Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

22 grudnia 2021, 12:18 • 7 min czytania 35 komentarzy

Zaczniemy 3 czerwca z Walią, trzy dni później zmierzymy się z Belgami, potem mamy starcie z Holandią i 13 czerwca, już znów u siebie, ponownie z Belgią. Liga Narodów, która miała być nadaniem oficjalnej nazwy zwyczajnym spotkaniom sparingowym zaczyna się przepoczwarzać w pełnoprawny turniej piłkarski. Na razie jeszcze trochę podzielony, na razie jeszcze trochę rozbity, na razie jeszcze trochę  lekceważony.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Ale satelita wylądował na nieznanym gruncie. Wykonał kilka pierwszych kroków i utwierdził piłkarskich działaczy w przekonaniu: zwiększyć moc, kalendarz wytrzyma. 

W mojej opinii Polska traktuje ten turniej nieco po macoszemu z prostego względu – nie za bardzo mamy szansę w tej Lidze Narodów cokolwiek wygrać. Przez pieczołowite budowanie rankingów przez Adama Nawałkę mieliśmy swego czasu odrobinę prostsze losowania, ale jednocześnie trafiliśmy do Dywizji A, która niekoniecznie współgra z naszym rzeczywistym potencjałem piłkarskim. Inaczej patrzysz na świat, gdy masz okazję wygrać trofeum, choćby i najbardziej egzotyczne, a inaczej, jeśli to faktycznie nic innego, jak tylko seria sparingów o nieco większym prestiżu. Stąd też nasze spojrzenie na ten turniej może nie być do końca miarodajne – zwłaszcza gdy przypomnimy sobie jak Jerzy Brzęczek próbował linii pomocy Szymański-Linetty-Góralski i przed nimi Zieliński w ustawieniu 4-3-1-2.

Polska Ligę Narodów na razie jeszcze traktuje z pewnym dystansem. Natomiast Europa na nas nie czekała i już Ligę Narodów łyknęła.

Ostatni finał na żywo obejrzało ponad 30 tysięcy widzów zgromadzonych na San Siro w Mediolanie, mimo ograniczeń pandemicznych mecz miał godną oprawę. I Luis Enrique, i Didier Deschamps puścili w bój swoich najgroźniejszych żołnierzy, Francja atakowała Griezmannem, Mbappe i Benzemą, Hiszpania też wystawiła właściwie pierwszy garnitur. Nie było mowy o pięciu zmianach w przerwie i powołaniach dla najsolidniejszego reprezentanta U-19 w ramach nagrody za dobre sprawowanie. Nie było eksperymentalnej strategii meczowej, nie było wystawiania stoperów w ataku, by sprawdzić jak taki ruch wpływa na jakość gry całej drużyny.

Reklama

Nie był to sparing z inną nazwą, nie był to mecz towarzyski, w którym ktoś na koniec wręczył Puchar Wójta. Każdy walczył z pełnym zaangażowaniem o kolejne reprezentacyjne trofeum, nawet jeśli to trofeum o wielokrotnie mniejszej wadze niż te dwa kluczowe w reprezentacyjnym futbolu.

Telewizje te mecze transmitowały, telewizje za te mecze płaciły. W przerwach wyświetlały reklamy, które zamówili reklamodawcy, dokładnie tak samo, jak przy każdym innym turnieju. Gwiazdy światowego sportu promowały starcia Ligi Narodów w swoich mediach społecznościowych, bo nikt nie traktował tego finału jak występu w Pucharze Króla Tajlandii w styczniu 1998 roku, tylko jako okazję do uzupełnienia gabloty. Kibice kupili bilety, sponsorzy zajęli bandy, rodzina UEFA zasiadła w lożach i z zadowoleniem oddała się konsumpcji tego wielkiego sukcesu, jakim było powołanie do życia i udane zaimplementowanie nowego turnieju w kalendarzu rozgrywek międzynarodowych.

