Reklama

PRASA. Michniewicz: Mamy grać jak zespoły Bielsy, Kloppa, Manciniego czy Conte

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

01 lutego 2022, 09:21 • 11 min czytania 37 komentarzy

Jeździłem do Dortmundu obserwować, gdy trenerem był Klopp. Podglądałem Beniteza, kiedy był w Liverpoolu. Podpatrywałem wielu starszych trenerów. Chciałbym, by mój zespół był mobilny jak zespoły Bielsy, wykorzystywał przestrzeń, bronił skutecznie po stracie piłki, jak robi to Klopp. Był ułożony taktycznie jak drużyny Manciniego, elastyczny jak kluby Conte. Chcę to wszystko połączyć – mówi Czesław Michniewicz w „Super Expressie”. Co poza tym dziś w prasie?

PRASA. Michniewicz: Mamy grać jak zespoły Bielsy, Kloppa, Manciniego czy Conte

„SPORT”

Wiadomo, zaczynamy od Michniewicza. Nowy selekcjoner dopiero kompletuje sztab, będzie w nim sporo współpracowników z kadry U21.

Kontrakt z Czesławem Michniewiczem (w weekend formalnie rozstał się z Legią Warszawa, której nie prowadzi już od 25 października) został podpisany do 31 grudnia 2022. Skrajnie optymistyczny scenariusz zakłada, że prócz baraży kadrę czekać będzie przez ten okres nie tylko Liga Narodów (4 mecze w czerwcu, 2 we wrześniu), ale też listopadowo-grudniowy mundial. – Umowa z trenerem obowiązuje do końca roku z opcją przedłużenia jej przez PZPN. Czy może zostać też przez nas rozwiązana? Takich rzeczy to ja nie będę zdradzał. To tajemnica kontraktu. Wielokrotnie był sprawdzany, po obu stronach pracowali prawnicy, obie strony są z niego zadowolone. Zapisy to tajemnica handlowa – zastrzegł szef PZPN. Nie zdradzono też póki co, jaki będzie sztab szkoleniowy nowego selekcjonera. Ma zostać ogłoszony do końca tego tygodnia. Wiadomo, że Czesław Michniewicz chce swoich współpracowników z czasów kadencji w „młodzieżówce”. Część z nich nadal pozostaje pracownikami PZPN. Nie ma już tematu dołączenia do sztabu Łukasza Piszczka, co stałoby się, gdyby do kadry wrócił Adam Nawałka. Nowy selekcjoner nie chce ingerować w skład sztabu organizacyjno -medycznego, stanowionego m.in. przez team menagera Jakuba Kwiatkowskiego czy doktora Jacka Jaroszewskiego.

Zbiór historii o Michniewiczu. Ta o treningu pod tytułem „stoicie…” znana, ale wciąż pyszna.

Reklama

– Mówić po Czesiu, to tak, jak grać po Rolling Stonesach – to słynne zdanie o Michniewiczu wypowiedział niegdyś Piotr Stokowiec. Było to w 2018 roku, kiedy to obaj panowie – ex aequo – zostali nagrodzeni tytułem „Trenera roku” tygodnika „Piłka Nożna”. W przeszłości obaj pracowali w Jagiellonii Białystok, u prezesa Cezarego Kuleszy, i to właśnie z czasów białostockich pochodzi kolejna anegdota związana z Michniewiczem. We wrześniu 2011 roku prowadzona przez nowego selekcjonera reprezentacji Polski „Jaga” grała mecz 1/16 finału Pucharu Polski w Zdzieszowicach z Ruchem. Przegrała mecz 1:3, a jedyny raz w historii „Zdzichy” znalazły się wówczas na stronie tytułowej naszej gazety. Po spotkaniu Michniewicz grzmiał: – Jeśli reprezentant naszej młodzieżówki i reprezentanci Czarnogóry grają po prostu padlinę, to nie ma o czym mówić. Hańba dla klubu i Białegostoku – powiedział szkoleniowiec jeszcze w Zdzieszowicach. To był dopiero początek. Zespół po meczu nie udał się z Opolszczyzny na Podlasie, ale pojechał na krótkie zgrupowanie do Grodziska Wielkopolskiego. Dzień po kompromitującym meczu Michniewicz zarządził… czterogodzinny trening, a następnie kazał stać piłkarzom w miejscu tłumacząc, że właśnie w ten sposób zachowywali się podczas spotkania. A na koniec zafundował zespołowi seans wideo, podczas którego musieli obejrzeć swoją kompromitację w meczu ze „Zdzichami” w całości.

