Reklama

PRASA. Ivi Lopez: Teraz Lech i Pogoń nabiorą do nas szacunku

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

08 marca 2022, 09:04 • 8 min czytania 10 komentarzy

Na pewno dla Rakowa to ważny krok w walce o mistrzostwo. To będzie duży impuls dla drużyny, bo wygraliśmy na wyjeździe z rywalem, który w tym sezonie jest najlepszy w lidze. Pokazaliśmy, że nie jesteśmy od nich gorsi. Teraz Pogoń i Lech nabiorą do nas szacunku i będą patrzeć jak na drużynę, która także liczy się w wyścigu o tytuł – mówi Ivi Lopez w „Super Expressie”. Co tam dziś w prasie?

PRASA. Ivi Lopez: Teraz Lech i Pogoń nabiorą do nas szacunku

„SPORT”

Jedenastka kolejki według Sportu. Kuciak – Tudor, Niewulis, Wiśniewski, Kun – Szwoch, Dąbrowski, Wolski, Nowak, Dadok – Podolski.

Damian DĄBROWSKI

Bramki co prawda nie strzelił, ale go jego dogrania na gole (głową) zamieniali Kamil Drygas i Kostas Triantafyllopoulos, napoczynając beniaminka z Radomia, który został przez Pogoń wbity w ziemię.

Rafał WOLSKI

Reklama

Bartoszowi Rymaniakowi i Leandro chyba będzie śnić się po nocach. Pomocnik napsuł defensorom Górnika Łęczna mnóstwo krwi. Jednego gola dla płocczan strzelił, drugiego wypracował, bo Łukasz Sekulski z bliska dopełnił tylko formalności.

Bartosz NOWAK

W formie to czołowa postać ekstraklasy, a przy Lukasie Podolskim rozkwitł. Nawet gdy zdobywa łatwe bramki, z bliska, to czyni to z gracją – tak jak z Cracovią, gdy skierował piłkę do siatki subtelną wcinką.

Górnik jest na fali, a w naprawdę dobrej formie znajduje się Lukas Podolski. Gwiazda Górnika wreszcie gra tak, jak od niego oczekiwano.

Poza tym w świetnej dyspozycji jest jeden z liderów 14-krotnego mistrza Polski Lukas Podolski. Z Cracovią w niedzielę miał asystę przy trafieniu Roberta Dadoka, spory udział przy kolejnej bramce, a na koniec znakomity występ ukoronował jeszcze swoim efektownym trafieniem pod poprzeczkę. – Rozegraliśmy dobry mecz, wygraliśmy 3:0, pierwsze spotkanie w tym roku zwycięskie na swoim stadionie. Mamy teraz na koncie 36 punktów i patrzymy przed siebie. Jedziemy dalej – mówi sam Podolski. Napastnik Górnika dodaje przy tym. – Zawsze jak się wygrywa, to jest dobrze, jest lepsze atmosfera przez tydzień. Zostało jeszcze dziesięć meczów, gramy dobrą piłkę, walczymy, każdy się stara i idzie to dobrze. Postaramy się, żeby w kolejnych spotkaniach było tak samo – podkreśla „Poldi”. W tym sezonie na swoim koncie ma już 5 bramek i 2 asysty. Siedem punktów w klasyfikacji kanadyjskiej czyni go jednym z najbardziej wartościowych graczy Górnika, gdzie póki co dalej liderem jest Jesus Jimenez (8 goli + 4 asysty).

Reklama

Lewandowski i spółka muszą zmazać plamę z pierwszego starcia z RB Salzburg. Choć forma Bayernu nie jest idealna, to awans jest obowiązkiem.

Do Salzburga Bayern jechał po wpadce 2:4 w Bochum, miał poprawić złe wrażenie, a o mało nie przegrał drugi raz z rzędu. Wyrównał w 90 minucie Kingsley Coman i chociaż gospodarze nie wygrali, to przestali odczuwać jakikolwiek respekt i swoją postawę sprawili wielką frajdę kompletowi kibiców na Red Bull Arenie. Przed meczem obawiano się Lewandowskiego, a po spotkaniu „przejechano się” po nim nie szczędząc krytyki. „W okresie przygotowawczym wszystkie oczy były skierowane na rzekomo największe nazwisko w monachijskich szeregach. Ale w pierwszym meczu 1/8 finału Robert Lewandowski wydawał się niepozorny. Nasza linia defensywna zaprezentowała szczytową formę i nie dała najlepszemu piłkarzowi świata z Polski metra przestrzeni. Dodatkowo znakomity Mohamed Camara utrudniał mu życie. Lewandowski w całym meczu miał tylko jedną akcję z piłką w naszej szesnastce i nie oddał ani jednego strzału na bramkę” – pisały austriackie media. Teraz oczekuje się powtórki w Monachium, ale sami Austriacy przyznają, że tak słabej dyspozycji trudno po „Lewym” kolejny raz oczekiwać.

