Aleksandar Mitrović zdecydowanie nie wygląda jak nowoczesny napastnik. Jest barczystym, niezbyt szybkim chłopem. Jak sam przyznaje – nie ma zjawiskowej techniki. Jednocześnie jest piłkarzem na najlepszej drodze do tego, by zostać rekordzistą Championship. To dość niecodzienna sprawa jak dla kogoś kto zaczynał od wybijania szyb w serbskich pociągach.
Życie Mitrovicia na szczęście nie jest naznaczone wojną. Urodził w 1994 roku, ale jego rodzina nie była zaangażowana w jugosłowiańskie konflikty. Pomagało też życie w pewnym oddaleniu od Belgradu, bo jego rodzinne Smederevo dzieli około 50 kilometrów od stolicy Serbii.
Nie oznacza to jednak, że młody Aleksandar był spokojnym chłopcem. Mimo tego, że jego rodzice – Natasza i Ivica – roztaczali nad chłopcem troskliwą opiekę, czasami trudno było zapanować nad żywiołem energii, którym przyszły piłkarz został od samego początku swojego jestestwa. W wybrykach nie przeszkadzał Aleksandarowi jego nikły wzrost – po latach wspomina, że był jednym z najniższych dzieci nie tylko w swojej klasie, ale i całej szkole.
Przy okazji był też jednym z największych łobuzów. Na łamach “Daily Mail” przyznał, że pewnego letniego popołudnia jego ojciec przyłapał go na rzucaniu kamieniami w jadący pociąg. Jakby tego było mało – Aleksandar wybił w maszynie szybę, a kamień uderzył jednego z pracowników.
– Nie wiem, dlaczego to robiłem, ale na pewno nie byłem sam. Setki dzieci przede mną rzucały tymi kamieniami, ale to mój wybił szybę i trafił w jedną z osób. Byłem złym dzieciakiem – rodzice się naprawdę o mnie troszczyli, byli wspaniali, lecz ja sprawiałem problemy. Tata zawsze starał się ze mną rozmawiać, lecz pamiętam, że wtedy po prostu skopał mi dupę – przyznał Mitrović w wywiadzie.
Natasza i Ivica uznali, że to odpowiedni moment, by ukierunkować siłę ich syna w inny obszar. Postawili na sport.
Moje ciało – moja broń
Aleskandar został zapisany do szkółki Partizana Belgrad, jednej z najlepszych akademii w kraju. I chociaż nie brakowało mu charakteru, a i umiejętności piłkarskie miał niezłe, to odstawał warunkami fizycznymi. Na tyle mocno, że właściwie w ogóle na niego nie stawiano.
– Jako dziecko bardzo mało grałem w klubie. Byłem zbyt słaby, nie mogłem grać ze swoimi rówieśnikami. Musiałem znaleźć inną drogę. Tata powiedział mi, że muszę pracować znacznie częściej, więc to zrobiłem – wspominał Mitrović.
Inną drogą okazały się sporty walki. Energia Aleksandara została początkowo spożytkowana na zajęciach karate, później zaś pojawiły się bardziej agresywne sporty walki. Zadziałały też hormony, bo w końcu wątły chłopiec odbił fizyczne niedociągnięcia i zaczął przerastać pozostałych chłopców. Wkrótce ich zdeklasował, a dominacja stała się jedną z najważniejszych cech jego stylu gry.
– W ciągu jednego półrocza znacznie urosłem. Jako nastolatek pograłem kilka miesięcy w zespole U-18 Partizana, po czym przeniesiono mnie do pierwszej drużyny. Nauczyłem się wtedy wykorzystywać moje ciało jako broń. Musiałem nauczyć się trzymać dobrą formę, inaczej bym przepadł – opowiadał obecny zawodnik Fulham.
Na debiut w pierwszym składzie Partiazana Aleskandar musiał jednak poczekać. Zanim dostąpił tego zaszczytu, trafił do FK Teleopik Belgrad. Klubu znacznie słabszego, satelickiego, ale też takiego, w którym mógł się przebić, zostać w pełni dostrzeżonym przez macierzystą drużynę. Udało się.
Jeszcze jako nastolatek zaliczył 26 występów w drugiej lidze. I od początku swojego pobytu na zapleczu serbskiej ekstraklasy Mitrović prezentował futbol, który stał się jego znakiem charakterystycznym. W debiucie przeciwko OFK Mladenovac zdobył bramkę i został wyrzucony z boiska.