Iwo Kaczmarski w Empoli. Póki co wypożyczony, ale Włosi muszą go wykupić. Dla Rakowa to niezły deal.

Ostatecznie tym ruchem nie musi być rozczarowany także Raków. Biorąc pod uwagę potencjał Kaczmarskiego, to owszem – częstochowianie tracą ciekawego i perspektywicznego piłkarza, na którym w przyszłości mogli zarobić duże pieniądze. Patrząc z drugiej strony, Kaczmarskiemu w przyszłym roku kończył się kontrakt, a nie wiadomo, czy udałoby się obu stronom porozumieć przy jego przedłużeniu. Dodatkowo 17-latek nie był podstawowym zawodnikiem zespołu, więc wicemistrz Polski nie stracił ważnego na tu i teraz elementu składu. Tak więc Raków ma pewną gotówkę za transfer, a zapewne także procent od kolejnej transakcji. Radość także panuje w Kielcach. Według nieoficjalnych informacji częstochowianie wykupili pomocnika za 350 tysięcy euro. Ponadto Korona, z której Kaczmarski trafił do Rakowa, także zapewniła sobie procent od kolejnego transferu.

Dłuższa rozmowa z Jarosławem Skrobaczem, trenerem Ruchu Chorzów. Sporo wątków transferowych.

Reklama
Piątkowy sparing z Widzewem (0:1) zaczęliście, mając w składzie tylko jednego młodzieżowca – Pawła Żuka. Dał pan do zrozumienia zarządowi, że jest wśród nich deficyt?

– Nie, spokojnie. To tylko gra kontrolna. Rzadko zdarza się, by na boisku był taki skład, jaki będzie w spotkaniu ligowym, dlatego nie przykładałbym do tego wagi. Po przerwie weszli Tomek Wójtowicz i Piotrek Wyroba, czyli młodzieżowcy, o których myślimy, że są potencjalnie do grania „na już”. Aspiracje zgłasza też Kamil Chiliński czy młody Kacper Bąk, co cieszy, bo to przecież wychowanek. Cały czas powtarzam, że potrzebujemy jeszcze młodzieżowca na wahadło – i to takiego, który trochę tej seniorskiej piłki dotknął.

Żałuje pan, że nie dogadaliście się z Kacprem Janiakiem z Bruk-Betu Termaliki Nieciecza, który zaczął z wami okres przygotowawczy i zagrał w sparingu z Sandecją?

– Czy ja wiem? Zawsze staram sobie to jakoś wytłumaczyć. Widocznie tak miało być. Może jako klub mogliśmy się inaczej zachować – podobnie jak druga strona – ale nie ma się już co nad tym rozwodzić. Byliśmy zainteresowani Kacprem, ale nasze postępowanie musi być rozsądne. Dlatego ten temat trzeba było zostawić.

Szukacie młodzieżowca, a do Polonii Bytom wypożyczyliście ofensywnego pomocnika Jakuba Siwka…

– To chłopak, który jeszcze w przyszłym roku będzie młodzieżowcem. Jesienią zaliczył niewiele minut, rywalizacja na jego pozycji była bardzo duża i trudno było mu się przebić. Teraz – po ruchach dokonanych tej zimy – wcale nie byłoby Kubie łatwiej. Trafił do dobrego zespołu, nie musi się przeprowadzać. Oby grał w Polonii jak najwięcej, zdobył jak najwięcej bramek – i gdy latem do nas wróci, może to każdej ze stron wyjść na dobre.