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Michniewicz powołał aż dwunastu zawodników, z którym pracował w kadrze U21. Największe zaskoczenie? Pewnie Konrad Michalak, który na liście powołanych znalazł się po raz pierwszy.

Niektórzy z nich, jak choćby Jan Bednarek, Tymoteusz Puchacz czy Karol Świderski, trafi li do dorosłej drużyny narodowej wcześniej, ale jest i człowiek, po którego Michniewicz sięga jako pierwszy. To Konrad Michalak, 24-letni skrzydłowy Konyasporu, który ma być alternatywą na skrzydło – to pozycja, na której jest w kadrze największy problem. Wobec kontuzji Kamila Jóźwiaka, Michniewiczowi pozostają jedynie Przemysław Płacheta i Przemysław Frankowski (z polskiej ligi powołanie ma otrzymać Kamil Grosicki, jednak nie wiadomo, w jakiej będzie formie, obecnie choruje). Michalak jest podstawowym piłkarzem 2. drużyny ligi tureckiej, zawodnikiem w tych rozgrywkach docenianym. W młodzieżówce prowadzonej przez Michniewicza wystąpił w 15 spotkaniach, strzelił trzy gole. Teraz będzie miał szansę pokazać się w dorosłej kadrze. Podobnie jak jego znajomy z U-21 Szymon Żurkowski. Pomocnik Empoli w pierwszej reprezentacji też jeszcze nie zadebiutował, ale na zgrupowaniu już był – w 2018 roku Adam Nawałka powołał go na obóz przed mundialem w Rosji. Ostatecznie na MŚ nie pojechał – został skreślony z listy razem z Sebastianem Szymańskim, którego w poniedziałek Michniewicz przywrócił do kadry narodowej. Pomocnik Dynama Moskwa będzie mógł zagrać z orzełkiem na piersi po roku przerwy, poprzedni selekcjoner Paulo Sousa uznawał, że taki piłkarz nie jest mu potrzebny. Obecny jest zupełnie innego zdania, tyle że dziś Szymański jest w trudnej sytuacji – gra w lidze rosyjskiej, wojna w Ukrainie mocno przygniotła go psychicznie. Jego menedżer Mariusz Piekarski zapewnia, że klub nie będzie mu robił przeszkód, że zarówno on, jak i występujący w Lokomotiwie Moskwa Maciej Rybus stawią się na zgrupowaniu. To rozpocznie się – jeśli spotkania zaplanowanego na 24 marca nie będzie – w poniedziałek 21 marca w Katowicach.

Josue pozwala złapać oddech Legii. Dzięki zwycięstwu nad Śląskiem legioniści wyskoczyli nad kreskę i nie są już w strefie spadkowej.

Legia broni się przed spadkiem, od połowy grudnia była wśród trzech najgorszych klubów ekstraklasy, ale w pięciu tegorocznych spotkaniach ligowych zdobyła dziesięć punktów (więcej tylko Raków oraz Pogoń), awansowała też do półfinału Pucharu Polski, więc wygląda, że powoli wydobywa się z zapaści. – Mimo trudności osiągnęliśmy cel. Licząc wszystkie rozgrywki, wygraliśmy trzy mecze z rzędu, ale to nie znaczy, że teraz będzie łatwiej. Na pewno nie – stwierdził Vuković, który wygraną ze Śląskiem zadedykował Bartoszowi Cichockiemu, polskiemu ambasadorowi na Ukrainie, który jest kibicem stołecznej jedenastki. – Panu Bartoszowi dziękuję za wsparcie, życzę spokojnych dni i bezpiecznego powrotu do Polski – powiedział. Na razie Legia wydostała się ze strefy spadkowej, a Śląsk niebezpiecznie się do niej zbliża. Ostatni raz w lidze wygrał 27 listopada, przed przyjazdem na Legię przegrał z Górnikiem Zabrze, Wartą, Cracovią, Lechią i Piastem oraz zremisował z Górnikiem Łęczna i Zagłębiem. Jeśli we Wrocławiu liczyli na przełamanie akurat przy ulicy Łazienkowskiej, to statystyki nie były po ich stronie. Ostatni raz pokonali Legię na jej obiekcie w maju 2013 roku (1:0 w rewanżowym meczu o Puchar Polski, ale we Wrocławiu było 2:0 dla Legii, więc trofeum zostało w stolicy). Od tamtej pory Legia grała ze Śląskiem u siebie 12 razy – trzykrotnie remisowała, w poniedziałek odniosła 9. zwycięstwo. Rywal nie oddał celnego strzału na bramkę Cezarego Miszty.

Historia Bartosza Cybulskiego, który w wieku 19 lat zadebiutował w seniorskim zespole Derby County. Skąd się wziął młodzieżowiec w ekipie Wayne’a Rooneya?