Sezon kończył z siedmioma trafieniami i taką samą liczbą żółtych kartek. Partizan postanowił zaryzykować i ściągnął agresywnego napastnika do pierwszej drużyny. Jakiekolwiek braki techniczne Aleksandar nadrabiał siłą i ambicją. Jego marzenia sięgały bowiem dalej.
Jak podłożyłem bombę i przestałem się martwić
Przeznaczeniem Mitrovicia, przynajmniej zgodnie z głosem serca, od zawsze była Anglia.
– Niektórzy chłopcy kochają Barcelonę. Inni marzą o Manchesterze United. Ja od dzieciństwa uwielbiałem Newcastle United. Śledziłem ich przez całe swoje życie. Miałem ich dwie koszulki, wyróżniałem się na lokalnych boiskach, kto inny mógłby biegać w koszulce Newcastle United? Alan Shearer był dla mnie geniuszem – mówił napastnik, jeszcze zanim zadebiutował w barwach The Magpies.
Dla Partizana Serb grał tylko przez jeden sezon. Rodzima liga zrobiła się dla niego zbyt ciasna, nawet jeśli ekipa z Belgradu występowała w europejskich pucharach. To zresztą w nich debiutował młody napastnik – wyszedł na mecz z Vallettą i po dziewięciu minutach wpisał się na listę strzelców.
Kolejne bramki dokładał przez cały sezon – łącznie uzbierał ich osiemnaście. To wystarczyło, by Partizan wygrał wówczas mistrzostwo, a samego zawodnika uznano za jeden z największych talentów światowej piłki. Rozpoczęły się pierwsze spekulacje na temat nowego klubu – swoje zainteresowanie wyrażały angielskie kluby, ale też mniejsze marki. Ostatecznie postawiono na Anderlecht.
Chociaż Serba ciągnęło do Premier League, wydawał się pod nią skrojony, potrzebował nieco bardziej harmonijnego przejścia. Problem był jeden. Partizan nie chciał sprzedawać swojej wschodzącej gwiazdy.
Mimo kłopotów dyscyplinarnych, Mitrović w ciągu jednego sezonu wyrobił sobie nazwisko, którego serbski futbol dawno nie widział. Nic więc dziwnego, że włodarze chcieli go utrzymać w klubie nieco dłużej. Sytuacja komplikowała się do tego stopnia, że musiał interweniować ojciec piłkarza. I zrobił to w naprawdę bałkański sposób.
– Byłem przeciwny. Nie chciałem, żeby Aleksandar od nas odchodził. Uważałem, że powinien zostać, że powinien rozwinąć się bardziej. Partizan mógł mu wiele dać, a on sam mógł zostać i pozwolić, by klub zarobił na nim jeszcze więcej. Pamiętam jednak dzień, który zmienił wszystko. Trwały negocjacje, gdy nagle do budynku wpadł jego ojciec. Powiedział, że jeśli nie puścimy Aleksandara do Belgii, to podłoży bombę. Wyrzuciłem go z mojego gabinetu, ale sprawa zrobiła się poważna. Zadzwoniła do nas policja, która naciskała, żebyśmy sprzedali Mitrovicia – wspominał Albert Nadj, ówczesny dyrektor sportowy serbskiego klubu, w rozmowie z “Goal.com”.
Pola do manewru nie było. Partizan zgodził się na ofertę Anderlechtu, który dla Mitrovicia – sylwetką coraz bardziej przypominającego konia – bił swój rekord transferowy. Na 19-latka wyłożono pięć milionów euro. To do tej pory jeden z dziesięciu największych zakupów w historii belgijskiego giganta. No i bez wątpienia jeden z najlepszych.
To tylko przystanek
– Wychowałem się w czasach, gdy sukcesy odnosili Alan Shearer i Didier Drogba. Byli klasycznymi dziewiątkami. Wiedziałem oczywiście, że futbol się zmienia, ale wciąż chciałem być taki jak oni. Musiałem znaleźć sposób, by się wyróżnić, więc trenowałem jeszcze więcej. Uwielbiam siłownie, to miejsce mojej pracy. Niektórym może przeszkadzać, że spędzam tam aż tyle czasu, ale moja rodzina to rozumie. Nie jestem najszybszym zawodnikiem, więc potrzebowałem czegoś innego – opowiada Mitrović.