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

7-3-1 – to bilans Michniewicza w debiutach. Wygrywał debiut w Legii, również w kadrze U21. To dobry omen przed meczem z Rosją.

Z drugiego pod względem powierzchni miasta w Polsce trafi ł do maleńkiej Niecieczy. W jego debiucie Słonie wygrały 2:0 z Arką Gdynia. Termalica notowała w tamtym sezonie historyczne wyniki, jednak 6. miejsce w lidze po 26. kolejce nie zadowalało właścicieli klubu i postanowili zwolnić Michniewicza. Szkoleniowiec dość szybko znalazł pracę. Zbigniew Boniek powierzył mu prowadzenie kadry U-21. W debiucie nowego trenera Biało-Czerwoni rozbili 3:0 Gruzję w zakończonych awansem eliminacjach młodzieżowego EURO. Bezpośrednie zaplecze pierwszej reprezentacji Michniewicz prowadził do jesieni 2020 roku. Wówczas dał się skusić właścicielowi Legii Dariuszowi Mioduskiemu. Debiut na ławce Wojskowych wypadł na mecz eliminacji Ligi Europy z kosowską Dritą, który legioniści wygrali 2:0 po golach Pawła Wszołka i Tomaša Pekharta. Kariera trenerska Czesława Michniewicza trwa już prawie 20 lat. W jej trakcie szkoleniowiec miał okazję 11 razy debiutować na ławkach nowych zespołów. Patrząc na wyniki tych meczów, można śmiało powiedzieć, że nowy selekcjoner potrafi i lubi mieć mocne wejścia. Aż siedem debiutów Michniewicza kończyło się zwycięstwami jego drużyn, padły też trzy remisy i tylko raz zespół przegrał w pierwszym meczu za jego kadencji. Miejmy nadzieję, że w marcu ta ostatnia liczba pozostanie niezmieniona. Bo to, że będzie to najważniejszy debiut ze wszystkich w karierze szkoleniowca, wiemy wszyscy.

Michniewicz i jego praca od kuchni. IPady, system Piero, drony i analizy.

W dorosłej kadrze o motywacyjne triki będzie trudniej. I wcale nie dlatego, że na starszych piłkarzy takie sztuczki nie będą działać, po prostu Michniewicz wkracza na nieznany ląd. Nie wie, jak ma się po nim poruszać i na co można, a na co nie może sobie pozwolić. A czasu na zapoznanie będzie niezwykle mało. Kilka dni zgrupowania plus indywidualne rozmowy w najbliższych tygodniach. Na nie też czasu nie ma wiele, bo przecież trzeba jeszcze przygotować analizę rywala. – Już rozpocząłem rozpracowywanie reprezentacji Rosji – przyznał na konferencji Michniewicz i to akurat dobra wiadomość. Choć pewnie najważniejszy etap tej analizy jeszcze przed nim. Plany na kolejne spotkania młodzieżówki rodziły się w odciętym od świata domku na Kaszubach i tak samo będzie pewnie teraz. To tam Michniewicz zamykał się na kilka dni razem ze swoim asystentem Kamilem Potrykusem, by w spokoju, z dala od cywilizacji, rozpracować kolejnych rywali. Cisza i najnowsze zdobycze techniki to jedyni towarzysze długich nasiadówek. Skupienie jest ważne, bo czy się to komuś podoba czy nie, często o zwycięstwach decydują detale. Jeśli jeden z przeciwników słabiej dogrywa lewą nogą lub w ataku pozycyjnym wychodzi za wysoko, Michniewicz i Potrykus muszą to dostrzec. Później wycinają daną sytuację, poddają obróbce w Piero (program graficzny wykorzystywany m.in. w transmisjach Canal+ do analizy akcji) i zapisują na dysku. Z takich fragmentów tworzą filmiki szkoleniowe, które trafiają na ipady zawodników. I tu dochodzimy do kolejnego fi laru warsztatu pracy nowego selekcjonera. 51-letni trener uwielbia nowinki techniczne. – To pokolenie PlayStation. Musimy starać się dotrzeć do nich w taki sposób, by sami chcieli sprawdzić, co przygotowaliśmy – tłumaczył nam wtedy. I choć teraz będzie miał do czynienia z nieco starszymi graczami, to zasada będzie taka sama. Cyfryzacja poszła na tyle do przodu, że czytelniejsza i bardziej przystępna dla każdego z kadrowiczów będzie analiza przekazana na tabletach, które pewnie razem z Michniewiczem pojawią się na zgrupowaniach, niż te same rzeczy rozrysowane na białej tablicy.