Po pierwsze – w lożach rodziny piłkarskiej, czy to UEFA, PZPN czy FIFA, zawsze jest co konsumować. Po drugie – to stanowi swoisty przełom i pierwszy kroczek do rzeczy o wiele większych niż turniej stanowiący pomost między zwykłymi sparingami a meczami eliminacyjnymi.

Już dziś wiadomo – i duży szacunek dla Tomasza Włodarczyka, który podał to jako pierwszy na świecie – że Liga Narodów prawdopodobnie połączy siły z zespołami ze strefy CONMEBOL, by stworzyć coś na kształt turnieju dwóch kontynentów. Już wcześniej dochodziło do różnych dziwacznych mariaży czy nawet transferów pomiędzy strefami, jednak po raz pierwszy dłoń podaliby sobie dwaj najwięksi światowi gracze – UEFA ze swoimi absurdalnie silnymi ligami i największym natężeniem mocnych drużyn oraz CONMEBOL z Argentyną, Brazylią i Urugwajem. Albo innymi słowy – CONMEBOL z Messim, Neymarem i Viniciusem Juniorem.

Rozmawiając o sensie czy powodzeniu tego ruchu, trzeba go osadzić w pewnym kontekście. A kontekst jest taki, że właśnie FIFA prowadzi globalną kampanię na rzecz zwiększenia częstotliwości rozgrywania Mistrzostw Świata. Zamiast czterech lat oczekiwania na turniej – mielibyśmy grać mundiale co dwa lata, po Twitterze latają już wyliczenia, o ile procent więcej udałoby się zarobić federacji, gdyby udało się dopiąć cały projekt. Do wspierania pomysłu FIFA zatrudniła kilkanaście legend światowego futbolu i ustami tychże kozaków sączy swoją wizję: to wielka rzecz dla piłkarza, to wielka rzecz dla kibiców, jeśli coś jest tak wyśmienite – a przecież każde dziecko świata wie, że mundial to rzecz wyśmienita – no to trzeba zwiększyć podaż. Gdyby powiedział to jakiś działacz pod krawatem, moglibyśmy machnąć ręką. Ale przecież to sam Javier Mascherano, przecież to Yaya Toure, przecież to Peter Schmeichel czy inny lokalny idol.

A FIFA trzyma jeszcze w rękawie kolejnego asa. Według insajderskich informacji – wybaczcie, teraz już nie dotrę, kto podał to jako pierwszy – FIFA miałaby planować podział zysków z tych dodatkowych imprez na WSZYSTKIE zrzeszone federacje, czyli na ponad 200 państw. Nie ma w tym oczywiście żadnego przypadku – trwa po prostu trywialna walka o głosy, gdzie liczy się tylko cena. Kupić sobie głosy w Niemczech czy Anglii to rzecz niemalże nierealna. Ale dla reprezentacji Trynidadu i Tobago czy innego Tadżykistanu? Dodatkowy mundial i płynące z tego zyski to doskonała okazja, by podreperować budżet, a przy okazji zwiększyć swoje szanse na to, by kiedyś na mundial się faktycznie zakwalifikować. Jak nauczył nas plebiscyt Złotej Piłki – jeden głos z Niemiec zawsze przegra z dwoma głosami z Vanuatu i Sri Lanki.

Reklama

Gdybym miał się pobawić w jasnowidza… Moim zdaniem ta decyzja już została podjęta. Będziemy grali Mistrzostwa Świata co dwa lata, pozostaje jedynie wątpliwość, co do ich nazwy, kształtu oraz organu, który je zorganizuje. FIFA ściga się tutaj właśnie z UEFA i CONMEBOL-em, bo nie ma sensu się oszukiwać – mistrzostwa łączone Europy i Ameryki Południowej to właściwie prawie jak mundial. Zaprosić do tego ze trzech-czterech najmocniejszy z Azji i Afryki – co w sumie nie powinno być większą przeszkodą – i mamy wszystko, co na mundialu najlepsze. A co najważniejsze – bez udziału tych chciwych drani z FIFA.