19-latek to podstawowy gracz drużyny Derby County do lat 23. W Premier League 2 strzelił w tym sezonie po dwa gole Chelsea i Manchesterowi United, czyli zespołom z czołowych angielskich akademii. Ale Derby pod tym względem też nie musi popadać w kompleksy. Akademia Baranów należy do najwyższej kategorii w kraju. W 2019 roku zdobyła mistrzostwo Anglii do lat 18, z niej na szerokie wody wypłynął choćby Liam Delap, swego czasu kolega z zespołu Cybulskiego, a dzisiaj napastnik, który dostaje coraz więcej minut od Pepa Guardioli w Manchesterze City. Te czynniki sprawiają, że rodzice Cybulskiego czują, iż syn jest w dobrych rękach. Do tego stopnia, że jako jedyny w zespole nie ma agenta. Nie jest mu zresztą na razie potrzebny, bo z Derby nie zamierza się ruszać. – Bartek ma wszystko, co powinien. Jasne, każdy piłkarz marzy, żeby pójść do bardziej znanego klubu. Tylko że zauważmy, że oni później i tak są najczęściej wypożyczani do niższych lig, żeby się ogrywać – argumentuje Marcin Cybulski.

Felieton Kamila Kosowskiego. Część o zwolnieniu Tomasza Pasiecznego z Wisły Kraków, czyli czy funkcja dyrektora sportowego w Ekstraklasie w ogóle ma sens?

Z tej pozycji jeszcze długo na rywali nie będą patrzeć piłkarze Wisły Kraków. W tamtym tygodniu Biała Gwiazda przegrała z III-ligową Olimpią Grudziądz w Pucharze Polski, co chluby nie przynosi. By oszczędzić sobie niepotrzebnych godzin w autobusie, zespół Jerzego Brzęczka został na Pomorzu i w sobotę zagrał z Lechią. Do Krakowa wiślacy wracali z jednym punktem, zdobytym w szczęśliwych okolicznościach. O ile w meczu z Olimpią pozytywów w grze Wisły nie było żadnych, to w starciu z Lechią już je dostrzegłem. Po pierwsze – bohaterem spotkania był Dušan Kuciak. Słowak z Lechii bronił znakomicie i to głównie dzięki niemu nie padło więcej bramek. Po drugie – po niektórych piłkarzach z Reymonta widać, że pasują do ekstraklasy. Manu potrafi się dłużej utrzymać przy piłce, Hanousek nieźle dośrodkować, a Fernandez strzelić z dystansu. Pytanie tylko, czy powinniśmy szukać pozytywów w grze Wisły, czy negatywów w grze Lechii. Teraz nie potrafi ę na to odpowiedzieć. Nie potrafi ę też rozszyfrować pomysłu na klub, jaki mają właściciele Wisły. Po zaledwie kilku miesiącach z posadą dyrektora sportowego pożegnał się Tomasz Pasieczny, co wielu (w tym mnie) wprawiło w osłupienie. Jego zwolnienie to jawne przyznanie się zarządu Wisły do błędu. Mam wątpliwości co do sensu istnienia samej instytucji dyrektora sportowego w naszych klubach. Taka osoba jest zatrudniana po to, by wprowadzać długofalową koncepcję na dwa, trzy lata. A w ekstraklasie wyniki potrzebne są tu i teraz. Co z tego, że dyrektor sportowy ma plan na wdrażanie zdolnej młodzieży, skoro zespół przegrywa w lidze i jest zagrożony spadkiem? U nas często liczy się tylko najbliższy mecz, a wtedy te wszystkie plany biorą w łeb. Wisła jest tego doskonałym przykładem.

„SUPER EXPRESS”

Ivi Lopez bohaterem meczu z Rakowem. Ale on sam mówi, że to trener Papszun przechytrzył w tym starciu Skorżę.

– Najtrudniejszy mecz w tym roku już za Rakowem?

– To było starcie na szczycie, w którym każdy mógł zwyciężyć. Pokazaliśmy, że teraz to my jesteśmy górą. Wygraliśmy, bo byliśmy lepsi, a może po prostu nasz trener Marek Papszun przechytrzył szkoleniowca Lecha. Cieszę się, że miałem w tym wszystkim udział.

– Czy to była „główka” na wagę tytułu?

– Na pewno dla Rakowa to ważny krok w walce o mistrzostwo. To będzie duży impuls dla drużyny, bo wygraliśmy na wyjeździe z rywalem, który w tym sezonie jest najlepszy w lidze. Pokazaliśmy, że nie jesteśmy od nich gorsi. Teraz Pogoń i Lech nabiorą do nas szacunku i będą patrzeć jak na drużynę, która także liczy się w wyścigu o tytuł.

– Jak koledzy skomentowali pana bramkę?

– Żartowali trochę ze mnie. Powiedzieli, że nareszcie moja główka pracuje (śmiech).

fot. NewsPix

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

10 komentarzy

Loading...