Sylwetka Franka Lamparda, który buduje swoje nazwisko jako trener – tym razem trafił do Evertonu.

Takiej pozycji jak Ferguson Lampard rzeczywiście nie ma, ale swoich dotychczasowych osiągnięć trenerskich na pewno nie musi się wstydzić. W swoim pierwszym sezonie pracy (2018/19) zaprowadził Derby County do fi – nału play-off o wejście do Premier League i dopiero tam musiał uznać wyższość Aston Villi (1:2). Anglik dał się poznać jako szkoleniowiec, który potrafi pracować z młodymi zawodnikami. Pod jego wodzą skrzydła rozwinęli m.in. Mason Mount (dzisiaj gwiazda Chelsea) i Fikayo Tomori (podstawowy obrońca Milanu). Po tamtych rozgrywkach Lampard dostał pracę marzeń. Idąc na negocjacje z Chelsea, zdawał sobie sprawę, że w normalnych okolicznościach żaden trener Derby County nie miałby szans dostać oferty z tak wielkiego klubu. Chelsea zawsze zatrudniała szkoleniowców o uznanej marce. Ale dla swojej legendy władze The Blues zrobiły wyjątek. Podjęły tym samym ryzyko, ponieważ Lampard – trener z niewielkim doświadczeniem – musiał poradzić sobie bez największej gwiazdy (Eden Hazard odszedł do Realu Madryt) i złożyć drużynę bez możliwości dokonywania transferów (kara od UEFA). Jego praca długo przynosiła rezultaty. Zespół byłego reprezentanta Anglii prezentował atrakcyjną dla oka piłkę i w pierwszym sezonie zapewnił sobie powrót do Ligi Mistrzów, co było jego celem numer jeden. Lampard cały czas dbał o młodych piłkarzy, czym nie przejmował się żaden wcześniejszy menedżer na Stamford Bridge. W ataku skutecznością błyszczał Tammy Abraham, na prawej stronie obrony pokazał się Reece James, który do dziś jest jednym z kluczowych piłkarzy zespołu.

Kamil Kosowski twierdzi, że Michniewicz w ogóle nie powinien być rozpatrywany na stanowisko selekcjonera z uwagi na kontakty z „Fryzjerem”.

Po ponad miesiącu poszukiwań mamy nowego selekcjonera. Czesława Michniewicza jako człowieka znam słabo. Trochę pamiętam go z boiska, potem, gdy już pracowałem w Canal+, czasami widzieliśmy się przed meczami ekstraklasy. Mogę o nim mówić jak o sympatycznej, otwartej osobie, potrafi ł zażartować. Pod tym względem nie mogę mu niczego zarzucić. Ale gdybym był prezesem PZPN, to przez głowę nawet nie przeszłaby mi przez myśl, że może zostać selekcjonerem ze względu na to, co działo się w przeszłości. Dla mnie wątek korupcji dyskwalifikuje każdego kandydata do tej funkcji. Nie będziemy się rozwodzić, czy Michniewicz został skazany i czy w ogóle miał zarzuty. To zbyt poważny urząd i zbyt wielka odpowiedzialność, aby wokół osoby zajmującej to stanowisko były jakiekolwiek kontrowersje na tym tle. Mieliśmy ostatnio selekcjonerów wątpliwej klasy, teraz mamy takiego, za którym ciągnie się smród sprzed 18–20 lat. Dlatego moim zdaniem ta kandydatura nie powinna być w ogóle brana pod uwagę.