FIFA to widzi, widzi też ile jest pieniędzy w grze. Dlatego chce wyprzedzić ruchy UEFA i CONMEBOL-u – skoro już ma się pojawić nowy duży turniej z udziałem światowych gwiazd, to niech to będzie nowy mundial, a nie jakiś festyn organizowany przez dwie spośród kontynentalnych federacji. Światowy gracz może się przepychać z dwoma kontynentalnymi liderami, ale przecież nas, kibiców, niespecjalnie obchodzi, kto zarobi i pomnoży zyski na koncie. Nas obchodzi kalendarz, a biorąc pod uwagę, że i FIFA, i UEFA, i CONMEBOL dążą do tego samego…

Coś mi podpowiada, że ten nowy turniej – czy to pełnoprawny mundial, czy taki mundial, ale bez Azji i Afryki – niedługo dojdzie do skutku. Pieniądze leżą na boisku, wystarczy się po nie schylić. Sam nie wiem zresztą, co byłoby lepsze dla kibica. Dalsze tuczenie się grubych ryb z FIFA, które zepsułyby do reszty czar mundialu, czy może dalsze tuczenie się grubych ryb z UEFA czy CONMEBOLU, które pewnie znacząco obniżyłyby rangę turniejów kontynentalnych – a i samego mundialu też.

Chciałbym się mylić. Moim zdaniem turnieje Copa America i Pucharu Narodów Afryki w pełni udowadniają, że nie zawsze więcej oznacza lepiej. Nie zawsze te szalone kombinacje z zapraszaniem reprezentacji Kataru i organizacją okazjonalnego dodatkowego turnieju z okazji setnych urodzin River Plate mają sens. Być może czysto finansowo słupki się zgadzają, ale jak długo można ten stan utrzymać? Kiedy to wszystko zmieni się w siatkarski maraton, gdzie jeszcze nie opadają emocje po Mistrzostwach Europy a już zaczyna się Liga Światowa, którą za moment luzują Mistrzostwa Świata i oczywiście Igrzyska Olimpijskie, na których Polacy odpadają w ćwierćfinale?

Nie chciałbym takiego futbolu reprezentacyjnego, ale oczywiście taki futbol reprezentacyjny dostanę. Ja i my wszyscy – czyli kibice – zagłosujemy portfelami i pilotami telewizorów. Niech włączy co drugi z nas, niech włączy co trzeci z nas. To i tak będzie wynik, który potwierdzi działaczom – to był świetny, kapitalny pomysł, Liga Narodów/częstszy mundial to strzał w dziesiątkę. Piłkarze? Piłkarze mają oczywiście swoje związki zawodowe, mają swoje obwarowania kontraktowe, no i mają też kluby, które w teorii powinny bronić interesów swoich zawodników i odpowiedniego balansu w kalendarzu. Ale przecież żyjemy w latach dwudziestych XXI wieku. Jest kompletnie jasne, że mapa stosunków pomiędzy największymi graczami światowego futbolu coraz częściej przypomina mapy polityczne. Czy PSG, zabawka katarskich szejków, wywoła totalna wojnę z FIFA, która właśnie organizuje u katarskich szejków Mistrzostwa Świata? Czy mocne europejskie kluby, które toczą swoją wojnę z UEFA o kształt Ligi Mistrzów i ew. stworzenie Superligi, otworzą kolejny front? A może spróbują się ułożyć, wypracowując jakiś anty-fifowski kompromis?

Ta walka UEFA z Superligą, czyli jednej chciwej i bezdusznej organizacji z drugą chciwą i bezduszną organizacją o kształt rozgrywek przynoszących absurdalne zyski chciwym i bezdusznym organizacjom była wyjątkowo trudna dla kibiców, którzy wybierali sobie „mniejsze zło” do kibicowania i wspierania. Takich walk czeka nas w najbliższych latach więcej. Wielokrotnie skompromitowane UEFA i CONMEBOL kontra wielokrotnie skompromitowana FIFA. Aż chce się kupić jakiś oficjalny gadżet z logo którejś z tych organizacji. Będzie jak znalazł na ten nowy turniej. Ligę Narodów Plus czy Mundial Extra – bez znaczenia. Jak nasze zdanie o tych pomysłach…

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

35 komentarzy

Loading...