To dzień, w którym futbol nie ma większego znaczenia.
To dzień, w którym, w kontekście inwazji Rosji na Ukrainę, zastanawiam się nad konsekwencjami dla nas wszystkich. Delikatnie mówiąc, daleko wykraczającymi poza konsekwencjami dotykającymi świata piłkarskiego.
Myślę o groźbie Putina, w której w sumie powiedział, że jakby co, jakby ktoś chciał się wtrącać, to on ma atomówki gotowe. I nie zawaha się ich użyć. Myślę o syrenach alarmowych sto kilometrów od granicy z Polską. Myślę o tym, że granica z Białorusią, w przypadku czegokolwiek, jest de facto granicą z Rosją. Myślę o reakcji świata na wydarzenia z 2014. Myślę o tym, że Nordstrim 2 ukończono we wrześniu 2021 roku. Myślę o tym, jak w tej układance należy traktować Niemców, które rzeczony Nordstrim 2 z Rosją budowały. Myślę o tym, że Polska jest uzależniona energetycznie od wroga. Nie jest w tym sama, bo na energetycznym pasku Rosji chodzi duża część Europy (choć taka Słowacja niebawem dzięki atomówkom będzie energię eksportować). Myślę też o skali cyberataków, bo to temat, który jest mało rozpoznany, trudniejszy do zważenia niż płonące cele wojskowe, a dziś może być przecież kluczowy.
Myślę o Chinach, które toczą właśnie zimną wojnę z USA o prymat na świecie. W sumie chyba ją wygrywają. A teraz uznały, że Rosja ma prawo do swoich ruchów. I Amerykanie podsycają emocje. Bo tak należy tłumaczyć wypowiedź “Rosja to niepodległy kraj i może sama podejmować decyzje w oparciu o własne interesy” rzeczniczki chińskiego MSZ, Hua Chunying, która sprzeciwiła się nazywaniu rosyjskich działań na Ukrainie „inwazją” i oskarżyła USA o podsycanie napięć (źródło Defence24).
Myślę o tym, że Putin zawsze miał imperialne zapędy. Myślę o gwarancji bezpieczeństwa, jaką dali Amerykanie i Brytyjczycy w 1994 Ukrainie, w zamian za rozbrojenie.
Myślę o tym, bo każdy z tych tematów jest nieporównywalnie ważniejszy, niż piłka nożna.
Problem w tym, że ja się na tym nie znam. Mogę – i chcę – w tych tematach doczytywać. Czekam bardzo choćby na najbliższą wizytę Jacka Bartosiaka i Piotra Zychowicza w Kanale Sportowym. Nie jestem natomiast w stanie zająć stanowiska, by powiedzieć coś istotnego.
Mogę zabrać stanowisko w kontekście piłki nożnej i barażu, ze świadomością, że to nie jest dziś sprawa w pierwszej setce najważniejszych.
Kilka dni temu, gdy myślałem o tym, wydawało mi się, że najlepiej byłoby zagrać i wygrać. Że to by dopiero zabolało Rosjan. To i tylko to byłoby utarciem nosa na piłkarskiej płaszczyźnie – wygrać mecz w Moskwie. Bo w żadne przekładania i tym podobne szczególnie nie wierzę, patrząc na to, jak mocno umocowana jest Rosja w piłkarskich strukturach:
- – Organizacja finału Ligi Mistrzów w Petersburgu
- – GAZPROM sponsorem w zasadzie strategicznym Champions League
- – GAZPROM sponsorem Euro 2020
- – GAZPROM sponsorem FIFA, również pewnie najbardziej znaczącym
- – Mundial w Rosji
GAZPROM tu, GAZPROM tam. Dziesiątki, setki milionów. Wymieniłem tylko najgłośniejsze przykłady. Ciekaw jestem na przykład tego sponsoringu Schalke – jak bardzo GAZPROM jest ogółem zaangażowany w inwestycje w Niemczech. A przecież to tylko piłkarski wycinek, bo robienie polityki poprzez sport Rosjanie mają bardzo dobrze opanowane.
Gdy myślałem, że lepiej byłoby zagrać i wygrać, obawiałem się, nasz gest o ewentualnym wycofaniu się z barażu dostrzeżemy głównie my. Zaprotestujemy przeciw grze. Nie pojedziemy. Rosja ucieszy się z walkowera. A świat, cóż. Świat może dostrzeże. Ale też może nie. Może dostrzeże, ale momentalnie zapomni. I wszystko będzie toczyć się dalej, bo informacja żyje krótko.
Natomiast dziś nie chcę tego meczu. Jeśli wy chcielibyście satysfakcji na boisku – to wasze prawo.
Ale ja uważam, że to jest jednak przede wszystkim dawanie legitymacji Rosji w strukturach międzynarodowych.
Rozgrywanie z nimi barażu to przechodzenie nad tym wszystkim do porządku dziennego.
Myślałem nad wariantem, gdyby jakimś cudem – kompletnie nierealne – przełożyć ten mecz do Warszawy. Może to dałoby przekaz. Może to byłby pewien sygnał. Rosja zmuszona przez międzynarodową społeczność do poważnych ustępstw. Do gry w Polsce. Utraciła spore przywileje. Natomiast obawiam się, że Rosjanie będą i tak wtedy mogli wskazać:
Zobaczcie, toczymy wojnę tuż pod polską granicą, ale jednak gramy razem w piłeczkę. Tak tym Polakom nie leżymy, tak nas krytykują za skromną wojnę z Ukrainą, a jednak można się ułożyć, dogadać. Jednak da się znaleźć kompromis. Jednak życie toczy się dalej, widzicie? Można ułożyć te stosunki. Niech sport będzie pierwszą platformą porozumienia. Niech będzie rzuconym mostem…
Bla, bla, bla.
Rosja powinna być momentalnie wykluczona z rozgrywek pod egidą FIFA i UEFA, taka forma sankcji, również od strony sportowej. To jedyne sprawiedliwe rozwiązanie. Natomiast znając koneksje Rosji w FIFA i UEFA, może to się skończyć tak, że Rosjanie na tym zyskają. Wyjdzie Infantino i powie, że poprzez futbol chce zbudować pokój i inne tego typu skandaliczne pierdoły. Jak Rosja awansuje na mundial, to nikt jej stamtąd nie wyrzuci, będą normalnie grać, co będzie dla nich bardzo korzystne wizerunkowo. Tego jestem pewien. Oswajałoby ich wizerunek w świecie.
Ja nie chcę, byśmy przykładali do tego rękę.
To jak udawanie, że nic się nie stało.
Powinniśmy, na różne sposoby, naciskać teraz na UEFA i FIFA, by zajęły mocne stanowisko wobec Rosji. Nie wierzę, by cokolwiek się udało – padnie żenujące “oddzielmy politykę od sportu” – ale może pokazać zgniliznę tych organizacji, skoro nie reagują na takie rzeczy. Skoro otwarcie przyznają, że futbol obecnie nie ma wiele wspólnego z jakimikolwiek ideałami, tylko tak często na szczytach służy do wybielania wizerunku.
Sukces reprezentacji Polski jest wtedy, gdy przynosi ona dumę. Ta duma może mieć niejedno imię. Nie tylko polegać na golach.
Nie było Polski na paru mundialach za mojego życia. Nic się strasznego z tej przyczyny nie stało. A podawanie ręki szaleńcom, agresorom, włączanie ich w obieg jakiejkolwiek normalnego traktowania w międzynarodowych strukturach…
Cóż, odpowiedzcie sobie sami.
Leszek Milewski
Fot. NewsPix