„SUPER EXPRESS”

Naczelny ekspert Superaka – Jan Tomaszewski – proponuje, by ktoś zwrócił się do prokuratury i opublikował zeznania Michniewicza w sprawie 711 połączeń. 

– Na konferencji Michniewicz powiedział, że nie ma sobie nic do zarzucenia.

– Ależ wystarczy jedna rzecz – zwrócić się do prokuratury, by opublikowała jego zeznania. A jeśli jest niewinny, to dlaczego sam się zgłosił do prokuratury, a nie poczekał na wezwanie? Dopóki to nie będzie wyjaśnione, to przez dni do meczu z Rosją najważniejsze będzie to, by on udowodnił, że jest niewinny. Bo jednak 711 telefonów do „Fryzjera” o czymś świadczy. To bardzo poważna sprawa. Dopóki Czesiek nie zwróci się do prokuratury, żeby odtajniła jego zeznania, to będą dywagacje.

– Czyli prezes Cezary Kulesza mocno zaryzykował tą decyzją?

– Kulesza, nominując Cześka, doprowadził do wojny polsko-polskiej iona przesłoni wszystko! To nikomu niepotrzebne. Ale cóż, Kulesza miał takie prawo, zarząd podobno zatwierdził. To dla mnie drużyna Kuleszy a nie Michniewicza. Ja nie mówię o złym wyborze merytorycznym, ale prezes Kulesza powiedział, że to najlepszy wybór i tego mu życzę. Ale najlepszy wybór będzie wtedy, kiedy zostanie wyjaśnionych 711 połączeń.

Rozmowa z Czesławem Michniewiczem. Sporo o spojrzeniu na kadrę, ale są też historyjki typu „gratulacje od teściowej”.

– Na którym z wielkich trenerów będzie się pan wzorował, przygotowując taktykę?

Jeździłem do Dortmundu obserwować, gdy trenerem był Klopp. Podglądałem Beniteza, kiedy był w Liverpoolu. Podpatrywałem wielu starszych trenerów. Chciałbym, by mój zespół był mobilny jak zespoły Bielsy, wykorzystywał przestrzeń, bronił skutecznie po stracie piłki, jak robi to Klopp. Był ułożony taktycznie jak drużyny Manciniego, elastyczny jak kluby Conte. Chcę to wszystko połączyć.

Podobno po tym, jak Cezary Kulesza został prezesem PZPN, ktoś panu powiedział, że teraz przez osiem lat nie zostanie selekcjonerem.

– To była moja teściowa Urszula. Moje odejście z Jagiellonii Cezarego Kuleszy zbiegło się z jej chorobą. Trafiła do szpitala. I ten fakt powiązała z wyrzuceniem mnie z klubu. Mówiła, że gdyby mnie nie wyrzucili, to ona by nie chorowała. Wiele razy jej mówiłem, że po prostu była w tym czasie chora. Gdy Cezary Kulesza został prezesem PZPN, to przypomniała sobie tamtą sytuację. Ona bardzo mocno interesuje się sportem. Dużo czyta, wszystko przeżywa.

Jak zareagowała na nominację na trenera kadry?

– Najpierw powiedziała, że sobie żartuję. Nie wierzyła w moje zapewnienia. W niedzielę jej powiedziałem, że zostaję trenerem kadry, a ona na to, że widziała zdjęcie Nawałki w gazecie. No, ale teraz już wierzy. Po konferencji napisała mi esemes: kochany zięciu, selekcjonerze.

Teściowa prognozowała już wynik meczu z Rosją?

– Nie, ona ma 75 lat. Żyje na emeryturze, zakochała się w piłce nożnej. Jak mieszkałem w Poznaniu, to chodziła na wszystkie mecze Lecha. Jest księgową z zawodu, jak pracowałem, to sama prowadziła w zeszycie wyniki każdego klubu, składy, zawodników. Kiedyś zwróciła mi uwagę na to, że się pomyliłem, mówiąc, że ktoś grał w danym meczu. I miała rację.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

37 komentarzy

Loading...