Taka samoświadomość zaprocentowała przede wszystkim podczas pobytu w Newcastle, ale jej zalążki można było dostrzec już podczas belgijskiej przygody. Mitrović nie zmieniał swojego stylu gry, zmieniał tylko swoje ciało. Stawał się jeszcze bardziej dominującym piłkarzem, co pozwoliło mu bez żadnych przeszkód roznieść Jupiler League w pył.
W debiutanckim sezonie zdobył 16 bramek, trafiał co drugi ligowy mecz. Później było jeszcze lepiej, bo w rozgrywkach 2014/15 Mitrović strzelił aż 28 bramek. Błyszczał nie tylko w lidze (20 trafień), ale też w europejskich pucharach.
Szerszej publiczności przedstawił się meczem z Arsenalem. W listopadzie 2014 roku wyszedł na spotkanie Ligi Mistrzów i zaliczył hat-trick Mitrovicia: gol, asysta (wywalczony karny), żółta kartka. Wrażenie było tym większe, że Anderlecht wyszedł wówczas z wyniku 0:3 na 3:3.
Samo trafienie serbskiego napastnika było zapowiedzią tego, kim Mitrović może stać się w przyszłości. Młody snajper wygrał pojedynek fizyczny z Perem Mertesackerem, przestawił Niemca, a następnie pokonał go w powietrzu. Przypomnijmy, że defensor ma prawie dwa metry wzrostu.
Anderlecht czuł już, że długo to oni Mitrovicia nie utrzymają. Nikt zatem nie był zdziwiony, że już po drugim sezonie w Belgii pojawiły się konkretne oferty. Jedna była dla Serba absolutnie wyjątkowa – odezwało się Newcastle United.
Negocjacje nie trwały długo, gdyby włodarze usiłowali zablokować ten transfer, Aleksandar sam byłby zdolny do podłożenia bomby. W 2015 roku na konto Anderlechtu wpadło 13 milionów funtów, a Mitrović po 90 meczach i 44 golach dla Belgów mógł zacząć spełniać swoje dziecięce marzenie.
Bańka pękła jednak bardzo szybko.
Jak Cantona i Shearer, tylko że bez goli
Znacie to uczucie, gdy wracacie do czegoś, co kochaliście w dzieciństwie, a po latach okazuje się, że miłość wywoływały tylko wspomnienia? Dokładnie tak musiał czuć się Aleksandar Mitrović, gdy w końcu trafił na St. James’ Park.
Zgotowano mu świetne przyjęcie, zaoferowano pięcioletni kontrakt. Od razu wyciągnięto jego miłość do klubu, co w umysłach kibiców tworzyło tylko jedną wizję – oto nasz nowy Alan Shearer. Zgadzało się kilka rzeczy – styl gry, bezkompromisowość, spora kwota transferu, naturalny talent strzelecki. Problem w tym, że tego ostatniego Serb kompletnie nie pokazywał na boiskach Premier League.
Szybko zaczęto porównywać go do innej legendy angielskiej ekstraklasy – Erica Cantony. Jednak miało to charakter ironiczny – Mitrović, podobnie jak Francuz, często nosił postawiony kołnierzyk, emanował też butą i pewnością siebie. Ponownie jednak brakowało najważniejszego – goli, asyst, pozytywnego wpływu na grę zespołu.
W barwach Newcastle United spędził dwa pełne sezony. Pierwszy był w gruncie rzeczy całkiem udany – na boiskach Premier League Serb zdobył dziewięć bramek, ale wrażenie psuł fakt, że The Magpies pożegnali się z ekstraklasą. Co więcej, napastnik zaczynał już irytować swoją agresją na boisku.
W pierwszych czterech kolejkach sezonu 2015/16 obejrzał dwie żółte kartki i jedną czerwoną. Później starał się trzymać przepisów, ale przeciwko Tottenhamowi znowu przesadził. W ostatnim meczu sezonu, gdy Newcastle było już pogodzone ze spadkiem, Mitrović znowu zanotował swojego hat-tricka. Tym razem oberwało mu się od osoby, którą podziwiał.
– Mitrović ma 21 lat i pięć czerwonych kartek w swojej karierze. Niektórzy zawodnicy przez całe życie tylu nie oglądają. On się niczego nie uczy. Jego wślizg na Walkerze był okropny, mógł mu złamać nogę. Pewnie otrzyma zawieszenie, ale przede wszystkim musi nauczyć się, że tak grać nie można – powiedział Alan Shearer w “Match of the Day”.
