Czasami – czytając różne historie w mediach – ludzie zastanawiają się, jak to możliwe, że człowiek się na coś nabrał. Babcia łyknęła prostą historię o wnuczku, ktoś tam przelał jakiemuś oszustowi gruby pieniądz, bo uwierzył w magiczną moc amuletu, albo w ogóle – zrzucił mu kasę przez balkon w siatce (coś takiego chyba było). Potem zmiana kanału i Paulo Sousa przemawia. Ależ on pięknie gada. Ma facet rację.
A Portugalczyk oszukał wielu ludzi w Polsce i zbytnio się nie natrudził. Właściwie wystarczył mu tylko odpowiedni paszport. Jakby był Polakiem, mógłby opowiadać nawet najbardziej okrągłe zdania, a podobnego zaufania w społeczeństwie by nie zdobył. No, ale skoro jest zza granicy i mówił „ball” zamiast „piłka”, to większość od razu wiedziała – „uuu, fachowiec”.
Nie ma lepszej fuchy w tym kraju niż zagraniczny szkoleniowiec. Jakby ktoś się kiedyś skusił na eksperyment i podrzucił studenta ze spreparowanym CV, ale jednak zagranicznego, to sporo osób i tak by to łyknęło.
Natomiast kibic, to kibic, on ma masę innych zajęć, może się nie interesować aż tak bardzo. Zobaczył siwego lisa, opalonego, z gadką, to uznał – zna się. Potem pojechał do roboty na swój etat, wrócił zmęczony, to przecież nie będzie sprawdzał, czy Sousa w Bordeaux był w porządku, czy też nie. Naprawdę ludzie mają lepsze rzeczy do roboty niż śledzenie moralności jakiegoś typa w dresie.
Oczekiwałbym jednak, że Zbigniew Boniek, który Sousę wybierał, takiego szkoleniowca prześwietla. Że konsultuje się z masą osób, dokładnie sprawdza, komu chce płacić duże pieniądze, może na konferencji prezentuje jego liczne zalety. Tymczasem myśmy się dowiedzieli głównie tego, że Sousa jest „top” i to w zasadzie tyle. Gdzieś tam Boniek zadzwonił, ale nie wiadomo do kogo. Coś tam mu powiedzieli, ale też w zasadzie nie wiadomo co, poza tym, że top.
Gość jest top i co mu zrobisz?
Może gdyby Boniek nie wierzył aż tak w swojego nosa, to wyszłoby nieco lepiej? Właściwie co to za nos – raz trafił z Nawałką, raz nie trafił z Brzęczkiem. 50% skuteczności. To tak jakby powiedzieć, że Dziekoński dobrze broni.
W każdym razie – w piłce nos jest ważny, ale ważna jest też analiza. Trzeba było rzetelnie sprawdzić, jak Sousa zachowywał się wobec innych pracodawców. Czy był uczciwy i lojalny, czy wręcz przeciwnie, mocno kręcił. Jakby Boniek to sprawdził, wiedziałby, że Sousa kręci. Ale nie sprawdził. Naturalnie to nie dawałoby wciąż stu procent pewności, bo nawet największa cnotka może niespodziewanie pójść w tango, ale ograniczalibyśmy ryzyko. Tutaj tego nie zrobiono, jest top, to jest top, drukujcie kontrakt. Co będzie, to będzie.
Ostatecznie Sousa nie sprawdził się ani z wynikami, ani z przyzwoitością. Można sobie gadać, że kadra zrobiła parę kroków do przodu, ale umówmy się: raczej wolny był to spacer. W efekcie kadencja Bońka przyniosła nam trzech selekcjonerów – dobrego, słabego i tragicznego. To jest mniej więcej poziom wyborów Dariusza Mioduskiego.
A przecież jeden się zna na piłce, a drugi nie. Dlatego kibice, którym jest wstyd, że nabrali się na Portugalczyka – dajcie spokój. Mieliście prawo. To nie wam powinno być wstyd.
WOJCIECH KOWALCZYK