ligowe trafienie w sezonie 21/22. Bite 32. kolejki. Niebywałe. Dużo gorsi zawodnicy od niego już na tym etapie mieli w LaLidze minimum osiem bramek.
Ktoś może zadać pytanie – gdzieś ty był – ale na koniec nikt nie będzie pamiętał, że spora część rozgrywek 21/22 była słaba, bądź przeciętna w jego wykonaniu. Liczy się to, że w kluczowym momencie odpalił fajerwerki. Gdy był potrzebny i wiele czynników zawiodło, po prostu zrobił swoje. Nie potrzebował tysiąca okazji. Wyciągnął zespół za uszy i dał coś ekstra. Teraz zapowiada, że chce strzelić gola w finale Ligi Mistrzów. Zmiana mentalności, a może w końcu poczuł z czym się je gra w Madrycie?
Rodrygo wciąż uczy się Realu, ale Real też powinien uczyć się lepszego wykorzystywania Brazylijczyka na podstawie wydarzeń z ostatnich tygodni. On nie potrzebuje wielu okazji i kontaktów z piłką, by wpakować piłkę do sieci. W przeszłości bywały spotkania, w których był testowany jako napastnik, ale kto wie, czy nie powinien grać właśnie bliżej bramki (niekoniecznie jako dziewiątka), skoro tam czuje się dość pewnie? Rodrygo nie ma takiego odejścia i tak dobrych dryblingów jak Vinicius, więc wieczne porównywanie tych piłkarzy nie ma sensu. Dla Rodrygo trzeba wymyślić coś nowego.
Jeśli to stanie się faktem, 21-latku będzie się mówiło zdecydowanie więcej. Wciąż w kontekście Brazylijczyka powtarza się głównie slogany o wielkim talencie i perspektywie rozwoju w kolejnych latach. Dopiero zaczyna się wspominać o konkretach, które w ostatnich tygodniach zaprezentował wciąż młody gracz. Obrał właściwy kierunek i powinien się jego trzymać. Wówczas przypieczętuje zmianę statusu z talentu na gwiazdę. Nad tym musi pracować..
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Dlaczego Sevilla nie sprostała trudom sezonu?
- Dylemat Solera. Odejść? Pozostać?
- Enes Unal. Piłkarz długo dojrzewający
- Inspirująca historia włoskiego self-made mana na hiszpańskiej ziemi
Fot. Newspix.pl