Anglik miał rację – decyzją Sądu Sportowego Mitrović został zawieszony. To tylko pogłębiło różnice, które od początku dzieliły go od Rafy Beniteza. Ówczesny szkoleniowiec Newcastle United nie do końca sprawdzał się w roli nauczyciela, tym bardziej, że trafił na wyjątkowo krnąbrnego ucznia.
W drugim sezonie dla The Magpies Mitrović nie tylko grał mniej, ale też słabiej. Rozczarowywał na poziomie Championship, chociaż spodziewano się, że tę ligę wciągnie nosem. Fizycznie i taktycznie leżała mu jeszcze bardziej niż Premier League. To jednak była tylko teoria.
W rzeczywistości Serb zdobył zaledwie cztery bramki w 25 spotkaniach. Na boisku spędził blisko dwa razy mniej czasu niż w pierwszym sezonie. Sygnał od hiszpańskiego trenera był jasny – możesz się pakować, nie potrafię z ciebie skorzystać. Mitrović podjął wówczas decyzję, która zmieniła jego karierę.
Ziemia obiecana
Opinia wielkiego talentu została nadszarpnięta przez dwa sezony w Newcastle United. W dodatku po awansie do Premier League nie zanosiło się na to, żeby Bentiez miał zamiar przywrócić Mitrovicia do łask. Jako że sprzedaż Serba była bardzo trudna, postanowiono puścić go na wypożyczenie.
– To nie była prosta decyzja. Musiałem ją jednak podjąć. Potrzebowałem gry – chciałem i musiałem grać. To zaś wiązało się z odejściem z Newcastle – wspomina Mitrović.
W sezonie 2017/18 Serb spędził w Londynie tylko pół roku. Było to jednak najlepsze pół roku od czasu gry dla Anderlechtu. W nowej drużynie napastnik z miejsca stał się gwiazdą i głównym strzelcem. Rozgrywki kończył z dwunastoma trafieniami na koncie i kolejnym wywalczonym awansem.
Mitrović zmienił wówczas bieg swojej kariery. Chociaż oferty do Newcastle spłynęły także z Bordeaux i Anderlechtu, Serb nie chciał opuszczać Anglii. W podjęciu decyzji niewątpliwie pomógł mu Slavisa Jokanović – były trener Partizana, który w tym czasie sprawował władzę w Fulham. Legenda serbskiej piłki przekonała młodszego rodaka i ten zdecydował, że zostanie w stolicy na dłużej.
Od tamtej pory mówiąc: Fulham, masz na myśli Aleskandara Mitrovicia. 22 miliony funtów, które londyńczycy przelali na konto Newcastle w 2018 roku, spłaciło się już dawno temu. Serb absolutnie szaleje na boiskach Championship – na ten moment ma już 60 goli w 106 meczach dla The Cottagers na tym poziomie rozgrywkowym.
Cieniem kładzie się jego dorobek w Premier League, lecz nikt nie ma wątpliwości, że Serb nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Obecnie jest na najlepszej drodze do ponownego awansu do ekstraklasy oraz pobicia rekordu. Najwięcej goli w jednym sezonie Championship zdobył Ivan Toney – 30 bramek w rozgrywkach 2020/21. Mitrović ma obecnie 22 trafienia na koncie, a nie minęła jeszcze połowa sezonu.
Wydaje się, że w Fulham Serb dojrzał do roli prawdziwego lidera. Jest lepszy niż kiedykolwiek, utemperował też swój zabójczy charakter. Wreszcie jego gra miała też pozytywne przełożenie na występy dla reprezentacji, którą poprowadził do finałów mistrzostw świata w Katarze, został też jej najlepszym strzelcem.
Kilkanaście lat temu Ivica Mitrović pół-zatem a pół-serio mówił, że jego syn zostanie kryminalistą albo bokserem. Na szczęście dla całej rodziny i kibiców Fulham napastnik wybrał nieco bardziej pokojową ścieżkę. Chociaż do tego drugiego zawodu brakowało mu czasami bardzo niewiele.
– Lubię Londyn. Jest tutaj znacznie spokojniej niż w Newcastle. Moja rodzina się dobrze czuje, dzieci są szczęśliwe. To moje miejsce – powiedział Mitrović w 2018 roku.
Nikt jednak nie kryje, że jeśli Serb utrzyma swoją gigantyczną formę, Premier League znowu zapuka do jego drzwi. Odrzucenie oferty jawi się jako wątpliwe – w końcu 27-latek ma tam sporo do udowodnienia.
Czytaj także:
Fot.Newspix