To taki specyficzny okres w roku, że nie sposób znaleźć drużyny bez mniejszych lub większych problemików i problemów, kłopocików i kłopotów. I choć od listopada Tottenham przegrał tylko dwukrotnie, a Chelsea w całym tym sezonie bez jakiejkolwiek zdobyczy punktowej lądowała zaledwie trzykrotnie, to przecież nie jest tak, że Antonio Conte i Thomas Tuchel nie mają w nowym roku paru poważnych powodów do przyprószenia siwizną swoich czupryn. Oba londyńskie kluby dopiero szykują się do wiosennego momentu kulminacyjnego kampanii, ale… no już pewne rzeczy nam się piszą i rysują.
Co na przykład? Ano to, że mimo wszystko Chelsea znajduje się na zupełnie innym poziomie projektu niż Tottenham. Chelsea walczy o najwyższe cele, zarówno w Anglii i w Europie, a Tottenham głowi się, jak odnaleźć utraconą formułę. I to doskonale było widać w tym dwumeczu Pucharu Ligi Angielskiej. To 2:0 i 1:0, przeobrażające się w sumaryczne 3:0, ma jednak swoją wymowę.
Tottenham 0:1 Chelsea. Niezborny Tottenham
Czy Tottenham mógł wygrać i odrobić straty z pierwszego meczu? Jeden rabin powie, że tak. Drugi rabin powie, że nie. Piłkarze Conte mieli pecha, że świat postępuje i sędziom pomaga system VAR. Za każdym razem, kiedy zaczynało im się układać, kiedy podania wędrowały od nogi do nogi (no dobra – to akurat nie był konieczny warunek), kiedy rywal stawał, kiedy pachniało golem i kiedy nie przeszkadzały przepisy… na białym rumaku wjeżdżała wideo-weryfikacja.
Pierwsza sporna sytuacja. Rozpędzony Antonio Rüdiger sfaulował jeszcze bardziej rozpędzonego Hojbjerga i wydawało się, że do ewidentnego kontaktu doszło w polu karnym Chelsea przy prowadzeniu gości. Andre Marriner odgwizdał przewinienie i wskazał na jedenasty metr, ale po kilku minutach zreflektował się, widząc, że Niemiec faktycznie nieprzepisowo wpakował się w Duńczyka, ale jakieś trzy metry przed szesnastką. Wolny Lo Celso wylądował na głowie Rudigera.
Druga sporna sytuacja. Tottenham wychodzi z kontrą. Trzech na jednego. Piłkę prowadzi Harry Kane. Po lewej obiega go Lo Celso, po prawej biegnie Lucas Moura. Kane wybiera drugą opcję. Słusznie czy niesłusznie? Chyba niesłusznie, ale to jeszcze można było wykończyć strzałem do bramki, gdyby tylko Anglik obsłużył Lucasa podaniem w czas i w tempo. Ale nie, Kane dograł ciut za mocno, Moura ścigał się z Kepą i… zaraz Marriner znów wskazywał na jedenasty metr, żeby po chwili wszystko wycofywać, bo okazało się, iż bramkarz Chelsea perfekcyjnie skrócił kąt Brazylijczykowi i nie było mowy o żadnym karnym.
Trzecia sporna sytuacja. Fatalne rozegranie od bramki Chelsea. Kepa Arrizabalaga wychodzi na kilkanaście metrów od linii bramkowej, gdzie asekuruje go jeden ze stoperów, Lucas Moura dogrywa do Harry’ego Kane’a, ten pakuje piłkę do bramki, biegnie na własną połowę i… no nic, był spalony, kłania się znajomość przepisów.
Trzeba mieć niezłego pecha. Poza tym Tottenham miał jeszcze parę innych niezłych okazji. W pierwszej połowie Kane’owi zabrakło milimetrów, żeby wykończyć przedłużenie Sancheza, w drugiej połowie Kepa świetnie interweniował chociażby po uderzeniach Sessegnona czy Emersona. Ale to wszystko było mało, za mało, żeby ukąsić Chelsea.
Tottenham 0:1 Chelsea. Potrzebne zwycięstwo The Blues
Chelsea potrzebowała tego zwycięstwa. Londyńczycy w pięciu minionych kolejkach Premier League zaliczyli jedną wygraną i aż cztery remisy, więc komplet triumfów i czyste papcie w trzech ostatnich starciach pucharowych (2:0 i 1:0 z Tottenhamem w EFL Cup, 5:1 z Chesterfield) prezentuje się przyjemnie. Czy to był jednak wielki mecz piłkarzy Thomasa Tuchela?
Wprost przeciwnie.
Obiecująco wyglądało tylko pierwsze pół godziny. Zgrabnie funkcjonowało wychodzenie na pozycje, szukanie pół-przestrzeni. Kilka razy Rüdiger albo Sarr decydowali się na długie piłki w stronę piłkarzy z ataku i wychodziły z tego ciekawe akcje. Romelu Lukaku miał dwie dobre sytuacje (jedną na nodze, drugą na głowie), ale za pierwszym razem przegrał z Pierluigim Gollinim, a za drugim kompletnie przestrzelił. Timo Werner, po nieudany lobie, skupił się na kreowaniu okazji dla kolegów i coś nam podpowiada, że gdyby Chelsea narzuciła wyższe tempo, Niemiec skończyłby mecz z jakąś asystą, ale cóż: w pewnym momencie Werner został odcięty od podań, a po godzinie gry zmienił go Marcos Alonso. Callum Hudson-Odoi oddał jeden groźny strzał. Mason Mount dostał parę dobrych piłek, ale to nie był jego dzień.
Już na samym początku ofensywę wyręczył Antonio Rüdiger, który w polu karnym uprzedził niezdarnie piąstkującego Golliniego, więc wszystko siadło. Co do dużo gadać. Chelsea zalicza potrzebne zwycięstwo, ale nie powiedzielibyśmy, że ubawiliśmy się na tym spotkaniu jakoś szczególnie przednio.
Tottenham 0:1 Chelsea (dwumecz: 0:3)
Rüdiger 18′
Czytaj więcej:
- Jak drzazga pod paznokciem – Tottenham i transfery
- Jak wielkie gwiazdy żegnały się z Tottenhamem?
- Kryzys Harry’ego Kane’a
- Lukaku i Tuchel zakopali topór, ale to nie koniec problemów
Fot. Newspix